Ślady
>
Archiwum
>
1993
>
Biuletyn (17) grudzień
|
||
Ślady, numer 6 / 1993 (Biuletyn (17) grudzień) Jan Paweł II O „nowe przymierze” Kościoła i kultury Nowe przymierze między Kościołem a kulturą. Przemówienie do świata nauki i kultury - Wilno, 5 września 1993 Jan Paweł II Panie Ministrze Kultury, Magnificencjo, Panowie Profesorowie, Przedstawiciele świata kultury i sztuki! Jako pierwszy papież odwiedzający kraje bałtyckie cieszę się ogromnie z dzisiejszego spotkania z wami w sugestywnej scenerii tej uczelni, która od stuleci jest bijącym sercem waszego miasta i poprzez swą wieloraką działalność intelektualną wyraża jego szczególne powołanie jako miejsca, gdzie krzyżują się drogi ludów i cywilizacji: o tym powołaniu mówił przed chwilą rektor waszej znakomitej Alma Mater w słowach bardzo głębokich, a zarazem pełnych szacunku dla osoby Papieża, którego powitał tu w imieniu wszystkich. Pragnę mu za to serdecznie podziękować. Nie byłem zaskoczony gorącym przyjęciem, jakie mi zgotowaliście, jest ono bowiem wyrazem waszej życzliwości, a jednocześnie nawiązuje do dawnej tradycji przyjaznych i owocnych więzi między waszym krajem a Kościołem katolickim. Świadczą o tym także dzieje tego uniwersytetu. Założył go, jak wiadomo, bp Walerian Protasevičius (Protaszewicz-Szuszkowski), aby także Wilno mogło skorzystać z owoców intensywnej pracy na polu kultury i apostolstwa, prowadzonej przez Towarzystwo Jezusowe w Europie i świecie. W r. 1579 wasza uczelnia została dodatkowo wyposażona w prawa i przywileje przez mego poprzednika Grzegorza XIII oraz przez Stefana Batorego, króla Polski i wielkiego księcia litewskiego. Kościół katolicki odegrał zatem bynajmniej nie marginalną rolę w powstaniu i rozwoju waszej Alma Mater. Niestety, w jej późniejszych dziejach ta pierwotna więź przyjaźni nie zawsze była zachowywana i zwłaszcza w ostatnich czasach w tych murach można było usłyszeć głosy krytyczne, niechętne czy wręcz wrogie Kościołowi i jego nauce. Wszystko to sprawia, że mój dzisiejszy dialog z wami ma szczególne znaczenie. Otwiera nową kartę w życiu kulturalnym waszego kraju. Mamy za sobą długą historię naznaczoną cierpieniem i odczuwamy przemożną potrzebę patrzenia w przyszłość. Musimy jednak pamiętać o przeszłości, abyśmy mogli skorzystać z doświadczeń tych nie kończących się dziesięcioleci — czasu, kiedy także wasz kraj doznał ucisku brutalnej dyktatury, która w imię sprawiedliwości i równości deptała godność i wolność jednostek i społeczeństwa. Jak mogło do tego dojść? Analiza przyczyn byłaby przedsięwzięciem skomplikowanym. Wydaje mi się jednak, że można powiedzieć, iż jedną z istotnych przyczyn był wojujący ateizm, z którego czerpał inspirację marksizm: ateizm uwłaczający także człowiekowi, ponieważ pozbawiający jego godność najpewniejszego fundamentu i gwarancji. Z tym błędem łączyły się inne, takie jak materialistyczna koncepcja historii, radykalnie konfliktowa wizja społeczeństwa, «mesjańska» rola przypisywana jedynej partii rządzącej państwem. Łączny efekt wszystkich tych czynników był taki, że system marksistowski, powstały pod hasłem wyzwolenia człowieka, doprowadził do jego zniewolenia. Marksizm jednak nie był jedyną tragedią naszego stulecia. Dorównuje jej grozą inny dramat, który rozegrał się na przeciwnym biegunie reżimów «prawicowych»: w imię «narodu» i «tradycji» one również deptały godność, jaką obdarzona jest każda ludzka istota niezależnie od rasy, przekonań i cech indywidualnych. Jakże nie przypomnieć tu potwornych aktów przemocy, do jakich posunął się nazizm, zwłaszcza wobec narodu żydowskiego, skazanego na zagładę w imię ideologii rzekomej wyższości rasowej i szaleńczego planu zawładnięcia światem? Z drugiej strony, także wewnątrz «demokracji» zorganizowanych według formuły państwa prawa istniały i do dzisiaj istnieją jaskrawe sprzeczności między formalnym uznaniem swobód i praw ludzkich a licznymi przejawami niesprawiedliwości i dyskryminacji społecznej, tolerowanymi przez te systemy. Są to bowiem modele społeczne, w których postulat wolności nie zawsze łączony jest z postulatem odpowiedzialności etycznej. Ryzyko, na jakie narażone są ustroje demokratyczne, polega na tym, że mogą one zostać sprowadzone do zespołu reguł nie dość mocno zakorzenionych w niezbywalnych wartościach. Wartości te wyrastają z samej istoty człowieka i dlatego powinny stanowić podstawę wszelkiego współżycia między ludźmi i żadna większość nie może ich unieważnić bez szkodliwych następstw dla człowieka i społeczeństwa. Przeciwko takiemu zwyrodnieniu wolności, czy to w dziedzinie polityki, czy gospodarki, Kościół występował bardzo zdecydowanie. Wyrazem tego była już encyklika Leona XIII Rerum novarum, w której potępiony został obok socjalizmu także liberalizm gospodarczy nie uznający żadnych ograniczeń i nie zważający na wymogi solidarności. W tym samym duchu Kościół nadal przeciwstawia się dziś modelom społecznym, które w imię rzekomych praw i swobód nie chronią w zadowalającej mierze życia nie narodzonych dzieci oraz godności słabszych klas społecznych. Totalitaryzmy o przeciwnych znakach i chore demokracje doprowadziły do głębokich wstrząsów w dziejach naszego stulecia. Każdy z systemów, następujących po sobie i wzajemnie się zwalczających, miał swą własną fizjonomię, nie sądzę jednak, by błędem było uznanie ich wszystkich za wytwory jednej i tej samej kultury immanencji, bardzo rozpowszechnionej w Europie ostatnich wieków, z której rodzą się wizje istnienia osobowego i zbiorowego ignorujące Boga i lekceważące Jego zamysł wobec człowieka. Czyż jednak człowiek może istnieć i przetrwać bez Boga? Słusznie przypomina Sobór Watykański II, że «stworzenie bez Stworzyciela zanika» (Gaudium et spes, 36). Biada temu, kto zapomni o tej podstawowej prawdzie! Na szczęście Bóg, którego ateistyczna kultura nadaremnie próbowała usunąć z widnokręgu człowieka, zawsze powraca i znów mu się objawia, otwierając sobie drogę poprzez wielkie pytania, na które nauka i technika, mimo wszystkich swoich zdobyczy, nie umieją i nie mogą znaleźć odpowiedzi. «Wobec dzisiejszej ewolucji świata — stwierdza Sobór — z każdym dniem coraz liczniejsi stają się ci, którzy bądź stawiają zagadnienia coraz bardziej podstawowe, bądź to z nową wnikliwością rozważają: czym jest człowiek; jaki jest sens cierpienia, zła, śmierci, które istnieją nadal, choć dokonał się tak wielki postęp? Na cóż te zwycięstwa tak wielką okupione ceną; co może człowiek dać społeczeństwu, a czego się od niego spodziewać; co nastąpi po tym życiu ziemskim?» (Gaudium et spes, 10). Na fali tych nieuniknionych pytań Bóg — prawdziwy i jedyny Bóg, Tajemnica, z której wszystko bierze początek i sens — pojawia się nieustannie na horyzoncie ludzkiego serca, budząc w nim głęboką i zbawienną tęsknotę. «Uczyniłeś nas dla siebie, Boże, i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie» — to słowa wielkiego Augustyna (Wyznania, l, l, 1). Dążenie do Boga jest naturalnym prawem istnienia, którego nie zdoła nigdy stłumić żaden system. Na was zatem — na ludziach kultury i nauki — bardziej niż na kimkolwiek innym spoczywa odpowiedzialność za to, by ludzka myśl nie zamykała się na rzeczywistość Tajemnicy. Ta powinność nie zostaje na was nałożona z zewnątrz, jakby po to by utrudnić wasze poszukiwania i ograniczyć wolność, ale w rzeczywistości jest konsekwencją samej logiki myślenia. Kiedy człowiek myśli, doświadcza swojej ograniczoności, uświadamia sobie, że nie jest prawdą, ale że wręcz musi jej szukać jakby po omacku. Zarazem przeczuwa, że jego poszukiwania nie mogą i nie powinny się ograniczać do mało znaczących i ograniczonych celów, jako że potężna siła popycha je coraz wyżej, ku nieskończonemu. Porywająca przygoda myślenia zawiera się w tej podstawowej dynamice, która stawia człowieka między świadomością własnych ograniczeń a potrzebą absolutu. Dlatego gdy człowiek «myśli głęboko», zachowując dyscyplinę rozumu i uczciwość serca, wchodzi na drogę, na której może spotkać Boga. Jeśli tak jest, to słusznie można zapytać, dlaczego tak wielu było myślicieli, którzy dali początek najbardziej systematycznym i radykalnym negacjom Boga? Kościół umie odpowiedzieć na to niepokojące pytanie: choć to prawda, że sam rozum może dojść do poznania Boga, w obecnym stanie ludzkości, skażonej grzechem, tenże rozum jest dotknięty wielką słabością (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 37). Myślenie nie jest izolowanym procesem dokonującym się w mózgu, ale pozostaje głęboko związane z egzystencjalnym doświadczeniem człowieka. Jeśli zatem pragnie się, by myślenie wydało swe najdojrzalsze owoce, zwłaszcza w sferze poszukiwań prawd metafizycznych, należy kultywować etykę myślenia, która nie ma jedynie strzec jego logicznej poprawności, ale winna włączać czynności umysłu w klimat duchowy pełen pokory, szczerości, odwagi i uczciwości, ufności, uwagi poświęconej bliźnim i otwarcia się na Tajemnicę. Ta ogólna etyka «myślenia» nie zwalnia od trudu poszukiwania, ale je ułatwia i wspomaga, a w sprawach dotyczących Tajemnicy wręcz nadaje mu kierunek, a to dzięki wewnętrznej więzi między verum i bonum, które w Bogu są tożsame z samym Jego istnieniem. Szanowni państwo, gorączkowy rytm, w jakim następują po sobie wydarzenia ostatnich lat, pozwala nam wyciągnąć racjonalny wniosek, że jesteśmy świadkami epokowego zwrotu w dziejach świata. W tym okresie uciążliwego wchodzenia w nową epokę, której zarysów nikt nie potrafi dziś jeszcze przewidzieć ani zaprogramować, decydująca musi być rola intelektualistów: trzeba ją z mocą potwierdzić właśnie w tym czasie, gdy upadek ideologii może rodzić nastroje obezwładniającego zniechęcenia, a myśl wydaje się skłonna szukać schronienia w sceptycyzmie i niebezpiecznym pragmatyzmie. Niech nikt nie sądzi, że ten kryzys myśli może schlebiać człowiekowi wierzącemu, tak jakby wiara zamierzała zająć obszary opuszczone przez pokonany rozum. W rzeczywistości prawdziwa wiara opiera się na rozumie i dostrzega jego wartość, wspomaga go i pobudza, jak wielokrotnie stwierdzał Kościół w swoim nauczaniu (por. Denzinger-Schönmetzer, 3015-3019; Gaudium et spes, 15). W nowym klimacie kulturowym, który trzeba dopiero ukształtować, pozostaje otwarta wielka przestrzeń dialogu między wiarą a kulturą. Dialog ten nie będzie zresztą ograniczony do dziedziny ściśle religijnej, ale ogarnie także wielkie zagadnienia moralne i antropologiczne, nierozerwalnie z nią związane. Odnowione «przymierze» między Kościołem a światem kultury, choć ujęte w ramy dialogu respektującego ich wzajemną odmienność, wydaje się pilnie potrzebne, aby można było «odczytać» naszą jakże skomplikowaną epokę i wskazać właściwy kierunek dalszej drogi. Istotnie, świat jawi się dziś naszym oczom jakby w «światłocieniu» — wiele w nim punktów jasnych, ale i mrocznych. Dlatego potrzebna jest cierpliwość i mądre rozeznanie. Ludzkość wciąż jeszcze upokarzana jest przez przemoc i wszelkiego rodzaju nietolerancję, udręczona głodem i nędzą milionów, zagrożona przez kryzys ekologiczny o tak wielkich rozmiarach, że rodzi lęk przed «zagładą środowiska naturalnego», nie mniej niepokojącą niż groźba zagłady nuklearnej. Wszystko to budzi smutek i lęk. Jakże jednak nie otworzyć serca na nadzieję, gdy w tak wielu środowiskach, a zwłaszcza wśród młodych pokoleń, dostrzegamy coraz silniejszą potrzebę nowej solidarności, głębszą świadomość praw człowieka, postęp kultury odrzucającej przemoc, aktywne zaangażowanie wolontariatu na rzecz ubogich i odepchniętych, wrażliwość na problemy środowiska naturalnego i postawę czynnej jego obrony? A zatem światła i cienie. Pożądane «nowe przymierze» między Kościołem a kulturą musi mieć na celu rozproszenie cieni i otwarcie drzwi dla światła. W tej perspektywie za ważny «znak czasu» należy uznać także budzące wielkie nadzieje wysiłki ekumeniczne chrześcijan oraz dialog międzyreligijny, który skłania ludzi różnych wyznań do współpracy dla dobra ludzkości. Nad smutnymi wspomnieniami wojen religijnych, nad tą prawdziwą nocą wiary wschodzi dziś jutrzenka upragnionego pokoju religijnego, sprzyjającego również pokojowemu współżyciu całego społeczeństwa. W takiej perspektywie, szanowni państwo, wasz uniwersytet jawi się jako szczególny symbol, został bowiem zbudowany w geograficznym sercu Europy, która jest powołana, by umacniać swą wewnętrzną jedność i przez to przysłużyć się sprawie pokoju na świecie, zgodnie z tysiącletnią tradycją swej cywilizacji. O tej roli Europy nie można mówić w oderwaniu od pradawnej i głębokiej więzi, jaka łączy ją z chrześcijaństwem. Kościół, ze swej strony, bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości, pragnie dziś wspierać Europę na nowej drodze swoim bogactwem — dawnym i zawsze nowym. Jest nim świadectwo o Chrystusie, «Bogu-z-nami», «Bogu-z-człowiekiem». Jest nim głoszenie Boga, który objawia się w pełni przez krzyż swego Syna, który stał się człowiekiem. Jest nim zwiastowanie Boga-Miłości. Przynaglany przez tę Miłość przybyłem na spotkanie z wami. Ze wzruszeniem patrzę na wasze oczy, nawykłe do łez. Witam was jako braci, którzy długo cierpieli. Przede wszystkim jednak pragnę wraz z wami skierować wzrok ku przyszłości, ku wizji postępu i pokoju, która jest naszym celem. Nie bójcie się, przyjaciele, otworzyć drzwi Chrystusowi! On zna serce człowieka i potrafi udzielić wyczerpującej odpowiedzi na nurtujące go problemy. On wzywa nas, byśmy razem walczyli o ludzkość naprawdę wolną i solidarną. Z takimi myślami żegnam was teraz, dziękując za okazaną mi serdeczność i szacunek, z jakim zechcieliście mnie wysłuchać, i prosząc Boga o błogosławieństwo dla was samych, dla waszej pracy i wszystkich waszych bliskich. |