Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2004 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2004 (wrzesień / październik)

Społeczeństwo

Kościół w Ameryce? Naglący problem

Pozytywny wkład kultury o hiszpańskich korzeniach w świat anglosaski... Wywiad Lorenzo Albacete z Mario Paredesem

Lorenzo Albacete


Mario Prades jest Narodowym Dyrektorem do spraw Rynku Hiszpańskiego w Stanach Zjednoczonych ze Stowarzyszenia Analiz Finansowych Merril Lynch. Pochodzący z Chile Mario Paredes przez dwadzieścia pięć lat służył pomocą amerykańskim biskupom katolickim jako Dyrektor Wykonawczy Katolickiego Centrum Społeczności Hiszpańskojęzycznej. W Stanach Zjednoczonych niewielu jest ludzi tak dobrze poinformowanych na temat obecności społeczności hiszpańskojęzycznej w Kościele, jak Mario Paredes. Więzi, które udało mu się nawiązać pomiędzy katolikami hiszpańskojęzycznymi w Stanach Zjednoczonych i biskupami z krajów ich pochodzenia, wyprzedziły wizję zawartą w adhortacji apostolskiej Ojca Świętego Jana Pawła II Ecclesia in America.

 

Ludność hiszpańskojęzyczna pochodzi z wielu krajów i lokalnych tradycji. Co, poza wspólnym językiem, ich łączy? Czy można mówić o jednej „kulturze hiszpańskiej”?

Niemożna mówić o jednej kulturze hiszpańskiej, ale można mówić o jednej obecności hiszpańskojęzycznej. W Stanach Zjednoczonych przebywają emigranci z dwudziestu jeden krajów. Wszyscy mówią po hiszpańsku, znaczna ich większość wyznaje wiarę katolicką i posiada wspólne zaplecze historyczno-kulturalne. Możemy zatem dzisiaj śmiało mówić w Stanach Zjednoczonych o istnieniu ludu, który mówi po hiszpańsku, posiadając przy tym różne doświadczenia kulturowe.

 

Czy uważa Pan, że amerykański Kościół katolicki we właściwy sposób odpowiedział na wyzwania i możliwości, jakie niesie ze sobą hiszpańskojęzyczna obecność? Czy ludzie ci wpłynęli na życie Kościoła w Stanach Zjednoczonych?

W latach pięćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych było trzy miliony ludzi, których ojczystym językiem jest hiszpański. Odpowiedzialni amerykańskiego Kościoła nie uważali tego za liczbę znaczącą. Emigranci postrzegani byli bardziej jako dorywczy robotnicy niż jako stali członkowie społeczeństwa. Dzisiaj, według spisu, jaki miał miejsce w Stanach Zjednoczonych w roku 2000, oficjalnie mieszka tutaj 39 milionów ludzi mówiących po hiszpańsku. Mamy 30 biskupów wywodzących się spośród tej ludności, jedno biuro narodowe, sześć biur regionalnych i ponad 140 biur diecezjalnych do spraw ludności hiszpańskojęzycznej. Ponad 2000 przedstawicieli tej społeczności zostało wyświęconych na kapłanów. Ponad 1600 kapłanów hiszpańskojęzycznych pochodzi z Hiszpanii, Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Od biskupów oczekuje się, by wypowiadali się po hiszpańsku. Wielu kardynałów, na przykład z Los Angeles, Bostonu i Waszyngtonu, oprócz języka angielskiego biegle włada hiszpańskim. W liturgii jest wiele śladów kultury hiszpańskiej. W ponad 3000 parafii katechizmu naucza się po hiszpańsku.

 

Jakie jest według Pana największe zagrożenie dla hiszpańskiej tożsamości katolickiej w Stanach Zjednoczonych?

Pierwszym poważnym zagrożeniem dla tej tożsamości jest sekularyzacja i dokonująca się obecnie rewolucja kulturalna, która rozprzestrzenia się pod wpływem środków masowego przekazu. Drugie zagrożenie płynie ze strony agresywnego prozelityzmu innych Kościołów. I w końcu trzecim zagrożeniem jest brak wystarczającej ilości dwujęzycznego personelu w rozmaitych instytucjach, co nie pozwala sprostać wymaganiom obsługi tej wielkiej masy emigrantów. Do tego dochodzi brak instytucji i organizacji zdolnych do zaspokajania potrzeb tej społeczności w obszarach takich, jak szkoła, służba zdrowia, stowarzyszenia oraz ciągłego wspierania wdrażania jej w amerykańską kulturę i język. Zaniedbanie tych spraw niesie ze sobą ryzyko posiadania w Stanach Zjednoczonych społeczeństwa paralelnego, a więc egzystującego równolegle z tym anglojęzycznym, społeczeństwa, które nie potrafi się z nim zintegrować, a co za tym idzie również awansować w hierarchii społecznej. Misja Kościoła polega na ukazywaniu wielkości Ewangelii Jezusa Chrystusa, ale też na świadczeniu o niej w obrębie aktualnego środowiska kulturowego, tak jak to Kościół czynił w przeszłości, po przybyciu do tak zwanego Nowego Świata. Rozwijał on i promował katolicką kulturę.

 

Wielu ludzi należących do społeczności hiszpańskojęzycznej, podobnie jak wielu katolików, głosuje za Partią Demokratyczną. Mówi się, że republikanie starają się pozyskać głosy hiszpańskojęzycznych wyborców, podkreślając znaczenie „kwestii kulturowych”, co skłoniło wielu katolików, zwolenników demokratów, do głosowania na republikanina. Czy uważa Pan, że ta strategia przynosi efekty?

To oczywiste, że Partia Republikańska stara się pozyskać głosy społeczności hiszpańskojęzycznej. Z pewnością to nie przypadek, że prezydent Stanów Zjednoczonych usiłuje przemawiać po hiszpańsku do zgromadzeń hiszpańskojęzycznych. Dzisiaj jasne jest dla wszystkich, że program polityczny Partii Republikańskiej, na płaszczyźnie etycznej i moralnej, bardziej współbrzmi z poglądami wyznawanymi przez elektorat hiszpańskojęzyczny. Społeczność ta nie popiera aborcji, nie aprobuje homoseksualizmu, broni tradycyjnego rozumienia rodziny i angażuje się w podtrzymywanie tej jedności oraz pielęgnowanie rodzinnych więzi. Ludność hiszpańskojęzyczna niema zaufania do centralistycznego rządu. Stąd w większym stopniu utożsamia się ona z Partią Republikańską. W ostatnich latach demokraci, tradycyjnie katolicy, obrońcy klasy robotniczej i zaangażowani w pomoc dla potrzebujących, wysyłali sygnały sprzeczne ze swoimi założeniami, zwłaszcza od chwili, gdy opowiedzieli się za wolnością wyboru w sprawach aborcji, małżeństw homoseksualnych, centralistycznego rządu i innych temu podobnych. Bez wątpienia jesteśmy świadkami konfliktu kulturalnego w naszym społeczeństwie. Wielu katolików rozczarowało się Partią Demokratyczną i podjęło decyzję głosowania na kandydata republikańskiego.

 

W swoim najnowszym studium Samuel P. Huntington twierdzi, że ludność hiszpańskojęzyczna nie przystosowała się do masowej kultury Stanów Zjednoczonych, ponieważ odrzuca ona wartości „anglo-protestanckie”, które leżą u podstaw tak zwanego „amerykańskiego snu”. Wygląda to tak, jakby asymilacja pociągła za sobą utratę tożsamości ludu katolickiego. Jak Pan odpowie na ten zarzut?

Większość emigrantów hiszpańskojęzycznych przybyła do Stanów Zjednoczonych z powodów ekonomicznych, możliwości edukacyjnych, a w niektórych przypadkach także z motywów politycznych. Jeszcze niedawno ludzie ci nie mieli żadnego kontaktu z kulturą protestancką. Zasady leżące u podstaw tej kultury są im zupełnie nieznane. Na początku lat sześćdziesiątych, kiedy odkryli oni konflikt wartości wywodzących się z tradycji katolickiej z wartościami tradycyjnie protestanckimi, zaczęli walczyć o swoje prawa obywatelskie. Pewna część społeczności hiszpańskojęzycznej postanowiła wówczas zrezygnować ze swojej katolickiej tożsamości i przyspieszyć proces asymilacyjny za sprawą słynnego „tygla rasowego”. Dzisiaj antykatolicyzm stał się dużo bardziej podstępny. Polityczni kandydaci przedstawiają programy pełne pięknych słów, które kryją w sobie antykatolicyzm.

 

Czy uważa Pan, że katolicka tożsamość społeczności hiszpańskojęzycznej może wnieść swój wkład w kulturę amerykańską? Jeśli tak, to w jaki sposób?

Coraz więcej osób zaczyna pozytywnie postrzegać kulturowe wymiary hiszpańskiej obecności w Stanach Zjednoczonych. Rodzina, wspólnota, praca, poświęcenie, solidarność: są to katolickie pryncypia, które rozwinęła w pełni hiszpańska tradycja i które stanowią podstawę do budowania oraz rozwijania pewnej wizji świata. W sposób oczywisty tworzymy kulturę humanistyczną, karmiącą się Ewangelią i tradycją katolicką. Możemy wnosić do kultury amerykańskiej ten humanizm, nasze przywiązanie do wspólnoty, umiłowanie życia oraz naszą wrażliwość na piękno stworzenia. Możemy wnosić do społeczeństwa amerykańskiego naszą całościową wizję osoby ludzkiej we wszystkich jej wymiarach i w całej pełni. Wnosimy swój wkład również na inne sposoby: na przykład rośnie nasza zamożność – nasza siła nabywcza wynosi 650 bilionów dolarów. Wartość ta przewyższa wysokość Produktu Krajowego Brutto piętnastu krajów hiszpańskojęzycznych razem wziętych. Wnosimy smak i upodobania w kulturę, dzięki naszej kuchni, muzyce, modzie, sztuce, poezji, dzięki naszemu teatrowi i literaturze. Każdy, kto miał możliwość odwiedzenia Kalifornii, Nowego Meksyku, Teksasu i Florydy, z pewnością zauważy kulturowe wpływy hiszpańskie, obecne na tych obszarach jeszcze przed powstaniem Stanów Zjednoczonych.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją