Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2004 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2004 (wrzesień / październik)

Listy

Trwający początek i inne...


Trwający początek

Drogi księże Giussani, w czasie jednego z minionych wieczorów, moja przyjaciółka Lea powiedziała, że na spotkaniu, gdy zadawano pytania do tekstu Szkoły Wspólnoty poruszyło ją stwierdzenie: „Kościół istnieje nie dzięki temu, iż ja jestem wierny, ale ponieważ Chrystus żyje!”. Zacytowane zdanie mnie także poruszyło. Często bowiem ulegam pokusie myślenia iż rzeczywistość zależy tylko ode mnie. Dopiero po czasie stwierdzam, że wiele aspektów, rezultatów działań całkowicie odbiega od moich przewidywań. W efekcie musze przyznać, że rzeczywistość prowokuje mnie do myślenia o wszystkim, co mam i co robię, jako o całkowicie ode mnie niezależnym. Zdumiewa mnie to, co jak sądzę wiem os obie, choć jest to cząstkowa wiedza. Jestem jednak wdzięczna Bogu za spojrzenie, w którym naprawdę odnajduję siebie, mówiąc inaczej, wobec stwierdzenia, że „bez Chrystusa radość jest niemożliwa, ponieważ byłaby nierozumna” – a ja chcę rozumieć. W tekście odnalezionym pośród notatek ze spotkania prowadzonego przez Giorgio Vittadiniego przeczytałam następujący fragment: „Darmowość to postawa, którą należy odkryć, ponieważ nie jest instynktowna. Dlatego przede wszystkim potrzebuję wychowania mnie samego. Inaczej nawet jej nie zauważę. Nasza przynależność nie jest ideologią, ale trudnym dążeniem do osiągnięcia wysokiego poziomu naszych pragnień. Tak naprawdę nie potrafimy do końca być dobrzy, to znaczy być zdolni do darmowości i tylko trwające spotkanie czyni nas takimi”. Zgadzam się z tym i jestem zdumiona, iż tylko przez pozwolenie na otwarcie własnego wnętrza, staję się spokojniejsza i bardziej pewna, jak zachować się wobec rzeczy, a zarazem dokonać ich osądu. Przeczuwam coś pięknego. Otóż, w relacji z Chrystusem nie dociera się do jakiejś mety. Relacja ta jest nieustannie trwającym początkiem. Darmowość zawsze do mnie powróci! Zatem, w tej sytuacji, proszę w modlitwie, aby umieć patrzeć na Jezusa, rozpoznając Go jako żyjącego. Kiedyś Luigia powiedziała mi: „Wiesz, uświadamiam sobie, ze to, co mówimy nie pochodzi od nas!”. To prawda. Każdy z nas został wezwany do oglądania widowiska, w którym jest widoczne, że to nie my czynimy rzeczywistość.

Ernestina, Pescara

 

Nocne śpiewanie

Najdroższy Księże Giussani, wczoraj wieczorem moja córka zaprosiła na kolację trzech swoich przyjaciół z GS. Przyjemnie było zasiąść z nimi do stołu, słuchać jak opowiadali o minionym dniu, summer games, o swoich upodobaniach, o tym co kochają... jednym słowem o życiu. Zaraz po posiłku, niemal z pełnymi ustami zaczęli śpiewać. Późnym, przepęłnionym parnym powietrzem, sierpniowym wieczorem zabrzmiało Cristo al morir tendea [Chrystus ku śmierci podąża], O bone Jesu [O dobry Jezu], O cor soave [O łagodne serce]. Laudate Dominum [Chwalcie Pana]... Wszyscy sąsiedzi, nawet dzieci, przyszli aby słuchać. Czterech zwyczajnych, młodych ludzi ubarwiło noc pełnym pasji, czystym śpiewem. Pełna wdzięczności zrozumiałam jak wielką i piękną jest historia, którą potrafię żyć dzięki tobie – i tak na nowo zakochałam się w Jezusie.

Manu

 

Ręka Simone

Drogi Księże Giussani, ubiegły rok był czasem próby, a zarazem przemiany. Poruszyła nas bardzo choroba i śmierć Paoli Piraccini. Pracuję jako nauczycielka w szkole kierowanej przez Paolę, dlatego też wspomniane wydarzenie spowodowało, że przystąpiłam do pracy z większą odpowiedzialnością i zapałem, przeżywając w wierze wszystko, co robię. Kolejnym bolesnym wydarzeniem, pogłębiającym pytanie serca stało się doświadczenie drugiego poronienia. Wspominając miniony rok powiedziałam sobie: „Teraz będzie łatwiej, Jezus obdarzy mnie spokojem, przynajmniej na jakiś czas”. Tymczasem, kiedy byłam w piątym miesiącu kolejnej ciąży dowiedzieliśmy się, że dziecko ma wadę rozwojową ręki, w dodatku prawej. Lekarze sugerowali aborcję, wyjaśniając, że ta nieprawidłowość może łączyć się z innymi bardzo ciężkimi zaburzeniami rozmaitego pochodzenia. Pamiętam zdecydowane spojrzenie męża, stojącego wobec Bytu, który wezwał nas, abyśmy Go rozpoznali. Potwierdzenie, jak napisałeś nam: „czystości bytu”, okazało się dramatyczne, ale oczywiste. Oczywiste było, że tego dziecka, zanim stało się naszym, chciał Bóg, że jest ono – jak powiedział ks. Carlo – powierzonym nam dzieckiem Boga. Bólu, strachu, trudu i smutku nie dało się usunąć z tamtych dni. Te uczucia charakteryzowały nasze długie oczekiwanie... Niemniej jednak naszą słabość dźwigał Ktoś Inny. Pytania stawiane Jezusowi i przyjaciołom z Ruchu, modlitwa zanoszona w rodzinie, wspólnie z naszymi dziećmi i wstawiennictwo, o które prosiliśmy bliskich, także sięgające istoty problemu towarzystwo, stopniowo nas przemieniały. 29 marca urodził się Simone, jego obecność sprawiła, że wszystko stało się jeszcze jaśniejsze i bardziej oczywiste. Rano, kiedy się budzimy, Tajemnica objawia się w sposób gwałtowny, niemal siłą: zranione ciało Simone wzywa do rozpoznania obecności Kogoś Innego. Przygarniając Simone przyjęliśmy wolę Innego, a to zmienia – dosłownie – nasze dni i wszystkie relacje: w rodzinie, w Bractwie, wśród sąsiadów. Spojrzenie i osąd dzieci, naszej pierwszej dwójki, w wieku 5 i 8 lat, zawsze zaskakuje. Są prawdziwie szczęśliwe z powodu nowego braciszka. Matteo powiedział, że ręka Simone jest piękna, taka, jaką dał mu Pan. Proboszcz napisał do nas: „Dokonany przez was wybór, naprawdę odważny i pełen ufności w Bogu jest oczywistą Łaską dla waszej rodziny id la chrześcijańskiej wspólnoty”. Pewnego dnia znaleźliśmy kopertę, a w niej 500 euro z bilecikiem: „Możemy tylko modlić się, ofiarować tę pomoc i dziękować wam za świadectwo. Przyjaciele, którym nie musicie dziękować”. Pielęgniarka, nasza sąsiadka, przychodzi opiekować się Simone, gdy tylko tego potrzebujemy i zawsze przynosi dzieciom ciastka... Jest rzeczywiście wiele faktów i twarzy przywołujących nam dobre oblicze Tajemnicy.

Mirella i Tiziano,

Cesena

 

Punkty oparcia

Drogi Księże Gius,, dziesięć lat temu, w pierwszym napisanym przeze mnie liście nazywałem księdza profesorem, dziś jak można zobaczyć wyżej, wyraziłem się „drogi Księże Gius”. Mam nadzieję, że wybaczy mi Ksiądz, iż pozwoliłem sobie na taki zwrot. Ksiądz wie dlaczego? Ponieważ czuję się z Księdzem związany i uważam Go za osobę bardzo mi bliską. Od dziesięciu lat jestem częścią nowego, zebranego, wychowywanego i nauczanego przez Księdza ludu. To nadzwyczajny lud, nie dlatego, by czynił cudowne rzeczy, ale ponieważ wspaniała jest metoda z jakiej korzysta podejmując trudy życia. Wdzięczny jestem nieustannie za otrzymaną od księdza możliwość powtórnego narodzenia, stawania się nowym człowiekiem, przebywania z osobami zdolnymi, za sprawą podejmowanych działań, do przekazywania orędzia. Zachowam na zawsze wdzięczność wobec Księdza, ponieważ to Ksiądz nauczył mnie fundamentalnych zasad istnienia człowieka. Nauczył mnie Ksiądz modlić się i być posłusznym. Szkoła Wspólnoty, mała grupa Bractwa, rekolekcje CL, stały się punktami oparcia, na których jest utwierdzone moje życie. Wszystko krąży wokół wspomnianych trzech spotkań, przybierających z czasem znaczenie wydarzeń. Szkoła Wspólnoty uczy mnie lepszego rozumienia znaczenia życia. Zdjęła ona zemnie skorupę zatrutego chrześcijanina jakim byłem. Sprawiła, że doceniam piękno, a przede wszystkim pozwoliła zrozumieć przyczyny niektórych moich wyborów. W grupie Bractwa następuje bezpośrednia i natychmiastowa konfrontacja życia. W dialogu z przyjaciółmi jest miejsce na mniej lub bardziej piękne opowiadanie o tygodniu pracy, problemach rodzinnych i różnych otaczających nas sprawach. Są wreszcie rekolekcje Bractwa, będące syntezą i początkiem nowej drogi, które wyznaczają mi kierunek na cały zbliżający się rok. Kiedy odczuwam ciężar dnia, wtłoczony między pracę a rodzinę – co zdarza się często – uczę się czytać swoje notatki z rekolekcji. Odnajduję w nich na nowo pewność życia. Od kilku lat razem z rodziną, wspomagani przez Chrystusa, próbujemy bardziej oddawać samych siebie dla przekazywania wszystkiego, czego nas Ksiądz nauczył tym, którzy nie są jak my – szczęściarzami. Otworzyliśmy drzwi naszego domu dla każdego, będącego w potrzebie, gdyż dobry Jezus otworzył nasze serca.

Antonio, Crema

 

Zwycięstwo nad śmiercią

Kilka dni temu, w naszej kamienicy został barbarzyńsko okaleczony i zamordowany we własnym mieszkaniu jeden z sąsiadów. Podobnie jak wszyscy mieszkańcy, towarzyszy nam ślad przerażenia i smutku z powodu dokonanej zbrodni, czujemy też, podobnie jak inni, strach i nieufność. Tym jednak, co najbardziej nas uderzyło, w związku z zaistniałymi wydarzeniami, stało się rozpoznanie oczywistości prawdy słów wypowiedzianych podczas Rekolekcji Bractwa. Słowa te osądzają i podtrzymują nasze życie. Dlatego chcieliśmy wykonać jakiś gest, który lepiej od słów, wyraziłby zwycięstwo Chrystusa nad śmiercią i życiem. Poprosiliśmy w pobliskiej parafii o możliwość odprawienia Mszy św. w intencji ofiary. Udział w niej zaproponowaliśmy wszystkim lokatorom kamienicy (chrześcijanom, muzułmanom, buddystom i agnostykom). Pukaliśmy do każdych drzwi i zostawialiśmy zaproszenie z wyjaśnieniem motywów spotkania. Wszyscy byli zaskoczeni i wdzięczni za inicjatywę, a w czwartek, okazało się, że ktoś przyszedł, zwolniwszy się wcześniej z pracy, albo, jak w przypadku starszej pani, powrócił do udziału we mszy po dziesięciu latach. Sąsiadka, która nie mogła być z nami z powodu choroby, powiedziała, że od tamtego wypadku modli się każdego dnia w naszej intencji i dała 1 euro, abyśmy zapalili świece podczas mszy. Wszystko, co zostało nam dane przeznaczone jest dla każdego, a nasze towarzystwo jest właśnie tym, które zbawia świat. To prawda! Często, żyjąc w sercu najbardziej kosmopolitycznej metropolii w Europie, ubodzy w środki i strategie, czujemy bezsilność wobec panującej obojętności i ciężaru zła miażdżącego osobę, niszczącego lud. Wiemy jednak, że wierność spotkanej historii jest konkretną możliwością życia zmartwychwstaniem we wszelkich, towarzyszących nam okolicznościach. W każdą środę odmawiamy razem Różaniec, co pomaga nam pamiętać o Jego niezmiennej obecności, jednoczącej i przemieniającej nasze życie, czyniącej je miejscem gościnności i znakiem nadziei dla każdego, kto nas spotyka. W taki sposób, dzięki łasce Bożej, nasze towarzystwo rozszerza się, gdziekolwiek jesteśmy.

Sandro, Margherita, Susanna, Bruksela

 

Obserwować rzeczywistość a nie szpiegować

Przed wyjazdem na obóz, zakładałem, że jechać nie warto, ponieważ nie miałem tam przyjaciół i musiałbym zawierać nowe znajomości. Wielu starszych, moich prawdziwych przyjaciół, którzy robili wszystko by mi pomóc, odeszło. Właśnie oni, o cztery lub pięć lat starsi, wzywali mnie młodszego na mecz, mobilizowali do nauki, zapraszali na Szkołę Wspólnoty. Byli dla mnie towarzystwem, obecnością Chrystusa wewnątrz Ruchu, ale wtedy jeszcze niczego nie rozumiałem. Dlatego też, kiedy poszli na uniwersytet, zostałem sam, poruszałem się także sam, ale zgodnie ze swymi uprzedzeniami, za tym, co mnie „pociągało”. Podejście takie spowodowało, że dwa obozy uznałem za okropne. Tym razem jednak, od pierwszego wieczoru, wszystko było inaczej, ponieważ przestały mnie obchodzić uprzedzenia i wątpliwości i poszedłem na całość, na 100%. Spostrzegłem, że wszystko, od jutrzni po Anioł Pański, czyli każdy moment dnia, ma jeden motyw: zespolenie wszystkiego z Chrystusem. Tak nauczyłem się patrzeć, nie szpiegować. Na obozie wydarzyła się jeszcze inna wielka sprawa: odkryłem, że niektórzy mają takie spojrzenie, jak moi dawni przyjaciele. Było to dla mnie darem, łaską, bowiem przyjaciół tego formatu nie znajduje się łatwo. Odkryłem więc przyjaźnie, jakich wcześniej nie widziałem. Po ostatnim wejściu na górę zaczekaliśmy z ks. Carlo, aż wszyscy się oddalą i zaczęliśmy sprzątać worki śmieci. Nadeszła wtedy grupa z jednej ze szkół. Dwaj dorośli w wieku 30 czy 40 lat widząc, że ks. Carlo ma znaczek Comunione e Liberazione zapytali, czy jesteśmy z CL. Kiedy usłyszeli potwierdzenie, zaczęli pytać o Ruch i między innymi o to, czy jest powiązany z polityką. Zaprzeczyliśmy. Później padło wiele pytań niedorzecznych i pełnych uprzedzeń, ale także prośba, by wyrazić czym jest Comunione w dwóch słowach. Odpowiedziałem, że odkrywaniem każdego dnia obecności Chrystusa. Myślę, że siedzą tam jeszcze i zastanawiają się nad wypowiedzianym przeze mnie zdaniem.

Paolo, Ravenna

 

Piękne towarzystwo

Drogi księże Giussani, mam 25 lat, pracuję z młodzieżą dotknięta zaburzeniami psychicznymi i upośledzeniem fizycznym. Mauro, chłopiec chory psychicznie z rozbitej rodziny, wyjechał z nami pierwszy raz na wakacje. Ponieważ nie wyglądał na spokojnego młodzieńca, wszyscy byliśmy nad wyraz uważni. Pewnego wieczoru spotkał Sergia, gdy ten wyszedł na balkon by zapalić papierosa i zapytał go: „Czy kochasz mnie jak syna, czy tak jak jednego z wielu?”. Sergio odpowiedział: „Jak syna!”. Słuchając relacji Sergia o całym wydarzeniu odczułam intuicyjnie powód naszego bycia razem. Każdy z tych młodych potrzebuje odkryć kim jest i czyim jest! Tak samo jak ja! Takim jest serce człowieka, pragnie spotkać piękno, prawdę i dobro! Wszyscy oni, również najbardziej niezrównoważeni i najbardziej „szaleni”, szukają dwóch rąk, które pomogą i będą z nimi podczas wędrówki. Szukają tego, czego i ja szukam, a co dzięki łasce spotkałam za sprawą przyjaźni zrodzonej w Ruchu. Dzień rozpoczynaliśmy od wspólnie przezywanej porannej chwili skupienia: śpiewaliśmy piosenkę, odmawialiśmy Zdrowaś Mario. Dziewczyna imieniem Cinzia powiedziała: „Chciałam podziękować za piękne towarzystwo!” Natomiast Maria Grazia ostatniego dnia usiadła blisko mnie, po chwili zobaczyłam, że płacze i spytałam: „Dlaczego płaczesz?” „Jestem smutna, bo skończyły się wakacje. Były bardzo piękne”. „Masz rację Grazia, ja również z żalem wyjeżdżam do domu. Jestem jednak zadowolona, ponieważ minione dni były piękne dzięki naszej przyjaźni. Kochający nas Jezus, podarował nam nasze wzajemne towarzystwo i będzie ono trwało również w domu!”. Księże Gius, chciałam opowiedzieć o minionych wakacjach, ponieważ wszystko stało się możliwe tylko dzięki obecności tu i teraz Chrystusa. Obecności dla mnie – dla nas – widzialnej, cielesnej..., obecności docierającej do nas codziennie poprzez charyzmat Ruchu. Zawsze rano pozdrawialiśmy się piosenką, której refren brzmi: „Co zrobiłbym bez was, zgubiłbym się w świecie, jak żagiel bez portu, jak pusty dom. Znaczycie dla mnie więcej niż matka, niż przyjaciel, niż miłość, cały świat nie wystarczyłby, by dać mi to, co odkrywam w was”. Wspomniane dni stały się dla mnie okazją, by bardziej to odkryć.

Carla, Carpi

 

Codzienne zmaganie

W obecnym czasie odkrywam jak ciekawe jest przeżywanie wszystkiego, co się wydarza, przeciwności i relacji kiedy dokona się osobistego zawierzenia. Nie po to, aby unikać rzeczywistości, ale aby utożsamić się z posłuszeństwem, będącym dla Jezusa źródłem zwycięstwa. W ten sposób również ja doświadczam zwycięstwa, nie stanowiącego przewagi nad okolicznościami, ale raczej nad sobą. Istotnie, dostrzegam inną możliwość dla człowieka, intensywniejszą, można powiedzieć oszałamiającą. Jestem zadowolona z codziennego zmagania, ponieważ odkrywam, że jest ono moje, ale przynależy zarazem do Kogoś Innego. Doświadczenie trwania w obliczu osoby, będąc posłusznym, a przede wszystkim oczekując, iż objawi się prawda tego, co myślę i mówię – w pierwszej kolejności mnie samej – daje mi pokój. Moja postawa przestaje być „obroną”. W pracy jest wiele trudności, z różnych powodów: dzień poza domem, spotkania, odpowiedzialność za współpracowników itd. W ostatnim czasie jednak stało się oczywiste, że działa coś innego, co przewodzi grze, a ja jestem tylko, aby służyć i rozumieć skierowane do mnie prośby. W ten sposób zadziwiająca jest płodność, jaka została mi dana i do jakiej zostałam wezwana, przez podjęcie zadań rodzicielskich. Nie jestem do tego absolutnie zdolna, wymyka mi się wszystko (również cierpliwość), jednak czułość powierzonego mi zadania, prowadzącego do przeznaczenia, przede wszystkim mnie samą, często sama się narzuca. Nie chodzi tu o zdolność, ale o uczucie z jakim ktoś oddaje się Jezusowi. Oto kilka przykładów. Manuel, 12 lat, znużony zajęciami szkolnymi powiedział: „Czy wiesz dlaczego tutaj nie szaleję? Ponieważ to jedyne miejsce, gdzie jestem kochany”. Giorgio, wychowawca opowiadając o jednym z wydarzeń skomentował: „Ech, jeśli potrafię tak postępować z młodzieżą, to dlatego, że widziałem takie  właśnie postępowanie”. Mogę opowiedzieć o tysiącu podobnych sytuacji... Ale co z tymi faktami ma wspólnego Chrystus, mój Dom? Mój Dom, Chrystus są dla nich źródłami! Często siedząc za biurkiem zastanawiamy się nad okolicznościami. Zrozumiałam, że mam takie same możliwości jakie dawniej były udziałem świętych; to znaczy życia w posłuszeństwie i w oczekiwaniu zwycięstwa, jakie odniesie nad światem tęsknota za Chrystusem! Posłuszeństwo jest źródłem relacji nie tylko z Chrystusem, ale także z ludźmi. Nie dlatego, że muszę czuć się wyobcowaną, ale ponieważ stając wobec kogoś innego wyczekuję. Dlaczego zatem w grzęzawisku codzienności wciąż Mu zawierzam? Ponieważ historia ostatnich 11 lat, nawet jeśli niespokojna, pokazuje, że uczę się żyć i kochać. I tak każdego dnia spełnia się Jego obietnica, jeśli tylko tego dnia mówię tak, nawet pośród trudów i udręk.

Laura, Bolzano

 

Przekonujące i wspólnie dzielone doświadczenie

Drogi ks. Giussani, znam Księdza i Ruch CL od wielu lat, także za sprawą ojca Emmanuele, mojego współbrata i towarzysza z czasów szkolnych. Ostatniego lata miałem miłą okazję doświadczenia wielkiej radości i bogactwa, których uczestnikiem pragnę pozostać. Byłem w Madonna di Campiglio na wakacjach grupy CL z Cesena, razem z 250 innymi uczestnikami. Głębokie doświadczenie współdzielenia i zjednoczenia wokół stołu eucharystycznego, spotkania Szkoły Wspólnoty, radości bycia razem – powiększonej przez naszych artystów i bliskość pięknych gór. Wszystko to stało się duchowym dopełnieniem, w spotkaniach bowiem pogłębialiśmy wzajemnie rozumienie wartości chrześcijańskich. Dokonywaliśmy weryfikacji konkretnych wydarzeń i przykładów postępowania. Przeżyłem intensywnie spotkania z kulturą, duchowością i ewangelizacją. Drogi księże Giussani, ujrzałem żywy i aktywny charyzmat CL, intensywnie go zakosztowałem i głęboko podziwiałem. Było to przekonujące i przeżywane we wspólnocie doświadczenie. Chciałem Księdzu zakomunikować o nim, jako o uczestnictwie w wielkim zamyśle wiary zainspirowanym przez Księdza, a jednocześnie w dziękczynieniu Panu. Życzę Księdzu wszelkiego dobra.

Bp Lino Garavaglia, emerytowany biskup diec. Cesena-Sarsina

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją