Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2015 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2015 (maj / czerwiec)

Pierwszy Plan

Tam, gdzie zabija się wolność

Korespondentka dziennika "La Stampa", autorka książki o prześladowaniach, opowiada nam o "globalnych rozmiarach" ataku na chrześcijan

Francesca Paci


„Jesteśmy pod obstrzałem, cała wspólnota w Aleppo, oblężona z trzech stron przez fundamentalistyczne siły al-Nusry i Państwa Islamskiego. Ale najnowsza informacja dotyczy nas, Armeńczyków: gdy papież odważnie ogłasza, że w 1915 roku doszło do ludobójstwa, islamskie bojówki al-Nusry, wspierane tak naprawdę przez Turcję, biorą nas na celowniki. Już od wielu dni pociski rakietowe, które od Wielkanocy są wycelowane w chrześcijańską dzielnicę Sulaymaniyah, skierowane są bezpośrednio na nasz kościół, armeńską ulicę, domy; rezydencyjny kompleks został już zbombardowany, zginęło 26 osób”.

51-letni pastor, który prosi, by był identyfikowany tylko jako Seraphim, mieszka w Aleppo w Syrii, na najdalszej granicy ofensywy prowadzonej przeciwko chrześcijanom, przypuszczonej bez kontroli po wejściu na scenę Państwa Islamskiego na początku ubiegłego roku.

Nagły wzrost przemocy, zarejestrowany w ostatnim raporcie Open Doors International, dotyczącym prześladowań chrześcijan na świecie, który wskazuje rok 2014 jako najczarniejszy w całej historii z 4344 osobami zamordowanymi w imię Chrystusa i ponad tysiącem miejsc kultu zniszczonych z tego samego powodu (dwa razy tyle, co rok wcześniej), ma wiele wspólnego z wszechpotężnym wejściem na scenę nowych albo po części nowych aktorów: Syrii, niegdyś pokojowego międzynarodowego kondominium, nawet jeśli była nim za cenę dyktatury porównywalnej do dyktatury w stolicy Korei Północnej, Pjongjangu; Iraku, gdzie ofensywa sąsiadującego Państwa Islamskiego rozbudziła entuzjazm fanatyków, przyspieszając pustoszenie kościołów rozpoczęte w 2003 roku; neodżihadystyczne grupy, które od Libii po Somalię Asz-Szababu, poprzez egipski Synaj, dostrzegły w ideologicznym przylgnięciu do podcinającego gardła Al-Baghdadiego [przywódcy Państwa Islamskiego – przyp. red.] wyzwolenie z geograficznej i geopolitycznej marginesowości, przypieczętowywane nieustannymi aktami przemocy; Nigerii, gdzie od kilku miesięcy budzący już przerażenie mordercy z Boko Haramu mierzą coraz wyżej, angażując się w bezprawne uprowadzenia dziewcząt po to, by sprzedawać je jako niewolnice, przeprowadzając samobójcze zamachy, powierzane nieświadomym dziewczynkom, oraz wysadzając bomby w sercach najbardziej zaludnionych targowisk.

 

„Powrócimy”. Ten, kto w 2010 roku ostrzegał przed wzrostem nienawiści międzywyznaniowej, która już wtedy, według Centrum Badań PEW, koncentrowała się na chrześcijanach (70% prześladowanych z powodów religijnych), z trudem mógł sobie wyobrazić mające nastąpić przyspieszenie. Arabskie Wiosny w 2011 roku rozpaliły nadzieję na nowe przymierze między narodami podzielonymi przez wiarę, ale połączone pragnieniem demokracji. A skrzyżowane flagi z kairskiego placu Tahrir, z koptyjskim krzyżem w pobliżu islamskiego półksiężyca, stały się nadzieją na zwrot biegu wypadków wobec stopniowego niszczenia kościołów na Środkowym Wschodzie, gdzie narodziło się chrześcijaństwo.

„Szybko się przebudziliśmy: w roku, w którym rządził prezydent Mursi i Bracia Muzułmańscy, sprawy przyspieszyły, nawet nasi muzułmańscy przyjaciele w żartach sugerowali nam, byśmy pakowali walizki, bo wcześniej czy później nas wywłaszczą” – opowiada Francis Sheada, przedstawiciel mniejszości chrześcijańskiej mniejszości w Egipcie, która dzisiaj wspiera jak jeden mąż prezydenta Al-Sisiego. Pastor Seraphim, który od ponad 17 lat stoi na czele Kościoła ewangelickiego w Aleppo, nie zajmuje pozycji politycznej (poza tą przeciwko Turcji), ale kreśli obraz wspólnoty znajdującej się na skraju przepaści, której podstawowe potrzeby stara się na próżno zaspokoić (z pomocą takich stowarzyszeń jak Open Doors): „Mój rodzinny dom w mieście, skąd pochodzę, został spalony, a na jego murach widnieje napis: «Powrócimy». Pomimo tego, że kościół armeński trzykrotnie był obiektem zamachów, pozostał otwarty w każdą niedzielę w ciągu ostatnich czterech lat. I mimo że grozi nam ostrzał rakietowy, odprawiamy Mszę św., w której uczestniczy około 250 wiernych, w tym katolicy i prawosławni, którzy pozostali bez świątyni. Nie prosimy ich, żeby przychodzili, ale przychodzą. Po przerażającej eskalacji przemocy podczas prawosławnej Wielkanocy pewna 82-letnia kobieta powiedziała mi, że jest tutaj, ponieważ lepiej umrzeć pod ołtarzem niż w kuchni”. 70% chrześcijan odeszło z pozbawionego prądu Aleppo do syryjskich obozów dla uchodźców, rozsianych między Turcją a Jordanią; połowę namiotów zajmują ochrzczeni mężczyźni i kobiety. Ten, kto pozostał więźniem historii, opłakuje w swoim sercu reżim syryjskiego prezydenta Assada.

 

Córki pastora. Atak na chrześcijan ma wymiar globalny, jeśli pośród pięciu okrytych największą niesławą państw pierwsze miejsce zajmuje Korea Północna, położona z dala od ogniska neodżihadyzmu, ale – jak twierdzą uchodźcy przebywający w Seulu – jest to ziemia obozów koncentracyjnych, w których pośród innych „opozycjonistów” ma przebywać 17 tysięcy chrześcijan. A przecież w następnej kolejności znajdują się Syria, Nigeria, Republika Środkowoafrykańska, Kenia, a potem Irak, Pakistan, Libia okryta ciężką żałobą z powodu żniw kalifatu – państwa, w których niezależnie od rozkładu sił (na przykład w Kenii chrześcijanie stanowią większość) wydaje się, że wojna religijna jest znakiem postmodernizmu.

„Moje córki znajdują się pośród zaginionych dziewcząt. Odczuwam głęboki ból, który towarzyszy mi każdego dnia” – szepcze słabym głosem pastor Enock, ojciec dwóch z 232 uczennic z Chiboku (z których co najmniej 165 to chrześcijanki), porwanych rok temu przez grupy Boko Haramu. Od tamtej chwili, po przylgnięciu talibów z Afryki do Państwa Islamskiego, Nigeria przeszła od najcięższych starć między plemionami – wiejskimi i muzułmańskimi z Północy a tymi z chrześcijańskiego i handlowego Południa – do wojny nienawiści. Według Amnesty International na początku 2014 roku Boko Haram bezprawnie uwięziło w Nigerii przynajmniej dwa tysiące kobiet i dziewcząt, by uczynić z nich niewolnice lub baby-kamikadze, zamordowało ponad 5,5 tysiąca cywilów; zniszczyło całe wioski, wśród nich Bamę, gdzie ostatnio Wysoki Komisarz ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) doniósł o odnalezieniu zbiorowej mogiły, w której znajdowało się co najmniej 550 ciał kobiet, wśród nich mogły być dziewczęta z Chibok.

 

Oko za oko. Obserwatorzy World Watch Monitor szacują, że w ostatnim roku napór na kościoły zmniejszył się w jedenastu krajach (jednym z nich jest Orissa, teatr pogromu antychrześcijańskiego w 2007 roku, gdzie ksiądz Joseph przyznaje, że „mimo iż są pod obstrzałem na skutek nawróceń hinduistów na chrześcijaństwo, napięcie się zmniejszyło”), ale pozostał bez zmian w siedmiu, a wzrósł w 29. Spadek zanotowano między innymi w Pakistanie, gdzie za przypadkiem Asii Bibi, aresztowanej w 2009 roku za pogwałcenie antybluźnierczej ustawy i skazanej na powieszenie, kładzie się coraz ciemniejsza strefa cienia.

„Sytuacja była ciężka, ale teraz jest bardzo ciężka, ponieważ niektórzy chrześcijanie zaczynają reagować i to dostarcza nienawiści muzułmanów łatwo usprawiedliwianego, na gruncie społecznym, alibi” – mówi ojciec Nadim z Lahore, gdzie 14-letni Nauman Masih został podpalony i zabity przez grupę muzułmańskich rówieśników, być może dla pomszczenia zlinczowania przez chrześcijan ich dwóch kolegów, dokonanego po zamachu na dwa kościoły w Youhanabadzie 15 marca.

„Oko za oko i świat stał się ślepy” – mówi ludowe przysłowie. A przecież nawet na równinie Niniwy w Iraku, gdzie tuż po drugiej wojnie w Zatoce Perskiej chrześcijanie stanowili zaledwie trzy procent ludności, cień tego, czym byli na początku XX wieku, chrześcijańskie wspólnoty zorganizowały brygadę gotową walczyć u boku Kurdów przeciwko natarciu kalifatu. Zdarzyło się już tak w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie w 2014 roku chrześcijańskie milicje antybalaka [ochotnicze jednostki samoobronne – przyp. red.] i animiści zabili tysiące muzułmanów podczas porachunków, które w ONZ nazwano ludobójstwem.

„Nigdy nie sądziłam, że mogę być zabita za to, kim jestem, w takiej Afryce, w której łatwo jest umrzeć za to, co robisz. Ale o ile mogę nie założyć jakiegoś ubrania albo nawet krzyża na szyję, nie mogę nie być chrześcijanką” – analizuje przez telefon 25-latka, która dzisiaj czuje bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, że mogła być jednym ze studentów kampusu w Garissie, zamordowanych przez somalijskich islamistów Asz-Szabab w masakrze o podłożu religijnym. W tle słychać mroczne echo wojny.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją