Ślady
>
Archiwum
>
2003
>
styczeĹ / luty
|
||
Ślady, numer 1 / 2003 (styczeĹ / luty) Od Redakcji Jeden lud, wĹrĂłd wszystkich ludĂłw Ĺwiata Ostatnio dziennik Le Monde, od zawsze uznawany za miarodajny gĹos francuskiego laicyzmu po przeprowadzeniu sondaĹźu ogĹosiĹ, Ĺźe ĹwiÄta BoĹźego Narodzenia oraz uroczyste zakoĹczenie roku sÄ tymi, ktĂłre obchodzi wiÄkszoĹÄ FrancuzĂłw. Podano takĹźe, iĹź niezaleĹźnie od wĹaĹciwego znaczenia tych ĹwiÄ t, sÄ one zewnÄtrznym czynnikiem jednoczÄ cym Ăłw bardzo niejednorodny, zróşnicowany zarĂłwno rasowo, jak i kulturowo narĂłd, w ktĂłrym nie brakuje wewnÄtrznych napiÄÄ. Od jakiegoĹ czasu we WĹoszech, przy kaĹźdej okazji (z Mistrzostwami Ĺwiata w piĹce noĹźnej wĹÄ cznie) prowadzi siÄ swoistÄ kampaniÄ na rzecz barw narodowych i hymnu paĹstwowego, wskazujÄ c je, jako znaki toĹźsamoĹci oraz jednoĹci narodowej. Przy tym przydaje siÄ temu wiÄksze znaczenie niĹź ma to miejsce w powszechnym odczuciu. JednoczeĹnie prowadzone sÄ polityczne dyskusje o dziedzictwie narodowym i regionalizacji. PatrzÄ c szerzej, wiele strasznych wydarzeĹ, ktĂłre wstrzÄ snÄĹy i nadal wstrzÄ sajÄ Ĺwiatem ma charakter wojen pomiÄdzy narodami lub naduĹźyÄ wĹadzy jednych nad drugimi (w sensie etnicznym i religijnym); wojna zaĹ ma byÄ motywem do potwierdzenia toĹźsamoĹci swojego narodu. Ponadto, od kilku lat trwa debata wokóŠtzw. Karty europejskiej, ktĂłra w jakiĹ sposĂłb miaĹaby wyraĹźaÄ charakter jednego ludu, ktĂłry ma jednÄ walutÄ, ale mĂłwi czterdziestoma róşnymi jÄzykami. I wreszcie â wĹaĹnie w momencie ekonomicznych trudnoĹci i niedostatku wielu politykĂłw odwoĹuje siÄ do ĹwiadomoĹci narodowej, aby ludzie potrafili solidarnie stawiÄ czoĹa ciÄciom i koniecznym poĹwiÄceniom. A zatem, nigdy tak jak dzisiaj (mimo ponad piÄÄsetletniego kulturowego, religijnego i politycznego nacisku na domniemanÄ autonomiÄ jednostki) pytanie o to, co znaczy byÄ ludem, narodem, nie byĹo tak istotne. Lecz dla wiÄkszoĹci sĹowo ânarĂłdâ brzmi pusto, jak jakaĹ figura retoryczna albo przypomina tylko sĹowo âklub kibicaâ czy âfrakcjaâ.
Historia byĹa Ĺwiadkiem zmiennych kolei losĂłw i upadku wielu narodĂłw róşniÄ cych siÄ miÄdzy sobÄ . Po niektĂłrych pozostaĹy okazaĹe Ĺlady, po innych zaĹ przelotne wspomnienia. To, co je ĹÄ czyĹo chociaĹźby geniusz polityczny jakiegoĹ wielkiego przywĂłdcy lub wyjÄ tkowe warunki Ĺźycia czy teĹź oddawanie czci tym samym bĂłstwom, nie uratowaĹo ich przed utratÄ toĹźsamoĹci i koĹcem ich historii. ZniknÄĹy. Od pewnego momentu nie stworzyĹy juĹź niczego oryginalnego. I tak bÄdzie zawsze, dopĂłki trwa historia czĹowieka. WĹrĂłd wszystkich ludĂłw Ĺwiata jest jeden szczegĂłlny â lud chrzeĹcijaĹski. Jest to lud âsui generisâ (PaweĹ VI) to znaczy powstaĹ on w szczegĂłlny sposĂłb. RzeczywiĹcie, jego poczÄ tkiem nie jest jakieĹ wydarzenie z przeszĹoĹci lecz fakt, ktĂłry towarzyszy mu zawsze. âbÄdÄ z wami przez wszystkie dni, aĹź do skoĹczenia Ĺwiataâ to obietnica Jezusa, jakÄ zĹoĹźyĹ swoim uczniom, tej maleĹkiej, trochÄ wystraszonej grupce, ktĂłra spoĹźywajÄ c z Nim posiĹki i ĹźyjÄ c z Nim na co dzieĹ, staĹa u zarania ludu chrzeĹcijaĹskiego i ktĂłra na poczÄ tku chrzeĹcijaĹskiej epoki gromadziĹa siÄ w caĹoĹci w portyku Salomona, stanowiÄ c tak skromne zjawisko spoĹeczne.
Nic innego, jak tylko przepeĹnione miĹoĹciÄ rozpoznanie obecnego Chrystusa ocali lud chrzeĹcijaĹski. I tym róşni siÄ on od ludu Ĺźydowskiego, z ktĂłrego lud chrzeĹcijaĹski siÄ zrodziĹ i czerpaĹ poczÄ tkowÄ moc. Przymierze z Bogiem â najwiÄksza przygoda jaka moĹźe siÄ przydarzyÄ czĹowiekowi i rodzÄ cemu siÄ ludowi przyjÄĹo postaÄ dziewczyny z dzieckiem na rÄku. Przymierze to zostaĹo zawarte w sposĂłb nieoczekiwany, w wydarzeniu, ktĂłre wypeĹnia serce kaĹźdego, kto nie narzuca mu Ĺźadnych wstÄpnych warunkĂłw prawnych czy zwyczajowych. âNazwaĹem was przyjaciĂłĹmiâ powiedziaĹ BĂłg w pewnym punkcie historii, ustanawiajÄ c poprzez przyjaźŠukierunkowanÄ na przeznaczenie nowy rodzaj wiÄzi ze swoim ludem. Jest to wiÄĹş nowego rodzaju: nieoparta na krwi ani na politycznym porozumieniu ani teĹź na wspĂłlnych prawach. Tylko przyjaźŠstanowi element rozpoznawczy ludu chrzeĹcijaĹskiego. Nie flaga, nie hymn ani teĹź Ĺźadna strategia wynikajÄ ca z porozumienia utrzymujÄ przy Ĺźyciu lud, ktĂłry zapoczÄ tkowaĹ historiÄ i nadal jÄ tworzy. Rodzi siÄ on i nieustannie odradza z powtarzajÄ cego siÄ w Ĺźyciu mÄĹźczyzny i kobiety zdumienia jakie ogarniaĹo MaryjÄ, z zaistnienia tego, co Ona odczuwaĹa wobec Wydarzenia, ktĂłre dotknÄĹo Jej ciaĹa. I stÄ d kaĹźda praca domowa i kaĹźde Ĺwiadectwo, kaĹźda inicjatywa socjalna i nieznane szeroko dzieĹo, przeĹźywane z tÄ ĹwiadomoĹciÄ stajÄ siÄ ĹşrĂłdĹem nadziei dla wszystkich. I kaĹźde sĹowo wyraĹźajÄ ce bĂłl i miĹoĹÄ, obawÄ i pochwaĹÄ moĹźe siÄ odnaleĹşÄ lub rozpĹynÄ Ä we âwspĂłĹczesnym Ĺpiewieâ, prostym i piÄknym znaku Ĺźycia ludu, jedynej broni w pozbawionej orÄĹźa walce przeciwko tym, ktĂłrzy nastajÄ na Ĺźycie ludu. |