Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1993 > Biuletyn (14-15) maj / czerwiec

Ślady, numer specjalny / 1993 (Biuletyn (14-15) maj / czerwiec)

Ruch Komunia i Wyzwolenie

Coś co uprzedza wszystko

Notatki z rozmowy ks. Luigi Giussaniego z grupą odpowiedzialnych ruchu Comunione e Liberazione, Mediolan, 26 stycznia 1993

tekst nieautoryzowany


Chciałbym teraz krótko naszkicować determinujące i konstytutywne czynniki „Ruchu”.

.

1 Pierwszym czynnikiem konstytutywnym Ruchu jest natknięcie się osoby na odmienność człowieczeństwa (l`imbattersi della persona in una diversitĂ  umana), na odmienną rzeczywistość ludzką.

Ruch jest rozszerzaniem się (rozprzestrzenianiem się) wydarzenia, wydarzenia Chrystusa. Ale w jaki sposĂłb rozszerza się tego typu wydarzenie? To znaczy, na czym polega fenomen początkowy, pierwotny (oryginalny), wskutek ktĂłrego ludzie zostają poruszeni, pociągnięci i zgromadzeni razem? Czy jest nim katecheza to, co my nazywamy „szkołą wspĂłlnoty”? Nie, kaĹźda katecheza jawi się później, jest narzędziem rozwoju czegoś, co jawi się przedtem.

Sposobem, w jaki Ruch - wydarzenie chrześcijańskie - staje się obecny, jest natknięcie się na odmienność człowieczeństwa, na odmienną rzeczywistość ludzką, rzeczywistość, ktĂłra nas uderza (porusza), pociąga, poniewaĹź odpowiada - podskĂłrnie, niejasno albo wyraĹşnie - konstytutywnemu oczekiwaniu naszego bytu, pierwotnym wymogom ludzkiego serca.

Wydarzenie Chrystusa staje się obecne "teraz" w fenomenie odmiennego człowieczeństwa: człowiek napotyka na nie i zostaje zaskoczony jakimś nowym przeczuciem (presentimento) życia, czymś, co zwiększa jego zdolność do pewności, pozytywności (pozytywnego nastawienia), nadziei, użyteczności życiowej i nakłania do pójścia za (naśladowania).

Jezus Chrystus, Ăłw człowiek sprzed 2 000 lat, kryje się, staje się obecny pod namiotem, pod postacią odmiennego (innego) człowieczeństwa. Tym co nas porusza jest spotkanie, zderzenie się z odmiennym człowieczeństwem, poniewaĹź bardziej odpowiada ono strukturalnym wymogom serca niĹź jakikolwiek rodzaj naszych myśli albo naszej wyobraĹşni: tegośmy się nie spodziewali, coś podobnego nawet nam się nie śniło, to było niemoĹźliwe, czegoś takiego nie ma nigdzie indziej. Odmienność człowieczeństwa, w ktĂłrej Chrystus staje się obecny polega właśnie na większej odpowiedniości, na niewyobraĹźalnej i niepojętej, większej odpowiedniości tego człowieczeństwa, na ktĂłre napotykamy, z wymogami serca - z wymogami rozumu.

To natknięcie się osoby na odmienność człowieczeństwa jest czymś bardzo prostym, czymś absolutnie elementarnym, czymś, co uprzedza wszystko, uprzedza kaĹźdą katechezę, refleksję i rozwĂłj

jest czymś, co nie domaga się wyjaśnień, lecz tylko bycia zauwaĹźonym, przechwyconym, co wzbudza zachwyt, rodzi emocję, przywołuje, nakłania do pĂłjścia za, dzięki sile swej odpowiedniości względem strukturalnego oczekiwania serca. "PoniewaĹź w rzeczywistości - jak mĂłwi kardynał Ratzinger - jesteśmy w stanie poznać (uznać) jedynie to, dzięki czemu zaczyna się w nas jakaś odpowiedniość (Il Sabato 30.1.1993). W odpowiedniości mieści się kryterium prawdy.

Natknięcie się na obecność odmiennego (innego) człowieczeństwa uprzedza nie tylko początek, lecz kaĹźdy moment, ktĂłry następuje potem: rok, czy dwadzieścia lat potem. Fenomen początkowy - zetknięcie się z odmiennością człowieczeństwa, zachwyt, ktĂłry się rodzi - jest przeznaczony na to, aby być początkowym i pierwotnym (sprawczym) fenomenem kaĹźdego momentu rozwoju. Bo nie ma Ĺźadnego rozwoju, jeśli Ăłw pierwszy kontakt nie powtarza się, tzn. jeśli wydarzenie nie jest dalej aktualne. Albo się odnawia, albo nic się nie dzieje, i natychmiast wydarzenie staje się przedmiotem teoretycznych dociekań, i po omacku szuka się zastępczych punktĂłw oparcia, zamiast Tego, ktĂłry naprawdę leĹźy u początku odmienności. Czynnikiem pierwotnym (kreatywnym) jest - nieustannie - zderzanie się (stykanie się) z odmienną rzeczywistością ludzką. Jeśli zatem nie przytrafia się na powrĂłt i nie odnawia się to, co się wydarzyło na początku, nie urzeczywistnia się prawdziwa kontynuacja: jeśli człowiek teraz (aktualnie) nie przeĹźywa kontaktu z nową rzeczywistością ludzką nie rozumie tego, co mu się wydarzyło wcześniej. Wydarzenie początkowe rozświetla się i pogłębia, a tym samym kształtuje się jakaś kontynuacja, rozwĂłj, jedynie o ile przytrafia się na powrĂłt.

Ten pierwszy czynnik wskazuje na fakt, iĹź "wszystko jest łaską". Zetknięcie się z nową rzeczywistością ludzką jest łaską, jest zawsze łaską - w przeciwnym razie staje się kuszącym odkryciem własnych myśli albo pretensjonalnym potwierdzeniem własnych zdolności do krytyki. ZauwaĹźona odmienność, ĹşrĂłdło owej ludzkiej odmienności, ktĂłrą napotykamy, ma absolutnie darmowy charakter. Wydarzenie początkowe trwa nadal, jedynie pod warunkiem, Ĺźe stale zaczyna się od kontaktu z nową rzeczywistością ludzką: "Codziennie szukajcie oblicza świętych i czerpcie otuchę z ich mĂłw", głosiła zachęta, zawarta w jednym z dokumentĂłw pierwotnego chrześcijaństwa, Didachè. Kontynuacja tego, co się wydarzyło na początku, urzeczywistnia się jedynie poprzez łaskę ciągle nowego zderzania się (stykania się), budzącego zachwyt, jakby to było za pierwszym razem. W przeciwnym wypadku, w miejsce zachwytu, gĂłrę biorą myśli, ktĂłre zdolni jesteśmy organizować dzięki osobistemu rozwojowi kulturalnemu, krytyczne oceny, ktĂłre osobista wraĹźliwość formułuje w stosunku do tego, co się przeĹźyło i co przyjdzie nam przeĹźyć, alternatywa, ktĂłrą chciałoby się narzucić, itd.

Zderzenie z odmienną rzeczywistością ludzką jest fundamentalne rĂłwnieĹź w wymiarze etycznym. ZauwaĹźenie (rejestracja) tego wydarzenia domaga siępierwotnej postawy, w jaką wyposaĹźył nas od początku StwĂłrca, to znaczy postawy dziecka, ktĂłry powierza się i naśladuje (idzie za): "Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokĂłj do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza" (Ps 130). Do zauwaĹźenia fenomenu odmienności człowieczeństwa wymagany jest wzrok dziecka: pokora, dyspozycyjność, prostota serca, ubĂłstwo ducha, ktĂłre dorośli, nawet ci, ktĂłrzy przeĹźyli juĹź pierwsze zderzenie, mogli zagubić. I wtedy początkowe wydarzenie, ktĂłre rozpoczęło (w nich) pamięć, staje się faktem z przeszłości, pozostaje jedynie "poboĹźnym wspomnieniem". Natomiast człowiek obdarzony prostotą i dyspozycyjnością, moĹźe nawet całe lata błądzić, lecz zaczyna od nowa z większą łatwością niĹź ktoś, kto był nieustraszony i nie miał za co być upomniany.

Na tym "ubĂłstwie w duchu" i "prostocie serca" zasadza się gra ludzkiej wolności. Tak jak powiedziano w Ĺšladami chrześcijańskiego doświadczenia:"RĂłwnieĹź w doświadczeniu chrześcijańskim, a nawet zwłaszcza w nim, wyraĹşnie okazuje się, Ĺźe w autentycznym doświadczeniu zaangaĹźowana jest ludzka samoświadomość i zdolność do krytycznego poznania (zdolność do weryfikacji!) oraz, Ĺźe autentyczne doświadczenie zdecydowanie róşni się od jakiegoś utoĹźsamienia się z doznanym wraĹźeniem, albo od ograniczenia się do jakiegoś sentymentalnego echa przeĹźyć. To właśnie w tej "weryfikacji" tajemnica BoĹźej inicjatywy egzystencjalnie dowartościowuje w doświadczeniu chrześcijańskim "rozum" człowieka. I w tej "weryfikacji" ukazuje się ludzka wolność: dzieje się tak dlatego, bo dostrzeĹźenie i uznanie wzniosłej odpowiedniości pomiędzy obecną tajemnicą a własnym dynamizmem człowieka, moĹźe zachodzić tylko w tej mierze w jakiej obecna i Ĺźywa jest akceptacja osobistej fundamentalnej zaleĹźności, istotnego faktu "bycia stworzonym", akceptacja, ktĂłra oznacza prostotę, "czystość serca", "ubĂłstwo w duchu". Cały dramat wolności sprowadza się do tego "ubĂłstwa w duchu": jest to dramat tak głęboki, Ĺźe zazwyczaj następuje w sposĂłb niemal niedostrzegalny dla człowieka.

Kto zatem, poruszony odmiennością, ruszyłby ku swemu przeznaczeniu starając się być samemu twĂłrcą "swoich dzieł", straciłby wszystko: musi iść za(naśladować). Owa odmienna obecność ludzka, na ktĂłrą się natknął, jest czymś innym, czymś, czemu naleĹźy okazać posłuszeństwo. Poprzez ciągle nowe zderzanie się, w kroczeniu za (naśladowaniu) i posłuszeństwie, kształtuje się kontynuacja pierwszego spotkania.

Chciałbym przytoczyć odnośnie tego pewien przykład. Załóżmy, że dzisiaj spotykają się razem ludzie, którzy już przeżyli doświadczenie, o którym mówimy i zachowując w pamięci niezwykłe wrażenie jakie na nich wywarło wydarzenie, którym zostali poruszeni - które przysporzyło im dobra, a nawet zdecydowało o ich dalszym życiu - i chcieliby podjąć je na nowo, niwelując pewien "brak kontynuacji" (discontinuità), który zaistniał z biegiem lat. Tym, dzięki czemu jeszcze dzisiaj czują się przyjaciółmi, jest pewne doświadczenie z przeszłości, zaistniały fakt, który jednak obecnie stał się - jak mówiliśmy - "pobożnym wspomnieniem". W jaki sposób mogą oni teraz (aktualnie) podjąć na nowo kontynuację początkowego wydarzenia, które ich poruszyło? Gdyby na przykład powiedzieli sobie: "zbierzmy się razem i zorganizujmy grupę katechetyczną, albo rozwińmy jakąś nową inicjatywę polityczną, albo udzielmy poparcia jakiejś działalności charytatywnej, podejmijmy jakieś dzieło, itd.", żadna z tych odpowiedzi nie była by odpowiednia, żeby zrekompensować ów brak kontynuacji (discontinuità). Trzeba czegoś, "co jest przedtem". Wszystko to, o czym mówiliśmy jest jedynie narzędziem rozwoju tego "czegoś co jest przedtem". Trzeba zatem, aby przytrafiło się na powrót to, co wydarzyło się im na początku: nie "w taki sposób" jak wydarzyło się na początku, ale "to, co" wydarzyło się na początku: zderzenie z odmiennością człowieczeństwa, dzięki któremu to samo wydarzenie, które ich poruszyło na początku, odnawia się. Tutaj nabiera się tężyzny i, idąc za kimś, łączy się z tym, co wydarzyło się na początku. A wszystkie czynniki podstawowe minionego doświadczenia zjawiają się na nowo dojrzalej i wyraźniej. W odnowieniu się pierwszego zderzenia - a więc zdziwienia odpowiedniością między obecnością odmiennego człowieczeństwa a strukturalnymi wymogami serca - odczuwa się echo (odbicie) tego samego wydarzenia, które miało miejsce dziesięć albo dwadzieścia lat temu, między szkolnymi ławkami, albo wśród studenckiej grupy na uniwersytecie.

Bez obecności tego doświadczenia - bez spotkania z odmienną rzeczywistością ludzką - jakikolwiek "zaczep", przy pomocy ktĂłrego usiłowałoby się podjąć na nowo to, co zostało przerwane, nie jest w stanie zrekonstruować kontynuacji. Kontynuacja tamtego "wtedy" ustanawia się na nowo jedynie dzięki zaistnieniu teraz tego samego wydarzenia, tego samego zderzenia. Czy dziesięć, czy dwadzieścia lat później, to samo wydarzenie trwa nadal, o ile ktoś zaczyna od zetknięcia się z nową rzeczywistością i, "podobnie jak dziecko odstawione od piersi na rękach swej matki" powierza się, idzie za, jest posłuszne. PoniewaĹź owa odmienność nie bierze się z jego wyobraĹşni (fantazji) albo z jego myśli, z jego dialektycznej zdolności do uporczywości, z tego wszystkiego, co w sumie, trzymało go przez całe lata z daleka: tu chodzi o coś innego (odmiennego), niewzruszenie nowego - o wydarzenie, ktĂłremu naleĹźy okazać posłuszeństwo.

2 W tym momencie moĹźemy podkreślić drugi czynnik.

W jaki sposób w odnawiającym się ciągle zderzeniu z obecnością odmiennego człowieczeństwa, można poddać edukacji, "wydobyć na wierzch" zdumienie, nadzieję i przeczucie, które rodzą się z takiego zderzenia i pobudzają do pójścia za? Podstawowym narzędziem takiej edukacji jest to, co my nazywamy "szkołą wspólnoty"; podstawowym, bo systematycznym oraz spójnym, a zatem również objaśniającym i jednoczącym. "Szkoła wspólnoty" jest narzędziem rozwoju - jako świadomość, jako uczuciowość, jako mobilizująca namowa do właściwego przeżywania ludzkich związków - tego "czegoś, co jest przedtem", doświadczenia spotkania z odmienną rzeczywistością ludzką.

Wymiarem istotnym pracy zakładanej przez "szkołę wspólnoty" jest zatem zdawanie sobie "sprawy" ze słów (rozumienie słów, uchwycenie racji zawartej w słowach), którymi się posługujemy. A "rozumienie" oznacza: doświadczenie odpowiedniości pomiędzy rzeczywistością, z którą się zderzamy a strukturalnymi wymogami serca.

Jeśli tak, to szczególnie ważnym aspektem "szkoły wspólnoty" jest ktoś, kto "naucza": ktoś - może to być kilka osób - w kim odnawia się i rozszerza początkowe zderzenie, i tym samym jawi się ono jako bodziec umożliwiający powtórzenie się u innych pierwszego zdumienia. Trzeba, aby ten, kto prowadzi "szkołę wspólnoty" komunikował (przekazywał) doświadczenie, w którym odnawia się początkowy zachwyt a nie dochodzi jedynie do głosu odgrywana rola albo spełniany "obowiązek". Nie można uznać za komunikację doświadczenia, tę, której punktem wyjścia jest samoświadomość zdominowana przez rolę jaką mamy do spełnienia, tę, która inspirowana jest wyobrażeniem siebie, zdominowanym przez poczucie władczości i wyższości, z pretensją do nauczania. Ponieważ tym, kto naucza jest wyłącznie Duch Boży: to Duch daje pierwszy wstrząs i odnawia go.

Kto, prowadząc "szkołę wspĂłlnoty", komunikuje doświadczenie, w ktĂłrym na powrĂłt wydarza się początkowe zdumienie (początkowa niespodzianka, zaskoczenie), urzeczywistnia tę komunikację, podając racje (dla) słów, jakimi się posługujemy. Podanie racji (dla) słów, ktĂłrymi się posługujemy, oznacza w rzeczywistości komunikowanie doświadczenia odpowiedniości zachodzącej pomiędzy wydarzeniem Obecności a tym, czego pierwotnie oczekuje nasze serce, a światłem i ciepłem, ktĂłrymi słowa te promieniują dookoła i ktĂłrych uĹźyczają. W ten sposĂłb ukazanie racji kaĹźdego słowa, powoduje, jak mĂłwi św. Paweł, "przejście ze światła w światłość", prowadzi do coraz bardziej wyraĹşnego odkrycia prawdy, poniewaĹź kaĹźde uĹźyte słowo wyjaśnia odpowiedĹş na jakąś potrzebę serca, poszukującego własnego przeznaczenia.

Na nowo dochodzi tu do głosu ubóstwo w duchu, które zakładał również czynnik pierwszy. Bez ubóstwa w duchu bowiem nie daje się w rzeczywistości posłuchu temu, co jest komunikowane: przeważają zastrzeżenia towarzyszące typowym (zwyczajnych) myślom, przeważa to, do czego jest się bardziej przywiązanym, albo do czego się pretenduje. Dlatego mówili niewidomemu od urodzenia: "Ale, czegoż się chcesz nauczyć od nieuka, który nie studiował prawa" - nie studiował psychologii, filozofii i teologii, powiedzielibyśmy dzisiaj. Kto natomiast idzie za i okazuje posłuszeństwo rozwija się, i im bardziej kroczy za, tym bardziej pragnie iść za.

Tu narzuca się pewne uzupełnienie tego drugiego czynnika. Najlepszą postawą, umoĹźliwiająca zrozumienie tego, co się mĂłwi, jest paradoksalnie, pasja komunikowania tego, co nam zostało powiedziane, innym - pasja komunikowania innym tego, czego nam dano doświadczyć. Potwierdza to w sposĂłb prosty i piękny list napisany przez naszego przyjaciela z Kanady. Opowiada on, Ĺźe do małej wspĂłlnoty ruchu w Montrealu przyłączył się w zeszłym roku młody lekarz, Mark, osoba gwałtowna i dramatyczna, pełna pytań i wątpliwości. Po roku męczącego (mozolnego) współżycia "zachowywał się tak, jakby nigdy nie przynaleĹźał" - pisze John, autor listu. Pod koniec roku Mark otrzymał zaproszenie Uniwersytetu z Buffalo, Ĺźeby odbyć waĹźny staĹź przez dwa lata. Natychmiastowa odpowiedĹş Marka brzmiała: "Nie jadę". "Dlaczego nie jedziesz?", pyta go John. "Gdybym przyjął propozycję staĹźu musiałbym was opuścić. A ja nie mogę was opuścić". Ale w tym momencie John sugeruje mu: "ZgĂłdĹş się! JedĹş do Buffalo i sprĂłbuj przekazać innym to, na co się tutaj natknąłeś". Zgodził się i po kilku miesiącach znalazło się dookoła niego więcej ludzi niĹź przedtem w Montrealu. Ale to nie wszystko. Dwa miesiące po jego wyjeĹşdzie pewna dziewczyna z grupy montrealskiej - pielęgniarka - wchodzi do szpitala, w ktĂłrym Mark pracował przed dwoma miesiącami. Po kilku zaledwie dniach spotyka ją przełoĹźona pielęgniarek szpitala, wskazuje na nią palcem i mĂłwi: "Mark Basik!". A ta pyta zdziwiona: "Co pani ma na myśli? Owszem znam Marka Basika, to jeden z moich najdroĹźszych przyjaciół...". "Tak myślałam", kontynuuje rozmowę przełoĹźona pielęgniarek. "Ty i Mark robicie wszystko w taki sam sposĂłb". Owa kobieta natknęła się na fenomen odmiennego człowieczeństwa, a więc przytrafiło się jej pierwsze zderzenie.

Przytoczyłem to zdarzenie przede wszystkim ze względu na jego pierwszą część, bo uwidacznia ono wyraźnie, że dzięki nastawieniu (zaangażowaniu) misyjnemu, to, co zostało zakomunikowane temu młodemu lekarzowi, przestało nagle napotykać na opory typu "ale", "jeśli", "a jednak", w których przedtem ustawicznie się plątał.

3 PrzejdĹşmy teraz do trzeciego czynnika, ale jedynie na zasadzie krĂłtkiej wzmianki.

Trzeci czynnik to jakby "cała reszta". Mianowicie: jest rzeczą niemoĹźliwą, Ĺźeby z wyĹźej opisanego doświadczenia nie zrodził się nowy podmiot, nowy protagonista w świecie, towarzystwo w inny sposĂłb angaĹźujące się w rzeczywistość - tzn. w sposĂłb bardziej ludzki, bardziej odpowiadający oczekiwaniom serca; jest więc rzeczą niemoĹźliwą, Ĺźeby nie zrodziły się prĂłby współdzielenia jawiących się potrzeb - gesty i inicjatywy miłości. -, Ĺźeby nie powstała grupa, ktĂłra chciałaby naprawdę odnowić jedność katolikĂłw w polityce, przy zachowaniu całej koniecznej w tym celu cierpliwości, Ĺźeby nie stworzono nowych miejsc pracy, dla bezrobotnych, itd. Wydarzenie, ktĂłrego głęboki związek z sercem wyświetla "szkoła wspĂłlnoty", staje się nieodwołalnie (z konieczności) podmiotem, ktĂłry działa w świecie. Stąd rodzi się dzieło - opus Dei - poniewaĹź dzieło nie jest niczym innym jak tylko ludzkim "ja" pozostającym w związku z Ideałem, "ja", ktĂłre przez więź z Ideałem stara się poruszyć (pobudzić, ukształtować) rzeczywistość zgodnie z tym właśnie Ideałem, bez względu na to w jakiej się znajduje sytuacji: budując rodzinę albo decydując się na powołanie do dziewictwa, pracując albo odwiedzając staruszkĂłw w pobliskim przytułku.

 

tłum. ks. Joachim Waloszek


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją