Ślady
>
Archiwum
>
1997
>
Biuletyn nr 2-3 (35-36) marzec-kwiecieĹ
|
||
Ślady, numer specjalny / 1997 (Biuletyn nr 2-3 (35-36) marzec-kwiecieĹ)
PrzynaleĹźeÄ do KogoĹ Innego Notatki z wypowiedzi J. Carrasa podczas spotkania Diakonii Krajowej w Konstancinie-Jeziornej, dn. 19.04.1997 ChciaĹbym przede wszystkim, przekazaÄ Wam pozdrowienia od ks. Giussaniego, z ktĂłrym spotkaĹem siÄ przed wyjazdem. PowiedziaĹ mi, Ĺźe bardzo wysoko ceni waszÄ przyjaĹşĹ, wiernÄ w czasie i powiedziaĹ mi: naprawdÄ bardzo gorÄ co ich pozdrĂłw. Kiedy ks. Giussani wybraĹ mnie dopeĹnienia odpowiedzialnoĹci, ktĂłrÄ teraz sprawujÄ, wĂłwczas musiaĹem sobie zadaÄ pytanie, dlaczego wybraĹ mnie? Co roku uczestniczyĹem w spotkaniach z nim, ktĂłre odbywaĹy siÄ w Hiszpanii w czasie BoĹźego Narodzenia. Te spotkania byĹy bardzo waĹźne. ByĹy to dla ks. Giussaniego chwile prowokujÄ ce i faktycznie niektĂłre teksty SzkoĹy WspĂłlnoty zrodziĹy siÄ z tych spotkaĹ. WĂłwczas pomyĹlaĹem sobie, Ĺźe nie dlatego mnie wybraĹ, Ĺźe ja w nasze rozmowy wnosiĹem jakieĹ szczegĂłlne treĹci. PomyĹlaĹem sobie, Ĺźe wybĂłr ten jest spowodowany przez coĹ innego. WybĂłr byĹ powodowany przyjaĹşniÄ przezywanÄ miÄdzy nami. Ta myĹl powstaĹa dwa lata temu. Pod koniec spotkania w czasie BoĹźego Narodzenia Giancarlo Cesana powiedziaĹ Giussaniemu: âCi naprawdÄ sÄ przyjaciĂłĹmi. Ci zrozumieli Ruch lepiej niĹź my, bo nam jest trudno byÄ przyjaciĂłĹmiâ. ChodziĹo o to, Ĺźebym robiĹ to, co robiĹem dotÄ d przez caĹe Ĺźycie czyli abym pomagaĹ w przeĹźywaniu tej przyjaĹşni, ktĂłrÄ z powodu jej tajemniczej treĹci nazywamy Komunia. Jest to ĹÄ cznoĹÄ (jednoĹÄ) z KimĹ Innym, ktĂłry umoĹźliwia tÄ przyjaĹşĹ. W innym wypadku jest to niemoĹźliwe. Podczas obrad Komisji MiÄdzynarodowej we WĹoszech zawsze powtarzam, Ĺźe tej przyjaĹşni nie jesteĹmy w stanie zbudowaÄ wĹasnymi rÄkami. To nie jest coĹ, co postanawiamy budowaÄ, bo byĹoby to niemoĹźliwe. Ta nasza przyjaĹşĹ, ta komunia jest charakterystycznym znakiem Wydarzenia Chrystusa, nieporĂłwnywalnym z niczym. Jest to CiaĹo, w ktĂłrym Chrystus kontynuuje swojÄ ObecnoĹÄ w Ĺwiecie. I czĹowiek musi o to prosiÄ i bĹagaÄ. On potrzebuje naszych rÄ k, ale nasze rÄce same nie wystarczÄ . Ta przyjaźŠjest cudem. Jest to omĂłwione w tekĹcie SzkoĹy WspĂłlnoty W poszukiwaniu ludzkiego oblicza. W rozdziale III powiedziane jest o przynaleĹźnoĹci: âbyt, konsystencja czĹowieka jest zakorzeniona w przynaleĹźnoĹci do KogoĹ Innegoâ. Najbardziej fascynuje mnie u ks. Giussaniego, ze jego miĹoĹÄ do Chrystusa jest centrum jego Ĺźycia. Aczkolwiek on fizycznie jest juĹź zmÄczony, to jednak jego Ĺźycie jest wciÄ Ĺź piÄkne, dlatego, Ĺźe ma on jasnoĹÄ spojrzenia na Ĺźycie i jego problem, ma konsystencjÄ mimo sĹaboĹci fizycznej. Ma on ojcostwo, tÄ zdolnoĹÄ towarzyszenia nam i wychowywania nas. To sÄ znaki pĹodnoĹci Ĺźycia. A ja tego pragnÄ dla siebie. KaĹźdy czĹowiek nie moĹźe nie pragnÄ Ä tego, aby jego Ĺźycie byĹo pĹodne. Chodzi o to, abyĹmy Ĺźyli i to Ĺźyli za kaĹźdym razem lepiej, ĹźebyĹmy tez mogli byÄ naprawdÄ szczÄĹliwi. A to jest powĂłd dla ktĂłrego my jesteĹmy razem. My bowiem odkryliĹmy, Ĺźe szczÄĹcie jest moĹźliwe tylko w tej ObecnoĹci, ktĂłra zostaĹa nam dana. Problemem SzkoĹy WspĂłlnoty moĹźe byÄ to, Ĺźe ona moĹźe nie dotykaÄ Ĺźycia. Problemu, aby doĹwiadczenie Ruchu dotknÄĹo Ĺźycia nie rozwiÄ zuje siÄ mĂłwiÄ c, Ĺźe powinno ono dotykaÄ Ĺźycia, ale rozwiÄ zuje siÄ poprzez SzkoĹÄ WspĂłlnoty, ktĂłra budzi w nas dÄ Ĺźenie do ideaĹu. Dzieje siÄ to podobnie jak z wycieczkÄ w gĂłry. Szczytu nie osiÄ ga siÄ narzekajÄ c, Ĺźe bola nas nogi, czy rozmawiajÄ c o problemach wspinaczki. Szczyt zdobywa siÄ kochajÄ c i pragnÄ c dojĹcia do celu. KochajÄ c ten szczyt czĹowiek rozwiÄ zuje problem bolÄ cych nĂłg. KroczÄ c naprzĂłd, za kimĹ kto idzie w przedzie, czĹowiek rozwiÄ zuje problemy tych, ktĂłrzy sÄ obok niego. SzkoĹÄ WspĂłlnoty uczy nas, Ĺźe istnieje miejsce, ze istnieje nadzieja i moĹźliwoĹÄ cudu. Jest moĹźliwe staÄ siÄ czĹowiekiem w taki sposĂłb. DziÄki temu moĹźliwa jest takĹźe pĹodnoĹÄ. Trzeba przeprowadzaÄ SzkoĹÄ WspĂłlnoty we wĹaĹciwy sposĂłb, z wiernoĹciÄ metodzie. WĂłwczas, z jednej strony uczymy siÄ tego co jest mĂłwione i z drugiej strony weryfikujemy to co siÄ mĂłwi. Chodzi o to, by to czego siÄ uczymy byĹo doĹwiadczane. DoĹwiadczenie moĹźe byÄ tylko osobiste. Jest to doĹwiadczenie czĹowieka, chociaĹź istnieje teĹź doĹwiadczenie wspĂłlnotowe, doĹwiadczenie ludu, ktĂłre jest pamiÄciÄ tego, co przeĹźyliĹmy razem. Ale to, co przeĹźywa siÄ razem jest moĹźliwe tylko dlatego, Ĺźe kaĹźdy doĹwiadcza tego osobiĹcie. Rzeczywisty problem polega na wykorzystywaniu Ruchu jako pewnej techniki. A to uniemoĹźliwia Ruchowi stawanie siÄ doĹwiadczeniem. Kto odkryje, Ĺźe jest to doĹwiadczenie dla niego, ten przeskoczyĹ najtrudniejsza przeszkodÄ i uratowaĹ siÄ od najwiÄkszego zagroĹźenia. Jest faktem, Ĺźe spotkaliĹmy coĹ, co osÄ dza caĹe Ĺźycie. ZnaleĹşliĹmy to, co pozwala nam mieÄ pewnoĹÄ co do szczegĂłĹowych aspektĂłw. MoĹźemy porozmawiaÄ na jakikolwiek temat (np. o pieniÄ dzach albo o sposobie przeĹźywania Ĺźycia rodzinnego, jak oceniÄ film czy program w telewizji) dlatego, Ĺźe my odkryliĹmy, iĹź sensem Ĺźycia jest osoba. SzaleĹstwem jest bowiem Ĺźycie pozbawione sensu. MiĹoĹÄ, afektywnoĹÄ i wolnoĹÄ jest po to, aby ârozgrywaÄâ wĹasnÄ osobÄ w konkretnych okolicznoĹciach Ĺźycia. Tak wiÄc przynaleĹźnoĹÄ do Chrystusa doprowadza nas do osÄ du, ktĂłry w sposĂłb nieunikniony róşni siÄ od tego, co robiÄ wszyscy inni. Ta przynaleĹźnoĹÄ prowadzi takĹźe do tego, aby rozgrywaÄ nasza wolnoĹÄ w konkretnych sprawach i prowadzi do tego, abyĹmy pragnÄli podejmowaÄ inicjatywy, ktĂłre my uznajemy za potrzebne. Ta zdolnoĹÄ osÄ du i wolnoĹci czyni czĹowieka pogodnym i spokojnym, bo na przykĹad saĹata nie roĹnie przez pociÄ ganie do gĂłry liĹci, ale gdy dba siÄ i szanuje okres wzrostu tej saĹaty i jeĹli uprawia siÄ tÄ ziemiÄ, na ktĂłrej ona roĹnie. Dla nas ten wzrost w wychowaniu naszego Ĺźycia wydarza siÄ poprzez osmozÄ (przenikanie) wewnÄ trz towarzystwa, bÄdÄ c razem. ByÄ razem polega na rozpoznaniu tego Jedynego, Jedynego. W przeciwnym wypadku nie moĹźna byÄ jedno. Bycie jedno zbawia i ocala wszystkie róşnice. PrzeciwieĹstwem zaĹ tego jest uniformizm. JednoĹÄ moĹźe byÄ jednoĹciÄ dlatego, Ĺźe jednoczy róşnych ludzi. Mnie to bardzo uspokaja, gdyĹź komunia nie jest homologacjÄ ale jest bogactwem tych, ktĂłrych Chrystus wybraĹ. To jest nastÄpny ewidentny fakt, Ĺźe nie my wybraliĹmy siÄ wzajemnie, ale zostaliĹmy wybrani. JednoĹÄ ta wyraĹźa siÄ w patrzeniu na charyzmat. W Hiszpanii zaczynaliĹmy kaĹźde nasze spotkanie czytajÄ c jakiĹ tekst Giussaniego z pragnieniem wejĹcia w gĹÄ b tego, co on mĂłwiĹ. PatrzÄ c na to widzieliĹmy, Ĺźe stÄ d pochodzi jednoĹÄ. To jest tym co nas jednoczy. DziaĹo siÄ tak nie dlatego, Ĺźe mĂłwiliĹmy o jednoĹci czy ukĹadaliĹmy strategiÄ, osiÄ gniÄcia jednoĹci, ale dlatego, Ĺźe kochaliĹmy i patrzyliĹmy na ten sam punkt. W tym punkcie bowiem znajduje siÄ nadzieja dla kaĹźdego z nas.
|