Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2004 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2004 (wrzesień / październik)

Strona Pierwsza

Niech Matka Najświętsza sprawi, aby nasze życie było zgodne z naszym bytem

Zapis dwóch wystąpień podczas rekolekcji Stowarzyszenia Memores Domini (La Thuile 6 sierpnia 2004) i nowicjatu Memores Domini (9 sierpnia 2004)

Luigi Giussani


Jeśli z tego, co do nas dotarło, cokolwiek pozostanie – byt w naszych uszach i miłość w sercu – to jaki warunek tego ocalenia? Pod jakim warunkiem owo zbawienie, owo trwanie, ów byt został ocalony? Czy ocaliliśmy coś z naszego istnienia i z naszego życia?

Teraz wspomniał wam o tym kaznodzieja, zatrzymując się na krótko nad podmiotem wszystkiego, nad tym, co zostało przeznaczone, by stać się podmiotem wszystkiego...

Byt jest podmiotem wszystkiego.

Jeśli zostało ocalone, to dlatego, ze coś, przynajmniej coś z tego, co zostało rozpoznane i uznane jest, istnieje, a zatem jest kontemplowane i kochane: owo uderzenie, które w pewnym momencie wstrząsnęło całą spuścizną naszej przyjemności, naszej przesady, naszej niemożności – niemożności, dla której nie istniej już nic, co byłoby  prawdziwe; a nie jest prawdziwe nie dlatego, ze tego nie rozumiemy, ale dlatego, ze jest nieustannie odczuwanym ryzykiem. Czytamy w gazetach o powtarzających się okrucieństwach, wojnach bez możliwości naprawienia poniesionych szkód. Toteż początkowo również my weszliśmy na mieliznę, zatrzymaliśmy się, poczuliśmy to nasze istnienie według wszystkich obrzeży, horyzontów, lat, czasu... Jednakże łącznikiem jest Chrystus. Właśnie Chrystus jest łącznikiem wydarzenia, które dokonało się w innych osobach, więzią, którą może z trudem odczuwać, kiedy ona go dotyka, kiedy na niego spływa.

Krótko mówiąc to jest słowo, słowo, z wszystkim co ono w sobie niesie, wpadając do wielkiego i tajemniczego morza czasu i przestrzeni. Możemy wypowiedzieć wszystko, co się w nas rodzi, gdy słyszymy pewne rzeczy, gdy doświadczamy cudu tajemnicy istnienia w zakresach, jakie one dla każdego przybierają: w postaci tajemnych harmonii lub nieznośnych rozrywek.

Powinniśmy podążać, biec za tym ogniem, za tym wyjątkowym i dziwnym ogniem. W przeciwnym razie kim są przyjaciele, koledzy, czym są nasze miłości, nienawiści, czym są niebywałe huragany pośród ciszy albo w zgryzocie? Są jak wiele rzeczy, które wczoraj były, a dzisiaj mi się wymykają.

Trzeba, żebyśmy się przyzwyczaili do wypełniania tego, do czego zostaliśmy stworzeni. Nie ma bowiem możliwości reguły bez ukrzyżowania reguły, która z naszego serca czyni centrum czasu i przestrzeni, świata i historii. To jest warunek, takie postępowanie jest bezwzględnym warunkiem, który pozwala zrozumieć, odczuć dłoń na naszym ramieniu albo ręce obejmujące nas w uścisku, aby zrozumieć jakie jest to nasze istnienie, nasz byt zepchnięty poza margines, czy to z powodu rozpaczy, czy przez uprzedzenie.

Musimy się przyzwyczaić do tego bytu, musimy się z nim pogodzić. Są dwa słowa, które wyrażają to w sposób negatywny, ale trzeba do nich powracać codziennie, bo inaczej nie będziemy wiedzieli gdzie umieścić nasza pozycję, naszą sytuację osób, osobistości, owo ostatnie znużone, potężne usiłowanie uczynienia czegoś, co się nazywa „ja”; ja.

Pomyślmy jednak: jest pewna kobieta, w której to wszystko się działo; od której to się zaczynało! Istnieje pewna kobieta, matka. Matka, ponieważ słowo „matka” wciela w całej pełni, jest jak przepaść, która pozwala odczuć dogłębnie obecność czegoś, co jest. „Madonna. Moja kobieta” (Gra słów: Madonna. Mia donna. – wyj. tłum). Za kilka tygodni w Loreto, będziemy mogli „wydobyć na nowo”, odświeżyć ślady tego wszystkiego, co tajemniczo, gniewnie albo cierpliwie czy też bez żadnych oczekiwań, tutaj usłyszeliśmy. To słowo: Madonna. Maryja. Kto wie, któż to wie jak było, gdy wychodziła z domu, gdy szła ulicami, gdy szła kupić to, co było potrzebne, aby służyć. TO jest właśnie to słowo, rozpoczynające nasz wkład, nasz wybór na rzecz Istnienia, na rzecz Bytu! To słowo Madonna, Matka Boża. Odmówmy Zdrowaś Maryjo do Matki Bożej, aby nam pomogła, aby nas zmusiła, by sprawiła, że nasze życie będzie zgodne z naszym bytem.

Zdrowaś Maryjo...

(Do członków Stowarzyszenia Memores Domini)

 

Carrón, wierzę, że nasze twarze będą ci przypominać, będą obdarzać cię tym, co jest najpiękniejsze, najbardziej fascynujące, twórcze co jest bliższe życiu, niż można to wypowiedzieć, powtórzyć. Ty wypowiedziałeś to z mocą, przekonująco, w sposób taki, w jaki nasza słabość nie zdołałaby tego nigdy wyrazić. Jesteśmy napełnieni twoich uściskiem, a poprzez ciebie napełnieni tym, kim i czym jest Chrystus.

Dlatego pozostaje mi nie tyle dopowiadanie jakichś słów, co strząśnięcie z fundamentu naszego serca obojętności, z jaką zazwyczaj z każdej chwili modlitwy czynimy tajemnicza pustkę – tak, tajemniczą, ale jednak pustkę – zamiast pełni bytu.

To najpiękniejsza medytacja, na jaką mogłem trafić i włożyć w zaciśnięte usta mojego serca, poddać się wielkiej „zuchwałości”, z jaką, powtarzając zdania przez ciebie wypowiedziane – a nie ma tam nawet jednego, które należałoby zmienić czy podważyć – nasze spojrzenie przenika, z przebiegłością docieka, odkrywa na nowo. – Marco, widzę cię, patrzę na ciebie! – nie możesz podważyć nawet jednego słowa, które cię rozpoznaje, ani jednego powtarzanego przez mnie słowa, mojego powtarzania się w odniesieniu do tego, co nam zostało powiedziane, jak wobec wieczności, nie możesz podważyć tej powtórki w obliczu wieczności. Bo to jest powtórka w obliczu wieczności!

Całe szczęście, ze jest miejsce na to, byśmy mogli powtórzyć to, co znowu zadźwięczało w naszym sercu, byśmy mogli jeszcze raz wypowiedzieć to, co znowu zabrzmiało w naszym umyśle. Dobrze, ze możemy powtórzyć te usłyszane dzisiaj słowa, zgodne z zakresem fal, rozpiętością naszego serca, przeznaczenia, zgodne z przeznaczeniem, z którym zostaliśmy związani, dla którego nasza matka nas zrodziła! Powtarzamy je zatem dzisiaj, dzisiaj popołudniu, wieczorem, jutro rano, jutro popołudniu, i niech echo tych słów, rozlegające sie w niezgłębionej dolinie naszego serca, znajdzie odpowiedź w każdej godzinie naszego życia.

Dziękuję. Musicie jednak przyznać, że byłem wspaniały, wybierając Carróna na waszego rekolekcjonistę. Jako pierwszy wasze uznanie podzielił Vittadini, który do mnie zadzwonił przed wyjazdem, zanim jeszcze zaczęło się spotkanie naszego towarzystwa! Dziękuję ci bracie, który będziesz się nami opiekował – bo to zostało wypowiedziane w słowach, które powtarzałeś – i będziesz nam towarzyszył w naszej wędrówce.

Dziękuję.

(Do nowicjuszy Memores Domini)

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją