Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2003 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2003 (listopad / grudzień)

Społeczeństwo. Irak

Pokój w Iraku. Kwestia Bezpieczeństwa

Zaraz po zakończeniu działań wojennych Biały Dom podjął decyzję o wysłaniu do Bagdadu byłego szefa policji w Nowym Jorku, Bernarda Kerika, który miał kierować odbudową sił bezpieczeństwa w irackiej stolicy.

Marco Bardazzi


Eksperyment w zasadzie się powiódł, ale jeden człowiek nie może wiele zmienić. Dzisiaj prezydent George W. Bush, gdyby tylko mógł, wysłałby chętnie do Iraku cały New York Police Departament, wraz z jego tysiącami funkcjonariuszy przyzwyczajonych do nadzoru nad najbardziej niebezpiecznymi dzielnicami miasta.

Ameryka desperacko pragnie przywrócenia bezpieczeństwa w Bagdadzie i nie tylko tam. Tragiczny w skutkach ataku na bazę karabinierów w Nassiriji pokazał, że w całym kraju, od kurdyjskiej północy po szyickie południe, nie zapominając o niebezpiecznym „trójkącie” w północnej części Bagdadu, jest niebezpiecznie.

Pentagon cierpi na swego rodzaju syndrom peacekeeping (pokojowa opieka). Przez lata, przynajmniej od zakończenia pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, amerykańska doktryna wojskowa była wciąż ukierunkowana na przekształcenie swoich sił zbrojnych – a szczególnie wojsk U.S. Army – w śmiertelną machinę wojenną nastawiona na zniszczenie wroga nieporównywalna z niczym siłą ognia. To filozofia walki, której naucza się w takich miejscach jak United States Army War College w Carlisle, w Pensylwanii. Została ona z powodzeniem zastosowana w praktyce wiosną tego roku przez generała Tommy Franksa, byłego dowódcę operacji Iraqi Freedom (Wolność dla Iraku).

Teraz okazuje się, że system ma również swoje słabe strony. Armia amerykańska jest jedną z najsilniejszych w historii działań wojennych, ale okazuje się ona kompletnie nieprzygotowana do prowadzenia okupacji tak długotrwałej jak obecna. Partyzantka i terroryści znaleźli słabe punkty amerykańskiego aparatu wojskowego i zaczęli uderzać z częstotliwością około trzydziestu razy dziennie na terenie całego kraju, atakując 130 tysięcy amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Iraku, działaczy ONZ, placówki dyplomatyczne, a także żołnierzy innych narodowości.

W obliczu rozwoju wydarzeń pokój dla Waszyngtonu jest nieosiągalnym marzeniem, a znalezienie drogi wyjścia z sytuacji niezwykle trudne. Biały Dom, po atakach na amerykańskie śmigłowce i zamachu na włoskich karabinierów, wzmógł procedury zmierzające do stworzenia autonomicznego rządu irackiego. Jednakże bez zapewnienia bezpieczeństwa komplikuje się wiele spraw jak: przywrócenie zaufania Irakijczyków, stworzenie nowej Konstytucji, zorganizowanie wyborów, zagwarantowanie nowemu rządowi niezależności. Domagają się jej od Stanów Zjednoczonych inne kraje świata jako gwarancji do podjęcia szerszej współpracy.

Jednym z pierwszych aktów dokonanych przez amerykańskiego administratora w Bagdadzie, Paula Bremera, jeszcze w czasie oblężenia miasta, było rozwiązanie z dnia na dzień sił zbrojnych Iraku. Niespodziewanie pozbawiło ono zajęcia 500 tysięcy osób i wzmogło ich niechęć do Amerykanów. Jesienią krok ten Stany Zjednoczone uznały za poważny błąd, który teraz w jakiś sposób usiłują naprawić. Wielu, spośród tysięcy ludzi pozbawionych zarobku, zasiliło szeregi formacji najwierniejszych popleczników Saddam i członków partii Baath, którzy dzisiaj (razem z międzynarodowymi terrorystami z Al Kaidy) kierują antyamerykańskimi zamachami.

Administracja Busha zarządziła również intensyfikację szkolenia nowych członków irackiej obrony cywilnej oraz policji, która stała się obiektem szczególnych ataków właśnie dlatego. Partyzanci i terroryści wiedzą, iż miejscowa policja, wierna Amerykanom, jest ich najbardziej zdradzieckim wrogiem, gorszym od amerykańskich żołnierzy patrolujących ulice z odbezpieczoną bronią.

W połowie listopada około 90 tysięcy Irakijczyków, pracowało dla amerykańskich sił okupacyjnych jako urzędnicy, policjanci czy straż graniczna. Około 5 tysięcy zostało przeszkolonych i przeformowanych na funkcjonariuszy obrony cywilnej, a kolejne 10 tysięcy w listopadzie przechodziło szkolenie przygotowujące do takiej funkcji. Biały Dom nakazał szybkie przeszkolenie dziesiątek tysięcy ludzi, nawet kosztem niepełnej weryfikacji możliwych związków rekrutów z dawnym reżimem. Działania powodowane są bezwzględną koniecznością: bez gwarancji bezpieczeństwa nie powstanie niezależny rząd, a bez niezależnego rządu irackiego kraje takie, jak Rosja, Francja, czy Indie nie zechcą wesprzeć Amerykanów i odciążyć ich w odbudowie kraju.

Pokój w Bagdadzie coraz bardziej zależy od przyszłych policjantów dzielnicowych, a coraz mniej od Marines.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją