Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2005 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2005 (wrzesień / październik)

Kościół

Wierny stróż przynoszącej owoce pamięci

Ingres krakowski abp Stanisława Dziwisza

Marina Ricci


Kraków, 27 sierpnia. Ingres nowego arcybiskupa Stanisława Dziwisza. W słowach byłego sekretarza Jana Pawła II ślady żywej pamięci o Papieżu.

Z wielkim wzruszeniem weszliśmy do kaplicy biskupów krakowskich. Umieszczona w ołtarzu figura Chrystusa ukrzyżowanego ma biodra okryte suknem w biało niebieskie pasy, jak materiał z ubrań noszonych przez więźniów Auschwitz, faktycznie Oświęcim jest oddalony od Krakowa zaledwie siedemdziesiąt kilometrów. Ks. Stanisław wyjaśniając, że „znajdujemy się w sercu tego domu” wskazał posadzkę, gdzie młody Karol Wojtyła leżał krzyżem, kiedy to w 1946 r., zaraz po zakończeniu wojny, przyjmował z rąk kardynała Sapiehy święcenia kapłańskie. Na bocznej ścianie obraz przedstawiający Chrystusa. Z piersi Zbawiciela wypływają dwie strugi: krwi i wody, tak jak to widziała siostra Faustyna Kowalska, mistyczka, która w latach poprzedzających II wojnę światową otrzymała od Jezusa zadanie rozpowszechniania w świecie kultu Bożego Miłosierdzia.

Cała historia minionego wieku i historia wielkiego człowieka ukazuje się nam skupiona w małym kawałku tkaniny i płytce z posadzki – tajemnicy zła, które tak bardzo napiętnowało XX wiek (jak mówił niejednokrotnie Jan Paweł II), i tajemnica Miłości, która jeszcze bardziej naznaczyła życie Karola Wojtyły („Na pytanie Pana: «Karolu, czy ty mnie kochasz?», arcybiskup Krakowa odpowie z głębi swojego serca: «Panie, Ty wszystko wiesz: Ty wiesz, że Cię kocham»”. Tak powiedział w homilii pogrzebowej Jana Pawła II, ówczesny kardynał Joseph Ratzinger).

Drzwi domu, który był domem kardynała Wojtyły, otworzył wielebny Stanisław Dziwisz, dziś nowy arcybiskup Krakowa, ale w sercach wszystkich, na zawsze, po prostu ksiądz Stanisław, wierny sekretarz, syn, dyskretny cień całego pontyfikatu. Powitał nas dwa dni przed oficjalnym przyjęciem posługi duszpasterskiej na stolicy św. Biskupa i męczennika, którego imię nosi. Spotkanie przebiegało pod znakiem wzruszenia wywołanego wspominaniem, co w pokojach Kurii krakowskiej jest nieuchronne. Wszystko przypominając Jana Pawła II, czyni go niemal dotykalnie obecnym, jakby jeszcze tu był.

 

Cały twój

Pamięć stała się wielką niegrzecznością wobec śmierci, gdyż w Rzymie, w pierwszych dniach kwietnia tego roku, wbrew jej woli, przemieniła ją w gigantyczną modlitwę życia. „Tak jak całe życie, również jego śmierć – wspomina ks. Stanisław – była modlitwą. W domu czuło się wszystko: plac, modlitwę, obecność młodzieży, i on o tym wiedział, ponieważ niemal do końca był świadomy. Ostatniego dnia, w sobotę, osobiście słyszałem jak powiedział: «Totus tuus». Później, po południu, siostra, która stała blisko jego łóżka, powiedziała mi, że słyszała szept: «Pozwólcie mi iść do Pana». W ostatnich godzinach życia Ojca Świętego w całym domu panował wielki (s)pokój i cisza. On wiedział, że odchodzi do Pana. Nie bał się. Poprosił, aby mu czytano Ewangelię Jana, co też robiliśmy przez kolejne godziny. Na koniec – dochodziła ósma wieczorem – mieliśmy natchnienie, aby odprawić mszę ze święta Bożego Miłosierdzia i zdołaliśmy dać Ojcu Świętemu kilka kropel cennej krwi Jezusa jako wiatyk. Podczas mszy została przeczytana piękna Ewangelia: ukazanie się Jezusa w Wieczerniku. Modliliśmy się intensywnie: «Przyjdź Panie w tym momencie!». W ten sposób asystowaliśmy mu aż do ostatniego uderzenia serca. Kiedy doktor Buzzonetti oznajmił: «Przeszedł do domu Pana», nie recytowaliśmy Requiem aeternum, ale zaśpiewaliśmy Te Deum laudamus. Nie w duchu żałoby, lecz jako dziękczynienie. W testamencie Jan Paweł II skierował do Pana prośbę, aby również jego śmierć służyła sprawie ewangelizacji. Wydaje mi się, że tak było”.

Opowiadanie, przerywane chwilami ciszy i wzruszenia, trwało jeszcze długo. Podczas gdy ks. Stanisław mówił, powrócił przed oczy wieczór 2 kwietnia, Plac św. Piotra i znak końca. Nie było nim wygaszenie świateł, przeciwnie – ktoś zapalił światło w całym apartamencie.

 

Kwiaty

Po wyjściu z kaplicy, nieustannie rozmawiając, przeszliśmy przez korytarze i pomieszczenia Kurii, aż do okna, z którego Jan Paweł II, podczas swoich podróży do Polski, wychylał się pozdrawiając młodzież zgromadzoną, co wieczór, przed siedzibą arcybiskupów. Teraz na parapecie, pamiętającym tyle improwizowanych rozmów, żartów i śpiewów, jest zawsze wielki bukiet kwiatów. „Młodzież szła za nim – mówi abp Stanisław – ponieważ szukała przez jego pośrednictwo Boga. Szukała Boga, nie Jana Pawła II – i odnajdywała. Nie potrafię tego inaczej wyjaśnić. Wszyscy wiedzieli, że jest świętym”. Nie wszyscy jednak wiedzieli, że już za życia Jan Paweł II potrafił czynić cuda. „Ojciec Święty nie chciał o tym mówić – wspomina ks. Stanisław – i kiedy otrzymywaliśmy informację o jakimś cudownym fakcie mówił: «Cuda czyni Bóg. Ja się modlę. To są tajemnice, nie rozmawiajmy więcej o tych sprawach». Ale takich znaków już w tym życiu – dodaje abp Dziwisz – było naprawdę wiele”.

 

Dzwon Zygmunta

Podczas naszej rozmowy wokoło wrzała praca. Na uroczystość ingresu nowego arcybiskupa Kuria aż błyszczała. W sobotę 27 sierpnia, w katedrze na Wawelu rozdzwonił się radośnie dzwon Zygmunta, milczący od 2 kwietnia, kiedy to obwieścił światu odejście Jana Pawła II. Teraz jego brzmienie towarzyszyło procesji, w której ulicami Krakowa, w kierunku Rynku, podążał nowy następca kardynała Wojtyły. „Jestem przekonany, że z wysoka nadal będzie mnie prowadzić jego ręka” – powiedział abp Dziwisz w homilii podczas mszy odprawianej na placu. On, sekretarz, który został Arcybiskupem, będzie nadal dla Polski i świata wiernym stróżem przynoszącej owoce pamięci.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją