Ślady
>
Archiwum
>
2003
>
listopad / grudzień
|
||
Ślady, numer 6 / 2003 (listopad / grudzień) CL Wspominając ks. Zdzisława Seremaka. Okres studiów rzymskich Po zakończeniu studiów w Lublinie, a ku zaskoczeniu wszystkich, bowiem graniczyło to niemal z cudem, Zdzisław otrzymał paszport i został skierowany na dalsze studia do Rzymu. Tym razem miały to być studia z ukochanej teologii moralnej. Piotr Chlastawa Przeżywał wielką radość, tym większą, że pojawiła się możliwość zobaczenia papieża i przebywania w sercu Kościoła katolickiego. Jedyny cień otrzymanego szczęścia to świadomość długiej rozłąki z najbliższymi. Przyjazd Zdzisława do Rzymu opisuje studiujący już wtedy w Wiecznym Mieście ks. Michał Czajkowski: „Zdzicha Seremaka z Seminarium prawie nie pamiętam. Byłem przecież sporo starszy. Na KUL-u ledwie go zauważyłem, zresztą byłem tam tylko półtora roku, dostałem paszport i pojechałem do Włoch. Gdy przyjechał na dalsze studia do Rzymu odbierałem go z dworca Termini. Zamieszkał wraz ze mną w Instytucie Polskim przy via Pietro Cavallini. Mieszkał tam już najstarszy z nas wrocławiaków, wychowawca i nauczyciel, dzisiejszy biskup ks. Józef Pazdur. Rzym nas wszystkich połączył. Wspólnie przeżywaliśmy pontyfikat Jana XXIII, przygotowania do Soboru Watykańskiego II, atmosferę tamtych lat, sam Sobór, wreszcie przyjazd naszych biskupów”. „Zacząłem odkrywać Zdzicha – wspomina dalej ks. Czajkowski – jego bogatą osobowość, wrażliwość, miłość do ojczyzny i Kościoła, jego humor jeszcze sztubacki, wreszcie jego inteligencję. Bardzo przeżywał swoje studia z teologii moralnej, dzielił się często ze mną tym, co słyszał na wykładach. Dla nas obu były to nowości, szczególnie dla mnie studenta biblistyki”. Zamieszkanie w Instytucie Polskim rozpoczęło najbardziej owocny okres życia młodego przybysza. Otwarty na świat i ludzi całym sobą chwytał wszystkie okazje, by w całej pełni doświadczyć piękna wiary i mądrości. W pierwszym dniu pobytu zaznał wielkiej łaski, o czym pisze najbliższym w liście z 28 marca 1961 r.: „Kochani! Szczęśliwie znaleźliśmy się w Rzymie. Jeszcze zmęczeni po podróży, ale widzieliśmy już Ojca Świętego. Czarowny! Słuchaliśmy Jego przemówienia. Potem udzielił błogosławieństwa i trzykrotnie zaznaczył, że obejmuje nim naszych krewnych, by to błogosławieństwo przekazać, co niniejszym czynię – Zdzich”. Rozpoczął studia w Angelicum – Uniwersytecie św. Tomasza i studia w Instytucie Duchowości terezjańskiej (Alphonsianum) Kolegium Międzynarodowego w Rzymie, na kierunku teologii moralnej. Rozpoczęcie nauki, uczęszczanie na wykłady, było dla niego ogromnym przeżyciem, prowadził je sławny wtedy ojciec prof. Bernard Haring. Świeżo upieczony student wytężał cały swój intelekt, by zyskać jak najwięcej dla siebie. Początek pobytu na Uniwersytecie tak opisuje w liście do rodziny datowanym 18 listopada 1961: „Muszę na Uniwersytecie zapomnieć o istnieniu języka polskiego bo jestem jedynym Polakiem na Wydziale. W sali wykładowej siedzę między Holendrem a Francuzem, przede mną siedzi Japończyk, za mną Hiszpan. Rozmawiamy ze sobą po francusku, włosku i po łacinie… i jakoś ich uświadamiam, co to jest Polska. Nie bardzo chcą wierzyć, że nas zginęło sześć milionów, ale żaden z nich nie jest wrogo ustosunkowany do Polski… W rozmowach nieustannie dochodzi zawsze do pytania: «Co myślisz o granicy na Odrze i Nysie?» A ja myślę jak wszyscy Polacy, jak cała Polska i co myślę mówię choćby Niemcowi. Jeden z moich wrocławskich kolegów powiedział w oczy samemu biskupowi Splettowi (były biskup gdański), co myśli się w Polsce o nim i jego antypolskiej polityce. Z tej okazji pofrunąłem pod sufit i przechrzcono mnie na Winosława”. Problem polskości będzie powracał wielokrotnie, będzie nakładał się z problemami wiary i splatał się z nimi. Utrzymanie właściwych proporcji między tymi sprawami, znalezienie dla nich odpowiedniego miejsca w życiu okaże się trudne i wtedy z pomocą przyjdzie ojciec prof. Haring. Wykładowca przeżywał podobne trudności, był bowiem przez pewien czas po wojnie proboszczem w Wejherowie. Najważniejszym momentem w przeżywaniu tychże doświadczeń okaże się koniec roku 1965. Biskupi polscy wysłali wtedy zaproszenie do episkopatu Niemiec. W opracowaniu listu brał także udział Zdzisław Seremak. Podczas pobytu w Rzymie ks. Seremak korzystał z każdej okazji by poznać Włochy a także pogłębiać swoją wiarę. Z okazji Święta Bożego Ciała w 1961 r. pojechał do Orveto, gdzie uczestnicy w procesji ubrani byli w stroje z epoki średniowiecza. Kilka miesięcy później odwiedził Lisieux, miasto św. Teresy. Modlił się szczególnie gorąco za swoja siostrę Teresę, która Mała Święta była patronka. Nie zaniedbywał codziennych praktyk służących pogłębianiu wiary. Dużo czytał, rozmyślał, powierzając Bogu życie swoje i najbliższych. W jednym z listów do rodziny czytamy: „Jezus jest prawdą. W Nim jest cała prawda. Odkryłem to czytając książkę bezimiennego zakonnika wschodniego obrządku. Po raz kolejny… Jak ze zdrowiem? Boje się, że nie bardzo w porządku. Serdecznie pozdrawiam polecając opiece Maryi”. Podróżując nie tylko po Italii nigdy nie zapomniał także o przyjaźniach. Jak widać z bogato zachowanej korespondencji, cenił kontakty z pozostałymi w kraju. W liście do znajomej z 30 listopada 1961 r. pisał: „list Cioci (tak nazwał swoją znajomą) sprawił mi wielką radość. Ciekawe, że niemal każdy otrzymany z Polski list jakoś tak jest sformułowany, że sięga wnętrza, budzi ze snu sumienie i daje dużo, dużo do myślenia, otwierając człowiekowi oczy na siebie samego. Tak i list Cioci. Podejrzewam, że Ciocia ich sama nie pisze, tylko tam Duch Święty macza palce”. Nadal, jak w czasach seminaryjnych, układał modlitwy wyrażające głębię jego wiary i miłości do Boga. W notatkach poczynionych na początku pobytu w Rzymie tak zapisał swoje refleksje na temat modlitwy: …wszystko uwarunkowane jest modlitwą, bardzo ufną. «O cokolwiek prosić będziecie Ojca Mojego w Imię Moje da wam», i bardzo wytrwałą bez ciągłego śledztwa czy już trochę lepiej czy już trochę wysłuchał itd. To Jego sprawa…. wszczepieni wszyscy w Chrystusa, wszyscy idziemy do Boga razem, jeśli ja zapomnę ofiarować Bogu moje prace, jest w każdej chwili ktoś, kto je ofiaruje w moim imieniu, podobnie z każdym cierpieniem, radością, smutkiem, to jest tryumf jedności, tryumf tajemnicy świętych obcowania... Trzeba żyć świadomością wspólnoty". Nieubłaganie jednak minął czas pierwszego roku studiów. Ksiądz Zdzisław dzięki swojemu wielkiemu sercu poznał wielu wybitnych ludzi jak kard. Stefan Wyszyński, abp Bolesław Kominek. Pozyskiwał ich życzliwość i sympatię. Z ks. Michałem Czajkowskim zawiązała się nader serdeczna przyjaźń. Ks. Seremak cieszył się bardzo, gdy abp. Kominek otrzymał nominację na arcybiskupa wrocławskiego. Była to co prawda jeszcze nominacja tytularna, ale dzięki niej podjęto wysiłki by ustabilizować sytuację Kościoła na Ziemiach Zachodnich. Rok 1962 przyniósł najcięższe doświadczenie. Zmarła jego ukochana matka a on sam nie mógł uczestniczyć w jej pogrzebie. Był to ból jakiego nie sposób wyrazić. Mając 25 lat został nagle zmuszony aby niespodziewanie dorosnąć do świata, w którym człowiek musi pogodzić się z nieustanną obecnością śmierci, utraty najbliższych i przemijaniem wszystkiego co stworzone. Nabożeństwo pogrzebowe w Miliczu prowadził bp Paweł Latusek. Wzięło w nim udział także wielu kapłanów. Odtąd dla Zdzisława nic nie będzie już takie, jak za życia matki, a jednak czas płynął dalej i trzeba było brać udział we wszystkim, co przynosi, by nie uronić tego, co najważniejsze. W październiku 1962 roku otwarto obrady Synodu Watykańskiego II. Młody ks. Zdzisław całym sobą zaangażował się we wszystko, o czym mówiono mu na poszczególnych sesjach. Słuchał uważnie i zapamiętywał ile tylko potrafił, stał się więc niejako człowiekiem Soboru. |