Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2016 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2016 (wrzesień / październik)

Pierwszy Plan

Historie zwyczajnej pewności

Śmierć. Relacje. Wybory. Praca… Pośród życiowych wyzwań trzy doświadczenia, w których udało się uchwycić „pewność” drogi, o której czytamy w tekście Forma świadectwa, będącym „Stroną pierwszą” w tym numerze. Zaczynamy od brazylijskiego sędziego PAOLO ANTÔNIA DE CARVALHO, który opowiada o ryzyku związanym z udzielaniem kredytu zaufania w obliczu wznoszonych przez nas „dwóch murów”.

Alessandra Stoppa


Proces sądowy. Sędzia odczytuje skazanemu wyrok: osiem lat więzienia. Po czym wyjaśnia, że może się od niego odwołać i mieć nadzieję na przychylniejszą decyzję. „Nie, nie. Zgadzam się. Popełniłem błąd i muszę za niego zapłacić” – odpowiada skazany. Ale zaraz potem dodaje: „Przepraszam pana, czy muszę iść do więzienia dzisiaj? – Tak, tak to działa… – potwierdza zdziwiony sędzia. – Dlaczego mnie pan o to pyta? – Ponieważ nie jestem gotowy, by pójść tam dzisiaj”. W takim momencie albo wybucha się śmiechem, albo rodzi się pytanie. Ten sędzia pyta go o powód. „Mamy dwoje dzieci, pracuję tylko ja. Jeśli wcześniej nie uporządkuję spraw, moja żona sobie nie poradzi. – A więc prosi mnie pan o czas? – Tak. – A ile czasu by pan potrzebował? – 10 dni. – Dam panu 30”. Otwiera kalendarz i zaznacza datę, kiedy 30 dni później mężczyzna przychodzi punktualnie o wyznaczonej porze z walizką w ręku. „Ludzie w pracy nie wierzyli. Tymczasem stało się tak, ponieważ silniejsze od wszystkiego jest zaufanie – opowiada nam dzisiaj sędzia, bohater tej historii. – Nie bohater, współpracownik…” – precyzuje natychmiast. Nazywa się Paolo Antônio de Carvalho. Pochodzi z miasta Conceição da Aparecida, położonego w południowej części brazylijskiego stanu Minas Gerais, od ponad 30 lat jest odpowiedzialny za okręg sądowy Itaúny, miasta liczącego 100 tysięcy mieszkańców, znajdującego się 60 kilometrów od Belo Horizonte. Ludzie uważają go za wariata z powodu decyzji, jaką powziął w sprawie tego człowieka. On wie, że dużo ryzykował, tym razem i kiedy indziej, przede wszystkim miejsce pracy, nie traci jednak czasu na dyskusje, mówi raczej, że „bez ryzyka nic nie można zrobić w życiu. Za całą resztę muszę dziękować tylko Bogu”.

Do tego, by dać temu człowiekowi 30 dni, zachęcił go bardzo prosty fakt: „Spojrzałem mu w twarz – opowiada. – Postawiłem wszystko na jedną kartę: na zaufaniu do niego. Zresztą historia nie kończy się tylko na tym jednym skazanym, który stawia się w wyznaczonym dniu i idzie do więzienia na własnych nogach, ale także na sędzim, który nie posyła po niego do domu policji na syrenie. „Wprawiłbym go w wielkie zakłopotanie. On w kajdankach wobec dzieci i żony, sąsiedzi w oknach. Można robić pewne rzeczy w bardziej ludzki sposób. A zresztą wie pani, jaka jest różnica, kiedy idzie się do więzienia, nie martwiąc się o problemy pozostawione w domu? Gdybym dzisiaj otrzymał wyrok, ja też nie miałbym uporządkowanych wszystkich spraw”.

De Carvalho ukończył prawo w 1970 roku, sędzią został sześć lat później, ale nie od razu objął tę funkcję, odczuwał cały ciężar, jaki na nim spoczął, i bał się, nie czuł się wystarczająco przygotowany i dojrzały: „My, sędziowie, mamy do czynienia z ludzką wolnością. Bóg podzielił się z nam swoją odpowiedzialnością sądzenia. A więc trzeba być bardzo ostrożnym. Trzeba postępować miłosiernie, by nie zawieść zaufania, jakim obdarzył nas Bóg. Ja dojrzałem do tego z czasem, nabierając doświadczenia, a przede wszystkim dzięki religijności. Oraz dzięki pewnym spotkaniom”.

Do Itaúny przyjechał 30 czerwca 1984 roku. Na początku wykonywał swoją pracę, „jak czyni to przeważająca większość sędziów”, uważając wydanie wyroku za kwestię administracyjną. „Dopóki nie uświadomiłem sobie, że «z drugiej strony» znajduje się człowiek taki jak ja, to znaczy tak samo potrzebujący uwagi”. Nauczył się tego, poznając metodę APAC (Stowarzyszenie Ochrony i Pomocy dla Skazanych), więzienia bez więzień, o których opowiadała jedna z najpopularniejszych wystaw podczas ostatniego Meetingu w Rimini. Metoda ta zrodziła się z przyprawiającej o zawrót głowy intuicji pewnego adwokata z Sao Paolo, Mário Otoboniego, który jako pierwszy zaryzykował: człowiek zawsze jest większy od zła, które popełnił. Niezależnie od przestępstwa, jakiego się dopuścił. Z biegiem lat powstało 40 więzień APAC w samym tylko stanie Minas Gerais, przebywa w nich ponad trzy tysiące „odzyskiwanych”, są źródłem przebaczenia, niewyobrażalnych faktów, przemieniają rodziny, społeczeństwo wokół, a wskaźnik recydywy wynosi tutaj 15-20% w stosunku do 80% w tradycyjnych więzieniach.

 

Odpowiedź José. Jest to inne postrzeganie prawa, skazańca, kary. Ale najbardziej rewolucyjna siła tej metody ukazała się w doświadczeniu pewnego więźnia, José de Jesusa, które naznaczyło de Carvahlo na zawsze. „Jest to bardzo silny i inteligentny człowiek, któremu dzięki tym dwóm przymiotom zawsze udawało się uciec, z każdego więzienia”. Kiedy Trybunał Sprawiedliwości zleca reportaż o APAC, pewien dziennikarz pyta José: „Dotąd zawsze uciekałeś. Teraz od dwóch lat jesteś tutaj, gdzie nie ma strażników, i nie uciekasz. Dlaczego? – Ponieważ nikt nie ucieka przed miłością”.

 

„Aresztujemy się sami”. Sędzia de Carvahlo nie od razu przekonał się do metody APAC. „Potrzebowałem na to około dwóch lat”. Musiał zobaczyć przemienione życia, takie jak to José, efekty na społeczeństwie, a wcześniej jeszcze pracę wolontariuszy: „Byłem pod wrażeniem oddania wszystkich tych osób, które w ten sposób poświęcają siły i czas, w takim świecie jak współczesny”. Gdzie jedną z niewielu rzeczy, jakie nie są akceptowalne, jest ten, kto popełnił błąd. Jest bardzo poruszony rozważaniami księdza Juliána Carróna, pojawiającymi się w tekście Forma świadectwa, który jest „Stroną pierwszą” w tym numerze „Śladów”, poświęconym próbom odpowiedzi na egzystencjalną niepewność naszych czasów. „Zdumiewa mnie, ponieważ dotyka sedna sprawy – wyjaśnia de Carvalho. – Dzisiaj budujemy dwa rodzaje murów: pierwszy, by trzymać z dala od nas tego, kto popełnia zło; drugi, by zamknąć w nim nasze życie. Sami się «aresztujemy», sądząc, że znajdujemy się w bezpiecznym miejscu. W ten sposób stwarzamy dodatkowe problemy, izolując innych. I wcale nie rozwiązujemy problemu strachu, który w nas jest, w naszym wnętrzu, który zależy od przemiany serca: od przemiany życia, bez którego nigdy nie odnajdziemy pokoju”.

Nawet gdyby świat spędzał cały czas na „aresztowaniu ludzi, sądząc, że jest to właściwa droga, rzeczywistość mówi, że tak nie jest”. Rzeczywistość mówi coś innego: „Że musimy poszukiwać nowych sposobów. Robić te same rzeczy w odmienny sposób, bardziej ludzki”. Przestępczość spada tam, gdzie podejmowana jest próba „obalenia murów, patrzenia na skazanego jak na podmiot praw, inwestowania w wychowanie i odbudowywanie”. To nieprawda, że taki świat jest mniej bezpieczny. Wyniki działalności APAC nie są bezzasadne, są takie a nie inne, ponieważ „ta metoda działa”.

 

Boża iskra. On widzi w tym wszystkim uosobienie tego, jak sprawdza się przekonanie Gudesteu Bibera, byłego przewodniczącego Trybunału Sprawiedliwości w Minas Gerais: „Trzeba koniecznie traktować skazanego jak człowieka, żeby mógł reagować jak człowiek”. De Carvahlo ośmiela się na jeszcze więcej: „Trzeba traktować go, mając na uwadze Bożą iskrę, którą ma on w sobie”. Dlatego tak interesującą rzeczą jest dla niego „wyzwanie, które rzucają ksiądz Giussani i ksiądz Carrón: tylko wtedy, gdy dotrzesz do ludzkiego serca, możesz dokonać jakiejś przemiany. Także społecznej”.

Gdy spogląda na swoją karierę, nie widzi około 18 tysięcy wyroków skazujących, ale 60 tysięcy osób, które stanęły przed nim podczas procesów. Z czasem nauczył się w nich dostrzegać „Łazarzy, którymi możemy być my albo spotykani przez nas codziennie ludzie. Osoby «umarłe», potrzebujące, by Jezus przyszedł do ich grobu i powiedział: «Wyjdź na zewnątrz!»”. Wyznaje, że często myśli o prowokacji Papieża związanej z dawaniem jałmużny. Ojciec Święty mówi, że kiedy dajemy monetę człowiekowi stojącemu na ulicy, nie robimy nic: nie zmieniamy jego sytuacji, świat wygląda tak samo jak wcześniej. „Franciszek mówi, że zupełnie czymś innym jest zatrzymanie się, spojrzenie drugiemu w oczy, uściśnięcie mu ręki, rozmowa z nim. Ponieważ osoba ta prosi z pewnością nie tylko o monetę, ale o miłość. Tę samą rzecz można dawać w innej formie, która zmienia wszystko”.

Co pan zyskuje, pracując i żyjąc w odmienny sposób? „Ze wszystkiego tego, o czym rozmawiamy, najważniejsza jest dla mnie następująca rzecz – odpowiada. – Nic z tego, co robimy, nie posiada wartości, jeśli robimy to formalnie, jeśli robimy wszystkie «słuszne rzeczy», wypełniamy powinności religijne jako obserwatorzy, bez przeżywania istoty życia. Ja zyskuję bardzo wiele: zaangażowanie się w relację z bratem, którego mam przed sobą, w wydarzające się fakty, dokonało we mnie bardzo głębokiej przemiany. Wzrosłem jako chrześcijanin, jako człowiek. Jako sędzia. Jestem dzisiaj lepszy w stosunku do tego, jaki byłem wcześniej”.

By mówić o sobie, nie może pominąć doświadczenia APAC, ale także relacji z dwoma kapłanami, którzy w dzieciństwie i w młodości stali się dla niego jak ojciec, którego stracił w wieku 7 lat: „Przekazali mi wiarę i ja dzisiaj dalej podążam drogą, którą oni mi wskazali”. Następnie dodaje: „Bóg był dla mnie bardzo dobry, dając mi to wszystko. Tak, «pewność» rodzi się z przekonania, że jest się kochanym”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją