Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1998 > Biuletyn (40) styczeń-październik

Ślady, numer 1 / 1998 (Biuletyn (40) styczeń-październik)

Z życia Ruchu . Świadectwo

Życiem dziękować

Zapytał mnie Janek, wtedy jeszcze pan Jan, nie chcesz pojechać do Rzymu? Jasne, że chciałem. Zdecydowałem się natychmiast. Spotkanie z Ojcem św. w Watykanie – zupełna rewelacja!


Napisać o tym do Biuletynu? Propozycja równie zaskakująca, jak ta majowa. Zapytał mnie Janek, wtedy jeszcze pan Jan, nie chcesz pojechać do Rzymu? Jasne, że chciałem. Zdecydowałem się natychmiast. Spotkanie z Ojcem św. w Watykanie – zupełna rewelacja!

Napisać o tym  Biuletynie? Kilka osób trochę znam. Zachowują się nieco osobliwie. Rzucają się innym na szyję, jakby nie widzieli się 100 lat, a z rozmowy wynika, że robili coś razem w ubiegłym tygodniu. Modlitwa godzin – dosyć dziwaczna.

Jedna myśl: zachować prostotę serca, otworzyć się. „Kto ma uszy, niechaj słucha”.

Rzeczy proste i zwyczajne: piosenka „Povera voce”, modlitwa przed posiłkiem, drobna grzeczność. Jest mi dobrze.

Rzeczy niezwykłe i poruszające: rzymskie bazyliki, katakumby, relikwie świętych, dzieła sztuki. Wśród nich obraz „Powołanie świętego Mateusza”.

Na płótnie wnętrze karczmy. W drzwiach staje Jezus, niezauważony przez ludzi zajętych swoimi sprawami. Dostrzega go tylko Mateusz. Jego zdziwione oczy, pytający gest: czy to ja Panie?

Niedziela na placu św. Piotra. Pamiętam oczekiwanie, porywający śpiew, żarliwą modlitwa. Poczucie autentycznej jedności i wspólnoty. Głoszone świadectwa nie do końca rozumiem. Ojciec Święty tuż obok. Jego słowa trafiające do serca najgłębiej jak tylko można. Powoli do świadomości przedziera się myśl, ze wydarzenie wydające się tak odległe z perspektywy 2000 lat, w rzeczywistości jest zupełnie bliskie, prawie na wyciągnięcie ręki. Tak realne, że nieomal można je doświadczyć zmysłami. Nie ma już abstrakcji. Jest świadectwo żywej wiary. Jest pewność. Komunia święta ma smak chleba z Wieczernika.

Dzień odjazdu w bazylice św. Pawła za murami. Jeszcze słucham historii, liczę portrety papieży. To co we mnie przez ostatnie dni wzbierało, narastało sprawia, że muszę odejść zupełnie na bok. Znajduję miejsce za filarem, klękam i nie potrafię zatrzymać łez. Po chwili już nawet nie próbuję. Nagle wszystko jest tak oczywiste. Każdy moment, myśl, wrażenie z ostatnich dni, których znaczenia nie umiałem sobie uzmysłowić, łączy się w jedną całość dotyczącą właśnie mnie. Powracają słowa Ojca Świętego: to co się wydarzyło w Jerozolimie 2000 lat temu, dzieje się teraz, to tak jakby tamten wieczór odnowił się na tym placu, w centrum chrześcijańskiego świata. Powraca także pytanie: czy to ja Panie? Czy to właśnie o mnie Ci chodzi? Nadzieja, a potem radosna pewność, ze odpowiedź jest twierdząca. „Panie to Ty na mnie spojrzałeś”. Wszystkie te myśli kłębią się i przebiegają przez moją głowę jak nawałnica. Porywa ona ze sobą jakiś balast jakiś ciężar. Potem przychodzi poczucie ogromnej wdzięczności. Czuję się wolny. Czuję się kochany. Czuję się szczęśliwy.

Jeszcze w czerwcu przyszedł list z Mediolanu. Ksiądz Giussani zacytował św. Pawła: „jeśli żyjemy, żyjemy dla Pana. Jeśli umieramy, umieramy dla Pana”.

Czy to nadaje się do Biuletynu? Minęły cztery miesiące. Powiedziałem wczoraj żonie: strasznie chce mi się żyć. Popatrzyła na mnie. Uśmiechnęła się ciepło.

„Nie umiem dziękować Ci Panie,

Bo małe są moje słowa.

Zechciej przyjąć moje milczenie

 I naucz mnie życiem dziękować”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją