Ślady
>
Archiwum
>
1993
>
Biuletyn (16) wrzesieĹ
|
||
Ślady, numer 5 / 1993 (Biuletyn (16) wrzesieĹ) Wakacje. OgĂłlnopolskie wakacje Ruchu Ĺwiadectwa Nasze kolejne, dziesiÄ te juĹź wakacje letnie, odbyĹy siÄ w dniach od 28.06 do 03.07.93 r. W tym roku odpoczywaliĹmy w LÄ dku Zdroju. OdbyĹy siÄ one w innej formule: zaproszeni byli wszyscy; tzn. uczestnicy Ĺźycia ruchu CL, oraz zaproszeni przez nich przyjaciele, znajomi... Raz jeszcze, a wĹaĹciwie na nowo mogliĹmy odkryÄ i przeĹźyÄ piÄkno i prawdÄ tej szczegĂłlnej historii â niezaplanowanej przez nas, lecz tworzonej przez tego, ktĂłry jest Panem czasu i historii. MogliĹmy odkryÄ prawdÄ, sens i piÄkno wĹasnego czĹowieczeĹstwa, a nawet dziwiÄ siÄ temu, Ĺźe jesteĹmy szczÄĹliwi (niektĂłrzy mĂłwili, Ĺźe czujÄ siÄ jak w raju), gdyĹź byĹ poĹrĂłd nas Pan i On rodziĹ nas na nowo jako lud, jako KoĹciĂłĹ, jako braci i siostry, choÄ tak obcych, pod kaĹźdym wzglÄdem róşnych i nieznanych przedtem. I dlatego wolno nam powiedzieÄ, Ĺźe ta âcegieĹkaâ czasu wakacji jest wbudowana w wiecznoĹÄ, posiada znaczenie wieczne. Jest niczym przedĹwit. Przypomina mi siÄ w tym miejscu piÄkna metafora ks. Giussaniego, ktĂłry czÄsto porĂłwnuje chrzeĹcijaĹstwo do przedĹwitu wĹaĹnie, kiedy dziÄki temu nastÄpujÄ cemu po nocy wydarzeniu pierwszego brzasku poranka, budzi siÄ w nas nadzieja, zdziwienie, radoĹÄ i oczekiwanie peĹnego blasku dnia i sĹoĹca poĹudnia. Rodzi siÄ w nas pewnoĹÄ jego przyjĹcia, choÄ teraz jeszcze go w peĹni nie widzimy. Takim wĹaĹnie wydarzeniem Ĺźycia â jest chrzeĹcijaĹstwo. Tym byĹy wakacje. OglÄ daniem pierwszych promieni âSĹoĹca, ktĂłre nie zachodziâ â oczekiwaniem i pewnoĹciÄ Jego przyjĹcia. My wiemy, Ĺźe to SĹoĹce ma konkretne imiÄ. Jest Nim Jezus Chrystus. W Nim jest PeĹnia.
ĹWIADECTWA piÄ tek 2.VII 1993 r.
KS. JOACHIM: JeĹli rodzice maja dziecku do zaproponowania tylko siebie, swoja miĹoĹÄ, tzn. majÄ do zaproponowania dziecku swoja ĹmierÄ. Koniec. Nic wiÄcej. MoĹźna naprawdÄ kochaÄ dziecko tylko wtedy, kiedy ma siÄ mu do zaproponowania coĹ, co dla mnie jest wdziÄcznoĹciÄ , co jest miĹoĹciÄ Boga. JeĹli siÄ dotyka tej miĹoĹci, to oczywiĹcie miĹoĹÄ do dziecka staje siÄ prostsza, poniewaĹź to dziecko juĹź nie jest w moich rÄkach; nie jest tylko w moich rÄkach; jest w rÄkach KogoĹ, kto potrafi kochaÄ znacznie bardziej ode mnie. JeĹli rodzice majÄ do zaproponowania dziecku tylko swojÄ miĹoĹc, to proponujÄ mu ĹmierÄ. GABRIELA (NYSA): Jestem matkÄ czwĂłrki dzieci i myĹlÄ, Ĺźe powinnam tu powiedzieÄ to, co odczuwam: jestem bardzo szczÄĹliwa, Ĺźe mogÄ swoim dzieciom pokazaÄ to, czego nie mogĹa mi pokazaÄ moja mama; mimo, Ĺźe mam tyle dzieci, potrafiÄ im pokazaÄ tÄ drogÄ, ktĂłra jest najlepsza w Ĺźyciu. Druga myĹl, ktĂłra jest dla mnie bardzo waĹźna: jeĹşdziĹam na róşne obozy, byĹam w wielu miejscach, i mimo Ĺźe ludzie siÄ bawili, Ĺźe wydawaĹo im siÄ, iĹź sÄ szczÄĹliwi, nigdzie nie moĹźna byĹo odczuÄ takiej jednoĹci, jaka tutaj zaistniaĹa. Mimo róşnicy wiekum róşnorodnoĹci zawodĂłw, tyle nas niby róşni, ale czuÄ tÄ jednoĹÄ bardzo mocno. Teraz juĹź wiem, Ĺźe aby mĂłc dobrze przeĹźywaÄ wiarÄ, Ĺźeby iĹÄ drogÄ Chrystusa, trzeba w pewnym momencie doĹwiadczyÄ tej jednoĹci.
... â Dla mnie odpowiednikiem szczÄĹcia jest odpowiednioĹÄ, czyli coĹ, co jest moim wewnÄtrznym pragnieniem i jestem pewna, ze takĹźe kaĹźdego innego czĹowieka. W tym towarzystwie znajdujÄ wĹaĹnie owa odpowiednioĹÄ. Dlatego teĹź utoĹźsamiam siÄ z tym towarzystwem, z tymi wszystkimi ludĹşmi, ktĂłrych tu spotykam, bez wzglÄdu na sympatie czy antypatie, bo tu znajduje siÄ obecnoĹÄ KogoĹ wiÄkszego. I dlatego mogÄ ĹpiewaÄ wciÄ Ĺź te same piosenki i bÄdzie to zawsze coĹ nowego, coĹ innego. Odkrywam tu po prostu inne znaczenie sĹowa âszczÄĹcieâ. KiedyĹ myĹlaĹam, Ĺźe bÄdÄ szczÄĹliwa, gdy bÄdÄ wybitnym lekarzem, gdy bÄdÄ miaĹa mÄĹźa ideaĹa, piÄkny dom z ogrĂłdkiem i basenem, dobry samochĂłd itd. Tymczasem moĹźna mieÄ to wszystko i wcale nie byÄ szczÄĹliwym, jeĹli nie ma obecnoĹci czegoĹ wiÄkszego, czegoĹ, co spotkaĹam wĹaĹnie tutaj.
DON GIANNI: Wczoraj ks. JĂłzef powiedziaĹ, Ĺźe dziecko jest tym poziomem osoby ludzkiej, ktĂłry najpeĹniej posĹuguje siÄ rozumem. Natomiast w miarÄ wzrastania nasz sposĂłb rozumowania zostaje zaburzony przez nasze kryteria, nasze uprzedzenia. Te ostatnie Ĺwiadectwa ĹwiadczÄ o prawdzie tego stwierdzenia ks. JĂłzefa, poniewaĹź ĹwiadczÄ o tym momentach âmocnychâ, a wakacje sÄ wĹaĹnie takim âmocnymâ momentem, w ktĂłrym czĹowiek zdaje sobie sprawÄ z tego, Ĺźe prawda nie jest wynikiem jakiegoĹ rozumowania czy jakiejĹ kalkulacji, ale jest spotkaniem z faktem. O tym fakcie mĂłwisz âjakie to jest piÄkneâ. WiÄc ten fakt mĂłwi ci, Ĺźe to jest prawda dla ciebie. Jak wczeĹniej mĂłwiĹem, Pan BĂłg stworzyĹ przyrodÄ, Ĺźeby pomĂłc w patrzeniu na to, co jest nadprzyrodzone, ponad naturÄ . Kiedy chĹopak i dziewczyna zakochujÄ siÄ w sobie, kryterium piÄkna i dobra przestaje byÄ kryterium racjonalnym i abstrakcyjnym, a staje siÄ czymĹ konkretnym: âta osoba do mnie pasuje. I dla mnie jest ona najpiÄkniejszÄ , najlepszÄ , jaka istniejeâ. TO samo wczoraj rano powiedziaĹ ks. JĂłzef, Ĺźe kryterium prawdy jest odpowiednioĹÄ. Nie jest to Ĺźaden abstrakcyjny schemat. TrudnoĹci zaczynajÄ siÄ wĹaĹnie, gdy my uciekamy od konkretu Ĺźycia i zaczynamy rozumowaÄ nad doĹwiadczeniem. Do tego rozumowania dorzucamy wszelkie nasze kaprysy i nie dajemy ĹwiatĹu moĹźliwoĹci oĹwiecenia nas. Te ostatnie Ĺwiadectwa ĹwiadczÄ jednak o tym, Ĺźe tym, dla czego warto ĹźyÄ jest to, co spotkaliĹmy. Ja nigdy nie zapomnÄ tego dnia, w ktĂłrym spotkaĹem Ruch, kiedy spotkaĹem pewnego czĹowieka i po piÄtnastu minutach, gdy on mĂłwiĹ o swoim Ĺźyciu (ja, ktĂłry juĹź od 5 lat byĹem kapĹanem), zrozumiaĹem dlaczego miaĹem problemy w moim Ĺźyciu. Wtedy bowiem zrozumiaĹem, Ĺźe proponowaĹem innym chrzeĹcijaĹstwo nieciekawe, a nie rozumiaĹem dlaczego tak jest. I gdy spotkaĹem tego Ĺwieckiego czĹowieka, ojca piÄciorga dzieci, po piÄtnastu minutach sĹuchania, jak on mĂłwiĹ o swoim Ĺźyciu, powiedziaĹem: âto jest to chrzeĹcijaĹstwo, ktĂłrym ja chciaĹbym ĹźyÄâ. Dla mnie nie byĹo waĹźne, Ĺźe on byĹ technikiem, a ja ksiÄdzem od 5 lat, i Ĺźe ja byĹem po studiach teologicznych, a on nie. Ale ja wĂłwczas zrozumiaĹem, gdzie byĹ mĂłj bĹÄ d i zaczÄ Ĺem ĹźyÄ w towarzystwie z nim.
KS. JOACHIM: Jeszcze o tej prostocie potrzebnej w dotkniÄciu odpowiednioĹci, w rozpoznaniu odpowiednioĹci. PrzywoĹam taki negatywny przykĹad, Ĺźeby pokazaÄ, jak bardzo moĹźe nam zaszkodziÄ to caĹe instrumentarium poznawcze, ktĂłre ogranicza prawdziwa racjonalnoĹÄ. ZaĹóşmy, Ĺźe ktoĹ siÄ zakochuje, jak to mĂłwi tutaj Gianni, i chce jak najlepiej poznaÄ swojÄ dziewczynÄ, wobec tego posyĹa jÄ do psychologa Ĺźeby sobie zrobiĹa test psychologiczny. PosyĹa jÄ do róşnych lekarzy, Ĺźeby sobie zbadaĹa wszystkie moĹźliwe narzÄ dy wewnÄtrzne i zewnÄtrzne. NastÄpnie posyĹa jÄ do jakiegoĹ estety, ktĂłry ocenia jej piÄknoĹÄ... i po tych wszystkich weryfikacjach, z tym instrumentarium, ktĂłre ma w zanadrzu naukowym, decyduje siÄ czy warto ja kochaÄ, czy nie. To jest absurd. Gdyby tak miaĹo byÄ, byĹoby to ograniczeniem racjonalnoĹci naszego rozumu.
DOROTA (WROCĹAW): Rok temu skoĹczyĹam studia. Do tej pory wakacje spÄdzaĹam na obozach ze studentami. ByĹo to tak niesamowite przeĹźycie radoĹci, czegoĹ wielkiego, Ĺźe bardzo pragnÄĹam przeĹźyÄ to i w tym roku. ByĹ we mnie jakiĹ taki Ĺźal, a nawet bunt, Ĺźe to siÄ skoĹczyĹo, Ĺźe w tym roku nie bÄdÄ mogĹa tego przeĹźyÄ. Kiedy jednak padĹa propozycja ks. Olka, Ĺźeby uczestniczyÄ w wakacjach i pojechaÄ do LÄ dka, stwierdziĹam, Ĺźe takie sÄ koleje Ĺźycia i muszÄ byÄ otwarta na propozycjÄ, ktĂłrÄ mi daje to wĹaĹnie towarzystwo. Jestem bardzo szczÄĹliwa, Ĺźe w ten sposĂłb to podjÄĹam, Ĺźe Pan BĂłg pozwoliĹ mi to podjÄ Ä, dlatego, Ĺźe tutaj zrozumiaĹam, Ĺźe nie waĹźne jest miejsce i osoby, z ktĂłrymi bÄdÄ dzieliĹa te chwile, ale najwaĹźniejsza jest obecnoĹÄ Chrystusa, Ĺźe to On wĹaĹnie daje poczucie takiej niesamowitej radoĹci i szczÄĹcia. I mimo, Ĺźe moi przyjaciele z grupy wrocĹawskiej, z ktĂłrymi do tej pory utrzymujÄ kontakt, bÄdÄ na innym obozie, to ja jednak czujÄ siÄ szczÄĹliwa i bardzo siÄ cieszÄ, Ĺźe mogĹam tutaj byÄ.
DON GIANNI: Dorota zaczÄĹa, mĂłwiÄ c, Ĺźe jeĹli jest mi czyniona jakaĹ propozycja, to naleĹźy byÄ otwartym â to jest oznakÄ , Ĺźe ma siÄ serce dziecka. PoniewaĹź niemoĹźliwe jest nie mieÄ osÄ du na tym, co siÄ dzieje. PodejmujÄ w Ĺźyciu wszystko to, co spotykam i wyrabiam w sobie jakiĹ osÄ d. ByÄ bowiem ubogim w duchu nie oznacza wcale rezygnacji. CzĹowiek stajÄ c wobec propozycji tego towarzystwa, ktĂłre objawiĹo mu prawdÄ o jego Ĺźyciu, albo wobec propozycji tego towarzystwa, ktĂłra jawi mu siÄ jako coĹ pozytywnego â wyzbywa siÄ wĹasnego osÄ du i otwiera siÄ na tÄ propozycjÄ. To jest poczÄ tek przemiany: otrzymujÄ propozycjÄ i staram siÄ byÄ na niÄ otwarty.
ANDRZEJ (LUTYNIA): Tym, co mnie najbardziej poruszyĹo tutaj byĹo to, co juĹź wiele razy sĹyszaĹem, Ĺźe w Ruchu najwaĹźniejsze jest, aby âiĹÄ zaâ. Dopiero jednak wczoraj, czy przedwczoraj zaczÄ Ĺem sobie uĹwiadamiaÄ, Ĺźe to jest to, co w pewnym momencie bycia w Ruchu utraciĹem. W Ruchu jestem od 3 lat. Pierwsze takie wiÄksze zderzenie z faktem obecnoĹci Chrystusa nastÄ piĹo 2 lata temu w Ĺagowie na wakacjach. Po tamtych wakacjach wszystko byĹo OK. ByĹem peĹen entuzjazmu, radoĹci i czuĹem siÄ fantastycznie. Z poczÄ tku na róşne propozycje, ktĂłre padaĹy u nas w Lutyni odpowiadaĹem âtakâ, od pewnego jednak czasu zaczÄ Ĺem mĂłwiÄ ânieâ. I to byĹ gĹĂłwny problem mojego bycia w Ruchu. PrzestaĹem iĹÄ za. Teraz dopiero zaczynam rozumieÄ, iĹź to, Ĺźe ja nie odpowiadam na róşne gesty i propozycje Ruchu, to, Ĺźe nie idÄ za jest rĂłwnoznaczne temu, Ĺźe cofam siÄ, Ĺźe pozostajÄ w tyle. I to okazuje siÄ byÄ czymĹ fatalnym, poniewaĹź stwierdzam, Ĺźe jeĹli nie idÄ do przodu, to rĂłwnieĹź nie mogÄ staÄ w miejscu (co niekiedy byĹoby o wiele wygodniejsze). âNiestetyâ tego w Ruchu nie ma: albo idziesz za albo siÄ cofasz. Dopiero tutaj, podejmujÄ c róşne propozycje, zaczÄ Ĺem sobie uĹwiadamiaÄ, Ĺźe przecieĹź to, czym tu Ĺźyjemy jest tym samym, co pierwszy raz przeĹźyĹem kilka lat temu w Ĺagowie. To jest to samo, mimo iĹź jesteĹmy teraz w LÄ dku, a nie w Ĺagowie, mimo Ĺźe sÄ tu ludzie, spoĹrĂłd ktĂłrych tylko niektĂłrych znam z imienia, innych tylko z widzenia albo i wcale, ale to nie jest najwaĹźniejsze. To jest ciÄ gle to samo, mimo iĹź czas jest odlegĹy, jest inne miejsce, czÄĹciowo inni ludzie (doroĹli, mĹodzieĹź, studenci), ale wĹaĹnie to towarzystwo, ktĂłre podejmuje wspĂłlne gesty, czyli idzie za, jest ciÄ gle tym samym towarzystwem, ktĂłre kilka lat temu pokazaĹo mi prawdziwÄ cielesnoĹÄ Chrystusa, to jest to towarzystwo, ktĂłre pokazaĹo mi wtedy, Ĺźe Chrystus Ĺźyje poĹrĂłd nas. On Ĺźyje w naszej jednoĹci, tutaj w tym towarzystwie. I to jest wĹaĹnie piÄkne. DziÄkujÄ.
ANNA (LUBLIN): Poprzednie wypowiedzi byĹy takie szczere i otwarte, Ĺźe zachÄciĹy mnie, aby tutaj stanÄ Ä, chociaĹź w tym momencie czujÄ siÄ okropnie. ChcÄ powiedzieÄ o takich dwu rzeczach, ktĂłre sÄ dla mnie bardzo waĹźne. Po pierwsze czÄsto zadawaĹam sobie pytanie, jak to jest, czy to jest jakiĹ poryw mĹodzieĹczego serca, jakiĹ ĹźywioĹ, coĹ, co teraz jest, a o czym później zapomnÄ, odejdÄ â skoĹczÄ studia i to siÄ skoĹczy? To wszystko, co tu widzÄ, przezywam, jest dla mnie bardzo waĹźne: wypowiedzi rodzicĂłw, spotkanie z caĹymi rodzinami â to jest coĹ, co napeĹnia mnie nadziejÄ na trwaĹoĹÄ tego doĹwiadczenia; coĹ, z czego ja siÄ bardzo cieszÄ i dlatego bardzo dziÄkujÄ za Ĺwiadectwa tych ludzi. One sÄ dla mnie naprawdÄ bardzo waĹźne. ChciaĹbym jeszcze powiedzieÄ o drugiej sprawie â bÄdzie mi znacznie trudniej o tym mĂłwiÄ, gdyĹź jest to coĹ bardzo osobistego. Otóş, czÄsto moim udziaĹem jest przekonanie o mojej nieprzydatnoĹci, nie nadawaniu siÄ do czegokolwiek â taki kompleks niĹźszoĹci. I oto wczoraj przeĹźyĹam wĹaĹnie taki moment, takie doĹwiadczenie: po skoĹczonym wspĂłlnym wieczorze z moim najbliĹźszym przyjacielem poszliĹmy sobie na piwo (ja osobiĹcie piwa nie lubiÄ, chociaĹź wszyscy zapewniajÄ , Ĺźe dĹugo nie potrwa i je polubiÄ). PoczuĹam siÄ dziwnie, znĂłw wrĂłciĹa myĹl, Ĺźe ja siÄ tu nie nadajÄ i nie mogĹam sobie znaleĹşÄ miejsca. PoczuĹam siÄ bardzo sama, miaĹam ochotÄ pĂłjĹÄ do pokoju, zamknÄ Ä siÄ i pobyÄ tam sama. Ale pomyĹlaĹam: nie, tym razem nie zrobiÄ tego. I zaczÄĹam bardzo mocno modliÄ siÄ o to, Ĺźebym potrafiĹa odkryÄ moje miejsce w tej chwili, zrozumieÄ to, Ĺźe ja tu nie jestem przypadkowo. ZaczÄĹam siÄ o to modliÄ. PrzyĹÄ czyĹam siÄ do grupy mĹodzieĹźy siedzÄ cej przed domem, później poszĹam na spacer ( na ktĂłry wcale nie miaĹam ochoty) i caĹy czas modliĹam siÄ, aby Pan pokazaĹ mi, gdzie jest moje miejsce. Potem zaczÄĹam rozmawiaÄ z pewnÄ dziewczynÄ i okazaĹo siÄ Ĺźe ta rozmowa byĹa dla mnie w tym momencie bardzo waĹźna. Po tym zdarzeniu nasunÄĹa mi siÄ taka refleksja, Ĺźe to nie ja okreĹlam moje miejsce tu, ale Ĺźe okreĹla je KtoĹ wyĹźszy ode mnie, oraz Ĺźe to jest ode mnie niezaleĹźne, a ja mam siÄ tylko w danej chwili otworzyÄ na wolÄ Pana Boga. To dopiero sprawiĹo, Ĺźe poczuĹam siÄ spokojniejsza.
KS. JĂZEF (KRAKĂW): JeĹźeli nie lubisz piwa â to oczywiĹcie nie pij go. Ale to, Ĺźe nie pijesz piwa, wcale nie znaczy, Ĺźe tracisz kontakt ze swoimi przyjaciĂłĹmi. Oni bÄdÄ ciÄ miĹowaÄ, mimo Ĺźe nie wypijesz z nimi piwa. Wydaje mi siÄ, Ĺźe w kaĹźdym innym Ĺrodowisku byĹoby to prawie niemoĹźliwe. Jak obserwujÄ swoich uczniĂłw, to oni czÄsto robiÄ coĹ, czego nie lubiÄ tylko dlatego, Ĺźeby nie byÄ odrzuconym. A teraz chciaĹbym dopowiedzieÄ coĹ do tego, co powiedziaĹ Andrzej. W tekĹcie, ktĂłry medytujemy w czasie naszych wakacji, na s. 5, ks. Giussani mĂłwi tak: âkto zatem poruszony odmiennoĹciÄ ruszyĹby ku swemu przeznaczeniu, starajÄ c siÄ byÄ samemu stwĂłrcÄ swoich dzieĹ â myĹlÄ, Ĺźe to jest wĹaĹnie to nie pĂłjĹcie za â straciĹby wszystkoâ. RadzÄ to podkreĹliÄ i wziÄ Ä sobie do serca. JeĹźeli idziesz swojÄ drogÄ , to nie tylko zatrzymujesz siÄ w miejscu. To nie jest tak, Ĺźe zostajesz dwa kroki w tyle albo zatrzymujesz siÄ w rozwoju â ty tracisz naprawdÄ wszystko. âZabiorÄ mu nawet to, co wydaje mu siÄ, Ĺźe maâ â to sÄ sĹowa Pana Jezusa. Gdy nie idziesz za tÄ szansÄ , jaka Pan BĂłg ci daje, buntujÄ c siÄ w twym sercu â tracisz wszystko. Dlatego lepiej nie ryzykowaÄ, Ĺźeby nie straciÄ wszystkiego. I jeszcze jedno zdanie do wypowiedzi Ani. Bardzo mi siÄ to w niej podobaĹo, Ĺźe byĹa takim prostym pokazaniem tego podstawowego narzÄdzia jakim jest modlitwa. Kiedy jest ciemno przed oczyma i wydaje mi siÄ, Ĺźe jestem tu niepotrzebny, to pierwszym instrumentem otwartym na tÄ prostotÄ, na owo spojrzenie, ktĂłre mnie chce i ktĂłre mnie miĹuje â jest modlitwa. MyĹlÄ, Ĺźe ty wĹaĹnie â w tak bardzo prosty sposĂłb â skorzystaĹaĹ z tego cudownego narzÄdzia: bĹagania, modlitwy, proĹby. Ona otwiera serce. Ale potrzebny jest ten trud, ten wysiĹek, Ĺaska modlitwy, ktĂłra uwolni nasze serce od róşnych pretensji, wÄ tpliwoĹci, ktĂłre nas zamykajÄ .
WALDEMAR (KRAKĂW): Ja chciaĹem powiedzieÄ, Ĺźe nie miaĹem zamiaru wystÄpowaÄ, ale sprowokowaĹ mnie ks. JĂłzef tym, co tutaj przytoczyĹ z naszego biuletynu. To, Ĺźe moĹźna natrafiÄ na jakieĹ odmienne czĹowieczeĹstwo, ale gdy pĂłjdzie siÄ dalej swojÄ drogÄ , to straci siÄ wszystko. MyĹlÄ, Ĺźe mogÄ byÄ dobrÄ ilustracjÄ do tego wszystkiego. ChciaĹem siÄ z wami podzieliÄ tym, czym staĹ siÄ dla mnie Ruch. Jestem w Ruchu od niedawna. WczeĹniej w moim Ĺźyciu prĂłbowaĹem doĹwiadczaÄ Boga poprzez te wszystkie âtechnologieâ, jakie oferowaĹy róşne religie, systemy filozoficzne. Nie potrafiĹem tego pojÄ Ä, odczuÄ, Ĺźe Jezus o mnie pamiÄta, Ĺźe chce mi coĹ podarowaÄ. Ale przyszĹa taka szczegĂłlna chwila: ktoĹ mi powiedziaĹ o ruchu Komunia i Wyzwolenie, zostaĹem zaproszony na rekolekcje. I tam po prostu zrozumiaĹem, Ĺźe to jest to, czego ja na swĂłj sposĂłb szukaĹem, ale szukaĹem bez Jezusa. A dzisiaj, kiedy tu jestem z wami wszystkimi wiem, Ĺźe po prostu ja siÄ dopeĹniam. I to spotkanie z Jezusem dokonuje siÄ wtedy, gdy jesteĹmy razem, kiedy kaĹźdy z was moĹźe mi daÄ przez swojÄ obecnoĹÄ tÄ czÄ stkÄ, ktĂłrej ja sam z siebie nie mĂłgĹbym wykrzesaÄ. To wszystko. DziÄkujÄ.
KS. JOACHIM: BÄdziemy koĹczyÄ. Ja rĂłwnieĹź chciaĹbym za coĹ podziÄkowaÄ za obecnoĹÄ poĹrĂłd nas dzieci, poniewaĹź jest ona dla mnie bardzo znaczÄ ca: w sposĂłb najoczywistszy i prosty ilustruje jakby prawdÄ o tym, Ĺźe chrzeĹcijaĹstwo jest wydarzeniem. Te maĹe dzieci bowiem, ktĂłre jeszcze nic nie rozumiejÄ z tego, co my tu mĂłwimy, jednak w zgodny sposĂłb ilustrujÄ , Ĺźe sÄ wciÄ gniÄte w tÄ rzeczywistoĹÄ przerastajÄ cÄ nas wszystkich. Nie muszÄ jeszcze niczego rozumieÄ. Nie usĹyszaĹa jeszcze jakiejĹ wielkiej katechezy, a juz sÄ wciÄ gniÄte w tÄ rzeczywistoĹÄ. SÄ dotkniÄte w tym odmiennym czĹowieczeĹstwem. I ich obecnoĹÄ tutaj jest bĹogosĹawiona dla mnie, poniewaĹź lepiej rozumiem czym jest chrzeĹcijaĹstwo. Rozumiem to coĹ, co uprzedza katechezÄ, kazania, doktryny... To wszystko, co umoĹźliwia nam spotkanie Jezusa zanim siÄ jeszcze cokolwiek rozumie. A jak dla tych najmniejszych dzieci, tak samo jest to prawda dla nas.
|