Ślady
>
Archiwum
>
2003
>
listopad / grudzień
|
||
Ślady, numer 6 / 2003 (listopad / grudzień) CL. Polska - Dzień Inauguracji Roku i dwudziestolecie Ruchu 20 lat zdumiewania się nowością 20 lat obecności CL w Polsce. 25 października na Jasnej Górze w Częstochowie Dzień Inauguracji Roku Pracy. Mszy świętej przewodniczył bp Gianni Danzi. Świadectwo jednej z pierwszych uczestniczek Ruchu. Alina Rynio Każda inauguracja kolejnego roku pracy Ruchu CL to wielkie przeżycie i nadzieja. Odkąd sięgam pamięcią polskie inauguracje mają miejsce wyjątkowe i szczególne. Odbywają się one w Częstochowie, gdzie od ponad 600 lat Matka Boża króluje w jasnogórskiej ikonie i nieustannie dokonują się cuda. W tym roku niewątpliwie jednym z takich cudów jest fakt świętowanych tu przez nas dwu jubileuszy: XV-lecia pontyfikatu Jana Pawła II i XX-lecia obecności Ruchu CL w Polsce. Okoliczności naszego świętowania są przedziwnym i niepojętym zbiegiem okoliczności jak niepojęte jest to, że to właśnie Polska dała światu wielkiego Papieża, niezmordowanego pielgrzyma, który od lat wielu niestrudzenie dzień po dniu i niezależnie od sytuacji odnawia swoje „Tak Panie, Ty wiesz, że Cię miłuję” i wespół z równie niezmordowanym księdzem Luigim Giussanim pokazuje nam jak uobecnić w codziennym życiu „Tego, który jest centrum kosmosu i historii”. 25 X 2003 roku mamy zatem za co dziękować i nad czym się zdumiewać. Szczególnie, że tegoroczny „nowy początek” związany jest z odwiedzinami wielu naszych wypróbowanych przyjaciół z Italii. W dużej mierze to dzięki nim ów „poryw serca”, jakim jest przybyły z ziemi włoskiej do polskiej – ruch o nazwie Comunione e Liberazione trwa i o dziwo: krok po kroku, będąc widowiskiem dla nas samych, rozwija się. Tegoroczna inauguracja na dodatek przynosi nam zmianę krajowego odpowiedzialnego. Z informacji wcześniejszych wiadomo nam było, że został nim ks. Jerzy Krawczyk – proboszcz parafii Świętej Trójcy w Bytomiu. Wielkodusznie i w duchu przyjaźni zgodził się on zastąpić ks. Andrzeja Perzyńskiego. Jadąc na Jasną Górę, ciekami byliśmy jak ksiądz Jerzy sobie poradzi i czego będzie od nas oczekiwał. To piękne i bogate w zdarzenia spotkanie pokazało nam, że nowy odpowiedzialny mówi w oparciu o to, czego sam wcześniej nauczył się i doświadczył „idąc za towarzystwem ks. L. Giussaniego” i z sobie właściwą wiarą i wrażliwością kapłańską rozumie i czuje każdego z nas i co więcej pokornie prosi o wstawienniczą modlitwę. Msza święta, w której dziękowaliśmy za to wszystko, co nam się już wydarzyło i wydarza, ze względu na naszych gości z Włoch i Hiszpanii była odprawiana, jak to miało miejsce w czasach św. Benedykta, w języku łacińskim. Homilie wygłosił przybyły z Watykanu bp Gianni Danzi, którego pierwsi członkowie polskiego CL pamiętają ze spotkań w Krakowie i Oleśnicy. Kaznodzieja zwrócił naszą uwagę na wyjątkowość miejsca i sytuacji i zachęcił abyśmy z prostotą dzieci pozwolili się odnaleźć Jasnogórskiej Dziewicy i Matce, która jak to wiadomo z Hymnu do Dziewicy Dantego „jest nadziei żywiącym napojem”. Niewątpliwie wielkim jubileuszowym prezentem jest okolicznościowy list ks. L. Giussaniego skierowany do nas. Słuchając jego treści ze wzruszeniem i w wielkiej prostocie serca, radośnie oddaję Bogu wszystko. Z niewypowiedzianą wdzięcznością myślę też o tych, którzy tak wiele dali z siebie, aby dzięki charyzmatowi ks. Giussaniego zatroskanego o integralny rozwój każdego z nas, możliwy był ten cud Ruchu. Cud, który trwa w czasie blisko 50 lat we Włoszech i, w którym my Polacy, możemy dziś uczestniczyć i uczestniczymy od lat 20. Mając świadomość i zgadzając się z ks. Giussanim, „że zbawienie nie bierze się ze wspominania minionej historii, ale z wydarzenia, którego doświadczamy w teraźniejszości” w trakcie spotkania na Jasnej Górze w pamięci przesuwają mi się nieliczne twarze ludzi, którym historia mojego życia i życia CL w Polsce zawdzięcza wiele. Myślę o ks. Giussanim, ks. F. Ricci, Marii Grazi Borsalino, ks. Giannim Calchi Novatim, ks. Z. Seremaku, ks. M. Brzostowskim, ks. J. Adamowiczu, ks. A. Perzyńskim, ks. A. Weissie, Ambrze Villa, Paoli Crescimbeni, M. Faldim, ks. Fabio…, ks. L. Negrim i tysiącach innych. Uświadamiam sobie nieprzebrane bogactwo mijającego czasu i widzę, że ci, którzy 20 lat temu byli dziećmi, dziś są rodzicami, są dziadkami. Ogarniając myślą i sercem wszystkich i każdego z osobna uświadamiam sobie moje miejsce w Ruchu i dziękuję Bogu za smak nowego życia i zapatrzenie w tego, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Ze zdumieniem przypominam sobie swoje i znane niewielu „prorockie” spotkanie sprzed 20. lat z ks. G. Calchi Novatim. Miało ono miejsce w Lublinie, zaraz po pierwszym inicjującym Ruch w Polsce spotkaniu z ks. Giussanim, o czym ja nie miałam wówczas najmniejszego pojęcia. Dziś patrząc na zatroskaną twarz mojej siostry i jej trójkę małych dzieci przypomina mi się ze zdumieniem i wzruszeniem w sercu czas, miejsce i znaczenie owych pragnień i słów, w których decydowało się moje życiowe powołanie w świeckim Stowarzyszeniu Memores Domini. Z perspektywy mijającego XX-lecia myślę, że trzeba być bardzo chorym, by nie dostrzegać i nie mieć świadomości, że uczestniczymy w niczym niezasłużonym darze i w dniu takim jak ten nie chcieć powtarzać za królem Anglii „Non nobis Domini”: „Nie nam, nie nam, Panie, ale Twemu imieniu daj chwałę”. |