Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2015 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2015 (listopad / grudzień)

Pierwszy Plan. Dokument

Miłosierdzie jest tajemnicą

Publikujemy fragment ostatniego rozdziału książki Zostawić ślady w historii świata. Jako pomoc w zrozumieniu, dlaczego słowo naznaczające Jubileusz „nie jest ludzkim słowem”, ale nas zmienia.

ks. Luigi Giussani, ks. Stefano Alberto, ks. Javier Prades


Miłosierdzie nie jest ludzkim słowem. Jest identyczne z Tajemnicą, jest Tajemnicą, od której wszystko pochodzi, na której wszystko się zasadza, na której wszystko się zakończy; jest Tajemnicą, która już oznajmia o sobie doświadczeniu człowieka. Opis historii syna marnotrawnego jest opisem miłosierdzia, które ogarnia i przenika życie tego młodzieńca. Rozum, zachowując pewną proporcję między grzechami a karą za nie, jest jeszcze w stanie pojąć koncepcję przebaczenia; niepojęte dla niego jest jednak przebaczenie bez granic, jakim jest miłosierdzie. Otrzymanie przebaczenia wyłania się z czegoś zupełnie niepojętego dla człowieka, z Tajemnicy, czyli z Miłosierdzia. To, czego nie można pojąć, zapewnia wyjątkowość temu, co da się pojąć. Ponieważ życie Boga jest miłością, caritas, całkowitą darmowością, miłością bez zysku, po ludzku – „bez powodu”. Po ludzku miłosierdzie jawi się prawie jako niesprawiedliwość lub jako nieracjonalność – właśnie dlatego, że nie znajdujemy dla niego uzasadnienia. Ponieważ miłosierdzie właściwe jest Bytowi, nieskończonej Tajemnicy.              

Rzeczywistość miłosierdzia jest dla Chrystusa oraz Kościoła Bożego najlepszą okazją do tego, aby do człowieka dotarło Słowo Boga, a nie zwykły jego oddźwięk w człowieku. W jaki sposób postępuje z nami nieskończona Tajemnica? Rozumie i wszystko przebacza! Człowiek tymczasem zawsze buntował się przeciw temu, od samego początku buntował się przeciw temu, że ktoś inny – choćby nawet była to Tajemnica, która go stworzyła – był powodem tego, co robi. Adam i Ewa chcieli postawić swoje „ja” nad Bożym „Ja”. Cała filozofia – będąc niereligijną albo przynajmniej przeciwną chrześcijańskiemu Bogu – jest nieustannym buntowaniem się w imię domniemanej „godności” rozumu oraz samej doskonałości Boga, której trzeba okazywać szacunek; jest odrzuceniem sposobu, w jaki Bóg się objawia: „A jeśli Ja chcę być dobry dla wszystkich, czy musisz Mnie za to ganić, ty, któremu wystarczyłoby pomyśleć tylko o tym, co ci przebaczyłem? Pomyśl o tym, co ci przebaczyłem!”. Jednak ta Jego okazywana wszystkim dobroć sprawia, że zaraz w głowie pojawia się myśl: „Byłoby lepiej, gdyby uczynił nas dziećmi, dałby nam poznać w wieku pięciu, dziesięciu lat, jak to jest być dziećmi, dziećmi stającymi przed ojcem lub matką”.

„Niech Boży pokój panuje w waszych sercach” – pisał do Kolosan święty Paweł.

„Ale ja zrobiłem to, i tamto!”. To jest nasza małoduszność, nasza małostkowość lub nasza duma, która chce się narzucić Bożej hojności oraz wielkoduszności. Ponieważ tak naprawdę częścią Tajemnicy jest również fakt, że wydaje nam się ona nieracjonalna, skoro nie możemy jej uzasadnić. Bóg tymczasem przewyższa nas pod każdym względem. Po pierwsze więc – właśnie poprzez zdumienie, które nas ogarnia w obliczu Jego miłosierdzia – napełnia nas niedoświadczanym nigdy wcześniej cierpieniem z powodu nas samych. Cierpienie to nie jest jednak rozjątrzone ani egoistyczne, jak to, którego doznajemy, gdy zostaje urażona nasza godność i czujemy odrazę do samych siebie. Wówczas rozumiemy, dlaczego „ojciec kłamstwa, szatan” – jak mówi Jezus – który nienawidził Boga i rzucił Mu wyzwanie, nie daje spokoju naszemu życiu, ażeby także nas wciągnąć w swoje podłe kłamstwo. Chodzi tymczasem o odkrycie prawdy o nas, że jesteśmy mali i słabi wobec Tajemnicy Istnienia. „Nic w tym dziwnego, że […] słabość jest słaba”. Lepiej być dziećmi w rękach miłosierdzia.       

Dlatego nie wnosimy żadnych zastrzeżeń: nikt z nas nie jest miłosierny. Musimy się jednak starać takimi być. Jak to jest możliwe?             

W konsekwencji objawienia swojego miłosierdzia (miłosierdzie wywołuje niemal wrażenie, że Bóg może zaakceptować wszystkie ludzkie zachowania, podczas gdy tak nie jest) Bóg przepełnia nas cierpieniem z powodu zła, którego wcześniej nawet nie rozpoznawaliśmy. W jaki sposób człowiek mógłby myśleć pozytywnie po zrobieniu pewnych rzeczy? Piotr od razu powiedział „tak”, zanim znów zaczął zastanawiać się nad wszystkimi swoimi występkami. Nie ogarnia go już przerażenie z powodu tego, co zrobił, ponieważ przerażenie na pierwszym planie stawia człowieka. To właśnie cierpienie z powodu własnych grzechów narzuca się jako historyczny początek miłości, która czeka na wyzwolenie. Człowiek akceptuje siebie i zawierza, oddaje się Komuś Innemu, by zostać przemienionym. To jest cierpienie. Człowiek jest radosny, ponieważ Bóg żyje – cierpienie człowieka jest cierpieniem przepełnionym radością, jest jednak cierpieniem, cierpieniem z powodu siebie. Jest to jednak cierpienie, które się śmieje; jest jak cierpienie dziecka, które się przewróciło, ma zalaną łzami, zapłakaną z powodu odczuwanego bólu twarz, ale uśmiecha się do stojących obok rodziców.

Po drugie, poprzez zdumienie Jego miłosierdziem rozbudza On w nas pragnienie, by być takimi, jak On. Nawet ten, kogo nie interesował ani Kościół, ani moralność, zaczyna odczuwać pragnienie bycia takim jak On! Człowiek zaczyna naprawdę przebaczać wrogom, tym, którzy czynią zło, i rozumie wtedy Hioba, mogącego powiedzieć wobec przeciwników, którzy zniszczyli mu wszystko: „Bóg dał, Bóg wziął: niech będzie błogosławione imię Pana”. Kiedy wstajemy rano, doznając przebaczenia odnawiającego nasze życie, i my chcemy powiedzieć: „Panie, pomóż mi być takim, jak Ty!”. Istotnie, już Jezus polecił swoim uczniom: „Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec”. I jest to ostatnia sprzeczność, ale tylko po części, ponieważ to pragnienie definiuje duszę nowego człowieka. Nie jest się prawdziwym człowiekiem, jeśli nie pragnie się być miłosiernym jak Ojciec, który jest w niebie. Problem w tym, czy naprawdę się tego pragnie. Wtedy cudem miłosierdzia jest pragnienie przemiany. A to wymaga zaakceptowania siebie, ponieważ w przeciwnym razie nie byłoby pragnienia przemiany, ale roszczenie oraz zarozumiałość. Pragnienie przemiany nie stałoby się prośbą skierowaną do Kogoś Innego, nie byłoby zawierzeniem się Komuś Innemu. Takie pragnienie określa teraźniejszość, chwilę grzesznego człowieka. Cudem jest zaakceptowanie siebie i zawierzenie się Komuś Innemu, kto jest obecny – stając wobec Niego w postawie żebraka – po to by zostać przemienionym. […]         

 

Pozytywna hipoteza we wszystkim

Punktem w historii, w którym Tajemnica objawia nam się jako miłosierdzie, jest Człowiek zrodzony z kobiety, niszczący wszystkie ograniczone wyobrażenia i plany, które możemy stworzyć w naszej wyobraźni. I dlatego gdy ludzie widzieli Jego dzieła i słuchali Jego słów, pełni zdumienia przyjmowali Go. Ten człowiek to Jezus. Objawienie przez Jezusa, że Bóg jest miłością, że natura Boga jest miłością, oznacza, że cel tego wszystkiego, co jest, jest całkowicie pozytywny.         Jest rzeczą pewną, że Bóg nie może usunąć ani jednego – ani jednego! – uczynionego przez człowieka dobrego dzieła. Bo jeśli natura bytu jest miłością, nawet jedno dobre działanie może uchronić całe życie. Jest to dziwny wymiar, który słowo „miłosierdzie” wprowadziło w obręb słowa „przebaczenie” jako odpowiedź jawiącą się nam jako „nieracjonalna” lub „niesprawiedliwa”, ponieważ wydaje nam się niewystarczająco uzasadniona. Tymczasem Tajemnica przewyższa naszą miarę; opiera się na różnicy między tym, czym człowiek jest, a jego działaniem, między uświadomionymi a obiektywnymi granicami działania człowieka. Tę dysproporcję może objąć tylko Tajemnica.

(Zostawić ślady w historii świata, Wydawnictwo Św. Krzyża, Opole 2011, s. 189–196)


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją