Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2004 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2004 (lipiec / sierpień)

Społeczeństwo

„Ja” dla Europy - jedyna droga wyjścia

W rezolucji Rady Europy z Lizbony, z marca 2000 r. nakreślono linie programowe, które mają pomóc Europie wyjść z patowej sytuacji, w jakiej się znalazła. Niestety, z powodu partykularnych interesów niektórych grup, ulegają one zatarciu. Przedstawiamy poniżej drugi z artykułów o Unii Europejskiej.

Giorgio Vittadini


Europa naraża się na popełnienie dwóch poważnych błędów. Pierwszym, bardziej znanym, jest przejęcie pustej, zagmatwanej i filomasońskiej Karty Europejskiej. Drugim, dla większości nieznanym, jest nie wprowadzenie w życie konstruktywnego i dalekowzrocznego dokumentu – rezolucji Rady Europy z Lizbony, z marca 2000 r., która jest prawdziwą podstawą dla Konstytucji Europejskiej, przynajmniej w odniesieniu do spraw ekonomicznych, społecznych i środowiskowych. Rezolucja lizbońska, zdecydowanie przeciwstawiająca się polityce korporacyjnej ostatnich lat oraz tendencjom do zajmowania się rzeczami drugorzędnymi, wytycza odważne linie programowe, umożliwiające – jeśli zostaną zrealizowane – wyprowadzenie Europy z patowej sytuacji, w jakiej się aktualnie znajduje.

Fundamentem, na którym opiera się wspomniany dokument jest postawienie w centrum polityki ekonomicznej i społecznej Unii Europejskiej inwestowania w kapitał ludzki. Ma się to dokonywać w taki sposób, by do roku 2010 ekonomia i społeczeństwa europejskie odzyskały pozycję najbardziej dynamicznych i konkurencyjnych na świecie. Według linii programowych rezolucji Europejczyk powinien zmienić swoje życiowe nawyki, zamiast porzucać obowiązek kształcenia, powinien nieustannie, przez całe swoje życie się uczyć, aby być odpowiednio przygotowanym do udźwignięcia ciągłych zmian, jakie niosą ze sobą konkurencyjność i innowacje. To ustawiczne inwestowanie w kapitał ludzki powinno zapobiec problemom, jakie pojawiają się w wyniku deindustrializacji, stając się okazją do inwestowania w badania naukowe i rozwój, które byłyby zdolne do ciągłego odnawiania i reformowania procesu produkcyjnego.

 

Inicjatywy społeczne i wychowawcze

Dokumenty z kolejnych lat ukazały, jakiego typu działania będą konieczne w odniesieniu do systemów społecznych i edukacyjnych, aby doszło do realizacji tego ambitnego programu. W roku 2002, w Barcelonie, rada Europy zaproponowała inwestycje w badania sięgające wartości 3% PKB – Produktu Krajowego Brutto (w tym wypadku krajów Unii Europejskiej), aby w ten sposób zmniejszyć technologiczne zapóźnienie wobec Stanów Zjednoczonych i Japonii. Zasugerowano, że europejskie systemy kształcenia powinny stać się jakościowym punktem odniesienia, tak by przyciągnąć studentów i naukowców z innych części świata. Przykładem skuteczności oddziaływania w tej dziedzinie są dzisiaj Stany Zjednoczone. Te zamierzenia zostały potem uszczegółowione w dalszych oficjalnych wypowiedziach Unii Europejskiej: podczas spotkania przewodniczących Komitetów Badań Naukowych w Rzymie, w lipcu 2003 r., w komunikacie na zakończenie okresu przewodnictwa Włoch w Unii, a także z okazji poszerzonego w lutym 2004 r. zgromadzenia ministrów Edukacji Unii Europejskiej. Takie stanowiska potwierdzają zgodne przekonanie, że Unia Europejska nie może się rozwijać ekonomicznie i społecznie, jeśli nie dysponuje zasobami ludzkimi zdolnymi do inwestowania, rozwijania badań naukowych i wdrażania innowacji. Jak stwierdza Organizacja Współpracy i Rozwoju Ekonomicznego półpunktowy roczny wzrost gospodarczy państw Unii Europejskiej w latach dziewięćdziesiątych, związany był z przyrostem kapitału ludzkiego, który przyczynił się do opanowania skutków deindustrializacji. W odniesieniu do przyszłości przewiduje się, że średnio jeden dodatkowy rok studiów obywatela europejskiego może zwiększyć wzrost ekonomiczny w dłuższej perspektywie o 5%, a o 2,5% w krótszej. Nie pozostawałoby zatem nic innego, jak tylko zastosować szczegółowe wskazówki, zawarte we wspomnianych dokumentach, aby ożywić gospodarczy wzrost Europy. Jest pięć zasadniczych kierunków działania, które powinny zostać wdrożone do roku 2010: zmniejszenie o 10% liczby studentów, którzy porzucają studia przed upływem obowiązującego czasu ich trwania; zwiększenie o co najmniej 15% ogólnej liczby osób zdobywających specjalistyczne tytuły w różnych dziedzinach naukowych; doprowadzenie do tego, by co najmniej 85% młodych w wieku do lat 22 ukończyło szkołę średnią; zmniejszenie o około 20% liczby uczniów, którzy nie osiągają zadowalających wyników w czytaniu; podniesienie przynajmniej o 12,5% współczynnika uczestnictwa w formacji permanentnej. Do tych zamierzeń dodać należy sugestię zawartą w Draft Join Employment Report Komisji Europejskiej, według którego trzeba zwiększyć liczbę studentów kończących uniwersytety.

 

Motywacje idealne

Tej teoretycznej wizji brakuje tylko jednego elementu, którego nieobecność budzi pewien niepokój: brakuje należytej troski o poziom specjalizacji uniwersyteckich, doktoratów i habilitacji, które stanowią o prawdziwej sile Stanów Zjednoczonych, gdyż przygotowują klasę rządzącą i światowe elity intelektualne. By projekt realizacji ekonomii wiedzy i kompetencji był pełny, potrzebne jest uzupełnienie wspomnianego programu w tym kierunku.

Jednakże, pomijając tę poważną lukę, również inwestowanie w kształcenie nie przyniosłoby i nie przynosi żadnych rezultatów, jeśli studentom i wykładowcom brakuje osobistych motywacji. Bez motywacji idealnych, osobistych i zbiorowych, przyswaja się znacznie mniej i uniemożliwia zaistnienie tego wydarzenia, jakim jest wychowanie, dzięki któremu zimn pojęcia stają się narzędziem, wprowadzającym w rzeczywistość. Aby ekonomia wiedzy mogła znaleźć swoje potwierdzenie, potrzebne są w społeczeństwach europejskich wielkie ruchy, kierujące się wielkimi ideałami.

Może właśnie z niejasnego i nie do końca określonego przeczucia takiej potrzeby rodzi się druga, dalekowzroczna linia strategiczna, nakreślona w dokumencie z Lizbony, gdzie jest mowa o partnerskiej współpracy na rzecz reform. Stwierdza się tam, że promowanie przemian społecznych nie może dotyczyć tylko rządów państw. Rada Europy zachęca państwa członkowskie do partnerstwa na rzecz reform, które obejmowałyby organizacje społeczne, zwykłych obywateli i publiczne autorytety, zgodnie z praktyką i tradycjami poszczególnych narodów. Jest to początek utwierdzania się zasady pomocniczości horyzontalnej, a nie tylko wertykalnej, między rządami.

Ale co się zmieniło przez te cztery lata, jakie upłynęły od wydania tego interesującego dokumentu z Lizbony 2000? W wielu krajach podjęto reformy szkolnictwa, systemu kształcenia zawodowego oraz uniwersytetów, ale gdy chodzi o pozostałe sprawy uczyniono niewiele albo nic. Ogólny obraz pozostaje zatem bez zmian. Europejski PKB wynosi nadal jedynie 72% amerykańskiego, wydatki na edukację wynoszą odpowiednio 1,1% w Europie i 2,3% w Ameryce, a wydatki na badania naukowe 1,9% i 2,7%, przy prawie zerowych wydatkach na kształcenie permanentne. W niektórych krajach publiczne wydatki na edukację wręcz się zmniejszyły!

 

Nieudolni politycy

Są dwa powody takiego stanu rzeczy. Pierwszy to fakt, że dzisiejsze europejskie elity polityczne wydają się niezdolne do przeprowadzenia tych zmian. Wystarczy pomyśleć o takich przywódcach jak kanclerz Schroeder (uwikłany w system socjalnej nadopiekuńczości państwowej niemieckiej socjaldemokracji) czy Chirac (zwolennik państwowości typu napoleońskiego); o koalicjach zrzeszających radykalną lewicę, które we Włoszech sprzeciwiają się temu, co ich własny przywódca lansuje w Europie; o tych nurtach w kulturze, które opanowali intelektualiści – teoretycy nicości i wrogowie rozwoju osobowego człowieka. W ostatnich latach ponownie zaczęto propagować stary system państwowy, gdzie celem nie jest powiększenie kapitały ludzkiego, lecz masowa opieka socjalna państwa. Dąży się do osiągnięcia równowagi budżetowej bez ograniczenia wydatków strukturalnych, gdyż nie chce się wywołać niezadowolenia swojego elektoratu.

Od tej niekompetencji dzisiejszych liderów zależy chyba również inna poważna rozbieżność pomiędzy zamierzeniami z Lizbony, a rzeczywistością, dotyczącą polityki międzynarodowej.

Właśnie w Lizbonie przyjęto dokument Unii Europejskiej o partnerstwie strategicznym państw obszaru Morza Śródziemnego z państwami Bliskiego Wschodu, który obecna Komisja Europejska, nadzwyczaj aktywna wobec Chin, prawie całkowicie zignorowała. Zagrożenie terroryzmem potwierdza centralne znaczenie tego problemu, ponieważ tak bardzo potrzebna całemu światu stabilizacja polityczno-ekonomiczna świata muzułmańskiego zależy bardziej od tego, niż od sztucznego „ekumenizmu” i od uległości wobec radykalnych ruchów pacyfistycznych.

Wszystkie kraje leżące nad Morzem Śródziemnym, od zaangażowanego w przemiany Egiptu, po okresie panowania Mubaraka, po państwa północno-zachodniej Afryki, byłby z pewnością zainteresowane czymś w rodzaju amerykańskiego i europejskiego planu Marshalla. Plan ten miałby dotyczyć współpracy ze światem arabskim i muzułmańskim, nastawionej na umożliwienie trwałego rozwoju tej części świata. Z tej strategiczno-ekonomicznej decyzji, niemożliwej do zrealizowania bez Stanów Zjednoczonych, mogłaby się narodzić nowa polityka emigracyjna oraz nowe możliwości otwarcia lokalnych rynków i stworzenia nowych możliwości wymiany handlowej. Takie są wskazania dokumentu z Lizbony, które obok dwóch istotnych, a nieujętych tam kierunków działań, kontrastujących z aktualną hegemonią nacjonalizmu francusko-niemieckiego, mogłyby stać się znaczącym krokiem w budowaniu Nowej Europy.

 

Wejście do Unii państw Europy Wschodniej

Przede wszystkim chodzi o rzeczywistą integrację państw wschodnioeuropejskich. Idea ta zrodziła się w latach wielkiego idealizmu, a została zrealizowana właściwie po cichu w 2004 r. prezydium europejskie i oś francusko-niemiecka są, gdy chodzi o fakty, niechętne krajom, które dzisiaj czują się bardziej chronione przez Stany Zjednoczone niż przez Unię Europejską. Nie uczyniono nic, aby wspomóc ich szybki rozwój, a przy tym uniknąć sytuacji, by obszary zapóźnienia gospodarczego podobne do południowych Włoch i dzisiejszych Niemiec Wschodnich się powiększyły, przynosząc niszczące skutki. Obecna Unia Europejska sprzeciwia się sprawiedliwemu podziałowi dotacji dla rolnictwa i funduszy strukturalnych, na płaszczyźnie politycznej chce osłabić zdolność decyzyjną tych państw, nie rozszerza na Wschód przepisów celnych układu z Schengen i nie dąży do unii walutowej. Zdecydowane dążenie do realizacji ideałów powinno pomóc w przezwyciężeniu tego, jak dotąd wyraźnego, podziału.

I w końcu, gdy chodzi o stosunki z Ameryką Łacińską, postawa Europy na ostatnim spotkaniu World Trade Organization (Światowej Organizacji Handlu) w Cancun, była wręcz skandaliczna: protekcjonizm rolniczy stanął na przeszkodzie do zawarcia układu z państwami południowoamerykańskimi, gotowymi do stworzenia wolnego handlu, w zamian za liberalizację rynku rolnego. Byłaby to okazja, aby odnowiona europejska ekonomia wiedzy natychmiast znalazła rynki i środowiska dla swojego rozwoju.

Jednakże również w tym przypadku ci, którzy mogą dokonać tych zmian, nie mogą być związani z nacjonalizmami i działaniami na rzecz Trzeciego Świata, za którymi kryją się nieokolonialne dążenia. Ludzie ci nie mogą być też członkami koalicji, mieszczących w sobie zarówno sprzeciwiających się współczesnemu społeczeństwu antyglobalistów, komunistów „starej daty”, tak zwanych katokomunitów, tęskniących za upadłymi, skompromitowanymi ideologiami, jak też radykalnych, antyzachodnich pacyfistów. Aby stworzyć nową Europę, obecni „panujący”, którzy starają się przekreślić i zignorować ów mądry dokument z Lizbony, musieliby definitywnie ustąpić i usunąć się na dalszy plan.

(pierwszy artykuł został opublikowany w poprzednim, majowo-czerwcowym numerze Śladów)


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją