Ślady
>
Archiwum
>
1997
>
Biuletyn (38-39) wrzesieĹ-grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 5 / 1997 (Biuletyn (38-39) wrzesieĹ-grudzieĹ) Ĺwiadectwa NIÄ chirurgiczna i kabel telefoniczny Enzo Piccinini Jestem chirurgiem, poza tym wykĹadam chirurgiÄ na uniwersytecie. Na poczÄ tku studiĂłw poznaĹem pewnego profesora, ktĂłry zwrĂłciĹ moja uwagÄ w sposĂłb szczegĂłlny, poniewaĹź wydawaĹ mi siÄ jedynym spoĹrĂłd wielu, ktĂłry byĹ taki, jak mĂłwiĹ autentyczny. WywieraĹ na mnie naprawdÄ duĹźe wraĹźenie - naĹladowaĹem go dokĹadnie we wszystkim, studiowaĹem uwaĹźnie jego zachowanie, jego sposĂłb pracy, aby nauczyÄ siÄ tego, co robiĹ i jaki byĹ. FascynowaĹ mnie do tego stopnia, Ĺźe przejÄ Ĺem nawet jego tik nerwowy.
Pewnego dnia, w odpowiedzi na nasze siÄ zaproszenie, przyszedĹ na spotkanie studentĂłw, ktĂłre prowadziĹem. Po spotkaniu zatrzymaĹem go przed drzwiami i zapytaĹem: "Profesorze, jak siÄ panu podobaĹo?". OdpowiedziaĹ mi bez wiÄkszego entuzjazmu: "Wszystko to piÄkne i prawdziwe, ale jest dobre tylko dla was - mĹodych. Ja mam skomplikowane Ĺźycie, pracÄ peĹnÄ ryzyka, przeróşne problemy, rodzinÄ, ktĂłrej muszÄ poĹwiÄcaÄ czas, dlatego nie mogÄ siÄ angaĹźowaÄ w coĹ jeszcze. Ty nie znasz jeszcze tego wszystkiego, bo jesteĹ mĹody. Wasz entuzjazm zawdziÄczacie tylko temu, Ĺźe jesteĹcie mĹodzi." MĂłj mit upadĹ...i pozbyĹem siÄ tiku! CoĹ, co jest prawdziwe, dlatego, Ĺźe odpowiada i pozostaje prawdziwe, nie moĹźe byÄ przeznaczone tylko dla ludzi w okreĹlonym wieku. W rzeczywistoĹci osoba identyfikuje siÄ z prawdziwymi wymogami, ktĂłre pochodzÄ z serca. A poniewaĹź sÄ one fundamentalne, nie moĹźna ich wyeliminowaÄ, albo ograniczyÄ nawiasami, gdy stajemy przed sytuacjÄ trudnÄ , bez wyjĹcia, albo kiedy nie osiÄ gamy tego, czego pragniemy. Wtedy zrozumiaĹem, Ĺźe problem osoby polega na tym, Ĺźe wszystko, co siÄ robi , powinno siÄ robiÄ "z sercem". Tego wĹaĹnie brakowaĹo temu profesorowi i przez to niszczyĹ siebie w sposĂłb nieubĹagany. Teraz potrzebujÄ, tak jak potrzebowaĹem wtedy, "wkĹadaÄ serce" w to, co robiÄ, bo tylko w ten sposĂłb mogÄ byÄ tym, kim jestem, bez wzglÄdu na okolicznoĹci. W jakiĹ czas po tej rozmowie sam musiaĹem doĹwiadczyÄ tych trudnych sytuacji, o ktĂłrych mĂłwiĹ profesor przeprowadziĹem siÄ do innego miasta i musiaĹem zmierzyÄ siÄ z nowÄ pracÄ . ByĹem kontrolowany (sprawdzany), czÄsto szantaĹźowany i traktowany jak intruz. I w takich sytuacjach mors tua vita mea - twoja poraĹźka jest moim Ĺźyciem (zwyciÄstwem). PowiÄkszaĹa siÄ moja rodzina, miaĹem juĹź czworo dzieci, brakowaĹo nam pieniÄdzy, dlatego pomagali nam rodzice. Poza tym przylgniÄciu do ruchu poĹwiÄcaĹem sporo czasu, zawsze, gdy tylko mogĹem, przeznaczaĹem czas na potrzeby wspĂłlnoty (byĹem m. in. odpowiedzialnym jednego z najliczniejszych we WĹoszech CLU). Ta sytuacja pozwoliĹa mi zrozumieÄ, Ĺźe wykonywanie wszystkiego, co siÄ robi, z sercem, nie moĹźe byÄ zdeterminowane przez poszukiwanie rĂłwnowagi miedzy róşnymi dziedzinami Ĺźycia i sprzyjajÄ cymi okolicznoĹciami. Potrzebny byĹ i jest potrzebny nadal jeden warunek - to, czemu siÄ poĹwiÄcasz musi byÄ czymĹ wiÄkszym od tego, co moĹźesz zobaczyÄ, poczuÄ i o czym moĹźesz myĹleÄ. Nazywamy to przeznaczeniem, tak, jak uczy nas od zawsze SzkoĹa WspĂłlnoty i Ĺźycie ruchu. Ĺťycie jest drogÄ ku przeznaczeniu, wobec ktĂłrego kaĹźdy z nas jest odpowiedzialny, bez tego Ĺźycie osobiste ulega destrukcji, rozpada siÄ na wiele rzeczy, ktĂłre siÄ robi, czy powinno siÄ robiÄ. ZawĂłd chirurga jest bardzo ciÄĹźki i, dla mnie, w sposĂłb szczegĂłlny, z czasem byĹ coraz wiÄkszym wyzwaniem. Poza tym atmosfera, w ktĂłrej siÄ pracowaĹo we WĹoszech - podobnie jak wszÄdzie, wedĹug tego, co mĂłwiÄ moi europejscy i amerykaĹscy koledzy - stawaĹa siÄ coraz trudniejsza. RzÄ d i wĹadze szpitalne zaczÄĹy decydowaÄ o naszej pracy, warunkujÄ c nasze decyzje i podporzÄ dkowujÄ c wszystko czystym kwestiom finansowym. Takie trudne okolicznoĹci ukazujÄ nieuchronnie, Ĺźe aby robiÄ wszystko z sercem, nie wystarczy samo rozpoznanie czegoĹ wiÄkszego (potÄĹźniejszego) od siebie samego. Serce Ĺatwo mÄczy siÄ trudnÄ rzeczywistoĹciÄ , broczy Ĺźalem, gniewem, a lament (krzyk) staje siÄ postawÄ czĹowieka. Trzeba, aby to, co jest potÄĹźne - przeznaczenie - byĹo obecne, byĹo czymĹ lub kimĹ, komu siÄ odpowiada. Zrozumienie tego staĹo siÄ konieczne w mojej drodze zawodowej, zwĹaszcza kiedy zdobyĹem wiÄksze kompetencje i zaczÄ Ĺem przeprowadzaÄ operacje na oddziale onkologicznym. Nie zawsze moĹźna byĹo przewidzieÄ rezultaty tych operacji. MiaĹem okazjÄ widzieÄ cierpienie, a czasem takĹźe ĹmierÄ. Trudno to zaakceptowaÄ, ale czÄsto winiĹem za tÄ ĹmierÄ przede wszystkim siebie. Wtedy powinienem byĹ zrozumieÄ to, co powiedziaĹ mi kiedyĹ Giussani, kiedy byĹem wyjÄ tkowo przygnÄbiony: "Enzo, jeĹli jesteĹ tak zniechÄcony rezultatami tego, co robisz, to dlatego, Ĺźe zachowujesz siÄ tak, jakby Chrystusa nie byĹo, jakby wszystko zaleĹźaĹo od twoich rÄ k. Dlatego, wczeĹniej czy później, postÄ pisz tak, jak wszyscy - bÄdziesz szukaĹ rzeczy, ktĂłre prawdopodobnie mogÄ raniÄ w mniejszym stopniu, przylgniesz do swojego wizerunku i juĹź nie zaryzykujesz. WĹaĹciwa postawa, ktĂłrej jeszcze nie zrozumiaĹeĹ, to ofiarowanie". Od tego czasu pojÄ Ĺem, Ĺźe to, co okreĹla osobÄ, jest tym na co siÄ odpowiada poprzez to, co siÄ robi - i to jest prawda, zarĂłwno w pracy, jak i w rodzinie - to jest prawda dla mnie muszÄ nawiÄ zaÄ kontakt z tymi osobami i z tym bĂłlem. Ten aspekt byĹ teĹź szczegĂłlnie waĹźny w moim Ĺźyciu prywatnym, poniewaĹź spÄdzaĹem coraz mniej czasu z rodzinÄ i chciaĹem, Ĺźeby Ĺźona to rozumiaĹa i dzieliĹa ze mnÄ . A to nie mogĹo siÄ staÄ tylko dlatego, Ĺźe opowiadaĹem jej o wszystkim, co siÄ wydarzyĹo w pracy, ale poprzez naszÄ wspĂłlnÄ odpowiedzialnoĹÄ wobec tych samych rzeczy. W ten sposĂłb przetrwaliĹmy razem. Ale Ĺźeby robiÄ wszystko z sercem nie wystarczy odpowiedzieÄ na coĹ potÄĹźniejszego i obecnego. Nie moĹźna byÄ w tym osamotnionym. Ostatnio doĹwiadczyĹem czegoĹ, co pozwoliĹo mi zrozumieÄ to lepiej. StanÄ Ĺem wobec trudnej decyzji. ChodziĹo o chorobÄ naszej przyjaciĂłĹki ze wspĂłlnoty. Jej sytuacja komplikowaĹa siÄ niebezpiecznie przez szereg operacji, ktĂłre miaĹa wczeĹniej. Bardzo czÄsto dzwoniĹ do mnie lekarz, ktĂłry operowaĹ jÄ wczeĹniej i ktĂłry odradzaĹ mi ponownÄ operacjÄ. ByĹ przekonany, Ĺźe ona tego nie przeĹźyje. Opinie autorytetĂłw lekarskich radziĹy mi zaczekaÄ na poprawÄ, ktĂłra byĹa maĹo prawdopodobna. PrĂłbowaĹem okreĹliÄ margines czasu, jakim mogĹem jeszcze dysponowaÄ, ale dostÄpne mi dane nie dawaĹy Ĺźadnego. Mimo wszystkich opinii i dramatu osobistego pacjentki, zdecydowaĹem, Ĺźe trzeba sprĂłbowaÄ. DzieĹ przed operacjÄ zadzwoniĹem do ks. Giussaniego. "Nie proszÄ ciÄ o rozwiÄ zanie problemĂłw medycznych, czy naukowych dotyczÄ cych tej sprawy. Wszystkie dane sÄ oczywiste. PotrzebujÄ - nie wiem, czy robiÄ dobrze sĹĂłw otuchy. ZadzwoniĹem do ciebie wĹaĹnie dlatego; jeĹli nie spotkaĹbym ciebie, musiaĹbym znaleĹşÄ kogoĹ innego, ale to jest wĹaĹnie to, czego teraz potrzebujÄ". Giussani odpowiedziaĹ: "Pragnienie, Ĺźeby dodaÄ ci otuchy i Ĺźeby byĹo to daĹo ci odwagÄ jest sĹuszne, bo nawet caĹa naukowa prawda nie moĹźe daÄ wystarczajÄ cej odwagi Ĺźeby stawiÄ w peĹni czoĹa Ĺźyciu. Tak naprawdÄ potrzebujemy Ĺźywej pamiÄci o relacji. Przed Bogiem (wobec Boga) trzeba iĹÄ do przodu, wobec ludzi - nie wiem, ale nie to jest waĹźne. Ofiaruj siebie Bogu w tym, co powinieneĹ zrobiÄ. My bÄdziemy siÄ modliÄ do Ĺw. Pampuri za niÄ i za ciebie. Ty zrĂłb to, co bÄdziesz mĂłgĹ zrobiÄ. To "wobec Boga" ("przed Bogiem"), o ktĂłrym mĂłwiĹ Giussani, oznaczaĹo wszystkie te okolicznoĹci i dane, ktĂłre sprawiĹy, Ĺźe zdecydowaĹem siÄ operowaÄ. Dlatego modlitwa do Boga byĹa rĂłwnoznaczna z zaakceptowaniem tych okolicznoĹci jako znaku. Tak wiec przeprowadziĹem operacje i, dziÄki Bogu, powiodĹa siÄ. Aby byÄ bardziej pewnym rezultatĂłw, poczekaĹem trzy dni, zanim ponownie zadzwoniĹem do Giussaniego. Kiedy mu powiedziaĹem: "Gius, to niesamowite, ale wszystko poszĹo dobrze", przez chwilÄ panowaĹa cisza po drugiej stronie sĹuchawki, a potem usĹyszaĹem: "A miaĹeĹ jakieĹ wÄ tpliwoĹci? DziÄkujÄ Bogu, bo staĹeĹ siÄ narzÄdziem cudu". ZrozumiaĹem, Ĺźe to ostatnie zdanie dokĹadnie okreĹlaĹo to, co siÄ wydarzyĹo. Na koniec chciaĹbym wam powiedzieÄ dwie rzeczy. Po pierwsze: chÄci Ĺźycia nie brakuje temu, kto popeĹnia bĹÄdy, ale temu, kto nie widzi Ĺźywego sensu nieskoĹczonoĹci i przeznaczenia obecnego, jako ideaĹu, ktĂłry prowadzi przez Ĺźycie i z ktĂłrym robi siÄ wszystko. W ten sposĂłb jesteĹmy prawdziwie wolni i nie zatrzymuje nas nic ani nikt, bo ten,. kto nie boi siÄ pomyĹek, jest wolny. Dla nas wspĂłĹzawodnictwo to nie wszystko i nie jest tym, czemu trzeba poĹwiÄcaÄ Ĺźycie, ale jest to pewien przejaw pasji dla rzeczywistoĹci i dla tego, co ludzkie, czego mogliĹmy siÄ nauczyÄ w tej historii. Z tego rodzi siÄ dobrze rozumiana powaga i moĹźliwoĹÄ nauki i wykorzystania wiedzy w sposĂłb wĹaĹciwy. Dlatego pojechaĹem do Ameryki sam (a miaĹem juĹź czworo dzieci!) i niektĂłrzy mĂłwili mi: " W ten sposĂłb obciÄ Ĺźasz rodzinÄ", ale moja rodzina nie rozpadĹa siÄ - a nawet umocniĹa siÄ. Po drugie: ta postawa daje odwagÄ, Ĺźeby walczyÄ - nie przeciwko jakiejĹ rzeczy, ale za afirmacjÄ prawdy, z ktĂłrej powstaje doĹwiadczenie. W ten sposĂłb stworzyĹem grupÄ w moim szpitalu. NiektĂłrzy sÄ z ruchu, inni nie. Róşnimy siÄ od wszystkich innych metodÄ pracy, ktĂłrej nauczyĹem siÄ w Ĺźyciu ruchu i ktĂłrÄ pokazaĹem mĹodym asystentom - wyjaĹniam im podstawowe punkty naszego doĹwiadczenia. Czasem zapraszajÄ mnie na inauguracyjne wykĹady dla ĹwieĹźo przyjÄtych studentĂłw na róşne uniwersytety. ObjaĹniam im metodÄ ze SzkoĹy WspĂłlnoty, wzbogacajÄ c jÄ danymi i obserwacjami specyficznymi dla wyĹźszych uczelni. Po zakoĹczeniu rozmowy ludzie sÄ zawsze pod silnym wraĹźeniem, do tego stopnia, Ĺźe nie pozwalajÄ mi wyjĹÄ, chcÄ wiedzieÄ wiÄcej, bo sÄ zdumieni prostotÄ i przydatnoĹciÄ tego, co im przedstawiĹem. Na pewno czÄsto nawet nie wierzymy w prawdÄ tego, co nam siÄ wydarzyĹo i dopiero inni w sposĂłb nieoczekiwany rozpoznajÄ to w nas. Jedyna rzeczÄ , jakÄ mogÄ zrobiÄ, jest podziÄkowaÄ za tÄ historiÄ - bo kiedy ktoĹ powiedziaĹby mi dwadzieĹcia lat temu, Ĺźe bÄdÄ opowiadaĹ to wszystko, uznaĹbym to za kompletne szaleĹstwo. Bolonia |