Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2016 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2016 (wrzesień / październik)

Jubileusz. Jubileusz Miłosierdzia „Panie, jestem grzesznikiem: Przybądź z twoim miłosierdziem” (Papież Franciszek)

Ogarnięci miłosierdziem

Pielgrzymka do Caravaggio – 01 października 2016 r.

ks. Julian Carrón


1) Rok Miłosierdzia. Jakaż łaska!

 

Jakaż bezgraniczna wdzięczność za Jego miłosierdzie w ciągu tego całego roku! Każdy może wykorzystać ten moment, by jeszcze bardziej zdać sobie sprawę z tego, ile razy w ostatnich miesiącach został ogarnięty miłosierdziem Chrystusa, Jego bezgraniczną czułością względem siebie.

 

Posłuchajmy ponownie, co nam mówi papież Franciszek: „Pośród naszych grzechów, naszych ograniczeń, naszych małości; pośród licznych naszych upadków Jezus Chrystus dostrzegł nas, przybliżył się, podał nam dłoń i okazał nam miłosierdzie. Komu? Mnie, tobie, tobie, tobie, wszystkim. Każdy z nas będzie mógł przypomnieć sobie, przywołując wszystkie okazje, kiedy Pan go dostrzegł, spojrzał na niego, przybliżył się do niego i potraktował z miłosierdziem. (…) I to jest to, co święty Paweł nazywa nauką zasługującą na wiarę – ciekawe! – ta nauka zasługuje na wiarę: dostąpiliśmy miłosierdzia” (Videomessaggio in occasione della celebrazione del Giubileo straordinario della Misericordia nel continente americano, 27-30 sierpnia 2016, Bogotá, Kolumbia).

 

W świetle tego wyjątkowego upodobania Chrystusa względem nas odsłania się całe nasze roztargnienie. Jakże to jest różne od owego „szukania Go w dzień i w nocy” i od tego napięcia, którym, jak przypomnieliśmy, była Maria Magdalena: „Na łożu mym nocą szukałam umiłowanego mej duszy” (Pnp 3, 1). Każdy z nas wie, jak często pochłaniają nas inne zainteresowania, inne upodobania wobec owego benedyktyńskiego przywołania, by „niczego nie przedkładać nad miłość Chrystusa” (por. RB 4, 21).

 

Może teraz zdołamy jeszcze bardziej zdać sobie sprawę z różnicy, z jaką my, przy wielu okazjach w tym roku, traktowaliśmy siebie nawzajem. Ileż gorących dyskusji, ile przemocy, a niekiedy nawet i zawiści!

 

„Kiedy zapominamy o tym, jak traktuje nas Bóg (…), przeważa w nas logika podziału. (…) Niszczymy teraźniejszość, budując «frakcje»” (Videomessaggio in occasione della celebrazione del Giubileo straordinario della Misericordia nel continente americano, 27-30 sierpnia 2016, Bogotá, Kolumbia).

 

Ileż niecierpliwości, pozbawiania siebie czasu na zrozumienie tej epokowej przemiany, jaką przeżywamy! Jakaż mała gotowość, aby siebie słuchać, aby się otwierać na perspektywę drugiej osoby, myląc prawdę z przyzwyczajeniem! Lecz jeśli nie jesteśmy dyspozycyjni względem siebie, to jak będziemy mogli być tacy dla innych?

 

Jeśli jesteśmy uczciwi, to musimy z bólem uznać pewne znaki braku naszej dyspozycyjności: atak na jedność doświadczenia, które nas poprzedza; przewaga przeciwstawnych idei na temat przeżywanej przynależności; pozbawienie ontologii faktu chrześcijańskiego aż po utożsamianie go z zespołem idei i reguł określonych przez nas; redukowanie charyzmatu do inspiracji, bez rzeczywistego pójścia za.

Ktoś wręcz posunął się tak daleko, że zaczął kwestionować nauczanie Papieża, rzecz nie do pojęcia w rzeczywistości takiej jak nasza. Być może musimy przyznać się do naszej zarozumiałości, w całej rozciągłości, z jaką może się zamanifestować, jak powiedział nam ksiądz Giussani w roku 1992: „Z charyzmatem i jego historią każdy może zrobić to, co zechce: zredukować go, podzielić na kawałki, podkreślać pewne jego aspekty ze szkodą dla innych (czyniąc z niego monstrum), naginać go do własnego smaku życia bądź osobistych korzyści, porzucić go przez zaniedbanie, przez upór czy powierzchowność, sprowadzić go do pewnego akcentu wygodniejszego dla swojej osoby, w którym odnajdzie większy smak i włoży mniej trudu” (L. Giussani, L’avvenimento cristiano, Bur, Milano 2003, s. 68).

 

2) Panie, jestem grzesznikiem”

 

Właśnie to wszystko, te wszystkie okoliczności, w których nasza zarozumiałość zraniła ciało naszego wielkiego Bractwa, jako konsekwencja nieszukania Go dniem i nocą, może nam ułatwić przeżywanie tego momentu jako gestu, w którym to my jesteśmy bohaterami – tak bardzo jesteśmy potrzebujący – bez zredukowania go do czysto formalnego lub dewocyjnego aktu.

 

Z taką świadomością przybywamy tu, do stóp Matki Bożej. Przybywamy jako żebrzący o miłosierdzie. Jeszcze bardziej świadomi, iż jesteśmy potrzebującymi. „Módlmy się do Niej (…), byśmy mieli odwagę uznać się za grzeszników, potrzebujących Jego Miłosierdzia, i byśmy nie bali się ufnie wsunąć naszą rękę w Jej matczyne dłonie” (Franciszek, Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2014).

 

Właśnie wtedy, gdy nie pomniejszamy naszego zła, co więcej, kiedy go nie usprawiedliwiamy, tylko wówczas możemy zdać sobie sprawę z nowości Jego miłosierdzia, koniecznego, by nie zostawić niczego za sobą, by nie być przygniecionymi ciężarem naszego zła, by nie musieć niczego cenzurować. A wówczas zostajemy przez Niego zadziwieni: „Ale jak to, Chryste, po tym wszystkim, co zrobiłem i co ciągle czynię, Ty nadal litujesz się nade mną, nad nami?”. Cóż za wstrząs! „Od miłości się nie ucieka” – powiedział brazylijski więzień. „Jesteś wart znacznie więcej niż twoje czyny” – powiedziałby Paul Ricoeur (La memoria, la storia, l’oblio, Cortina, Milano 2003, s. 702).

 

Jesteśmy tu, aby żebrać o przemianę naszego serca, to znaczy o prawdziwe spojrzenie na nas, które pozwoliłoby nam na nowo podjąć wędrówkę.

 

3) Jak On odpowiada na naszą potrzebę?

 

„W naszym sercu zawsze rodzi się niewierność, nawet w obliczu tego, co najpiękniejsze i najbardziej prawdziwe. Nawet wobec tych rzeczy, z powodu słabości oraz ziemskiego uprzedzenia, człowiek może zawieść w obliczu człowieczeństwa Boga oraz pierwotnej ludzkiej prostoty, tak jak zawiedli Judasz i Piotr” – powiedział ksiądz Giussani 30 maja 1998 roku (L. Giussani – S. Alberto – J. Prades, Zostawić ślady w historii świata, Wydawnictwo Świętego Krzyża, Opole 2011, s. VI).

 

Przypomina nam o tym prorok Ezechiel: „Ty [Jerozolimo], jednak, zaufałaś swojej piękności i wyzyskałaś swoją sławę na to, by uprawiać nierząd. Oddawałaś się każdemu, kto obok ciebie przechodził (…)”.

 

Ale wówczas, podobnie jak i dzisiaj, Pan przemawia do nas ustami tego samego proroka: „Ja jednak wspomnę na przymierze, które z tobą zawarłem za dni twojej młodości, i ustanowię z tobą przymierze wieczne (…), abyś pamiętała i wstydziła się, i abyś ze wstydu ust swoich nie otwarła wówczas, gdy ci przebaczę wszystko, coś uczyniła” (Ez 16, 15.60.63). Pomimo naszych grzechów Bóg nie zrywa swojego przymierza. O ostatecznej racji tego święty Paweł przypomina swemu przyjacielowi Tymoteuszowi: „Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego” (2 Tm 2, 13). Bóg nie może się zaprzeć samego siebie: w tym jest właśnie nasza nadzieja.

 

W jaki sposób Jego miłosierdzie dociera do nas? Ksiądz Giussani pokazuje nam to w poruszający sposób, utożsamiając się raz jeszcze z postacią Marii Magdaleny. „Niespodziewanie sens życia słabnie; i krąg się zamyka, chłód, wokół nas: egoizm… Już nie szuka się osoby, dla której dusza sama się rozrywa i otwiera: daruje siebie. Poświęca się… Magdalena rozbiła alabastrowy flakonik: «zmarnowała» perfumy, podarowała je. Każdy dar jest jakąś stratą. Pokochanie prawdziwie człowieka wydaje się jakimś marnotrawstwem: siebie, energii, miary, własnej korzyści, smaku. Wszyscy wobec gestu Magdaleny potrząsali głowami: «Wariatka! Bezmyślna! Beztroska!». Ale w tamtym pomieszczeniu tylko ona «żyła», ponieważ tylko miłość jest życiem (…). Owo otwarcie się na innych: na innych, na wszystkich innych – za zniszczonym pancerzem własnego «ja», zazwyczaj znajduje się twarz, która ma za zadanie przebić skorupę naszego egoizmu, aby utrzymywać otwartą tę wspaniałą ranę, owa twarz jest tą, która inicjuje i stymuluje naszą miłość; nasz duch rozkwita wielkodusznością w kontakcie z nią, a poprzez ową twarz daruje siebie, obficie, innym, wszystkim innym, całemu światu” (Odręczne notatki księdza Giussaniego, w: A. Savorana, Vita di don Giussani, Bur, Milano 2014, s. 135).

 

Aby doprowadzić do pęknięcia w skorupie Marii, Bóg nie stosuje przemocy. On jest ową twarzą, która inicjuje i stymuluje jej miłość. Jedno tylko spojrzenie wystarczyło, by rzucić wyzwanie wolności tamtej kobiety. Owa twarz, owo pełne miłosierdzia spojrzenie jest momentem kulminacyjnym świadectwa Boga, Jego czułości wobec nas. Chrystus odpowiada na naszą nieskończoną potrzebę, zgadzając się przejść przez wolność. Do nas należy przyjęcie jego bezwarunkowego miłosierdzia, które może dotrzeć przez jakąś osobę, po której najmniej byśmy się tego spodziewali.

 

„Dziś rano wszedłem do klasy zraniony, ponieważ wczoraj jeden z moich uczniów powiedział mi: «Co się z tobą dzisiaj działo? Czy byłeś na nas zagniewany?». Nie byłem na nich zagniewany, ale faktycznie byłem jakoś nieobecny, ponieważ zgubiłem klucze od domu i niepokoiłem się tym. Uderzyło mnie, iż on zauważył, że coś się ze mną działo, i to stało się dla mnie okazją do zastanowienia się, ponieważ oznacza, że nie jest prawdą, iż wszystko jest takie samo, nie jest prawdą, że ty możesz być albo nie być. Dzisiejszego ranka niosłem w sobie owo pytanie o obecność, które ów uczeń mi postawił, tę pilną potrzebę, abym był w klasie obecny w tej chwili, a nie z myślami gdzie indziej: wchodząc do klasy, nagle zauważyłem, że ja go potrzebuję, aby być, że ja potrzebuję ich twarzy, abym mógł być obecny, a to jest proste i wyzwalające. W ten sposób zrozumiałem trochę bardziej to, o czym mówiłeś w Cervinii, że «Ruch jest formą, sposobem, przez który Chrystus do nas dotarł, zafascynował nas i pochwycił, że jest sposobem, w jaki chrześcijaństwo stało się interesujące dla nas, w którym Chrystus stał się prawdziwą obecnością w naszym życiu. A my odkryliśmy to poprzez doświadczenie, dzięki Jego zdolności przyciągnięcia nas, zafascynowania nas i przemiany naszego życia przez przynależność. Lecz ta dynamika nigdy się nie zatrzymuje, ponieważ okoliczności się ciągle zmieniają. Dlatego Kościół nieustannie potrzebuje badać znaki czasu, aby szukać właściwej formy świadectwa». Dziś pociąga mnie uwaga, jaką jest mi poświęcana, której sobie zupełnie nie wyobrażałem, ponieważ zawsze myślałem, że moje bycie zależy ode mnie, co jest po części prawdą. Dzisiaj jednak odkryłem, że jest ktoś, kto potrzebuje, abym był, i że ja do tego, aby być, potrzebuję jego. To doświadczenie jest niesamowicie fascynujące, owa wzajemność, która mnie naznacza; i nie w tym rzecz, żebym wiedział, co jest dobre dla tego chłopaka, dziś wiem, że ja jestem dobrem dla niego, dzięki pasji, jaką ja mam dla mojego życia. Muszę odpowiedzieć na to pytanie, ale nie poprzez czynienie dobra dla niego, które sobie wymyślę, ale czyniąc to, co zrobiłem dziś rano: wczoraj byłem w klasie, ale byłem nieobecny, dziś rano jestem tam i to moje bycie obecnym jest dobrem dla niego, zobaczyłem to, patrząc na jego dzisiejsze zaskoczenie!”.

 

4) Bez miłosierdzia nie ma wędrówki

 

Bez inicjatywy, jaką On za każdym podejmuje wobec nas, wędrówka nie byłaby możliwa. W relacji nie ma wędrówki bez miłosierdzia. Dobrze o tym wiemy: bez przebaczania i bez otrzymywania przebaczenia nie mogłaby przetrwać żadna relacja. I jeśli każdy z nas nie pozwala się na nowo przygarnąć, jeśli nie pozwala sobie na nowo wybaczyć, to my sami z siebie nie zdołamy się przygarnąć i sobie wybaczyć. To jest właśnie to, przez co Tajemnica objawia się nam jako miłosierdzie, jak powiada ksiądz Giussani: „Punktem w historii, w którym Tajemnica objawia nam się jako miłosierdzie, jest Człowiek zrodzony z kobiety, niszczący wszystkie ograniczone wyobrażenia i plany, które możemy stworzyć w naszej wyobraźni” (L. Giussani, Zostawić ślady, dz. cyt., s. 193). Tym, co może pomóc nam żyć, nie jest z pewnością wykład na temat miłosierdzia, ale relacja z Obecnością, dzięki której ktoś powierza się w ramiona Kogoś Innego, jest oddaniem się, jak mówi ksiądz Giussani: „Człowiek może się tylko oddać. W tym oddaniu doświadcza miłości Tajemnicy jako siły, która go «wchłania», która go stwarza na nowo. Jest to absolutne zaufanie, całkowite oddanie, oddanie podobne oddaniu się Maryi w chwili, gdy odchodził od Niej anioł” (tamże, s. 188).

 

Stąd też nie rozumiem, jak można myśleć o podejmowaniu wędrówki, nie wracając do „tak” Piotra. W jaki sposób bowiem możemy rozpoczynać na nowo? Bez obecności nie jest możliwa ani moralność, ani przylgnięcie. Bez Obecności nie ma moralności. Stąd też owa „szczególna historia (…) jest punktem zwrotnym chrześcijańskiej koncepcji człowieka, jego moralności” (tamże, s. 83). Miłosierdzie bowiem jest osobą, miłosierdzie posiada oblicze: nazywa się Jezus Chrystus i objawia się w relacji z tobą, tak jak objawił się w relacji z Piotrem; pomimo wszystkich jego błędów, upadków, zdrad, nic z tego nie było obiekcją. Nic z tego wszystkiego nie jest obiekcją. Jedyną prawdziwą obiekcją jest sceptycyzm: „Kto to wie?!”.

Stąd też jedynie wtedy, gdy On nas na nowo „przyklei” do siebie, możemy ponownie rozpocząć wędrówkę. I tylko w ten sposób pojmiemy, że „miłosierdzie nie jest ludzkim słowem. Jest identyczne z Tajemnicą, jest Tajemnicą, od której wszystko pochodzi, przez którą wszystko jest wspierane, na której wszystko się zakończy: jest Tajemnicą, która już oznajmia o sobie doświadczeniu człowieka” (tamże, s. 189). Wszystkie nasze wyobrażenia, nasze miary upadają w obliczu tego ciągłego objawiania się nieskończonej Tajemnicy miłosierdzia, rzucając wyzwanie wszelkim naszym wymówkom, które każą nam stwierdzić: „Tego rodzaju miłosierdzie nie jest możliwe”.

Tylko ten, kto powierza się takiemu uściskowi, może wygrać walkę z roszczeniem autonomii, dzięki ciągle odnawianemu doświadczeniu, że nasze „ja” jest relacją z Kimś Innym, że ja jestem naprawdę sobą jedynie w relacji z obecną Tajemnicą. Autonomia jest jakąś ucieczką przed owym miłosiernym spojrzeniem, które do nas dotarło i które nosimy w sobie.

 

5) Misja

 

„To streszczające słowo «miłosierdzie» pozyskało ostatecznie świat dla chrześcijaństwa” (tamże, s. 161). I to właśnie z doświadczenia tego ciągłego miłosierdzia mogą powstawać nowe formy obecności, których potrzebuje dzisiejszy świat. W swojej najnowszej książce Benedykt XVI powiedział: „Przede wszystkim dostrzegamy postępującą dechrystianizację Europy, a także degradację tego, co chrześcijańskie w przestrzeni publicznej. Stąd też Kościół musi odnaleźć nowy sposób obecności, musi zmienić jej rodzaj. Trwają periodyczne przemiany i przełomy. Nie wiadomo natomiast jeszcze, w którym momencie będzie można powiedzieć, że tu rozpoczęło się jedno, a tu drugie” (Ostatnie rozmowy,pod red. P. Seewalda, Rafael, Kraków 2016, s. 270).

I znowu: „W rzeczy samej, ważne jest, abyśmy przepowiadali wiarę nie tylko w wiarygodnych i prawdziwych formach, lecz także na nowo rozumieli je w teraźniejszości i uczyli na nowo wyrażać, tak aby doszło do ukształtowania nowego stylu życia. I tak faktycznie się dzieje: dzięki Opatrzności; dzięki Duchowi Świętemu; poprzez nowe rodziny zakonne. W tych inicjatywach [ruchach] postrzegam tworzywo, w którym aktualnie uzewnętrznia się życie Kościoła. Porównując, na przykład nasze siostry memores [które mieszkają z Benedyktem XVI] z zakonnicami z dawnych lat, widzi się pójście ku nowoczesności. Po prostu tam, gdzie wiara jest aktywna i żywotna, gdzie nie przeżywa się jej jako negacji, lecz w radości, tam też znajduje ona nowe postaci. Wiele satysfakcji sprawia mi także to, że wiara prezentuje się w młodych strukturach, a przez nie Kościół otrzymuje nowe oblicze” (tamże, s. 208).

 

W „Stronie pierwszej” włoskich „Śladów” z września jest mowa o „formie świadectwa”: „Nie żyjemy gdzieś w chmurach, żyjemy pośród okoliczności, w konkretnym momencie czasu: dlatego forma świadectwa może być inna, ponieważ określa się w relacji do historycznych okoliczności. Nie oznacza to zrezygnowania ze źródła naszego doświadczenia, ale że to źródło ucieleśnia się w historycznych okolicznościach, tak że możemy zweryfikować, czy wytrzymuje ono wobec przeobrażania się czasów, wobec presji przemian” (J. Carrón, La forma della testimonianza, „Tracce” 8/2016, s. II – Forma świadectwa, „Ślady” 5/2016, s. II).

 

Miłosierdzie historycznie jawi się jako przeciwieństwo rewolucji. Jest ono w rzeczywistości całkowicie pozytywną obecnością w życiu świata: „Zdolność do okazywania miłosierdzia wyraża się jako wrażliwość na dobro, jako pewność, że dobro zwycięża mocą Chrystusa: «Miłuję Cię, Panie, Mocy moja», «Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia»” (L. Giussani, Zostawić ślady, dz. cyt., s. 161).

 

W ten sposób dokonuje się prawdziwa rewolucja, jedyna, która nie potrzebuje innej władzy, aby urzeczywistnić „pewność, że dobro zwycięża mocą Chrystusa”; chodzi tu o doświadczenie niemożliwe dla człowieka, ale które staje się realnym doświadczeniem dzięki miłosierdziu: przebaczenie. „Przebaczyć oznacza przyjąć jako własną, jako część siebie, odmienność drugiego. Miłosierdzie oznacza postawę przylgnięcia, uścisku, jak matka wobec dziecka! (…) Patrzy się na drugą osobę aż do głębi jej serca, w jej prawdzie, w jej relacji z Bogiem, czyli z Chrystusem, ponieważ ona, tak samo jak ja, została powołana przez Chrystusa, a zatem ktoś obejmuje ją, przyjmuje jako część swojej drogi – niezależnie od możliwej odmienności, jest częścią mnie. (…) Jakim pretekstem zazwyczaj się zasłaniamy, aby nie szanować drugiej osoby, a zatem, aby jej nie kochać? Takim pretekstem jest brak szacunku dla jej wolności, ponieważ wolność drugiego jest sposobem, w jaki jego konfrontacja z nieskończonością przekłada się na codzienne wyrazy okoliczności, które musi podejmować” (Bractwo Comunione e Liberazione (FCL), Milano, Documentazione audiovisiva, Esercizi della Fraternità di Comunione e Liberazione, Rimini, 30 marca-1 kwietnia 1984). 

 

Dlatego opłaca się nam iść za Papieżem, który niestrudzenie przywołuje nas do właściwej postawy wobec świata, w którym znajduje się owa przeogromna potrzeba spotkania Tego, który jest pośród nas: „Boga-Miłość głosi się, miłując: nie na mocy przekonywania, nigdy nie narzucając prawdy, ani też nie upierając się przy jakimś obowiązku religijnym czy moralnym. Boga głosi się, spotykając osoby, zwracając uwagę na ich historię i przebytą przez nie drogę. Bóg bowiem nie jest jakąś ideą, ale żywą Osobą: Jego orędzie związane jest z prostym i prawdziwym świadectwem, z wysłuchaniem i akceptacją, z promieniującą radością. Nie mówimy dobrze o Jezusie, gdy jesteśmy smutni; nie przekazuje się także piękna Boga, głosząc jedynie piękne kazania. Boga nadziei głosi się, żyjąc w dniu dzisiejszym Ewangelią miłości, nie lękając się, by świadczyć o Nim także za pomocą nowych form przepowiadania” (Homilia, Jubileusz katechistów, 25 września 2016).

 

Daje nam o tym świadectwo w swej rozbrajającej prostocie nasz młody przyjaciel:

„Kiedy zastanawiam się nad tym, czym było dla mnie doświadczenie ekip GS, to myślę o «wydarzeniu się na nowo» spotkania, o wielkiej przyjaźni, która nieustannie zdobywa moje życie. Po pierwsze, poczynając od przyjaciół z mojej wspólnoty, nasza przyjaźń nie traktowała niczego jako czegoś z góry oczywistego, ale otwierała na nowość, świeżość nowych znajomości z osobami, z życiem i doświadczeniami odmiennymi od naszych, z naturalnością i prostotą…; dialog między nami otwierał na spotkanie, był «mostem» łączącym z drugim. Spotkanie, które jest potwierdzeniem obietnicy Chrystusa, iż nigdy nie pozostawi nas samymi; Jego żywej i «cielesnej» obecności w egzystencji każdego, kto każdego dnia mi mówi, jak napisała moja przyjaciółka Stella: «Kim Ty jesteś, że mi Ciebie brakuje?». Kim Ty jesteś, żywa obecności, której moje serce pragnie, ponieważ jest świadome, że ja bez Ciebie nic nie mogę uczynić?

Ekipy postawiły mi przed oczyma spotkanie, jakie przeżyłem kilka lat wcześniej z towarzystwem GS, kiedy całe pragnienie życia, które przepełniało i przepełnia moje serce, wydawało się w pełni zrozumiane, ukochane i potraktowane na serio. I nie w tym rzecz, żebym wcześniej nie wierzył, uczęszczałem w każdą niedzielę na Mszę św., uczestniczyłem w działalności oratorium, ale dopiero dzięki temu porywającemu doświadczeniu, poprzez ludzi, wydarzenia poczułem, że jest takie miejsce, w którym całe moje pragnienie prawdy jest postrzegane ze szczerością i gdzie ja jestem «bardziej sobą», ponieważ jest Ktoś, kto nazwał mnie przyjacielem; Ktoś, kto do tego stopnia ulitował się nad moją nicością, że pozwolił się przybić do krzyża. Odtąd nic nie jest w stanie mnie zatrzymać, życie wybucha w moim sercu, a każdy dzień staje się czasem weryfikowania Spotkania, «bez odrywania się nawet na milimetr od rzeczywistości», jak nam mówił Carrón w sobotę podczas porannego spotkania pytań.

Potrzebuję ponawiać to spotkanie, żyć naprawdę; nic mnie już nie zadowala, szkoła, przyjaciele, muzyka, sport – w tym wszystkim rzeczywistość rzuca mi wyzwanie, by odnajdywać «okruch prawdy», która odpowiada mojemu sercu. Od tamtego spotkania z większym Pięknem w rzeczywistości, w mojej egzystencji, zacząłem żyć prawdziwie, zgodnie z pragnieniem, a nie według moich myśli, ponieważ chcę «się rozsmakowywać» we wszystkim, chcę «rozgrywać moje życie» w całej pełni nie w jakimś idealnym świecie, ale w tej rzeczywistości, która jest mi dana, która jest ciągłym polem bitwy, gdzie ja przeżyłem spotkanie z Nim i proszę, aby ono wydarzało się codziennie. Ekipy stały się okazją do przypomnienia sobie tego, punktem wyjścia, aby z większą determinacją kontynuować wędrówkę, ponieważ «człowiek wędruje, kiedy wie, dokąd zmierza»”.

 

Prośmy Maryję o taką prostotę serca, byśmy byli wielcy jak dzieci, które wiedzą, dokąd zmierzają.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją