Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1993 > Biuletyn (16) wrzesień

Ślady, numer 5 / 1993 (Biuletyn (16) wrzesień)

Wakacje. Ogólnopolskie wakacje Ruchu

Listy

Powierzono mi zadanie zaopiekowania się relacją z wakacji. W związku z tym napłynęło do mnie kilka listów – świadectw pisanych w różnej formie, oto one.

pod red. Marii Waloszek-Brzozoń


Biuletyn Nr 5 (16) wrzesień 1993

LISTY

Powierzono mi zadanie zaopiekowania się relacją z wakacji. W związku z tym napłynęło do mnie kilka listów – świadectw pisanych w różnej formie, oto one.

                                                                                                                                 Marysia

Kraków, 1-23.07.1993

DROGA MARYSIU!

Prosiłaś mnie, abym napisał swoje świadectwo, czy może raczej refleksje związane z wakacjami Ruchu w Lądku. Właściwie nie jestem pewien czego oczekiwałaś, bo jeśli mam pisać szczerze, muszę pisać długo i z dygresjami, a jeśli niezbyt szczerze, to po co? Wybieram więc pierwszą możliwość.

W tej chwili sześć dni spędzonych na wakacjach „Komunii i Wyzwolenia” wydaje mi się bardzo ważne, choć jak zwykle dopiero życie pokaże, czy nie jest to jedynie powierzchowne odczucie. Nie jestem skłonny wierzyć w magiczne cyfry, ale właśnie minęło równo siedem lat od chwili gdy postanowiłem (po wakacjach młodzieżowych w Niedzicy) przyłączyć się do Ruchu i poznać cóż to takiego. Wówczas z kolei mijało siedem lat od momentu, gdy zetknąłem się z CL po raz pierwszy w życiu, chyba jako jeden z pierwszych w Polsce, gdy studenci z CL przyjeżdżali do Krakowa pomagać przy budowie kościoła Bł. Jadwigi w mojej parafii – ale wtedy jeszcze nie odróżniałem CL od „OAZY” (miałem 14-15 lat). Jak widać, moje poznawanie „Ruchu” było nader ślamazarne i nawet trochę zazdroszczę ludziom, którzy w krótszym czasie odkryli więcej niż ja.

Ostatnie wakacje były dla mnie w jakiejś mierze rekolekcjami, zamiast tych w Polanicy, na które nie pojechałem. Na coroczne rekolekcje i wakacje zresztą zwykle nie jeździłem, bądź to z powodów rodzinnych, bądź finansowych. Po pierwszy roku cielęcego zachwytu uchem i ludźmi, których poznałem, jednym z moich wcześniejszych odkryć było to, że niestety pod jednym względem to towarzystwo różni się od wszystkich innych zbiorowisk ludzkich: ci którzy potrafią pięknie i mądrze mówić nie zawsze najlepiej  postępują i na odwrót.

W ciągu tych paru lat zdarzyło się kilka razy, że ci z nas, którzy mieli przez jakiś czas poważne kłopoty rodzinne, zdrowotne, czy inny, nie znajdowali, ja mi się wydaje, w tej grupie tak wielkiego oparcia jak można by oczekiwać. Sam byłem przez pewien czas w takiej sytuacji, i ja sam też wobec paru osób nie postąpiłem jak by należało. Zauważyłem, że jeszcze „za PRL-u” trochę ludzi kręciło się wokół Ruchu ze względu na paczki zagraniczne i pewne możliwości wyjazdu do Włoch.

Posłuszeństwo, o którym się mówi w Ruchu zbytnio się nam chyba wszystkim kojarzy w pierwszej chwili z tłumami maszerującymi pod flagą, z gwiazdą lub swastyką, byśmy mogli tego słuchać od razu bez wewnętrznych oporów. To wszystko razem sprawiło, że nie chciałem się zbytnio angażować.

Myślę, że jedno z fundamentalnych doświadczeń w życiu człowieka, w życiu traktowanym poważnie, można określić właśnie słowem SPOTKANIE. Powodem, dla którego fala odpływu entuzjazmu nie zbierała mnie nigdy zbyt daleko od tego towarzystwa, i dla którego wkrótce powracałem było to, że właśnie w tej grupie, w takich a nie innych okolicznościach SPOTKAŁEM kilka osób, które w jakiś szczególny sposób stały się dla mnie punktem odniesienia, wezwaniem i nadzieją, że nie musimy być ogarnięci przez tragikomiczną banalność życia. Zresztą, co ciekawe, niekoniecznie są to osoby najbardziej widoczne i uznane w Ruchu, i nie bardzo zdają sobie sprawę z tego ile dla mnie zrobiły.

W tekstach Giussaniego, których zresztą nigdy zbytnio nie lubiłem, częściowo ze względu na kiepskie niegdyś tłumaczenia, poruszyło mnie jego określenie „zmysł religijny”, to niezwykle trafne nazwanie owego najpierwotniejszego odczucia, wzywającego człowieka ku Czemuś Większemu, odczucia mniej lub bardziej znanego każdemu, ale tak trudnego do trafnego nazwania, wcześniejszego niż wszelka religia i doktryna.

Nie jestem człowiekiem szczególnie pobożnym  nie dowierzam szczegółowym doktrynom religijnym (wszelkim): pomyślałem sobie wtedy, że nie należałoby pochopnie „porzucać” kogoś, kto tak przenikliwie potrafi nazwać jedną z najistotniejszych tajemnic życia.

Po raz pierwszy w życiu na tych wakacjach otrzymałem przekonująca odpowiedź na pytanie, czym właściwie ma być apostolstwo: - to ZAPROSZENIE kogoś, aby spróbował przeżyć i doświadczyć tego, co ja sam przeżywam i doświadczam, - O ILE DOŚWIADCZAM TEGO NAPRAWĘ (niestety nie miałem pod ręką nic do pisania i cytuję tę odpowiedź z pamięci). To bardzo ważne, gdyż apostolstwo rozumiane jest z reguły jako prezentowanie doktryny i nachalne zachęcanie do „zapisania się”, co mija się z celem i prawie nikogo nie jest w stanie poruszyć.

Ciekawą sprawą była dla mnie kilkudniowa ciągła obecność prawie dwustu osób, a czułem tylko lekkie zmęczenie, zamiast irytacji tłumem, który zazwyczaj doprowadza mnie niektóry zwyczaj doprowadza mnie niemal do choroby. Naprawdę wyczuwało się, że coś (Ktoś?) łączy nas mimo wszystko, mimo że, czego jestem pewien, każdy znalazłby tu parę osób, których nie lubi, i z którymi nie wytrzymałby w innych okolicznościach.

Przypomniał mi się wtedy cytaty: „W jedno zgromadziła nas tutaj Miłość Chrystusa”, który zawsze rozumiałem jako miłość naszą do Chrystusa, podczas gdy jest właśnie odwrotnie – to jest  właśnie ta łaska wiary – co dopiero tutaj sobie uświadomiłem – i to mnie właśnie wzywa i porusza, gdyż w istocie nie widzę innych naprawdę przekonujących „dowodów na istnienie Boga” i prawdziwość naszej wiary. Tak jak i dawniej nie mógłbym odpowiedzieć sobie ani innym na pytania „czy istnieje Bóg”, „czy Chrystus był Synem Bożym, czy tylko wybitnym człowiekiem” itp. Inaczej niż tylko „nie wiem”, odwołując się do mojej wiedzy „wyuczonej”, mogę jednak odwołać się do tego doświadczenia (i kilku wcześniejszych, które ujrzałem w innym świetle). Ponownie wydarzyło się coś, co już miało miejsce kiedyś tam, ale w sposób pełniejszy, głębiej odczute.

I znów: TO jest owo SPOTKANIE Niewyrażalnego, wyrażone poprzez ludzi, ułomnych (oj, jakże ułomnych!) jak i słowa, którymi próbuje się przekazać Tajemnicę, a przecież tak jak te słowa (a nawet bardziej) rzeczywistych.

SPOTKAŁEM znów kilka osób, które mnie poruszyły i odświeżyłem SPOTKANIA wcześniejsze.

Piszę często „coś”, bo to, co najważniejsze, tak trudno wyrazić wprost słowami. Ilekroć mówimy o religii, chrześcijaństwie, wierze, spotkaniu Chrystusa itd., przychodzi mi na myśl legenda o świętym Graalu. To cudowne naczynie tajemnicy, do którego należy zaglądnąć samemu – nigdzie nie jest napisane, co właściwie zawiera w sobie święty Graal – choć z kontekstu wynika, że zawarta jest w nim Tajemnica Bytu – istota wszystkiego. W legendzie tylko jeden jedyny wybrany – Parsifal – jest godzien, by spojrzeć w jego wnętrze, ale chyba każdy z nas któregoś dnia został Parsifalem wezwanym do odnalezienia Graala. Większość jest jeszcze w drodze, niektórzy stoją w drzwiach kaplicy, a jeszcze inni biorą go już w swoje dłonie.

Po raz pierwszy w naszej grupie nie zrobiliśmy zakończenia roku szkoły wspólnoty, worek nadal pozostał dniem spotkać, a choć w praktyce niewiele z tego wynika – większość ludzi wyjechała na wakacje (prawie wszyscy studenci z grupy Luigiego są spoza Krakowa), Józef jest na urlopie, Ewa Kubik choruje na ospę, miejmy nadzieję, że wyjdzie z tego bez szwanku... – to sam fakt „zniesienia” przerwy wakacyjnej jest znamienny.

Jestem cały czas w Krakowie, bo do końca września musimy zrobić animację do sześcioodcinkowej Dobranocki dla TVP. Bardzo chciałbym się spotkać z kilkoma co najmniej osobami i odwiedzić parę miejsc w Polsce (tak się składa, że wspólnoty Ruchu są prawie wyłącznie w miejscowościach, w których nigdy nie byłem), ale na razie jeszcze nie wiem jak i kiedy.

Napisałem strasznie długi list, chyba najdłuższy w życiu, ale to pewnie dlatego, że nie lubię pisać listów, skoro już się na to zdobyłem, od razu popadłem w drugą skrajność.

                                                                                  Pozdrawiam serdecznie wszystkich!

                                                                                                                                Jacek Widor

PS. Jeden z najlepszych polskich tygodników ostatnich lat, obecnie niestety zawieszony, nosił tytuł „SPOTKANIA” – naprawdę coś w tym jest!

 

 

                                                                                              Feliksów, 8.07.1993

Niech będzie pochwalony

Jezus Chrystus

Kochana Marysiu!

Z wielką radością piszę ten list do Ciebie. Przez pobyt w Lądku stałaś mi się bardzo bliska i ważna jak również Twój brat ks. Joachim. Jestem Wam wdzięczna za Waszą obecność, Waszą troskę o jedność i radość, która była tak widoczna.

Obecnie przebywam na wakacjach na wsi, w chatce po moich dziadkach. Okolica jest tu urocza, dużo zieleni, sosnowy las pełen jagód i grzybów. Ze mną są moje dzieci oraz „na wymianę” przyjeżdżają rodziny z Ruchu, szczególnie te, które przychodzą na Szkołę Wspólnoty prowadzoną przeze mnie w Świdnicy.

Zgodnie z tym co było i jest dla mnie ważne, pragnę przekazać swoje doświadczenie z wakacji w Lądku.

Łaskawym okazał się Pan dla swego Ludu

Tegoroczne wakacje Ruchu w Lądku to wielkie dzieło Boga. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa wyprzedziła wszelkie moje myśli, plany i oczekiwania. Wdzięczna jestem, że zaproszenie do udziału we wspólnych wakacjach było skierowane do wszystkich, bez względu na wiek czy sposób obecności w Ruchu. Tę otwartość utożsamiłam z wielkim sercem Jezusa, w którym jest miłość dla każdego. Jeszcze długo przed wakacjami marzyłam, żeby być tam ze swoją rodziną. Pan okazał swoje miłosierdzie i mogłam być ze swoimi dziećmi i choć jeden dzień był z nami mąż. Oczy moje ujrzały cud jedności. To co w świecie staje się niemożliwe, stało się faktem – jedność, która byłą całkowitym darem, spadła nam z nieba. Okazało się, że nikt nikomu nie przeszkadzał w doświadczeniu obecności Boga. Starsi, młodzież, dzieci – nie przeszkadzaliśmy sobie, lecz czerpaliśmy z siebie nawzajem. Wszystko, w co wyposażył nas Stwórca służyło wspólnemu dobru – jedności. Doświadczyłam pewności, że ten sposób przeżywania własnego człowieczeństwa jest dla mnie. Jest tym miejscem, które traktuje mnie poważnie, w pełni akceptuje, dowartościowuje  i całkowicie wyraża. Mogę wraz ze swoim mężem i dziećmi być bezpiecznie prowadzona ku naszemu przeznaczeniu. Wolność serca, którą nadal przeżywam i pewność, że Pan jest ze mną, pozwala mi po Lądku z nadzieją i nowością być ze swoją rodziną. To, co od lat było moim motorem życia stało się i dla mojej rodziny faktem. Pragnę z całego serca, aby to, co mnie się wydarzyło, było niesione innym, gdziekolwiek mnie Bóg pośle. Trwając na codziennej Eucharystii i modlitwie całą nadzieję pokładam w Panu.

                                                                                                          Teresa Toms

 

Marysiu jeszcze raz dziękuję Ci za wszystko i serdecznie pozdrawiam. Uściskaj ode mnie Dawida i ks. Joachima oraz każdego z naszych Przyjaciół, kogo tylko spotkasz. Bardzo Was kocham.

 

Marysiu! 

Przesyłam Ci moje krótkie świadectwo o doświadczeniach z lądeckich wakacji Ruchu. Bardzo przepraszam, że czynię to tak późno ale dopiero przed dwoma dniami wróciłem z Włoch, z Pescary.

Każde wspólne wakacje są okazją do odnowienia pamięci, że Chrystus żyje w naszych wspólnotach, a sposób życia proponowany przez Ruch jest jasną drogą do mojego osobistego szczęścia. Potrzebuję bowiem tej pewności w życiu codziennym. Chyba dobrze się stało, że zgromadziliśmy się razem, ludzie starsi, rodziny z dziećmi, studenci, młodzież. Dla mnie był to prosty znak, że Chrystus po prostu jest dla wszystkich, że mamy wspólne pragnienia i drogę ku Przeznaczeniu. Wspólne zabawy były wyrazem naszej radości i dziękczynienia, i chyba również uczyły bycia bardziej prostymi i spontanicznymi ludźmi. To są gesty wychowujące do postawy dziecka, która dla nas, dorosłych jest czymś trudnym do osiągnięcia. Codzienna Eucharystia wskazywała mi źródło wszystkiego i potrzebę karmienia się Obecnością, aby prostota dziecka mogła się realizować, aby mój grzech nie niszczył więzi z Chrystusem i przyjaciółmi.

Praca nad tekstem i stawianie pytań to zachęta do bycia uważnymi, nie marnowania czasu i traktowania poważnie szkoły wspólnoty w miejscach naszego zamieszkania.

Mam nadzieję, że nasze bycie razem, nasza jedność na różny sposób wyrażania, była zaproszeniem dla każdego, kto nas spotykał, a dla nas umocnieniem w drodze. W moim przypadku tak się stało. Wypada tylko dziękować Panu i wszystkim przyjaciołom za dar Obecności i Przyjaźni.

Dariusz Chodyniecki

                                                                                                          

 

PS. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i przesyłam pozdrowienia dla każdego, z którym łączy mnie droga doświadczenia Ruchu.

 

 

Tym co mnie najbardziej uderzyło, to nie dający się wyrazić w słowach – cud jedności – pomiędzy nami. To, co mogłoby się wydać niemożliwe – stało się faktem. Faktem przemawiającym do każdego z nas i dotykającym nas u korzeni naszego człowieczeństwa. Każde spotkanie z towarzystwem staje się dla mnie przywołaniem do źródła. Aby nie popaść w rutynę, schematy; aby się nie zatrzymywać na rozpamiętywaniu własnych błędów; aby nie ustać w drodze.

Cieszę się, że z tego obozu wyjadę odrobinę pewniejsza i ubogacona tym ziarnem przyjaźni jaka została posiana pomiędzy nami przez Boga.

                                                                                                          Beata

 

 

Tegoroczne wakacje w Lądku Zdroju są moimi kolejnymi, dziesiątymi, spędzonymi w towarzystwie Ruchu „K i W”.

Pewnie to co napiszę nie będzie nowością dla wielu przyjaciół czytających biuletyn, (bo już to mówiłam na ogólnych spotkaniach wakacyjnych) ale nie mogę przekręcać, czy upiększać prawdy.

Od trzech lat przeżywam czas wakacyjny jako szczególny, bo jeśli człowiek może sobie próbować wyobrazić Raj, to dla mnie takim miejscem są wakacje spędzone w towarzystwie przyjaciół zrodzonym ze spotkania z Chrystusem. Ten czas jest czasem, który chciałabym, aby trwał już wiecznie, ponieważ na ziemi nie mogę sobie wyobrazić lepszego czasu. Podczas wakacji jestem otoczona ludźmi, którzy tak jak ja starają się zapraszać Chrystusa do swojego życia. Dlatego właśnie ten czas jest taki prawdziwy i taki piękny. Dochodzą oczywiście do tego wolne od codziennych trosk dni urlopu, często piękna pogoda i piękna przyroda. Wszystko to jest darem Pana Boga dla nas.

Aż dziw bierze, że po takich prawdziwie i pięknie przeżytych chwilach wracam z powrotem do tzw. „normalności” i tak szybko daję się przytłoczyć różnymi, trudnymi sprawami dnia codziennego. Nie przestaję przecież uczestniczyć codziennie w Św. Eucharystii i staram się polecać siebie, ofiarować dzień Panu Bogu i dziękować za to co mnie spotyka, ale często zamiast radości czasu wakacji, czuję krzyż codzienności. Czemu tak jest? W okresie letnim brakuje mi Szkoły Wspólnoty, a moja ludzka ułomność powoduje, że nie medytuję regularnie, ani nawet czasami, orędzia chrześcijańskiego danego nam przez charyzmat ks. Giussaniego. Zrozumiałam to przez kolejne spotkanie z moją od 9 lat przyjaciółką iż zarazem odpowiedzialną Wspólnoty „K i W” w Opolu – Marysią, która po powrocie z rekolekcji grupy Memores Domini przywiozła pełną pokoju radość serca i rozjaśniła przytłaczającą mnie codzienność.

Wyrażam swoją wdzięczność Panu Bogu za dar obecności Chrystusa w towarzystwie przyjaciół naszego Ruchu.

Marysia też zmobilizowała mnie do napisania tego świadectwa poprzez przywołanie do posłuszeństwa i wierności krótkim „napisz”. Wcześniej deklarowałam, że to zrobię.

Dziękuje Chrystusowi za to, że wskazał mi moje miejsce w Kościele i ciągle przywołuje błądzącą poprzez spotkania z sobą w twarzach towarzystwa osób „K i W”.

Barbara z Opola

 

 

Czym były dla mnie tegoroczne wakacje? – Były Wydarzeniem. – W jakim znaczeniu?

  1. W takim, że w tym wielkim spotkaniu odnalazłem na nowo znaczenie i sens mojego życia. Znów zostałem uderzony Faktem, że jest Ktoś bardzo wielki, Ktoś, kto mnie kocha, Ktoś, kto mnie znów odnalazł.
  2. W takim, że dociera do mnie znów to, co odpowiada najgłębiej potrzebom mojego serca.

Wydaje mi się, że sprawa szczęścia jest dziś najbardziej manipulowana ze wszystkich spraw. Ten świat próbuje mi wmówić, że potrafi mi dać wszystko – rozbudzając moje namiętności i pożądania. Wciska się drzwiami i oknami przez świat reklamy, telewizji, biznesu, ideologii, polityki, rozrywki, bajecznego Zachodu – obiecując wiele mocnych wrażeń. Na to nakładają się moje projekty, oczekiwania, ludzkie słabości, co tworzy razem dość dziwaczną „sieczkę umysłową”.

Dopiero znów zderzenie z innym człowieczeństwem, widocznym w tylu twarzach, pomaga mi zobaczyć płytkość propozycji świata oraz piękno propozycji, która została mi podarowana, Zanurzony w tym Wydarzeniu czuję się jak ryba w wodzie – żyjąca w swoim naturalnym środowisku. Było to widoczne, że to zanurzenie w tej Rzeczywistości, dawało nam wszystkim tam obecnym ogromne poczucie bezpieczeństwa, pokoju, wolności i radości.

  1. W takim znaczeniu, że znów odkrywam – co jest tym środowiskiem, które daje takie poczucie pokoju i wolności? – Jest nim WIDZIALNA JEDNOŚĆ – Kościół Chrystusowy – o obliczu KOMUNIA I WYZWOLENIE – w którym byliśmy zanurzeni. Przez ten ludzki kształt Chrystus nas ogarniał i zbawiał, oczyszczając nas z naszego zepsucia pokawałkowania, podejrzliwości, wrogości, namiętności, obcości, własnych projektów. Wytryskała z tego nowość, która była widoczna w różnych konkretnych sytuacjach. Jak odmienna stawała się nasza reakcja na zaproszenie do wspólnych modlitw, wycieczek, zabaw, lektury, rozmowy. Jak widoczna była jedność uwagi na stołówce w chwilach ogłoszeń. Zadziwiająca była ta Jedność około 200 nieznanych sobie dużej części ludzi – dorosłych, studentów, młodzieży i dzieci. Spotkanie z tym FAKTEM żyjącej JEDNOŚCI, rozbrajał wewnętrznie z uprzedzeń i wlewał we mnie nową pewność. Muszę przyznać, że to Wydarzenie przebijało się do mnie jak przez mgłę moich własnych zapatrywań słabości. Wywołało to jakąś walkę wewnętrzną. Przypomniałem sobie, jak to przed wielu laty dotarła do mnie łaską Boża. Jak to światło Bożej łaski pokazało mi czego naprawdę potrzebuję w życiu. Wiem, że można zatracić w sobie radość z tego odkrycia, bądź też zapomnieć i porzucić tę drogę, bądź też oglądać się wstecz, tracąc entuzjazm, stając się zgorzkniałym. Spotkanie z Wydarzeniem na nowo porusza moje serce i przypomina mi, że nieustannie trzeba iść za. Bardziej jeszcze zakorzenić się w tym środowisku, które daje tak niesamowity wzrost – nowość życia. Przynależność do tej Jedności w postawie dziecka, które z ufnością przyjmuje wszystko i pozwala się prowadzić.
  2. Również w tym znaczeniu, że rozpoznaję w tym splocie różnych wydarzeń Jakąś przedziwną Tajemnicę – Kogoś, kto jest większy od moich niewierności, Kogoś, kto mnie czymś ciągle zaskakuje. Jest Ktoś, kto towarzyszy bardzo realnie mojemu życiu. Mało tego, jest widzialnie obecny w spotkaniach ludzkich, zadając im zaskakujące znaczenie – dla mojego życia, czy też innych osób. Zobaczyłem to ostatnio bardzo wyraźnie w życiu mojej siostry Marianny. Splot ostatnich wydarzeń z jej życia, przeszczep nerki we Freiburgu, wiele niesamowitych wręcz i zaskakujących spotkań, faktów, można określić najprościej – cudem. Czymś niewytłumaczalnym bez Obecności Kogoś Większego od nas.

Spośród tych wszystkich zdarzeń wyłania się jakaś Wielka Tajemnica troszcząca się o mnie, o moją siostrę, o nas. Rozpoznaję, że: „Bóg stał się Wydarzeniem w naszej codzienności i to jest Chrześcijaństwo”.

x. Jerzy Krawczyk

 

Obóz w Lądku był ważnym etapem w poznawaniu „odmiennego człowieczeństw”. Samo uczestnictwo traktowałam jako wielką łaskę zesłaną od Boga. Dzięki pomocy Bożej zrozumiałam sens życia, uwierzyłam w siebie. Uderzyło mnie na obozie to, że nie było tam zakłamania i brudu jaki nas otacza. Spotkałam tam przyjaźń i zrozumienie.

                                                                                                                      Boże dziękuje Ci!

                                                                                                                    Iwona z Nysy

 

Chcę się też podzielić nowością w moim życiu, tym, że spotkałem inny, nowy sposób bycia w Kościele katolickim, poprzez moje doświadczenie ruchu Komunia i Wyzwolenie i uczestnictwo w obozie w Lądku Zdroju. Tutaj na obozie rekolekcyjno – wypoczynkowym spotkałem się też z przykładem więzi chyba tych ludzi, którzy od wielu lat co roku, może co pół, czy co jakiś czas – spotykają się ze sobą i są zachwyceni – iż się spotkali, że trwają w Panu, bo przecież bez Niego niemożliwe byłoby to spotkanie.

W Comunione jestem od marca tego roku. Ruch ten stał się dla mnie możliwością umocnienia w wierze i miłości, możliwością bo to zależy, czy z tego daru łask będę czerpał, tzn. czy będę tym ruchem żył – no może – czy będę chociaż próbował żyć w tym duchu. Sposób bycia w Kościele, styl i charakter ruchu odpowiadają mi, ponieważ czuję w tym jedność, rodziną wspólnotę. Mimo, iż przez cały rok spotykamy się tylko w małych grupach, bo jesteśmy złączeni z całością ruchu przez wspólną więź z Chrystusem w modlitwie. Ponadto wspólny obóz wielu grup podkreśla ten charakter jedności; wtedy możemy się razem modlić, bawić się, jeść, spać i mieć ten sam dach. Możemy też otworzyć się na drugiego człowieka: podać mu dłoń, służyć radą, czy też samemu uczyć się z tego bogactwa, które w danym czasie nam towarzyszy.

Dziękuje Bogu za czas spędzony w Lądku Zdroju i za ten czas, który trwa.

                                                                       Pozdrawiam całą wspólnotę Comunione.

                                                                                                                      Bogdan z Nysy

 

Kamila właściwie nie miała wielkiej ochoty przyjeżdżać do Lądka. To Danka namówiła ja na wspólny wyjazd, ale w ostatniej chwili musiała zrezygnować Na dworcu, ściskając serdecznie Kamilę, przyjaciółka powiedziała z przekonaniem: „Jedź, nie będziesz żałować”.

Żałowała już wczoraj wieczorem. Stała w hallu „Komunalnika” przyglądając się jak ludzie z plecakami rzucają się sobie w ramiona. Z ich twarzy promieniała radość spotkania. – Tak, oni wszyscy się tu znają. Na pewno niejedne wakacje spędzili razem. A ja? Kamila dotkliwie odczuwała osamotnienie.

Dziś rano poszła ze wszystkimi na wycieczkę w góry. Te parę godzin coś w niej zmieniło. Tak, jakby w innym świetle ujrzała siebie...

Kamila klęczała teraz w kościele czekając na rozpoczęcie Mszy św. Obok siedziała Anka. W górach ta 16-letnia dziewczyna z ciemnymi warkoczami opowiedziała jej kawałek swojego życia. Od jakiegoś czasu rozmawia z ojcem – ateistą na temat wiary Boga. Zwykle rozmowy te kończą się dla niej przykro. Niedawno przyniosła „Gościa Niedzielnego”, na co mama jej zareagowała śmiechem.

W sąsiedniej ławce siedzi Tomek poznany w drodze. Jako jedyny z rodziny chodzi do kościoła. Sam. Nawet w święta. – A ja tyle razy szukałam pretekstu, żeby zostać w domu! Kamila czuła, że zwierzenie Anki i Tomka poruszyły jakąś strunę. Dzisiejsza Msza św. nie jest już obowiązkiem. Kamila chce dziś modlić się z przyjaciółmi. Pomodli się za nich. Za ból Anki i za samotność Tomka.

A jej osamotnienie? Gdzieś śniło. W to miejsce jest poczucie jedności z przyjaciółmi.

                                                                                                          Świadectwo anonimowe

 

Uczestnictwo w wakacjach z ludźmi z całej Polski i w tak różnym wieku, zebranych i żyjących obecnością Chrystusa, było i jest dla mnie w dalszym ciągu łaską Boża. Łaską dla naszych dzieci, które też miały wspaniałą okazję zobaczyć tylu ludzi: dzieci, młodzież, starszych bawiących się i modlących, śpiewających i medytujących nad tekstami.

Udział w wakacjach w Lądku Zdroju był również osobistym podziękowaniem za dar Ruchu, za to, że Pan Bóg pozwolił mi dotknąć się i pójść za sobą. W czasie tych paru dni wspólnego przebywania uświadomiłem sobie jeszcze bardziej, że to co przeżywam od trzech lat (tyle jestem w Ruchu) to jakby cud w moim życiu. Moje życie stało się pełniejsze i przede wszystkim radośniejsze, pewniejsze na każdy nowy dzień który daje mi Pan. Mam wielu przyjaciół z którymi się spotykam, a nasze dzieci obserwują to z dziecięcą bystrością i kodują tę inność, porównując to z codzienną, szarą , podwórkową rzeczywistością. Mam nadzieję, że Pan Bóg pozwoli nam na udział w następnych wakacjach za rok. Chcielibyśmy wszyscy być tam razem i kontynuować tą wspólną jedność z Obecnością Jezusa Chrystusa.

                                                                                                                      Piotr z Lutyni

 

Prosiła mnie Pani żebym napisała te kilka słów o obozie. Poczułam się przez chwilę (wstyd się przyznać) jak światowej sławy pisarka (którą na razie nie jestem). Gdy się już poczułam to postanowiłam się usilnie zastanawiać nad tym co Lądek dał mi – Kamili Biskupskiej. Otóż dał mi Bardzo Dużo!! – to takie ogólne a jednocześnie takie prawdziwe!! Było to jedno z ważniejszych zdarzeń w moim samomyślącym życiu (czyli od kiedy skończyłam 10 wiosenek) – może nawet później... Zrozumiałam, że można lepiej żyć niż żyłam ja, że można w końcu zrozumieć co znaczy to oklepane i wyświechtane i w ogóle przez większość nie zrozumiałe słowo – SZCZĘŚCIE. Zrozumiałam, że należę do Chrystusa, że tylko ON jest sposobem na prawdziwe, pełne, wartościowe życie. Tylko w Nim można znaleźć to szczęście, za którym tak wszyscy wyją. TO TAKIE PROSTE...

Moje życie do tej pory było jak obrazek z puzzli. Nie powiem nawet łady obrazek, zgrabnie ułożony. Ale brakowało w nim jednego kawałka, dokładnie w samym środku była śliczna dziura, no i co z tego, że obrazek śliczny był skoro wszystkich wzrok przyciągała tylko dziura. Drażniła oczy, Chrystus jest właśnie takim brakującym kawałkiem, który znaleziony nadaje piękno obrazkowi, właściwie nadaje mu sens istnienia, chroni przed wyrzuceniem na śmietnik. Przedstawiłam to trochę zawile i nie tak ładnie jakbym chciała. Trudno. Mam jednak nieśmiałą nadzieję, że rozumiesz... Właściwie jestem pewna, że rozumiesz!!! Lądku zrozumiałam, że „Komunia i Wyzwolenie” jest tym czymś czego potrzebuję i pragnę.

I jeszcze ludzie których poznałam... Najkrócej mówiąc nigdy nie byłam w miejscu, gdzie poznałabym równocześnie tylu wspaniałych ludzi co tu. Byłam zauroczona ich postawą ich życiem. Głupie, ale po powrocie do domy tęskniłam za ich obecnością. Chciałam do nich wrócić. Dalej chcę! Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się nic takiego, nigdy choć przecież jako harcerka jeździłam po Polsce i poznawałam ludzi. Lądek pomógł mi uwierzyć w siebie, w to, że jestem potrzebna, szanowana mimo tergo, że jestem niedoświadczoną małolatą.

Przed obozem  nie miałam prawie żadnej styczności z ruchem „Comunione e Liberazione” i naprawdę do końca życia będę dziękowała Panu Bogu, że dał mi taką szansę.

No powinnam już kończyć. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Pani.

Do rychłego zobaczenia.

Kamila

 

 

 

„Bez Ruchu moje życie byłoby szare. Mogę pokazać moim dzieciom to czego nie mogła pokazać mi moja mama. Nigdzie nie spotkałam jedności tak głębokiej jak tu”.

Byłam też mama, która z dzieckiem przed sobą a drugim za – na rowerze pokonywała 30 czy 40 km. – by nie wydając pieniędzy na bilety uczestniczyć w wakacjach.

„Jest coś co mi odpowiada, współgra ze mną. Odkrycie obecności Chrystusa wśród nas”. – mówiły w prawie identycznych słowach młoda mężatka i dziewczyna z liceum.

To tylko niektóre z wypowiedzi podczas końcowego spotkania wakacji w Lądku, które mnie poruszyły i budowały.

Przypomniałem sobie fragment Dziejów Apostolskich medytowany podczas Szkoły Wspólnoty. Rozdział dziesiąty: Piotr przebywający w domu Korneliusza opowiada o zmartwychwstaniu Jezusa i powiada: „Bóg wskrzesił Go dnia trzeciego i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego Zmartwychwstaniu. On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo, że Bóg ustanowił Go sędzią żywych i umarłych”. (Dz 10, 40-42)

My jesteśmy pomiędzy tymi wybranymi świadkami.

Wakacje w Lądku były prawdziwym cudem, w którym Chrystus Zmartwychwstały objawił się jako racja życia tych dwustu osób i jako jedyna racja węzła jedności, którym byliśmy złączeni w owym tygodniu. Byli młodzi 16 i 17 – letni, studenci, rodzice ze swoimi dziećmi, było pokolenie dziadków. Ludzie z całej Polski – wielu spotkało się w Lądku po raz pierwszy. Równoczesny pobyt młodzieży, dorosłych i osób starszych nie kontynuacji dla młodych i motywem nadziei dla tych, którzy przeżyli już więcej.

Rozmawiając z ks. Olkiem, ks. Józefem, ks. Joachimem, myśląc o grupce, która w październiku 1983 rozpoczęła za zgoda s. GIUSSANIEGOŻYCIE DOŚWIADCZENIEM Comunione e Liberazione w Polsce, mówiliśmy: „Teraz jesteśmy ludem, pusillus grex, ale ludem”. W czasie tych dni w Lądku w zabawach, śpiewach, chwilach modlitwy oraz spotkań, doświadczaliśmy cudu tej – ja mówi ks. Giussani – „niemożliwe jedności, której wszyscy ludzie pragną i poszukują”.

A teraz mamy do podjęcia zadani: „iść i opowiadać wszystkim to, co widzieliśmy swymi oczyma i czego dotykały nasze ręce” (1 J 1,1). Tak powiedziała pewnego ranka, na łące, w czasie zabawy, pewna kobieta w poważnym już wieku: „nie myślałam, że spotkam takie towarzystwo. Gdy wrócę do domu opowiem o tym wszystkim”. To właśnie to: musimy iść i opowiadać o tym wszystkim.

Zbyt często skrępowani w przedstawianiu naszej propozycji wobec innych z powodu naszych problemów, myślimy o przekonywujących wywodach, czujemy się nieodpowiedni, niedorastających, ulegamy zastrzeżeniom innych i w takich sposób nasz misyjny impet słabnie i zamiera. A rozwiązaniem zaś jest najprostsze: „pójdę i opowiem o tym wszystkim”.

I tak jak zaproszenie uczynione wobec mnie było okazją spotkania decydującego dla mego życia, tak też i zaproszenie, które ja czynię, może być dokładnie takie samo. Doświadczenie takie jak Lądek przynagla by je komunikować: jest misją.

Dziękuje wszystkim za wasze świadectwo, które raz jeszcze umocniło moją wiarę.

                                                                                                                                 Ks. Gianni

 

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją