Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2004 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2004 (styczeń / luty)

Polska. Comunione e Liberazione

Spotkanie z Ruchem

W życiu ks. Z. Seremaka szczególne miejsce zajmował Ruch Comunione e Liberazione. Dla dobra wspólnoty Ruchu poświęcił dużą cześć swojego życia i wszystkie posiadane talenty. Przynależność do wspólnoty pozwalała mu pełniej przezywać własne życie i powołanie, nieustannie pogłębiać doświadczenie chrześcijaństwa, miłości Boga i przynależności do Kościoła.

Piotr Chlastawa


W jednej z rozmów z Z. Bradelem ks. Zdzisław tak opisuje początki swego uczestnictwa w CL : „W Polsce istnieje wiele ruchów. Nie chcę wypowiadać się na ich temat, za mało wiem. Zupełnie jednak innym doświadczeniem stał się ruch CL. Zagarnął nas całkiem niespodziewanie. Po raz pierwszy zetknąłem się z nim w Polsce wiele lat temu za sprawą włoskich przyjaciół. Wrażenie odniosłem bardzo pozytywne, jednak nie myślałem się angażować. W roku 1983, znalazłem się pozornie przez przypadek w Olsztynie na rekolekcjach prowadzonych przez ks. Giussaniego. Wtedy właśnie ruch stał się moim ruchem. Można się zastanawiać – Czy w Polsce katolickiej jest potrzebny nowy ruch, ale skoro jest on już faktem? – zapytał rozmówca. Papież często w nauczaniu wraca do przypominania znaczenia różnych ruchów w Kościele, uznając je zarazem za szczególny charyzmat i owoc działania Ducha Świętego. Stąd odpowiadam z najgłębszym przekonaniem, że jest potrzebny. Wszyscy współdzielimy to samo doświadczenie, zmieniło się nasze życie, inaczej już „czujemy” Kościół. Odkryliśmy też wartość i radość przyjaźni, powiększyła się nasza rodzina, bowiem zostaliśmy niejako obdarowani nowymi braćmi i siostrami. Niemiałem dotąd odwagi, głosząc Ewangelię twierdzić, że można naprawdę doświadczać tego, o czym mówię. We wspólnocie, którą tworzymy, choć nie znam imion wszystkich uczestników, zawsze jestem wśród swoich i u siebie. Bywa, że dzieli nas przestrzeń a jednak jesteśmy razem. Wielką radość sprawia mi odejście w ruchu od formalizmu, a tym samym większa otwartość na każdego człowieka, choćby obarczonego wieloma wadami. Cieszy też, że ruch nie czuje się powołany do przeprowadzania przez siebie jakichś akcji ale stara się być, zwyczajnie być i realizować codzienne życie. CL zachowuje także głęboką więź z Kościołem, będąc całkowicie posłusznym papieżowi, nie narusza więc struktur hierarchicznych pozwalając mi być bratem pośród braci”. Tak wielkie zaangażowanie domagało się nowego uporządkowania pracy w parafii i realizacji kapłaństwa. Sposób rozumienia porządkowania na nowo swego życia wyjaśnia w dalszej części cytowanej już rozmowy z Z. Bradelem „Ksiądz pracując w parafii z biegiem czasu gromadzi wokół siebie grupę ludzi zaangażowanych w życie Kościoła. Często stają się oni dla niego oparciem i pomocą, relacje takie trwają całymi latami nawet gdy on sam przejdzie na inną placówkę. Zazwyczaj jednak są to kontakty towarzyskie, pozwalające oderwać się od obowiązków i zapomnieć o odpowiedzialności. Niemożna więc nazwać ich tworzeniem wspólnoty.

Tak naprawdę chodzi przecież o to by, Tym, który nas jednoczy był Chrystus, tylko On jednoczy naprawdę i nieodwołalnie. Będąc wykładowcą w seminarium miałem przekonanie, że z moimi uczniami tworzę wspólnotę. Istotnie z wieloma zachowuję serdeczne relacje do dziś, podobnie sądziłem o moich dawnych parafianach. A jednak to nie to samo co członkowie Ruchu. Doświadczenie wspólnoty CL pozwala wyzwolić się z poczucia samotności i niepotrzebności, tworzy zupełnie inną jakość spotkań. Mówię o tym nazajutrz po moich imieninach najbliżsi, według więzów krwi, owszem pamiętali, kartki, telefony, współpracownicy ograniczyli się do mnie lub bardziej oficjalnych życzeń. Parafianie także. A bodaj dwudziestoosobowa grupa członków Ruchu tłucze się po kiepskich drogach, nie zważając na śnieg i mróz nie tylko, by złożyć mi życzenia. Można to uczynić na wiele innych sposobów. Tym wszystkim ludziom chodzi o to, byśmy mogli doświadczyć obecności Chrystusa, uwielbić Go i wyrazić wiarę w dar nowego życia.

Nie sposób wypowiedzieć szczególnego poczucia więzi z pozostałymi kapłanami należącymi do CL, bez względu na diecezję z jakiej pochodzą czy zajmowane w hierarchii Kościoła stanowisko. To całkowicie niewyrażalne, pobudzające do wdzięczności doświadczenie”.

Przeżyciami związanymi z obecnością w Ruchu dzielił się ks. Seremak podczas pracy duszpasterskiej jako proboszcz w parafii w Lądku Zdroju. Parafianka B. Waligóra wspomina: „Był początek lat osiemdziesiątych, miałam kolegę, dziś od wielu lat księdza, oboje byliśmy związani z Oazą. Od jakiegoś jednak czasu Julek – tenże kolega wyjeżdżał z ks. Seremakiem na jakieś, wydawało mi się dziwne, spotkania do Świdnicy. Długo wierciłam Julkowi dziurę w brzuchu, by wreszcie zapytał czy nie mogliby mnie na takie spotkanie zabrać. Ks. Z. Seremak zgodził się. Pewnej niedzieli, po obiedzie, pojechaliśmy w trójkę do Świdnicy. Dzięki temu wydarzeniu zaczęła się moja przygoda z CL, przyjaźń z ks. Seremakiem, który z czasem został moim spowiednikiem i wielkim autorytetem. Rzadko spotyka się księży z takim oddaniem służących młodzieży, słuchających, doradzających a zarazem szanujących tego, kto do nich przychodzi.

Po zdaniu matury wyjechałam na studia do Wrocławia, ks. Seremak polecił mnie i moją koleżankę, obie nie miałyśmy gdzie mieszkać, swojej przyjaciółce, która z prawdziwą troską zaopiekowała się nami. Co tydzień przyjeżdżałam do domu. w sobotę po mszy wieczornej spotykaliśmy się z ks. Zdzisławem, by wspólnie czytać tekst Giussaniego. Były to najlepsze okazje, by przekonać się, jak mądrym człowiekiem jest ks. Seremak. Zawsze z wielką uwagą słuchał wszystkiego, co się mówi. Z upływem czasu grono nasze zaczęło się powiększać. Kiedy przychodziło więcej osób Ksiądz tryskał wprost energią i radością. Zresztą zawsze był pełen dobrego humoru i ciętego, acz nie złośliwego dowcipu. Potrafił np. powiedzieć do kogoś nadto rozśpiewanego „wiesz, masz świetny głos i słuch, ale każde osobno”. Wszystko jednak co mówił cechowała zawsze serdeczność i sympatia, nie sposób było się na niego gniewać.

Ks. Zdzisław był odpowiedzialny za Ruch od kiedy CL pojawiło się w Polsce. W działalności swojej wszystkich darzył wielką serdecznością, liczne przymioty charakteru emanowały na pozostałych uczestników spotkań. Mając takiego opiekuna Ruchu mógł bez przeszkód dynamicznie się rozwijać. Dla samego ks. Seremaka wielkim wyzwaniem stało się pogodzenie obowiązków proboszcza i odpowiedzialnego. W rozmowie z Z. Bradelem wspomina: „W jakimś stopniu uczestnictwo w Ruchu przeszkadza mi w wypełnianiu obowiązków proboszcza, chodzi o dotrzymanie terminów, odległości. Nie sposób jednak uczestniczyć w Ruchu bez spotkań, fizycznej ich obecności, a ta musi mieć swój czas i miejsce. Z tym zawsze kłopot. Ograniczam do minimum prośby o zastępstwo w zajęciach parafialnych, a i tak usłyszałem od jednego z moich współpracowników, ze Ruch to moja prywatna sprawa, powinienem ją załatwiać w dniu wolnym od zajęć w parafii. To jednak nie bardzo się daje załatwić. Członkowie Ruchu nalezą do różnych grup zawodowych, żyją w różnych warunkach i zorganizowanie spotkania stanowi dużą trudność. Nie ze wszystkim mieścimy się w kalendarzu, nie każdą trudność potrafimy też przezwyciężyć. Z drugiej zaś strony, Ruch związał mnie bardziej z moim biskupem, mobilizuje mnie do jeszcze większej wierności obowiązkom. Często przypominam sobie słowa wypowiedziane przez papieża do księży należących do CL. «Kapłan winien odnaleźć w Ruchu światło i żar, które uczynią go gotowym do wypełnienia zadań i uważnym w przestrzeganiu dyscypliny kościelnej. Tak, by bardziej żyzna stała się wiara i smak jego wierności»”.

Koniec lat osiemdziesiątych przyniósł pogorszenie stanu zdrowia ks. Zdzisława i nic nie wskazywało, by kiedykolwiek mógł on wrócić do pełni sił. Nawroty choroby stawała się coraz częstsze i  trwały coraz dłużej, osłabiały siły witalne organizmu, ograniczały możliwości działania tak zawsze pełnego życia kapłana. Stan zdrowia powodował smutek i niepokój, co owocowało częstą utratą dobrego humoru u jakże pogodnego na co dzień człowieka. Na początku 1989 r. poprosił o urlop zdrowotny. Odwołano go z pełnienia funkcji proboszcza w Lądku Zdroju i pozwolono spędzić kilka miesięcy u przyjaciół z CL.

Początkowo przebywał we Włoszech, w Brugerio, w parafii zaprzyjaźnionego proboszcza ks. Gianni Calchinovati. Nabrał trochę sił, odpoczął. Wydawało się, ze w pełni odzyskał zdrowie, jednym słowem, wrócił do formy. Po przyjeździe z zagranicy zamieszkał u bardzo mu życzliwych przyjaciół z Ruchu. Czuł się wśród tych ludzi jak pośród swoich, proces odzyskiwania wewnętrznej równowagi wydawał się przynieść na tyle dobre rezultaty, że w Kurii wrocławskiej zdecydowano o ponownym skierowaniu ks. Seremaka do pracy duszpasterskiej. W sierpniu 1989 r. objął funkcję proboszcza w parafii św. Mikołaja we Wrocławiu. Miejsce pracy pozwoliło odnowić dawne kontakty, znajomości. Łatwiej było także organizować spotkania, a do tego, sprawa najważniejsza, pod ręką była fachowa pomoc medyczna. Natychmiast po objęciu swej funkcji zaangażował się we wszystkie przedsięwzięcia podejmowane w kościele wrocławskim. Na przełomie 1989 i 1990 roku i uczestniczył w Europejskim Spotkaniu Młodych. Nie zrezygnował z pracy katechetycznej, chciał do końca zachować kontakt z młodzieżą, być na bieżąco z jej problemami, uczestniczyć w jej radościach i troskach. Kosztowało go to wszystko wiele wysiłku, co jeszcze bardziej odbija się na zdrowiu, już i tak poważnie nadwątlonym. Pomagał też materialnie, wspierał budowę domu dla księży emerytów, wspomagał akcje charytatywne, ale także osoby prywatne, w tym wiele dzieci niepełnosprawnych. Coraz częściej czuł się osłabiony, dokuczało mu zmęczenie.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją