Ślady
>
Archiwum
>
1997
>
Biuletyn (38-39) wrzesieĹ-grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 5 / 1997 (Biuletyn (38-39) wrzesieĹ-grudzieĹ) Ĺwiadectwa Ok, mister Basich! Chris Bacich PochodzÄ z Kalifornii, a od trzech lat uczÄ historii w katolickim, mÄskim college'u w Nowym Jorku. Moi uczniowie sÄ Amerykanami wĹoskiego pochodzenia. PamiÄtam, Ĺźe poczÄ wszy od pierwszego dnia pracy, przed wejĹciem do klasy zawsze odmawiaĹem "ZdrowaĹ Mario" proszÄ c NajĹwiÄtszÄ PannÄ o to, Ĺźebym byĹ zdolny; obserwowaÄ, kochaÄ i rozpoznawaÄ Chrystusa w tym, co mnie czeka. W poĹowie pierwszego roku, konkretnie w lutym, chĹopcy zaczÄli "okupowaÄ" moje biurko po lekcjach zasypujÄ c mnie tysiÄ cem pytaĹ, do tego stopnia, Ĺźe spóźniaĹem siÄ na nastÄpne zajÄcia. W pewnym momencie powiedziaĹem sobie: "Tak dalej byÄ nie moĹźe, trzeba to zmieniÄ" i zaproponowaĹem im: "PosĹuchajcie, dzisiaj po lekcjach przyjdĹşcie po mnie, bo chcÄ, ĹźebyĹmy zrobili coĹ razem." "Ok, mister Basich, ale co bÄdziemy robiÄ?" ZaczÄliĹmy czytaÄ "ZmysĹ religijny". W tym momencie moĹźna powiedzieÄ, Ĺźe to byĹo piÄkne, ale...doĹÄ zwyczajne - wielu nauczycieli mogĹoby daÄ podobne Ĺwiadectwo. Lecz problem polegaĹ. na tym, Ĺźe to byĹo piÄciu chĹopcĂłw i Ĺźe byliĹmy w Stanach Zjednoczonych. Nagle jeden z nich zaczÄ Ĺ zadawaÄ podejrzliwe pytania: "Panie Basich, czy pan przypadkiem nie ma dziwnych upodobaĹ- mĂłwiÄ c wprost: czy przebywa pan z nami tylko dlatego, Ĺźe jest pan homoseksualistÄ ?" Brzmi to absurdalnie, ale naprawdÄ padĹo takie pytanie. ZdaĹem sobie sprawÄ, Ĺźe ci chĹopcy nie doĹwiadczyli nigdy bezinteresownoĹci; dla nich zawsze musi istnieÄ jakaĹ ukryta intencja. PoczÄ tkowo czuĹem siÄ uraĹźony i odpowiedziaĹem szybko pytaniem na pytanie: "A ty jak myĹlisz?". Później uĹwiadomiĹem sobie, Ĺźe ten niepokĂłj musiaĹ zrodziÄ siÄ gdzie indziej - ich rodzice mieli te same wÄ tpliwoĹci. PomyĹlaĹem sobie, Ĺźe to byĹa klÄska. Wszystko na nic! RzÄ dzi tu kultura antychrzeĹcijaĹska, a nawet antyludzka, o ktĂłrej mĂłwi ks. Giussani. ZdecydowaĹem siÄ porozmawiaÄ z rodzicami chĹopcĂłw. Po tym, jak mnie poznali, pozwolili swoim synom spotykaÄ siÄ ze mnÄ niemal o kaĹźdej porze i w kaĹźdym miejscu. W nastÄpnym roku nasza grupa powiÄkszyĹa siÄ. KiedyĹ jeden z uczniĂłw powiedziaĹ: "Panie Basich, wszystko to ,o czym czytamy w "ZmyĹle religijnym" jest tematem wielu wierszy, o ktĂłrych siÄ uczymy, prawda? JeĹli tak to czemu nie zorganizujemy spotkania dla caĹej szkoĹy, Ĺźeby wspĂłlnie czytaÄ tÄ poezjÄ?" Na poczÄ tku byĹem doĹÄ sceptycznie nastawiony do tego pomysĹu, ale szybko siÄ do niego przekonaĹem. ZorganizowaliĹmy to "Poetry Reading" (czytanie poezji). PrzyszĹo 40 uczniĂłw, 12 nauczycieli i sam dyrektor szkoĹy. Obok wierszy znanych autorĂłw - Leopardiego, MiĹosza - niektĂłrzy chĹopcy czytali swoje wĹasne utwory, peĹne smutku i pesymizmu. To byĹ nasz pierwszy, publiczny gest. Od dyrektora szkoĹy dostaĹem później list, w ktĂłrym dziÄkowaĹ mi za podjÄcie tej inicjatywy, wyraĹźajÄ c zdumienie faktem, Ĺźe nauczyciel zajmuje siÄ uczniami takĹźe po lekcjach i nie chce za to dodatkowych pieniÄdzy. Pod koniec roku zorganizowaliĹmy pierwsze wakacje GS dla caĹego Wschodniego WybrzeĹźa. Ostatniego dnia jeden z uczniĂłw powiedziaĹ mi: "Panie Basich, myĹlÄ, Ĺźe powinniĹmy zastanowiÄ siÄ nad tym - czy to jest moĹźliwe, ĹźebyĹmy, nie znajÄ c siÄ dobrze, byli tak bardzo zjednoczeni, jeĹli BĂłg, to znaczy Chrystus nie byĹby tak naprawdÄ obecny wĹrĂłd nas?" "No...tak, powinniĹmy zastanowiÄ siÄ nad tym..." - to byĹa jedyna odpowiedĹş, jakiej mogĹem mu udzieliÄ. Nasza przyjaźŠstaĹa siÄ coraz bardziej wymagajÄ
ca. Do tego stopnia, Ĺźe ktĂłregoĹ wieczoru jeden z uczniĂłw przyprowadziĹ do mnie swoja przyjaciĂłĹkÄ, mĂłwiÄ
c: W takich okolicznoĹciach rozumiesz, Ĺźe zbÄdne stajÄ siÄ wszelkie przemowy i wywody. Oni sÄ tam dla ciebie, a ty jesteĹ kierunkiem Wydarzenia, ktĂłre "wywrĂłciĹo do gĂłry nogami" twoje Ĺźycie wczeĹniej. I to jest ta racja, ktĂłrej ci chĹopcy ufajÄ .
|