Ślady
>
Archiwum
>
2015
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2015 (maj / czerwiec) Ĺťycie CL StokroÄ jest zawsze czymĹ wiÄcej Od pytaĹ zadawanych w dzieciĹstwie po intuicjÄ zwiÄ zana z projekcjÄ nagrania UznaÄ Chrystusa. AĹź po dzisiejsze "wezwanie". WystÄ pienie DAVIDE PROSPERIEGO, wiceprzewodniczÄ cego Bractwa CL, podczas Triduum GS. Davide Prosperi UczestniczyĹem w waszej, w naszej, Drodze krzyĹźowej po 25 latach, ktĂłre upĹynÄĹy od czasu, gdy byĹem w GS, i uderzyĹo mnie â podobnie jak wiÄkszoĹÄ z was, tak sÄ dzÄ, a mam nadziejÄ, Ĺźe wszystkich â piÄkno gestu. I wĹaĹnie dlatego natychmiast przyszĹo mi na myĹl waĹźne pytanie: czym jest to piÄkno wobec sprzecznoĹci Ĺwiata? (âŚ) Chrystus jest dzisiaj wciÄ Ĺź krzyĹźowany, we mnie i na Ĺwiecie. MyĹlaĹem o mÄczennikach â trzeba o tym powiedzieÄ â w Kenii, tych chrzeĹcijanach, ktĂłrzy kilka dni temu zostali zamordowani w imiÄ wiary. A wĂłwczas co znaczy to piÄkno, jak moĹźe to piÄkno nieĹÄ ze sobÄ caĹÄ tÄ sprzecznoĹÄ zĹa i niezrozumienia? MuszÄ powiedzieÄ, Ĺźe bardzo pomĂłgĹ nam gest. Ten, kto przeĹźyĹ go gĹÄboko, mĂłgĹ utoĹźsamiÄ siÄ z tym, co siÄ wydarzaĹo. UtoĹźsamiÄ siÄ znaczy czuÄ to, co czuĹ ten, kto tam byĹ, poczÄ wszy od Jezusa. W pewnym momencie zadaĹem sobie pytanie: dlaczego Jezus, ktĂłry miaĹ wĹadzÄ nad caĹÄ rzeczywistoĹciÄ , czĹowiek, ktĂłry potrafiĹ przywrĂłciÄ wzrok niewidomemu, postawiÄ na nogi kalekÄ, wskrzesiÄ nieĹźyjÄ cego od czterech dni, zgodziĹ siÄ umrzeÄ? Nie ma nic bardziej niezrozumiaĹego dla nas, przyzwyczajonych do myĹlenia w pewien okreĹlony sposĂłb. Dla nas, znajdujÄ cych najwiÄkszÄ przyjemnoĹÄ w moĹźliwoĹci urzeczywistniania naszego planu dotyczÄ cego naszego przeznaczenia, w upajaniu siÄ realizacjÄ tego, czego siÄ spodziewamy, nie ma miejsca na umieranie, a jednak Syn BoĹźy zaakceptowaĹ wĹaĹnie to. ByĹ posĹuszny, to znaczy ĹźyĹ w jedyny sposĂłb, w jaki my takĹźe moĹźemy ĹźyÄ, by speĹniÄ nasze przeznaczenie, tak jak On speĹniĹ swoje. Gdyby zrobiĹ coĹ innego od tego, czym my moĹźemy ĹźyÄ dzisiaj, w jaki sposĂłb mĂłgĹbym siÄ z tym utoĹźsamiaÄ? PrzyjÄ Ĺ to, co dla nas jest niemocÄ , a poniewaĹź w Ĺwiecie, ktĂłrego jesteĹmy dzieÄmi, w naszym sposobie myĹlenia, niemoc jest synonimem niepĹodnoĹci, to znaczy niezdolnoĹci do rodzenia dobra, jest to poczucie bezradnoĹci wobec spraw. Wczoraj jednak przeĹźyliĹmy coĹ przeciwnego â- zobaczyliĹmy, Ĺźe niemoc moĹźe staÄ siÄ poczÄ tkiem, zrodzeniem nowej pĹodnoĹci. (âŚ) PrzystajÄ c przy stacjach Drogi krzyĹźowej, sĹuchaliĹmy Stabat Mater, ktĂłre opisuje, co uczyniĹa wobec wiszÄ cego na krzyĹźu Syna Maryja, a sĹuchaliĹmy go, poniewaĹź jeĹli chcemy zrozumieÄ, sprĂłbowaÄ zrozumieÄ, co wydarzyĹo siÄ tego dnia, musimy patrzeÄ na tÄ KobietÄ, na Jego MatkÄ, jedynÄ , ktĂłra rozumiaĹa. Maryja staĹa, âstaĹa Matka boleĹciwaâ, to znaczy uczestniczyĹa, towarzyszyĹa swojemu Synowi. Co innego mogĹa zrobiÄ? Dlaczego Maryja nie weszĹa na krzyĹź i Go z niego nie zdjÄĹa, dlaczego nie zaczÄĹa krzyczeÄ na rzymskich oprawcĂłw? PoniewaĹź jako jedyna rozumiaĹa, Ĺźe w ten sposĂłb speĹniaĹo siÄ przeznaczenie Jej Syna, a poprzez Niego przeznaczenie Ĺwiata. ChcÄ nauczyÄ siÄ tak patrzeÄ. ChcÄ nauczyÄ siÄ widzieÄ rzeczy tak, jak widziaĹa je Ona, dostrzegaÄ to, na co tak trudno jest patrzeÄ, poniewaĹź dla nas rzeczywistoĹÄ jest tylko tym, co powierzchowne. Dlatego jesteĹmy tak bardzo atakowani przez zwÄ tpienie, jak powiedzieliĹmy. PoniewaĹź ja â chcÄ opowiedzieÄ wam pierwszy epizod z mojego dzieciĹstwa â byĹem, nie wiem, czy peĹen wÄ tpliwoĹci, ale bezsprzecznie peĹen niepewnoĹci, gdyĹź straciĹem tatÄ w wieku szeĹciu lat; a bez taty odczuwa siÄ brak obecnoĹci, ktĂłra wprowadza ciÄ w rzeczywistoĹÄ. (âŚ) MuszÄ wam opowiedzieÄ o tym, co wydarzyĹo siÄ przed ĹmierciÄ mojego taty. MĂłj dziadek miaĹ jeszcze jednego syna, ktĂłry zmarĹ w dzieciĹstwie na ostre zapalenie opon mĂłzgowych; jego Ĺźona nie mogĹa mieÄ juĹź wiÄcej dzieci, a widzÄ c swojego mÄĹźa tak bardzo przygnÄbionego z tego powodu, zĹoĹźyĹa Ĺlub, Ĺźe jest gotowa oddaÄ swoje Ĺźycie, byle mieÄ jeszcze jedno dziecko. Po kilku latach ponownie zaszĹa w ciÄ ĹźÄ, ale lekarze powiedzieli jej od razu, Ĺźe powinna natychmiast jÄ usunÄ Ä, poniewaĹź dziecko i tak siÄ nie urodzi, a poza tym ona ryzykowaĹa utratÄ Ĺźycia. Ona jednak powiedziaĹa, Ĺźe jest gotowa oddaÄ swoje Ĺźycie, poniewaĹź jest pewna, Ĺźe ta ciÄ Ĺźa jest jej dana od Boga. W ten sposĂłb donosiĹa jÄ . I urodziĹ siÄ mĂłj ojciec, ale babcia zmarĹa podczas porodu. MĂłj ojciec zginÄ Ĺ w wieku 33 lat w wypadku. PamiÄtam, Ĺźe kiedy byliĹmy mali, ja i mĂłj brat chodziliĹmy do dziadka w czasie ĹwiÄ t i w wieku oĹmiu, dziesiÄciu lat â na tyle, na ile moĹźe zrozumieÄ dziecko â patrzyliĹmy na niego i zadawaliĹmy sobie pytanie: co takiego sprawia, Ĺźe czĹowiek, ktĂłremu wszystko zostaĹo odebrane, ma jeszcze pewnoĹÄ, Ĺźe Ĺźycie to nie iluzja? Taki nam wĹaĹnie staĹ przed oczami: czĹowiek doĹwiadczony, wyprĂłbowany przez Ĺźycie, ale nie pokonany, czĹowiek wiary.
To pytanie, ktĂłre pod pewnym wzglÄdem odczuwaĹem jako tak bardzo sprzeczne z niepewnoĹciami, ktĂłre przeĹźywaĹem, nigdy nie daĹo mi spokoju: czy moĹźna ĹźyÄ w ten sposĂłb wobec wszystkiego, tak Ĺźeby nie byĹa to iluzja, Ĺźeby nie byĹo to kĹamstwo? PomijajÄ c to wszystko, co wydarzyĹo siÄ w miÄdzyczasie, chciaĹbym wam powiedzieÄ o tym, co byĹo dla mnie prawdziwÄ odpowiedziÄ na caĹy ten dramat, ktĂłry przeĹźywaĹem przez wiele lat, i ktĂłry wciÄ Ĺź jeszcze przeĹźywam, poniewaĹź Ĺźycie, jeĹli nie jest wÄ tpliwoĹciÄ , jest problemem. Jak mĂłwi SzkoĹa WspĂłlnoty: alternatywÄ wÄ tpliwoĹci nie jest pewnoĹÄ; alternatywÄ wÄ tpliwoĹci jest problem. Znaczy to, Ĺźe Ĺźycie stawia problemy, poniewaĹź nie wszystko jest juĹź rozwiÄ zane, i to popycha nas do dziaĹania. WielkoĹÄ czĹowieka rozpoznajesz po tym, Ĺźe siÄ nie poddaje, a nie po tym, Ĺźe natychmiast potrafi na wszystko udzieliÄ odpowiedzi. OdnoĹnie do tego, przeskakujÄ c kilka lat do przodu, dochodzÄ do mojego wielkiego spotkania, ktĂłre miaĹo miejsce w 1994 roku podczas rekolekcji, w czasach, gdy chodziĹem na studia. Ich tytuĹ brzmiaĹ â i doskonale pasowaĹ wĹaĹnie do mnie â âUznaÄ Chrystusaâ. To mnie interesowaĹo: jak moĹźna uznaÄ, Ĺźe tym, czego oczekuje moje serce, jest wĹaĹnie On? KsiÄ dz Giussani â po raz pierwszy zobaczyĹem go z tak bliska â zaczÄ Ĺ mĂłwiÄ, cytujÄ c KafkÄ: âJest punkt dojĹcia, ale nie ma Ĺźadnej drogiâ, jest meta, ale nie ma drogi, by jÄ osiÄ gnÄ Ä. Oto wĹaĹnie byĹ mĂłj problem. RozumiaĹem, czuĹem, Ĺźe chcÄ ĹźyÄ dla czegoĹ wielkiego, pragnÄ Ĺem, by moje Ĺźycie siÄ nie zmarnowaĹo, by nie byĹo tylko zdefiniowane przez czas, ktĂłry upĹywa i pomaĹu ciÄ poĹźera, ale by zostaĹo przeĹźyte dla ideaĹu. Ale gdzie jest ten ideaĹ? To dla mnie byĹ problem. By odpowiedzieÄ na to pytanie, trzeba zaczÄ Ä doĹwiadczaÄ tego, Ĺźe ten ideaĹ ma coĹ wspĂłlnego z twoim Ĺźyciem, z tym, czym Ĺźyjesz, z tym, co czujesz, z problemami, ktĂłre masz. (âŚ) IdeaĹ musi mieÄ coĹ wspĂłlnego z tym wszystkim, w przeciwnym razie co to za ideaĹ? ByĹby nieosiÄ galny, to znaczy ânie ma drogiâ. By odpowiedzieÄ na to pytanie, ksiÄ dz Giussani zaczÄ Ĺ opowiadaÄ o Janie i Andrzeju, ktĂłrzy jako pierwsi spotkali Jezusa. Na myĹl o tym dotÄ d przechodzÄ mnie ciarki po plecach, poniewaĹź kiedy mĂłwiĹ, ja przeĹźywaĹem ten epizod, jak gdybym tam byĹ. ByĹo widaÄ, Ĺźe on jakby tam byĹ, obok tych dwĂłch, i powoli budziĹo siÄ we mnie pytanie: ale jak on to robi? Ale jak moĹźe tak mĂłwiÄ? OpowiadaĹ nawet o tym, co powiedziaĹ Andrzej, kiedy po powrocie do domu spotkaĹ swojÄ ĹźonÄ, ktĂłra widziaĹa, Ĺźe siÄ zmieniĹ. MoĹźecie to zobaczyÄ na nagraniu, ktĂłre ukazaĹo siÄ wraz z âCorriere della Seraâ z okazji 10. rocznicy Ĺmierci ksiÄdza Giussaniego. Jak mĂłgĹ mĂłwiÄ coĹ takiego? PoniewaĹź najwidoczniej, byĹo to dla niego obecne wydarzenie, przeĹźywaĹ teraz to, co wydarzyĹo siÄ wĂłwczas. PamiÄtam, Ĺźe kiedy sĹuchaĹem go, gdy mĂłwiĹ, powoli rosĹo we mnie pragnienie, by mĂłc przeĹźywaÄ â bym moĹźe ja takĹźe, tak niepewny, tak niezdolny mĂłgĹ przeĹźywaÄ â to, co przeĹźywaĹ on.
By pokazaÄ, jak ta rzecz jest jeszcze Ĺźywa, Ĺźe to doĹwiadczenie jest doĹwiadczeniem teraĹşniejszym, w pewnym momencie przeczytaĹ list, ktĂłry od tamtej pory zawsze noszÄ w neseserze, mimo Ĺźe jest sprzed 20 lat. PoĹrĂłd waszych pytaĹ byĹo takĹźe to: jak nie zagubiÄ wszystkiego nastÄpnego dnia? No cóş, moi drodzy, trzeba pamiÄtaÄ â nie moĹźna wyrzucaÄ waĹźnych rzeczy, poniewaĹź jeĹli siÄ o nich zapomni, moĹźna powrĂłciÄ, by znĂłw zobaczyÄ to, co nas zafascynowaĹo, i w ten sposĂłb zauwaĹźa siÄ, Ĺźe to, co nas zafascynowaĹo, jest wciÄ Ĺź obecne. JeĹli mnie zdobyĹo, jest ze mnÄ zawsze. KsiÄ dz Giussani przeczytaĹ wiÄc wraz z innymi Ĺwiadectwami list chĹopaka chorego na AIDS, ktĂłry zmarĹ dwa dni po napisaniu tego listu. (âŚ) Ten chĹopak napisaĹ, Ĺźe po kilku latach spotkaĹ swojego byĹego kolegÄ z liceum â ktĂłry jest teraz w Memores Domini â i wysĹaĹ list do ksiÄdza Giussaniego, ktĂłrego nigdy nie spotkaĹ osobiĹcie. âDrogi ksiÄĹźe Giussani, piszÄ do KsiÄdza, nazywajÄ c go ÂŤdrogimÂť, choÄ KsiÄdza nie znam, nigdy KsiÄdza nie widziaĹem ani nie sĹyszaĹem mĂłwiÄ cego. ChociaĹź, prawdÄ mĂłwiÄ c, mogÄ powiedzieÄ, Ĺźe znam KsiÄdza â o ile dobrze zrozumiaĹem ZmysĹ religijny i to, co mi mĂłwi Ziba [jego przyjaciel] â znam KsiÄdza przez wiarÄ, a teraz dodajÄ od siebie: dziÄki wierze. PiszÄ do KsiÄdza wyĹÄ cznie po to, by powiedzieÄ: dziÄkujÄ. DziÄkujÄ za to, Ĺźe KsiÄ dz nadaĹ sens temu mojemu jaĹowemu Ĺźyciu. Jestem kolegÄ Ziby ze szkolnej Ĺawy z czasĂłw szkoĹy Ĺredniej, z ktĂłrym zawsze siÄ przyjaĹşniĹem, mimo Ĺźe nie podzielaĹem jego stanowiska. UderzaĹo mnie zawsze jego czĹowieczeĹstwo i jego bezinteresowna dyspozycyjnoĹÄ. W tym moim peĹnym udrÄki Ĺźyciu, sÄ dzÄ, Ĺźe docieram juĹź do kresu, wieziony tym pociÄ giem, ktĂłry nazywa siÄ AIDS, a ktĂłry nikomu nie daje wytchnienia. Obecnie mĂłwienie o tych sprawach nie budzi juĹź we mnie lÄku. Ziba powtarzaĹ mi zawsze, Ĺźe w Ĺźyciu trzeba mieÄ prawdziwy cel i iĹÄ za nim. Wielokrotnie uganiaĹem siÄ za róşnymi celami, lecz nigdy za tym prawdziwym. Teraz zobaczyĹem ten prawdziwy cel, widzÄ go, spotkaĹem, zaczynam go poznawaÄ, nazywaÄ po imieniu: nazywa siÄ Chrystus. Nie wiem zupeĹnie, co to znaczy i jak ja mogÄ o tym wszystkim mĂłwiÄ. Lecz kiedy widzÄ twarz mojego przyjaciela lub kiedy czytam ZmysĹ religijny,z ktĂłrym siÄ nie rozstajÄ, i kiedy myĹlÄ o KsiÄdzu lub o sprawach z KsiÄdzem zwiÄ zanych, o ktĂłrych opowiada mi Ziba, wszystko staje siÄ dla mnie jaĹniejsze, wszystko: nawet mĂłj bĂłl, moje cierpienie. W moim Ĺźyciu â obecnie juĹź spĹaszczonym i bezpĹodnym, podobnym do gĹadkiego kamienia, po ktĂłrym wszystko spĹywa jak woda â pojawiĹ siÄ jakiĹ poryw sensu i znaczenia, ktĂłry odrzuca precz zĹe myĹli i cierpienia. Co wiÄcej, obejmuje je i czyni prawdziwymi, sprawia, Ĺźe moje zepsute i cuchnÄ ce ciaĹo staje siÄ znakiem Jego ObecnoĹci. DziÄkujÄ, ksiÄĹźe Giussani, Ĺźe przekazaĹ mi KsiÄ dz wiarÄ, albo â jak to KsiÄ dz nazywa â Wydarzenie. Teraz czujÄ siÄ wolny i spokojny. Swego czasu, gdy Ziba odmawiaĹ w mojej obecnoĹci modlitwÄ AnioĹ PaĹski, zĹorzeczyĹem mu w twarz, nienawidziĹem go i mĂłwiĹem, Ĺźe jest tchĂłrzem, poniewaĹź jedynÄ rzeczÄ , ktĂłrÄ potrafiĹ robiÄ, byĹo odmawianie wobec mnie tych gĹupich modlitw. Teraz, gdy z trudem mogÄ mĂłwiÄ, usiĹujÄ wraz z nim odmawiaÄ AnioĹ PaĹski i pojmujÄ, Ĺźe tchĂłrzem byĹem ja, poniewaĹź nie widziaĹem prawdy, ktĂłra staĹa przede mnÄ na wyciÄ gniÄcie rÄki. DziÄkujÄ, ksiÄĹźe Giussani. Jest to jedyna rzecz, ktĂłrÄ czĹowiek taki jak ja moĹźe KsiÄdzu powiedzieÄ. DziÄkujÄ, poniewaĹź poĹrĂłd Ĺez mogÄ powiedzieÄ, Ĺźe umieranie w ten sposĂłb ma teraz sens. Nie dlatego, Ĺźeby byĹo piÄkniejsze, gdyĹź nadal bardzo bojÄ siÄ Ĺmierci, ale dlatego, Ĺźe teraz wiem, iĹź jest ktoĹ, kto mnie kocha, i Ĺźe ja teĹź byÄ moĹźe mogÄ siÄ zbawiÄ oraz Ĺźe mogÄ modliÄ siÄ, aby rĂłwnieĹź moi wspĂłĹtowarzysze niedoli mogli spotkaÄ i zobaczyÄ to, co ja spotkaĹem i zobaczyĹem. W ten sposĂłb czujÄ siÄ potrzebny. ProszÄ pomyĹleÄ: uĹźywajÄ c jedynie gĹosu, dziÄki temu jedynemu narzÄdziu, ktĂłrego mogÄ jeszcze dobrze uĹźywaÄ, czujÄ siÄ potrzebny, mogÄ byÄ uĹźyteczny. Ja, ktĂłry zmarnowaĹem moje Ĺźycie, mogÄ czyniÄ dobro, odmawiajÄ c jedynie AnioĹ PaĹski. Jest to niesamowite i nawet gdyby to miaĹo byÄ tylko zĹudzenie, ta rzecz jest nazbyt ludzka i rozumna â jak pisze KsiÄ dz w ZmyĹle religijnym â aby nie miaĹa byÄ prawdziwa. Ziba powiesiĹ mi nad Ĺóşkiem zdanie Ĺw. Tomasza: ÂŤĹťycie czĹowieka wyraĹźa siÄ w miĹosnym przylgniÄciu, ktĂłre w istotny sposĂłb je podtrzymuje i w ktĂłrym znajduje swojÄ najwiÄkszÄ satysfakcjÄÂť. SÄ dzÄ, iĹź mojÄ najwiÄkszÄ satysfakcjÄ jest to, Ĺźe poznaĹem KsiÄdza, piszÄ c do KsiÄdza ten list. Ale jeszcze wiÄkszÄ satysfakcjÄ jest to, Ĺźe dziÄki BoĹźemu miĹosierdziu, jeĹli BĂłg zechce, poznam KsiÄdza tam, gdzie wszystko bÄdzie nowe, dobre i prawdziwe. Nowe, dobre i prawdziwe jak przyjaĹşĹ, ktĂłrÄ wniĂłsĹ KsiÄ dz w Ĺźycie wielu osĂłb i o ktĂłrej mogÄ powiedzieÄ: ÂŤJa rĂłwnieĹź w niej uczestniczyĹemÂť [takĹźe do mnie odnosi siÄ to âJa rĂłwnieĹź w niej uczestniczyĹem!â]; takĹźe ja w tym moim spapranym Ĺźyciu zobaczyĹem i miaĹem udziaĹ w tym nowym, dobrym i prawdziwym wydarzeniu. Niech KsiÄ dz modli siÄ za mnie. Ja rĂłwnieĹź w czasie, ktĂłry mi pozostaje, bÄdÄ siÄ nadal staraĹ czuÄ potrzebnym, modlÄ c siÄ za KsiÄdza i za Ruch. Ĺciskam KsiÄdza. Andreaâ. Prawdziwe spotkanie (nie wtedy, gdy mĂłwimy, Ĺźeby powiedzieÄ: âTak, spotkaĹem siÄâŚâ) jest zawsze â zawsze! â definitywnym uznaniem obecnoĹci w Ĺźyciu. Definitywnym: moĹźesz odejĹÄ, moĹźesz prĂłbowaÄ wyrzuciÄ je z siebie, ale masz je zawsze. To jest prawdziwe spotkanie: definiuje Ĺźycie, ktĂłre wtedy jest dane, nabiera nowego znaczenia, by wciÄ Ĺź coraz lepiej poznawaÄ to, co siÄ spotkaĹo, by pogĹÄbiÄ tÄ afektywnÄ , jak mawiaĹ zawsze ksiÄ dz Giussani, znajomoĹÄ; sposĂłb, w jaki wzrasta to poznanie, jest przylgniÄciem, nie jest rozumowaniem, nie wysilamy siÄ, tĹumaczÄ c sobie sprawy przy pomocy dyskursu, jakbyĹmy musieli zrozumieÄ wszystko, zanim zaczniemy dziaĹaÄ; jest przylgniÄciem, jest podÄ Ĺźaniem za. Tak jak przydarzyĹo siÄ to temu chĹopakowi choremu na AIDS. Spotkanie przychodzi do ciebie tam, gdzie jesteĹ, a ty musisz zdecydowaÄ, czy pĂłjĹÄ w Ĺźyciu za tym, co prawdziwego spotkaĹeĹ.
W tym momencie zrozumiaĹem â zrozumiaĹem to natychmiast â Ĺźe by poznaÄ tego Chrystusa, o ktĂłrym moĹźna byĹo tak mĂłwiÄ, o ktĂłrym mĂłwiĹ tak ksiÄ dz Giussani i o ktĂłrym mĂłwiĹ tak ten chĹopak, bÄdÄ cy w takim stanie, w jakim byĹ â musiaĹem staraÄ siÄ przylgnÄ Ä, podÄ ĹźaÄ za, poznaÄ tego, kto dawaĹ mi o tym Ĺwiadectwo. A wiÄc rozumiaĹem, Ĺźe musiaĹem poznaÄ tego czĹowieka. I tak o to zabiegaĹem, aĹź wreszcie udaĹo mi siÄ spotkaÄ go osobiĹcie. W ten sposĂłb rozpoczÄĹa siÄ przyjaĹşĹ, ktĂłra siÄ rozrosĹa, poniewaĹź miaĹem swoich przyjacióŠi wszystkimi zawĹadnÄĹa ta nowa rzecz, dlatego wszystko w naszym czasie, w naszym dniu, wszystko byĹo zdeterminowane przez doĹwiadczenie, ktĂłre rodziĹo siÄ codziennie, ktĂłre odnawiaĹo siÄ codziennie, podÄ ĹźajÄ c za tym, co wydarzaĹo siÄ w tym czĹowieku, patrzÄ c na to, co wydarzaĹo siÄ w nas, w kaĹźdym z nas. (âŚ) Od tamtego dnia to towarzystwo zaczÄĹo byÄ najwiÄkszym towarzystwem w moim Ĺźyciu, to znaczy przyjaciĂłĹmi, z ktĂłrymi biegnie siÄ razem ze wzglÄdu na to, co zawĹadnÄĹo naszym Ĺźyciem i co kaĹźdego dnia, dzieĹ po dniu, prosi nas, prowokuje nas, domaga siÄ od nas, by byĹo lepiej poznane. A w tym odpowiadaniu odkrywa siÄ, czym jest âstokroÄ wiÄcejâ. (âŚ) âStokroÄ wiÄcejâ jest wĹaĹnie doĹwiadczaniem tego, Ĺźe nieprawdÄ jest, Ĺźe trzeba siÄ zadowoliÄ, jest doĹwiadczaniem tego, Ĺźe pragnienie moĹźe rosnÄ Ä wciÄ Ĺź coraz bardziej, Ĺźe im czÄĹciej doznaje siÄ satysfakcji w Ĺźyciu, tym bardziej pragnienie siÄ nie wyczerpuje, ale roĹnie. Kiedy osiÄ gamy stokroÄ wiÄcej? Nie osiÄ ga siÄ stokroÄ wiÄcej, stokroÄ wiÄcej nie jest samo w sobie celem. Istotnie, stokroÄ wiÄcej nie oznacza sto, ale stokroÄ wiÄcej, to znaczy jest czynnikiem mnoĹźenia, jest zawsze czymĹ wiÄcej. (âŚ) Dlatego Ĺźycie, ktĂłre spotkaliĹmy, jest obietnicÄ . Nie postrzegamy go jako juĹź speĹnionego, nie postrzegamy jako juĹź zrealizowanego wĹaĹnie dlatego, Ĺźe jest obietnicÄ speĹniajÄ cÄ siÄ w czasie. W tym tkwi smak Ĺźycia â jest obietnicÄ , ktĂłrÄ muszÄ dopiero odkryÄ, w przeciwnym razie wszystko byĹoby juĹź zakoĹczone. (âŚ) To prawda, Ĺźe wiele rzeczy moĹźna zrozumieÄ natychmiast, lecz czÄsto tak nie jest; wĂłwczas stajÄ siÄ dla nas sprzecznoĹciÄ i wydaje nam siÄ, Ĺźe tracimy ten smak Ĺźycia. Ziarno zasiewane w naszym Ĺźyciu podlega procesowi rozwoju, ktĂłrego moĹźemy nie dostrzegaÄ od razu. Bo gdy ziarno zostaje wĹoĹźone do ziemi, jest czas, w ktĂłrym roĹnie, ale go nie widaÄ, widzisz je dopiero, kiedy zaczyna wydawaÄ owoce. Lecz istotÄ ziarna jest tkwienie w ziemi i to, by nie zostaĹo wyrwane. To, co nas blokuje, to niezrozumienie trudu. Nie chodzi o to, Ĺźe nie rozumiesz, Ĺźe jesteĹ o coĹ proszony, rozumiesz to, nie przyjmujesz jednak trudu, ktĂłry to ze sobÄ niesie. By przyjÄ Ä trud, trzeba mieÄ racje i trzeba pozostaÄ przywiÄ zanym do prawdziwych racji. (âŚ) Osobiste proszenie o racje jest naszym pierwszym towarzystwem i nie chodzi o to, Ĺźe koniecznie musi ci je daÄ ktoĹ inny. Istotnie, jest tak, poniewaĹź zazwyczaj nie pytamy siÄ, dlaczego robimy coĹ w taki sposĂłb, Ĺźe czujemy siÄ osamotnieni w przeĹźywaniu tego. Wyzwanie âstokroÄ wiÄcejâ polega na tym, Ĺźe to, czego oczekujemy, jest czymĹ wiÄcej od tego, co robimy, jest czymĹ wiÄcej niĹź wyobraĹźenie, ktĂłre mamy. A wĂłwczas odbiera siÄ jako zawrĂłt gĹowy fakt, Ĺźe w rzeczywistoĹci znajduje siÄ ObecnoĹÄ skĹadajÄ ca mi tÄ obietnicÄ, a jej znak znajdujÄ w moim pragnieniu, ktĂłre nie moĹźe zostaÄ stĹumione. Rok temu odkryĹem, Ĺźe jestem powaĹźnie chory. (âŚ) Teraz czujÄ siÄ dobrze, muszÄ chodziÄ tylko na wizyty kontrolne. Ale w czasie, gdy nie byĹo jeszcze wiadomo, co mi jest ani co mnie czeka, zaczÄ Ĺem bardzo dramatycznie zadawaÄ pytanie, o co jestem poproszony, skoro miaĹem i mam wiele odpowiedzialnoĹci w Ĺźyciu: jestem mÄĹźem, mam czwĂłrkÄ maĹych dzieci â jedno jest juĹź w waszym wieku â do utrzymania i wychowania; mam pracÄ, w ktĂłrej wiele siÄ ode mnie wymaga, kierujÄ 15-osobowÄ grupÄ badawczÄ ; nastÄpnie mam odpowiedzialnoĹci w Ruchu, ktĂłrych jest wiÄcej, odkÄ d ksiÄ dz CarrĂłn poprosiĹ mnie o pomoc w prowadzeniu Ruchu.
Wobec tego wszystkiego zadawaĹem sobie pytanie: o co tak naprawdÄ jestem proszony? ZauwaĹźyĹem, Ĺźe na poczÄ tku to, co mi siÄ przydarzyĹo, chorobÄ, traktowaĹem jak przeszkodÄ, poniewaĹź myĹlaĹem, Ĺźe moim prawdziwym zadaniem byĹy wszystkie inne rzeczy, ktĂłre robiĹem w Ĺźyciu, i Ĺźe nie potrzeba byĹo tego nieprzewidzianego wydarzenia. OdkryĹem, o co naprawdÄ jestem proszony dziÄki temu, Ĺźe nie od razu byĹo wiadomo, co mi jest. PoniewaĹź my wiele razy mĂłwimy o nadziei w Ĺźyciu, kiedy sprawy sÄ juĹź rozwiÄ zane. Ale co znaczy, Ĺźe jest nadzieja w Ĺźyciu, kiedy sprawy nie sÄ jasne, kiedy tkwimy jeszcze wewnÄ trz problemĂłw, kiedy znajdujemy siÄ poĹrĂłd trudnoĹci? W przeciwnym razie mĂłwimy o âstokroÄ wiÄcejâ, mĂłwiÄ c o abstrakcyjnych sprawach, myĹlÄ c, Ĺźe sprawy ukĹadajÄ siÄ pomyĹlnie tylko wtedy, gdy Ĺźyciowe problemy sÄ rozwiÄ zane. Ale czy moĹźna doĹwiadczyÄ stokroÄ wiÄcej, ĹźyÄ nadziejÄ , kiedy przeĹźywa siÄ trudnoĹci? To byĹo pytanie, ktĂłre sobie zadawaĹem. W tych chwilach zrozumiaĹem, Ĺźe wreszcie musiaĹem zaczÄ Ä dostrzegaÄ to, co zawsze tak trudno zobaczyÄ, i zaczÄ Ĺem to dostrzegaÄ dziÄki caĹej historii mojego Ĺźycia, tych lat, dziÄki pewnoĹci, ktĂłra dzieĹ po dniu wzrastaĹa we mnie poĹrĂłd tej przyjaĹşni, przyjaĹşni KoĹcioĹa. ZrozumiaĹem, Ĺźe to, o co zostaĹem poproszony, jest âpowoĹaniemâ, to znaczy Ĺźe powoĹanie nie jest formÄ , ktĂłrÄ ty musisz nadaÄ swojemu Ĺźyciu, by poĹwiÄciÄ je Bogu albo samemu sobie, powoĹanie jest odpowiedziÄ na osobistÄ relacjÄ, o ktĂłrÄ ktoĹ prosi twoje Ĺźycie, tÄ preferencjÄ, ktĂłra jest ci dana, poniewaĹź ta okolicznoĹÄ byĹa dana mnie, tylko mnie, wĹaĹnie mnie, bym uznaĹ Jego w moim Ĺźyciu. Nie mogĹem dalej przeĹźywaÄ wszystkiego, nie traktujÄ c do koĹca powaĹźnie tego faktu, ktĂłry mi siÄ przydarzaĹ. W ten sposĂłb zaczÄ Ĺem rozumieÄ, Ĺźe âstokroÄ wiÄcejâ to nie sto razy to, czego pragniemy, to coĹ innego, to inna miara. Nie zostaĹo nam obiecane, Ĺźe urzeczywistni siÄ to, co mamy w gĹowie, ale o wiele wiÄcej, sto razy wiÄcej. A wĂłwczas zaczyna siÄ rozumieÄ, dlaczego potrzebne jest poĹwiÄcenie, co to jest poĹwiÄcenie. ZostaĹo nam obiecane speĹnienie pragnienia naszego serca, jeĹli nie przestaniemy trwaÄ przy tej obecnoĹci, ktĂłra wkroczyĹa do naszego Ĺźycia, poniewaĹź âstokroÄ wiÄcejâ zaczyna siÄ w tym, o co juĹź jesteĹ proszony, nie ĹźebyĹ musiaĹ wyobraĹźaÄ sobie nie wiadomo co. I rzeczywiĹcie, w tym okresie czÄĹciej przypominaĹo mi siÄ i towarzyszyĹo to, co mĂłwiĹ ksiÄ dz Giussani: nieuniknione okolicznoĹci â to znaczy te, w ktĂłrych nie moĹźesz wybraÄ, co zrobiÄ: moĹźesz udawaÄ, Ĺźe nic siÄ nie dzieje, ale przeznaczenie jest wyznaczone â sÄ najprostsze, nawet jeĹli nie sÄ poĹźÄ dane, nie sÄ okolicznoĹciami ukĹadajÄ cymi siÄ po mojej myĹli. OczywiĹcie wolaĹbym czuÄ siÄ dobrze, by mĂłc zaangaĹźowaÄ wszystkie siĹy w wielkie zadania, waĹźne, ktĂłre mam w Ĺźyciu, ale w pewnym momencie KtoĹ Inny wybraĹ dla mnie coĹ innego: âJesteĹ o to proszony teraz, poniewaĹź to Ja pragnÄ twojego Ĺźycia, to nie ty nim kierujeszâ. I przychodziĹo mi na myĹl, Ĺźe nawet Jezus postanowiĹ przyjÄ Ä tÄ relacjÄ jako definicjÄ speĹnienia swojego zadania, tego, ze wzglÄdu na co zostaĹ posĹany â relacjÄ z Ojcem. (âŚ)
Minionego lata sporo rozmyĹlaĹem o epizodzie z Ogrodu Oliwnego, ktĂłry przywoĹaliĹmy takĹźe wczoraj. Jeszcze raz czytam to, co przeczytaliĹmy w Ewangelii Ĺw. Mateusza. Kiedy Jezus modli siÄ sam, w pewnym momencie mĂłwi: âÂŤDuch wprawdzie ochoczy, ale ciaĹo sĹabeÂť. PowtĂłrnie odszedĹ i tak siÄ modliĹ: ÂŤOjcze mĂłj, jeĹli nie moĹźe ominÄ Ä Mnie ten kielich, i muszÄ go wypiÄ, niech siÄ stanie wola Twoja!Âť [zwrĂłÄcie uwagÄ na dalszy ciÄ g opowieĹci]. Potem przyszedĹ i znĂłw zastaĹ ich ĹpiÄ cych, bo oczy ich byĹy senne. Zostawiwszy ich, odszedĹ znowu i modliĹ siÄ po raz trzeci, powtarzajÄ c te same sĹowa. Potem wrĂłciĹ do uczniĂłw i rzekĹ do nich: ÂŤĹpicie jeszcze i odpoczywacie?Âťâ (Mt 26, 41â45). Jest spokojny. W miesiÄ cach choroby odczuwaĹem udrÄkÄ Jezusa, ktĂłry przychodzi do swoich uczniĂłw, znajduje ich ĹpiÄ cych i mĂłwi: âAle dlaczego? WĹaĹnie wy, ktĂłrzy jesteĹcie moimi przyjaciĂłĹmi!â. CzuĹ siÄ samotny. WielkÄ tragediÄ Ĺźycia jest samotnoĹÄ, ktĂłra jest brakiem odczuwania znaczenia dokonujÄ cego siÄ gestu, tego, co siÄ przeĹźywa, relacji, ktĂłrÄ ma siÄ ze wszystkim, z nieskoĹczonoĹciÄ , to znaczy myĹlenie, Ĺźe to, co siÄ robi, jest niepotrzebne. Jezus potrzebuje swoich przyjaciĂłĹ, On, ktĂłry nigdy ich nie potrzebowaĹ â to inni potrzebowali Jego, Jezus nigdy nie potrzebowaĹ, Ĺźeby inni coĹ Mu wyjaĹnili, Ĺźeby Mu coĹ powiedzieli, Ĺźeby Mu coĹ pokazali, Ĺźeby rozwiÄ zali Mu problemy â potrzebowaĹ nie byÄ sam, ale âoczy ich byĹy senneâ. To mnie dotknÄĹo, poniewaĹź piszÄ c tak, Ewangelista podkreĹla jednÄ rzecz, o ktĂłrej nigdy wczeĹniej nie pomyĹlaĹem, Ĺźe zdarzy mi siÄ przeĹźyÄ tÄ okolicznoĹÄ: zaĹniÄcie byĹo niemal poza ich wolÄ , poniewaĹź ich oczy byĹy senne, jak gdyby sam Ojciec przyzwoliĹ na to, by Jezus nie znalazĹ ostatniej drogi ucieczki i odkryĹ, Ĺźe jedynym prawdziwym zwyciÄstwem nad samotnoĹciÄ byĹo ugruntowanie relacji z Ojcem, zawierzenie siÄ Ojcu, ktĂłrego obecnoĹÄ w tym momencie odczuwaĹ jako bardzo odlegĹÄ . ZauwaĹźyĹem, Ĺźe przeĹźywaĹem to samo doĹwiadczenie. Wtedy zaczÄ Ĺem stawiaÄ czoĹa temu wszystkiemu, co mnie czekaĹo, a wiÄc takĹźe prĂłbom, ktĂłre musiaĹem przejĹÄ. Dlatego rozumiem, Ĺźe nieuniknionÄ okolicznoĹciÄ jest najprostsza okolicznoĹÄ, poniewaĹź wĂłwczas widzimy jasno, o co jesteĹmy proszeni. JesteĹmy proszeni o bycie posĹusznymi, ale co to znaczy byÄ posĹusznym? WĹaĹciwy nam jest moralistyczny sposĂłb odczuwania spraw i nie wiemy, czym jest posĹuszeĹstwo. PosĹuszeĹstwo jest przede wszystkim dyspozycyjnoĹciÄ , jest dyspozycyjnoĹciÄ wobec Tajemnicy, ktĂłra chce mnie teraz: chce, bym trwaĹ przy tym, co jest mi dane, aby potwierdziĹ siÄ sens Ĺźycia. Ĺťycie ma sens i ja muszÄ go odkryÄ. A jedynym sposobem odkrycia jest coraz gĹÄbsze wchodzenie w to, co jest mi dane. Dlatego dani mi sÄ przyjaciele, towarzysze drogi. Tajemnica nie pozostawiĹa nas samymi. Wy jesteĹcie tutaj, my jesteĹmy tutaj razem, poniewaĹź to wciÄ Ĺź wydarza siÄ dzisiaj.
By prosiÄ o to, by to znaczenie ukazywaĹo siÄ wciÄ Ĺź coraz bardziej, nawet jeĹli w pewnym momencie nie widzisz go wyraĹşnie (âŚ), pozostajesz przywiÄ zany, jesteĹ przywiÄ zany do ĹşrĂłdĹa Ĺźycia, ktĂłre zobaczyĹeĹ. KtĂłre zobaczyĹeĹ, Ĺźe zmienia ciÄ w tym momencie, ktĂłre odczuĹeĹ tak mocno jako wyzwanie rzucone twojemu Ĺźyciu. A wĂłwczas rozumiesz, Ĺźe âstokroÄ wiÄcejâ to odmienny smak, to nie dodatkowe rzeczy, ktĂłre robisz albo masz, ale to odmienny smak przeĹźywania zwyczajnych rzeczy, ktĂłre w przeciwnym razie byĹyby tylko ciÄĹźarem; rozumiesz, Ĺźe robisz coĹ, co wiÄ Ĺźe siÄ z przeznaczeniem Ĺwiata, a przede wszystkim z twoim przeznaczeniem, z tym, do czego zostaĹeĹ wybrany. Ale moĹźesz robiÄ te same rzeczy, nie bÄdÄ c przywiÄ zanym, przestajÄ c pragnÄ Ä wielkich rzeczy. To jest rozgrywka, kochani: nigdy nie przestawaÄ pragnÄ Ä wielkich rzeczy! Ĺťycie nabiera smaku w dyspozycyjnoĹci.
ZDJÄCIA
|