Ślady
>
Archiwum
>
2005
>
listopad / grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 6 / 2005 (listopad / grudzieĹ) CL PowoĹanie na boĹźej drodze. ZbieĹźnoĹÄ okolicznoĹci Podczas letnich rekolekcji Memores Domini w La Thuile ojcowie Sergio i Claudio opowiadali o swoim Ĺźyciu w benedyktyĹskim klasztorze w Cascinazza niedaleko Mediolanu. o. Sergio Massalongo Podczas letnich rekolekcji Memores Domini w La Thuile ojcowie Sergio i Claudio opowiadali o swoim Ĺźyciu w benedyktyĹskim klasztorze w Cascinazza niedaleko Mediolanu. Pierwsze lata okreĹlone caĹkowicie przez ogromne ubĂłstwo i oddanie. NastÄpnie bolesne doĹwiadczenie rozĹamu. Ojcowska pomoc ks. Giussaniego, towarzyszÄ cego benedyktyĹskiej wspĂłlnocie. âsprawÄ naprawdÄ istotnÄ â mĂłwiĹ nam âjest ĹwiadomoĹÄ motywu, dla ktĂłrego jesteĹcie tutaj razem. Potrzeba, abyĹcie nieustannie pamiÄtali motyw waszego bycia tutaj razem. A motyw jest tylko jeden: obecnoĹÄ Chrystusa, by mĂłc zĹoĹźyÄ Ĺwiadectwo jednoĹci w Ĺwiecieâ. Publikujemy fragmenty Ĺwiadectwa ojca Sergio.
ZbieĹźnoĹÄ okolicznoĹci
Przede wszystkim dziÄkujÄ za zaproszenie nas w tym momencie, i za szacunek. SzczegĂłlnie dziÄkujÄ wam za to, Ĺźe jesteĹcie, poniewaĹź stanowicie dla nas punkt odniesienia, jako doĹwiadczenie wiary. JesteĹcie teĹź naszym punktem odniesienia w znaczeniu pierwszej ofiary; jak mĂłwiĹ nam zawsze ks. Giussani, jesteĹmy w klasztorze, aby ofiarowaÄ Ĺźycie za GrupÄ Adulto. Nasze Ĺźycie jest bardzo ubogie, opowiem wam jednak czym Pan obdarowaĹ mnie i nas przez te lata. [...] Po trzydziestu latach spÄdzonych w klasztorze, jestem coraz bardziej zdumiony poczÄ tkiem, czujÄ siÄ bardziej na poczÄ tku. Tam, wewnÄ trz, jest juĹź wszystko, takĹźe przyszĹy rozwĂłj. WewnÄ trz poczÄ tku sa racje mojego obecnego Ĺźycia, racje, ktĂłrych nie dajÄ sobie sam, ale ktĂłre zostaĹy mi podarowane przez KogoĹ Innego. JeĹli nawet dla mnie takie Ĺźycie zdawaĹoby siÄ czymĹ szalonym, w rzeczywistoĹci ostatecznym celem naszego bycia w klasztorze jest pokazanie Ĺźe Ruch moĹźe spowodowaÄ odrodzenie siÄ benedyktyĹskiej formy Ĺźycia, moĹźe nakreĹliÄ na nowo oblicze ludzkiego piÄkna wobec Tajemnicy, w spoĹecznoĹci takiej jak ta.
17 maja 1971 Jest to ĹaskÄ , a zarazem niesamowitym wyzwaniem, przede wszystkim dla mnie, ale takie zadanie jasno wskazaĹ ks. Giussani 17 maja 1971 r. pierwszym mĹodym zamierzajÄ cym wstÄ piÄ do Cascinazza: âWobec faktu, ktĂłremu dajecie poczÄ tek, wobec takiego dziaĹania OpatrznoĹci, pozostaje siÄ w zdumieniu, jak wobec cudu. Cud nie jest sprzeczny z dynamikÄ wydarzeĹ, z obliczem tego, co siÄ zdarza, ale zachodzi peĹna znaczenia zbieĹźnoĹÄ okolicznoĹci, zdarzeĹ, dajÄ ca poczÄ tek czemuĹ nie naszemu. Lecz cud nie dzieje siÄ dla siebie, ale sĹuĹźy budowaniu historii, i stanowi znak bycia na boĹźej drodze. Historia rzeczywiĹcie kieruje znaczenie wszystkich rzeczy do Chrystusa. Fakt, ktĂłry zapoczÄ tkowuje jest moĹźliwoĹciÄ odnowienia doĹwiadczenia benedyktyĹskiego. Jest to rzecz wielka, o ktĂłrej nie moĹźna mĂłwiÄ z lekkim sercem. PowrĂłt do powaĹźnego podjÄcia ideaĹĂłw jest Zmartwychwstaniem, nie moĹźna jednak wrĂłciÄ do Zmartwychwstania nie przechodzÄ c przez KrzyĹź. Pierwszym, zasadniczym aspektem tego jest posĹuszeĹstwo, aĹź do Ĺmierci wĹasnego uczucia. I to â tu mĂłwi rzecz przepiÄknÄ â choÄ pozostaje umartwieniem, nie jest jednak obcinaniem gaĹÄzi, ale czymĹ dziÄki czemu Ĺźycie wzrasta. Nie moĹźna tu stawiaÄ Ĺźadnych ÂŤaleÂť i ÂŤjeĹźeliÂť. Ĺťadne ograniczenie czy maĹostkowoĹÄ nie moĹźe stanowiÄ obiekcji. Nie moĹźna opatowi powiedzieÄ: ÂŤNic nie rozumiesz, nie pojmujesz mojej genialnoĹciÂť. Kto jest powoĹany, aby wstÄ piÄ do klasztoru, wstÄpuje tam oddajÄ c samego siebie. Pierwszym elementem, ktĂłry naleĹźy uwzglÄdniÄ w tym cudzie jest doĹwiadczenie odzyskania pierwotnych wartoĹci, drugim natomiast jest wiernoĹÄ Ruchowi. WiernoĹÄ Ruchowi nie oznacza wiernoĹci grupom, osobom, ale wiernoĹÄ wydarzeniu Boga w moim Ĺźyciu, zgodnie ze sposobem w jaki BĂłg mnie pochwyciĹ. JednoĹÄ nie polega na byciu razem i robieniu tych samych rzeczy, lub rozmawianiu, ale stanowi zĹÄ cze, ktĂłre pojawia siÄ na tyle, na ile angaĹźujemy siÄ w Ĺźycie, rozpoznajÄ c w nim dziaĹanie Bogaâ.
1971-79 Koniec pewnej formy Opowiem wam teraz w skrĂłcie cztery etapy owych trzydziestu lat przeĹźytych w klasztorze w Cascinazza. Lata 1971-79, to pierwsze lata klasztoru, ja jednak uczestniczyĹem tylko w ostatnich czterech, gdyĹź wstÄ piĹem w 1975 (zatem 1975-79), ale miaĹy one te same cechy, co dosĹownie pierwsze. ByĹy to dla mnie lata przeĹźywane w ogromnej prostocie. Ogromne ubĂłstwo â pomyĹlcie, Ĺźe nie mieliĹmy nawet mistrza nowicjatu, opat wciÄ Ĺź wyjeĹźdĹźaĹ w zwiÄ zku ze swoimi obowiÄ zkami, praca zajmowaĹa prawie caĹy czas, od rana do wieczora, stÄ d wĹaĹnie wielkie ubĂłstwo, naprawdÄ serdeczne posĹuszeĹstwo wobec Tajemnicy, caĹkowicie na Ĺasce woli BoĹźej. MyĹlÄ c o tych latach, moĹźe Ĺźycie daje siÄ porĂłwnaÄ do cudu, Ĺźycie jak cud, poniewaĹź nie rodziĹo siÄ z niczego innego, jak tylko z caĹkowitego powierzenia siÄ Bogu. StÄ d teĹź, z jednej strony, owe pierwsze lata charakteryzowaĹy siÄ piÄknem, zdumiewajÄ cÄ czystoĹciÄ , to znaczy ĹaskÄ ; z drugiej strony, doĹwiadczenie tych lat zakoĹczyĹo siÄ bolesnym rozĹamem wspĂłlnoty. I tak, pewnego piÄknego ranka, po czterech latach pobytu w klasztorze, razem z kilkoma innymi, znalazĹem siÄ jak na tratwie poĹrĂłd morza, nie wiedzÄ c dokÄ d pĂłjĹÄ, a na dodatek z poczuciem wielkiego zamieszania. ProsiliĹmy wszystkich o pomoc, ale udzieliĹ jej tylko ks. Giussani, i nie wiem czy byĹbym tutaj, gdyby nie rzucone przez niego koĹo ratunkowe. Jemu naprawdÄ zawdziÄczam Ĺźycie. W tym czasie miaĹ miejsce fakt, ktĂłry okazaĹ siÄ decydujÄ cy dla ponownego rozpoczÄcia drogi, a mianowicie odbyte pod koniec lat siedemdziesiÄ tych spotkanie z Carlem Wolfsgruberem. Kiedy prosiĹem go o pomoc, podczas rozmowy powiedziaĹ rzecz, jakiej ja nigdy nie wymyĹliĹbym: aby tworzyÄ jednoĹÄ wystarczy jedna osoba. Gdy tymczasem mnie pochĹaniaĹo poszukiwanie drugiej osoby majÄ cej moje wĹasne cechy, czyli odpowiadajÄ cej na moje wewnÄtrzne potrzeby, ale takiej osoby nigdy nie znalazĹem, a zatem byĹem zawsze niezadowolony. Stwierdzeni Carla zadziaĹaĹo w moim Ĺźyciu jak bomba. Nie jak zapewnienie kogoĹ zarozumiaĹego, kto mĂłwi: âZobacz jaki jesteĹ dobry, najlepszyâ, ale jak zapewnienie kochajÄ cego ojca. PoczuĹem, Ĺźe wewnÄ trz chaotycznego horyzontu, w ktĂłrym siÄ znajdowaĹem, istnieje miejsce rĂłwnieĹź dla mojego âjaâ, tak maĹego i kruchego. Moje âtakâ powiedziane wtedy przywrĂłciĹo mi pragnienie niemoĹźliwego: a mianowicie, ze wewnÄ t4rz tego nic, jakim byĹem narodzi siÄ Ruch.
1980-90 RodziÄ siÄ w jednoĹci W pierwszym okresie pielÄgnowaĹem pewnÄ tradycyjnÄ formÄ Ĺźycia religijnego, w drugim dziesiÄcioleciu obejmujÄ cym lata 80-90, pielÄgnowaĹem natomiast swĂłj wĹasny upadek. To dziesiÄciolecie charakteryzowaĹy dwa waĹźne fakty. Po pierwsze ks. Giussani jakby nas adoptowaĹ i odbyliĹmy z nim wiele spotkaĹ. On nigdy nie chciaĹ zakĹadaÄ klasztoru benedyktyĹskiego, ale podjÄ Ĺ ryzyko aĹź do tego stopnia ze wzglÄdu na naszÄ wolnoĹÄ. ZmusiĹ nas do pĂłjĹcia w gĹÄ b tego, co siÄ nam zdarzyĹo, a przez to sprzyjaĹ wynurzeniu siÄ doĹwiadczenia, ktĂłre okreĹliĹo dalszy bieg wydarzeĹ. Tak wiÄc pierwszÄ cechÄ wspomnianych lat byĹa jego pomoc. JednoczeĹnie okres ten charakteryzowaĹa nasza wielka zarozumiaĹoĹÄ. ZarozumiaĹoĹÄ osĂłb, ktĂłre myĹlÄ , Ĺźe skoro raz wziÄĹy sprawy w swoje rÄce, zdolne sÄ do budowania jednoĹci, ale jednoĹci siÄ nie buduje, trzeba rodziÄ siÄ w jednoĹci. Nie jest ona jakÄ Ĺ ideÄ , potrzebuje rodziÄ siÄ przez osobÄ. Wspomniany upadek okazaĹ siÄ jednak waĹźny, poniewaĹź dziÄki niemu zrozumiaĹem, Ĺźe moĹźna znakomicie tworzyÄ jakÄ Ĺ rzecz, ale to mnie nie zbawi. Kto mnie zbawi? Jak mĂłwi Brand Ibsena: âCaĹa wola czĹowieka nie wystarczy, aby stworzyÄ choÄby tylko odrobinÄ zbawieniaâ. PoczÄ tkowo ta nieudolnoĹÄ popchnÄĹa mnie w zgorszenie i rozczarowania. Rozumiesz, Ĺźe Pan jest silniejszy i ciÄ pokonuje, ale nie akceptujesz tego. W miarÄ upĹywu czasu pojÄ Ĺem jednak, Ĺźe w takim stanie nie da siÄ pozostaÄ we wspĂłlnocie. Trzeba natomiast byÄ rozdartym przed TajemnicÄ , jak ofiary skĹadane na gĂłrze przez Abrahama i proroka Eliasza, aby BĂłg przeszedĹ i spaliĹ caĹÄ ofiarÄ, rĂłwnieĹź zĹo. Tu nastÄ piĹo decydujÄ ce przejĹcie. Wszystko prowadziĹo mnie do sytuacji, w ktĂłrej upadĹem na kolana przed TajemnicÄ Chrystusa i ponownie oddaĹem siebie, uznajÄ c, Ĺźe On zwyciÄĹźyĹ, a zatem akceptujÄ c, aby dziaĹaĹ przeze mnie wedĹug swojej woli. AkceptujÄ c, aby moje ograniczenie staĹo siÄ miejscem, w ktĂłrym jestem wezwany do niesienia chwaĹy Chrystusa w Ĺwiat. W takim oddaniu siÄ Chrystusowi doĹwiadczyĹem, Ĺźe Ĺźycie staje siÄ moje i pojawia siÄ niewiarygodna czuĹoĹÄ wobec siebie. CzĹowiek rodzi siÄ, odradza, zaczyna zauwaĹźaÄ, Ĺźe staĹ siÄ zdolnym do rzeczy, ktĂłrej najbardziej pragnÄ Ĺ: kochaÄ wszystko z mocÄ KogoĹ, Kto czyni czĹowieka kimĹ, choÄ jest siÄ niczym. To jest ludzka postawa, tak piÄkna i wolna, Ĺźe zaraza i czyni twĂłrczym. CzĹowieczeĹstwo budzÄ ce fascynacjÄ, ciekawoĹÄ, niesamowitÄ atrakcyjnoĹÄ. RzeczywiĹcie w koĹcu lat dziewiÄÄdziesiÄ tych pojawiĹa siÄ miÄdzy nami taka postawa.
Od 1990 r. do dziĹ. Czas Ĺaski Trzeci etap rozpoczÄty w latach dziewiÄÄdziesiÄ tych, a trwajÄ cy do dziĹ, nazwaĹbym czasem Ĺaski. Kiedy czĹowiek przyjmuje postawÄ tak dyspozycyjnÄ , jak opisaĹem wczeĹniej, BĂłg zaczyna dziaĹaÄ. Moje najprawdziwsze, wewnÄtrzne odczuwane nastawienie wyraĹźa najlepiej Psalm 38, 10: âZamilkĹem, ust mych nie otwieram, Ty bowiem dziaĹaszâ. Zaczynam widzieÄ rzeczy niesĹychane. BĂłg czyni wszystko lepiej ode nas, wzywajÄ c jedynie abyĹmy siÄ wpatrywali jak dziaĹa miÄdzy nami, i przyjmowali to, co On czyni. Jak to siÄ dzieje? Dla mnie jest to zbieĹźne z odkryciem wartoĹci domu, klasztoru. SpostrzegĹem, Ĺźe dom jest coraz bardziej miejscem odpowiedzi na mojÄ proĹbÄ. Odpowiedzi na mojÄ proĹbÄ nie muszÄ oczekiwaÄ przez trzy, piÄÄ, tysiÄ c dni, ona przychodzi zaraz, jest tu i teraz. To okazaĹo siÄ odkryciem naprawdÄ nadzwyczajnym, bo Tajemnica zbiega siÄ z osobami i drugi staje siÄ dla mnie miejscem dobrego przykĹadu, mojej korekty, mĂłwi mi kim jestem, przypomina, Ĺźe naleĹźÄ do Chrystusa. WymieniÄ tylko niektĂłre wydarzenia z tego okresu, caĹkowicie darmowe, a wiÄc nieprawdopodobne, ofiarowane przez BoĹźÄ ĹaskÄ, z ktĂłrych kaĹźde byĹo krokiem wychowawczym, tworzÄ cym naszÄ jednoĹÄ. Przede wszystkim uznanie nas przez StolicÄ ApostolskÄ , ktĂłra po zbadaniu naszych Konstytucji zaaprobowaĹa je i upowaĹźniĹa kardynaĹa Carlo M. Martiniego do erygowania wspĂłlnoty zgodnie z prawem diecezjalnym. ByĹ to pierwszy przypadek po opublikowaniu w 1983 r. nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego. PrzypomnÄ rĂłwnieĹź wezwanie mnie przez ks. Giussaniego do Studium Christi, nowe powoĹania, dwukrotnÄ rozbudowÄ klasztoru, moĹźliwÄ dziÄki pomocy ks. Giussaniego i Vittadiniego. W taki sposĂłb znalazĹem siÄ we wĹasnym domu niemal upokorzony tym, Ĺźe niema tu nic mojego. Wszystko jest darem, ĹaskÄ , a ja jestem po to, aby sĹuĹźyÄ dziejÄ cej siÄ historii Ĺaski. NastÄpnie, dwa lata temu, waĹźnÄ dla nas okazaĹa siÄ prezentowana podczas Meetingu wystawa o Ĺw. Benedykcie. ZostaliĹmy nieoczekiwanie poproszeni o podjÄcie jej przygotowania, a potem okazaĹo siÄ to krokiem przeĹomowym dla naszej wspĂłlnoty. Rozwijanie racji charyzmatu, staĹo siÄ bowiem okazjÄ do pogĹÄbienia poziomu decyzji oddania siÄ Chrystusowi, co jest poziomem ostatecznym powoĹania. To znaczy, jeĹli nie rozumiemy wĹasnego charyzmatu, motywĂłw, decyzja oddania siÄ Chrystusowi nie ma duĹźej mocy.
ĹmierÄ ksiÄdza Giussaniego Ostatnim punktem, ktĂłry chcÄ podjÄ Ä jest ĹmierÄ ks. Giussaniego. Wydarzenie to, z caĹym bĂłlem jak i chwaĹÄ samego faktu, jest dla mnie czymĹ nowym. CzujÄ, Ĺźe jest to przeĹom, z pewnoĹciÄ przeĹom w moim Ĺźyciu. [...] CzujÄ, Ĺźe jestem naprawdÄ wezwany do nowego kroku. RzeczywiĹcie Jezus powiedziaĹ apostoĹom: âDuch ĹwiÄty wszystkiego was nauczyâ. Teraz Duch ĹwiÄty pozwala rozumieÄ caĹÄ historiÄ w sposĂłb gĹÄbszy i nowy, to znaczy przywraca czĹowiekowi w sposĂłb gĹÄbszy i nowy wszystko co przeĹźyĹ. Ks. Giussani prowadzi nas ku postawieniu dalszego kroku. Jest moĹźliwoĹÄ Ĺźycia miĹoĹciÄ obejmujÄ cÄ wszystko. Istnieje czĹowiek, ktĂłry popatrzyĹ na moje Ĺźycie przywoĹujÄ c prawdÄ o moim Przeznaczeniu, ukazujÄ c mnie takiego jakim jestem, i to stanowi niezawodny punkt prawdy zwyciÄĹźajÄ cej kĹamstwo. Ten punkt zostaĹ mi dany, staje siÄ moim, kiedy w wolnoĹci nieustannie proszÄ o niego. Nieustannie podejmowane proĹby aby byĹ, nie jako fakt z przeszĹoĹci, ale obecne teraz towarzystwo, stanowi wyzwanie. PorĂłwnywanie siÄ z ks. Giussanim jest teraz jakby zwrĂłceniem siÄ ku Bogu. ByĹo tak za jego Ĺźycia, ale teraz jest to definitywne. KaĹźda rzecz, jedzenie i picie, praca i modlitwa, staje siÄ prawdziwa, speĹniona, skuteczna, przeĹźywana tak, jak ĹźyĹ tym ks. Giussani, a ja pragnÄ i proszÄ dla siebie. Tylko pozostajÄ c wewnÄ trz Ĺaski tego charyzmatu moĹźemy przeczuÄ i, jeĹli BĂłg zechce, odkryÄ na nowo piÄkno i aktualnoĹÄ Tradycji KoĹcioĹa. KoĹczÄ c powiem, Ĺźe miejscem gdzie wszystkie te rzeczy rodzÄ nowego czĹowieka jest dom. Dom jest miejscem gdzie Chrystus stwarza mnie na SwĂłj obraz. Ja nie wiem kim jestem, ale dzieĹ po dniu widzÄ jak dom mnie stwarza, i to wprawia mnie w zdumienie, dziÄki ktĂłremu co rano wstajÄ z ciekawoĹciÄ i pragnieniem. ZrozumiaĹem, Ĺźe dom to nie budynek, ale pamiÄÄ o wydarzeniu. ObecnoĹÄ Chrystusa miÄdzy nami, pomaganie sobie, wskazywanie ObecnoĹci, jest jedynym motywem naszego Ĺźycia oraz pozostawania w klasztorze, gdzie jesteĹmy nieustannie ratowani. Zakonnik benedyktyĹski A. De VoguĂŠ, autor wielu pism na temat ReguĹy Ĺw. Benedykta, w swoim ostatnim komentarzu napisaĹ: âKlasztor nie jest wybranym gronem ludzi powoĹanych, ale izbÄ chorych, gdzie BĂłg pochyla siÄ z miĹoĹciÄ nad rannymiâ, to znaczy jest miejscem miĹosierdzia. Chrystus przechodzi rĂłwnieĹź przez zgorszenie, przez rany moje i drugiego. Co wiÄcej, wĹaĹnie poprzez przyjÄcie wszystkiego, co ludzkie, aĹź do tego stopnia, dom staje siÄ znakiem, Ĺźe BĂłg jest obecny w Historii, Ĺźe KrĂłlestwo BoĹźe jest miÄdzy nami, staje siÄ miejscem modlitwy. ProszÄ zdaniem ks. Giussaniego: âĹwiadomoĹÄ sakralnoĹci miejsca jakim jest dom, zapala bĹaganie czĹowieka, zapala naszÄ pochodniÄ, pochodniÄ proĹbyâ. |