Ślady
>
Archiwum
>
1993
>
Biuletyn (14-15) maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer specjalny / 1993 (Biuletyn (14-15) maj / czerwiec) Ruch Komunia i Wyzwolenie CoĹ co uprzedza wszystko Notatki z rozmowy ks. Luigi Giussaniego z grupÄ odpowiedzialnych ruchu Comunione e Liberazione, Mediolan, 26 stycznia 1993 tekst nieautoryzowany ChciaĹbym teraz krĂłtko naszkicowaÄ determinujÄ ce i konstytutywne czynniki âRuchuâ. . 1 Pierwszym czynnikiem konstytutywnym Ruchu jest natkniÄcie siÄ osoby na odmiennoĹÄ czĹowieczeĹstwa (l`imbattersi della persona in una diversitĂ umana), na odmiennÄ rzeczywistoĹÄ ludzkÄ . Ruch jest rozszerzaniem siÄ (rozprzestrzenianiem siÄ) wydarzenia, wydarzenia Chrystusa. Ale w jaki sposĂłb rozszerza siÄ tego typu wydarzenie? To znaczy, na czym polega fenomen poczÄ tkowy, pierwotny (oryginalny), wskutek ktĂłrego ludzie zostajÄ poruszeni, pociÄ gniÄci i zgromadzeni razem? Czy jest nim katecheza to, co my nazywamy âszkoĹÄ wspĂłlnotyâ? Nie, kaĹźda katecheza jawi siÄ później, jest narzÄdziem rozwoju czegoĹ, co jawi siÄ przedtem. Sposobem, w jaki Ruch - wydarzenie chrzeĹcijaĹskie - staje siÄ obecny, jest natkniÄcie siÄ na odmiennoĹÄ czĹowieczeĹstwa, na odmiennÄ rzeczywistoĹÄ ludzkÄ , rzeczywistoĹÄ, ktĂłra nas uderza (porusza), pociÄ ga, poniewaĹź odpowiada - podskĂłrnie, niejasno albo wyraĹşnie - konstytutywnemu oczekiwaniu naszego bytu, pierwotnym wymogom ludzkiego serca. Wydarzenie Chrystusa staje siÄ obecne "teraz" w fenomenie odmiennego czĹowieczeĹstwa: czĹowiek napotyka na nie i zostaje zaskoczony jakimĹ nowym przeczuciem (presentimento) Ĺźycia, czymĹ, co zwiÄksza jego zdolnoĹÄ do pewnoĹci, pozytywnoĹci (pozytywnego nastawienia), nadziei, uĹźytecznoĹci Ĺźyciowej i nakĹania do pĂłjĹcia za (naĹladowania). Jezus Chrystus, Ăłw czĹowiek sprzed 2 000 lat, kryje siÄ, staje siÄ obecny pod namiotem, pod postaciÄ odmiennego (innego) czĹowieczeĹstwa. Tym co nas porusza jest spotkanie, zderzenie siÄ z odmiennym czĹowieczeĹstwem, poniewaĹź bardziej odpowiada ono strukturalnym wymogom serca niĹź jakikolwiek rodzaj naszych myĹli albo naszej wyobraĹşni: tegoĹmy siÄ nie spodziewali, coĹ podobnego nawet nam siÄ nie ĹniĹo, to byĹo niemoĹźliwe, czegoĹ takiego nie ma nigdzie indziej. OdmiennoĹÄ czĹowieczeĹstwa, w ktĂłrej Chrystus staje siÄ obecny polega wĹaĹnie na wiÄkszej odpowiednioĹci, na niewyobraĹźalnej i niepojÄtej, wiÄkszej odpowiednioĹci tego czĹowieczeĹstwa, na ktĂłre napotykamy, z wymogami serca - z wymogami rozumu. To natkniÄcie siÄ osoby na odmiennoĹÄ czĹowieczeĹstwa jest czymĹ bardzo prostym, czymĹ absolutnie elementarnym, czymĹ, co uprzedza wszystko, uprzedza kaĹźdÄ katechezÄ, refleksjÄ i rozwĂłj jest czymĹ, co nie domaga siÄ wyjaĹnieĹ, lecz tylko bycia zauwaĹźonym, przechwyconym, co wzbudza zachwyt, rodzi emocjÄ, przywoĹuje, nakĹania do pĂłjĹcia za, dziÄki sile swej odpowiednioĹci wzglÄdem strukturalnego oczekiwania serca. "PoniewaĹź w rzeczywistoĹci - jak mĂłwi kardynaĹ Ratzinger - jesteĹmy w stanie poznaÄ (uznaÄ) jedynie to, dziÄki czemu zaczyna siÄ w nas jakaĹ odpowiednioĹÄ (Il Sabato 30.1.1993). W odpowiednioĹci mieĹci siÄ kryterium prawdy. NatkniÄcie siÄ na obecnoĹÄ odmiennego (innego) czĹowieczeĹstwa uprzedza nie tylko poczÄ tek, lecz kaĹźdy moment, ktĂłry nastÄpuje potem: rok, czy dwadzieĹcia lat potem. Fenomen poczÄ tkowy - zetkniÄcie siÄ z odmiennoĹciÄ czĹowieczeĹstwa, zachwyt, ktĂłry siÄ rodzi - jest przeznaczony na to, aby byÄ poczÄ tkowym i pierwotnym (sprawczym) fenomenem kaĹźdego momentu rozwoju. Bo nie ma Ĺźadnego rozwoju, jeĹli Ăłw pierwszy kontakt nie powtarza siÄ, tzn. jeĹli wydarzenie nie jest dalej aktualne. Albo siÄ odnawia, albo nic siÄ nie dzieje, i natychmiast wydarzenie staje siÄ przedmiotem teoretycznych dociekaĹ, i po omacku szuka siÄ zastÄpczych punktĂłw oparcia, zamiast Tego, ktĂłry naprawdÄ leĹźy u poczÄ tku odmiennoĹci. Czynnikiem pierwotnym (kreatywnym) jest - nieustannie - zderzanie siÄ (stykanie siÄ) z odmiennÄ rzeczywistoĹciÄ ludzkÄ . JeĹli zatem nie przytrafia siÄ na powrĂłt i nie odnawia siÄ to, co siÄ wydarzyĹo na poczÄ tku, nie urzeczywistnia siÄ prawdziwa kontynuacja: jeĹli czĹowiek teraz (aktualnie) nie przeĹźywa kontaktu z nowÄ rzeczywistoĹciÄ ludzkÄ nie rozumie tego, co mu siÄ wydarzyĹo wczeĹniej. Wydarzenie poczÄ tkowe rozĹwietla siÄ i pogĹÄbia, a tym samym ksztaĹtuje siÄ jakaĹ kontynuacja, rozwĂłj, jedynie o ile przytrafia siÄ na powrĂłt. Ten pierwszy czynnik wskazuje na fakt, iĹź "wszystko jest ĹaskÄ ". ZetkniÄcie siÄ z nowÄ rzeczywistoĹciÄ ludzkÄ jest ĹaskÄ , jest zawsze ĹaskÄ - w przeciwnym razie staje siÄ kuszÄ cym odkryciem wĹasnych myĹli albo pretensjonalnym potwierdzeniem wĹasnych zdolnoĹci do krytyki. ZauwaĹźona odmiennoĹÄ, ĹşrĂłdĹo owej ludzkiej odmiennoĹci, ktĂłrÄ napotykamy, ma absolutnie darmowy charakter. Wydarzenie poczÄ tkowe trwa nadal, jedynie pod warunkiem, Ĺźe stale zaczyna siÄ od kontaktu z nowÄ rzeczywistoĹciÄ ludzkÄ : "Codziennie szukajcie oblicza ĹwiÄtych i czerpcie otuchÄ z ich mĂłw", gĹosiĹa zachÄta, zawarta w jednym z dokumentĂłw pierwotnego chrzeĹcijaĹstwa, Didachè. Kontynuacja tego, co siÄ wydarzyĹo na poczÄ tku, urzeczywistnia siÄ jedynie poprzez ĹaskÄ ciÄ gle nowego zderzania siÄ (stykania siÄ), budzÄ cego zachwyt, jakby to byĹo za pierwszym razem. W przeciwnym wypadku, w miejsce zachwytu, gĂłrÄ biorÄ myĹli, ktĂłre zdolni jesteĹmy organizowaÄ dziÄki osobistemu rozwojowi kulturalnemu, krytyczne oceny, ktĂłre osobista wraĹźliwoĹÄ formuĹuje w stosunku do tego, co siÄ przeĹźyĹo i co przyjdzie nam przeĹźyÄ, alternatywa, ktĂłrÄ chciaĹoby siÄ narzuciÄ, itd. Zderzenie z odmiennÄ rzeczywistoĹciÄ ludzkÄ jest fundamentalne rĂłwnieĹź w wymiarze etycznym. ZauwaĹźenie (rejestracja) tego wydarzenia domaga siÄpierwotnej postawy, w jakÄ wyposaĹźyĹ nas od poczÄ tku StwĂłrca, to znaczy postawy dziecka, ktĂłry powierza siÄ i naĹladuje (idzie za): "Panie, moje serce siÄ nie pyszni i oczy moje nie sÄ wyniosĹe. Nie goniÄ za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siĹy. Przeciwnie: wprowadziĹem Ĺad i spokĂłj do mojej duszy. Jak niemowlÄ u swej matki, jak niemowlÄ - tak we mnie jest moja dusza" (Ps 130). Do zauwaĹźenia fenomenu odmiennoĹci czĹowieczeĹstwa wymagany jest wzrok dziecka: pokora, dyspozycyjnoĹÄ, prostota serca, ubĂłstwo ducha, ktĂłre doroĹli, nawet ci, ktĂłrzy przeĹźyli juĹź pierwsze zderzenie, mogli zagubiÄ. I wtedy poczÄ tkowe wydarzenie, ktĂłre rozpoczÄĹo (w nich) pamiÄÄ, staje siÄ faktem z przeszĹoĹci, pozostaje jedynie "poboĹźnym wspomnieniem". Natomiast czĹowiek obdarzony prostotÄ i dyspozycyjnoĹciÄ , moĹźe nawet caĹe lata bĹÄ dziÄ, lecz zaczyna od nowa z wiÄkszÄ ĹatwoĹciÄ niĹź ktoĹ, kto byĹ nieustraszony i nie miaĹ za co byÄ upomniany. Na tym "ubĂłstwie w duchu" i "prostocie serca" zasadza siÄ gra ludzkiej wolnoĹci. Tak jak powiedziano w Ĺladami chrzeĹcijaĹskiego doĹwiadczenia:"RĂłwnieĹź w doĹwiadczeniu chrzeĹcijaĹskim, a nawet zwĹaszcza w nim, wyraĹşnie okazuje siÄ, Ĺźe w autentycznym doĹwiadczeniu zaangaĹźowana jest ludzka samoĹwiadomoĹÄ i zdolnoĹÄ do krytycznego poznania (zdolnoĹÄ do weryfikacji!) oraz, Ĺźe autentyczne doĹwiadczenie zdecydowanie róşni siÄ od jakiegoĹ utoĹźsamienia siÄ z doznanym wraĹźeniem, albo od ograniczenia siÄ do jakiegoĹ sentymentalnego echa przeĹźyÄ. To wĹaĹnie w tej "weryfikacji" tajemnica BoĹźej inicjatywy egzystencjalnie dowartoĹciowuje w doĹwiadczeniu chrzeĹcijaĹskim "rozum" czĹowieka. I w tej "weryfikacji" ukazuje siÄ ludzka wolnoĹÄ: dzieje siÄ tak dlatego, bo dostrzeĹźenie i uznanie wzniosĹej odpowiednioĹci pomiÄdzy obecnÄ tajemnicÄ a wĹasnym dynamizmem czĹowieka, moĹźe zachodziÄ tylko w tej mierze w jakiej obecna i Ĺźywa jest akceptacja osobistej fundamentalnej zaleĹźnoĹci, istotnego faktu "bycia stworzonym", akceptacja, ktĂłra oznacza prostotÄ, "czystoĹÄ serca", "ubĂłstwo w duchu". CaĹy dramat wolnoĹci sprowadza siÄ do tego "ubĂłstwa w duchu": jest to dramat tak gĹÄboki, Ĺźe zazwyczaj nastÄpuje w sposĂłb niemal niedostrzegalny dla czĹowieka. Kto zatem, poruszony odmiennoĹciÄ , ruszyĹby ku swemu przeznaczeniu starajÄ c siÄ byÄ samemu twĂłrcÄ "swoich dzieĹ", straciĹby wszystko: musi iĹÄ za(naĹladowaÄ). Owa odmienna obecnoĹÄ ludzka, na ktĂłrÄ siÄ natknÄ Ĺ, jest czymĹ innym, czymĹ, czemu naleĹźy okazaÄ posĹuszeĹstwo. Poprzez ciÄ gle nowe zderzanie siÄ, w kroczeniu za (naĹladowaniu) i posĹuszeĹstwie, ksztaĹtuje siÄ kontynuacja pierwszego spotkania. ChciaĹbym przytoczyÄ odnoĹnie tego pewien przykĹad. ZaĹóşmy, Ĺźe dzisiaj spotykajÄ siÄ razem ludzie, ktĂłrzy juĹź przeĹźyli doĹwiadczenie, o ktĂłrym mĂłwimy i zachowujÄ c w pamiÄci niezwykĹe wraĹźenie jakie na nich wywarĹo wydarzenie, ktĂłrym zostali poruszeni - ktĂłre przysporzyĹo im dobra, a nawet zdecydowaĹo o ich dalszym Ĺźyciu - i chcieliby podjÄ Ä je na nowo, niwelujÄ c pewien "brak kontynuacji" (discontinuitĂ ), ktĂłry zaistniaĹ z biegiem lat. Tym, dziÄki czemu jeszcze dzisiaj czujÄ siÄ przyjaciĂłĹmi, jest pewne doĹwiadczenie z przeszĹoĹci, zaistniaĹy fakt, ktĂłry jednak obecnie staĹ siÄ - jak mĂłwiliĹmy - "poboĹźnym wspomnieniem". W jaki sposĂłb mogÄ oni teraz (aktualnie) podjÄ Ä na nowo kontynuacjÄ poczÄ tkowego wydarzenia, ktĂłre ich poruszyĹo? Gdyby na przykĹad powiedzieli sobie: "zbierzmy siÄ razem i zorganizujmy grupÄ katechetycznÄ , albo rozwiĹmy jakÄ Ĺ nowÄ inicjatywÄ politycznÄ , albo udzielmy poparcia jakiejĹ dziaĹalnoĹci charytatywnej, podejmijmy jakieĹ dzieĹo, itd.", Ĺźadna z tych odpowiedzi nie byĹa by odpowiednia, Ĺźeby zrekompensowaÄ Ăłw brak kontynuacji (discontinuitĂ ). Trzeba czegoĹ, "co jest przedtem". Wszystko to, o czym mĂłwiliĹmy jest jedynie narzÄdziem rozwoju tego "czegoĹ co jest przedtem". Trzeba zatem, aby przytrafiĹo siÄ na powrĂłt to, co wydarzyĹo siÄ im na poczÄ tku: nie "w taki sposĂłb" jak wydarzyĹo siÄ na poczÄ tku, ale "to, co" wydarzyĹo siÄ na poczÄ tku: zderzenie z odmiennoĹciÄ czĹowieczeĹstwa, dziÄki ktĂłremu to samo wydarzenie, ktĂłre ich poruszyĹo na poczÄ tku, odnawia siÄ. Tutaj nabiera siÄ tÄĹźyzny i, idÄ c za kimĹ, ĹÄ czy siÄ z tym, co wydarzyĹo siÄ na poczÄ tku. A wszystkie czynniki podstawowe minionego doĹwiadczenia zjawiajÄ siÄ na nowo dojrzalej i wyraĹşniej. W odnowieniu siÄ pierwszego zderzenia - a wiÄc zdziwienia odpowiednioĹciÄ miÄdzy obecnoĹciÄ odmiennego czĹowieczeĹstwa a strukturalnymi wymogami serca - odczuwa siÄ echo (odbicie) tego samego wydarzenia, ktĂłre miaĹo miejsce dziesiÄÄ albo dwadzieĹcia lat temu, miÄdzy szkolnymi Ĺawkami, albo wĹrĂłd studenckiej grupy na uniwersytecie. Bez obecnoĹci tego doĹwiadczenia - bez spotkania z odmiennÄ rzeczywistoĹciÄ ludzkÄ - jakikolwiek "zaczep", przy pomocy ktĂłrego usiĹowaĹoby siÄ podjÄ Ä na nowo to, co zostaĹo przerwane, nie jest w stanie zrekonstruowaÄ kontynuacji. Kontynuacja tamtego "wtedy" ustanawia siÄ na nowo jedynie dziÄki zaistnieniu teraz tego samego wydarzenia, tego samego zderzenia. Czy dziesiÄÄ, czy dwadzieĹcia lat później, to samo wydarzenie trwa nadal, o ile ktoĹ zaczyna od zetkniÄcia siÄ z nowÄ rzeczywistoĹciÄ i, "podobnie jak dziecko odstawione od piersi na rÄkach swej matki" powierza siÄ, idzie za, jest posĹuszne. PoniewaĹź owa odmiennoĹÄ nie bierze siÄ z jego wyobraĹşni (fantazji) albo z jego myĹli, z jego dialektycznej zdolnoĹci do uporczywoĹci, z tego wszystkiego, co w sumie, trzymaĹo go przez caĹe lata z daleka: tu chodzi o coĹ innego (odmiennego), niewzruszenie nowego - o wydarzenie, ktĂłremu naleĹźy okazaÄ posĹuszeĹstwo. 2 W tym momencie moĹźemy podkreĹliÄ drugi czynnik. W jaki sposĂłb w odnawiajÄ cym siÄ ciÄ gle zderzeniu z obecnoĹciÄ odmiennego czĹowieczeĹstwa, moĹźna poddaÄ edukacji, "wydobyÄ na wierzch" zdumienie, nadziejÄ i przeczucie, ktĂłre rodzÄ siÄ z takiego zderzenia i pobudzajÄ do pĂłjĹcia za? Podstawowym narzÄdziem takiej edukacji jest to, co my nazywamy "szkoĹÄ wspĂłlnoty"; podstawowym, bo systematycznym oraz spĂłjnym, a zatem rĂłwnieĹź objaĹniajÄ cym i jednoczÄ cym. "SzkoĹa wspĂłlnoty" jest narzÄdziem rozwoju - jako ĹwiadomoĹÄ, jako uczuciowoĹÄ, jako mobilizujÄ ca namowa do wĹaĹciwego przeĹźywania ludzkich zwiÄ zkĂłw - tego "czegoĹ, co jest przedtem", doĹwiadczenia spotkania z odmiennÄ rzeczywistoĹciÄ ludzkÄ . Wymiarem istotnym pracy zakĹadanej przez "szkoĹÄ wspĂłlnoty" jest zatem zdawanie sobie "sprawy" ze sĹĂłw (rozumienie sĹĂłw, uchwycenie racji zawartej w sĹowach), ktĂłrymi siÄ posĹugujemy. A "rozumienie" oznacza: doĹwiadczenie odpowiednioĹci pomiÄdzy rzeczywistoĹciÄ , z ktĂłrÄ siÄ zderzamy a strukturalnymi wymogami serca. JeĹli tak, to szczegĂłlnie waĹźnym aspektem "szkoĹy wspĂłlnoty" jest ktoĹ, kto "naucza": ktoĹ - moĹźe to byÄ kilka osĂłb - w kim odnawia siÄ i rozszerza poczÄ tkowe zderzenie, i tym samym jawi siÄ ono jako bodziec umoĹźliwiajÄ cy powtĂłrzenie siÄ u innych pierwszego zdumienia. Trzeba, aby ten, kto prowadzi "szkoĹÄ wspĂłlnoty" komunikowaĹ (przekazywaĹ) doĹwiadczenie, w ktĂłrym odnawia siÄ poczÄ tkowy zachwyt a nie dochodzi jedynie do gĹosu odgrywana rola albo speĹniany "obowiÄ zek". Nie moĹźna uznaÄ za komunikacjÄ doĹwiadczenia, tÄ, ktĂłrej punktem wyjĹcia jest samoĹwiadomoĹÄ zdominowana przez rolÄ jakÄ mamy do speĹnienia, tÄ, ktĂłra inspirowana jest wyobraĹźeniem siebie, zdominowanym przez poczucie wĹadczoĹci i wyĹźszoĹci, z pretensjÄ do nauczania. PoniewaĹź tym, kto naucza jest wyĹÄ cznie Duch BoĹźy: to Duch daje pierwszy wstrzÄ s i odnawia go. Kto, prowadzÄ c "szkoĹÄ wspĂłlnoty", komunikuje doĹwiadczenie, w ktĂłrym na powrĂłt wydarza siÄ poczÄ tkowe zdumienie (poczÄ tkowa niespodzianka, zaskoczenie), urzeczywistnia tÄ komunikacjÄ, podajÄ c racje (dla) sĹĂłw, jakimi siÄ posĹugujemy. Podanie racji (dla) sĹĂłw, ktĂłrymi siÄ posĹugujemy, oznacza w rzeczywistoĹci komunikowanie doĹwiadczenia odpowiednioĹci zachodzÄ cej pomiÄdzy wydarzeniem ObecnoĹci a tym, czego pierwotnie oczekuje nasze serce, a ĹwiatĹem i ciepĹem, ktĂłrymi sĹowa te promieniujÄ dookoĹa i ktĂłrych uĹźyczajÄ . W ten sposĂłb ukazanie racji kaĹźdego sĹowa, powoduje, jak mĂłwi Ĺw. PaweĹ, "przejĹcie ze ĹwiatĹa w ĹwiatĹoĹÄ", prowadzi do coraz bardziej wyraĹşnego odkrycia prawdy, poniewaĹź kaĹźde uĹźyte sĹowo wyjaĹnia odpowiedĹş na jakÄ Ĺ potrzebÄ serca, poszukujÄ cego wĹasnego przeznaczenia. Na nowo dochodzi tu do gĹosu ubĂłstwo w duchu, ktĂłre zakĹadaĹ rĂłwnieĹź czynnik pierwszy. Bez ubĂłstwa w duchu bowiem nie daje siÄ w rzeczywistoĹci posĹuchu temu, co jest komunikowane: przewaĹźajÄ zastrzeĹźenia towarzyszÄ ce typowym (zwyczajnych) myĹlom, przewaĹźa to, do czego jest siÄ bardziej przywiÄ zanym, albo do czego siÄ pretenduje. Dlatego mĂłwili niewidomemu od urodzenia: "Ale, czegoĹź siÄ chcesz nauczyÄ od nieuka, ktĂłry nie studiowaĹ prawa" - nie studiowaĹ psychologii, filozofii i teologii, powiedzielibyĹmy dzisiaj. Kto natomiast idzie za i okazuje posĹuszeĹstwo rozwija siÄ, i im bardziej kroczy za, tym bardziej pragnie iĹÄ za. Tu narzuca siÄ pewne uzupeĹnienie tego drugiego czynnika. NajlepszÄ postawÄ , umoĹźliwiajÄ ca zrozumienie tego, co siÄ mĂłwi, jest paradoksalnie, pasja komunikowania tego, co nam zostaĹo powiedziane, innym - pasja komunikowania innym tego, czego nam dano doĹwiadczyÄ. Potwierdza to w sposĂłb prosty i piÄkny list napisany przez naszego przyjaciela z Kanady. Opowiada on, Ĺźe do maĹej wspĂłlnoty ruchu w Montrealu przyĹÄ czyĹ siÄ w zeszĹym roku mĹody lekarz, Mark, osoba gwaĹtowna i dramatyczna, peĹna pytaĹ i wÄ tpliwoĹci. Po roku mÄczÄ cego (mozolnego) wspĂłĹĹźycia "zachowywaĹ siÄ tak, jakby nigdy nie przynaleĹźaĹ" - pisze John, autor listu. Pod koniec roku Mark otrzymaĹ zaproszenie Uniwersytetu z Buffalo, Ĺźeby odbyÄ waĹźny staĹź przez dwa lata. Natychmiastowa odpowiedĹş Marka brzmiaĹa: "Nie jadÄ". "Dlaczego nie jedziesz?", pyta go John. "Gdybym przyjÄ Ĺ propozycjÄ staĹźu musiaĹbym was opuĹciÄ. A ja nie mogÄ was opuĹciÄ". Ale w tym momencie John sugeruje mu: "ZgĂłdĹş siÄ! JedĹş do Buffalo i sprĂłbuj przekazaÄ innym to, na co siÄ tutaj natknÄ ĹeĹ". ZgodziĹ siÄ i po kilku miesiÄ cach znalazĹo siÄ dookoĹa niego wiÄcej ludzi niĹź przedtem w Montrealu. Ale to nie wszystko. Dwa miesiÄ ce po jego wyjeĹşdzie pewna dziewczyna z grupy montrealskiej - pielÄgniarka - wchodzi do szpitala, w ktĂłrym Mark pracowaĹ przed dwoma miesiÄ cami. Po kilku zaledwie dniach spotyka jÄ przeĹoĹźona pielÄgniarek szpitala, wskazuje na niÄ palcem i mĂłwi: "Mark Basik!". A ta pyta zdziwiona: "Co pani ma na myĹli? Owszem znam Marka Basika, to jeden z moich najdroĹźszych przyjaciĂłĹ...". "Tak myĹlaĹam", kontynuuje rozmowÄ przeĹoĹźona pielÄgniarek. "Ty i Mark robicie wszystko w taki sam sposĂłb". Owa kobieta natknÄĹa siÄ na fenomen odmiennego czĹowieczeĹstwa, a wiÄc przytrafiĹo siÄ jej pierwsze zderzenie. PrzytoczyĹem to zdarzenie przede wszystkim ze wzglÄdu na jego pierwszÄ czÄĹÄ, bo uwidacznia ono wyraĹşnie, Ĺźe dziÄki nastawieniu (zaangaĹźowaniu) misyjnemu, to, co zostaĹo zakomunikowane temu mĹodemu lekarzowi, przestaĹo nagle napotykaÄ na opory typu "ale", "jeĹli", "a jednak", w ktĂłrych przedtem ustawicznie siÄ plÄ taĹ. 3 PrzejdĹşmy teraz do trzeciego czynnika, ale jedynie na zasadzie krĂłtkiej wzmianki. Trzeci czynnik to jakby "caĹa reszta". Mianowicie: jest rzeczÄ niemoĹźliwÄ , Ĺźeby z wyĹźej opisanego doĹwiadczenia nie zrodziĹ siÄ nowy podmiot, nowy protagonista w Ĺwiecie, towarzystwo w inny sposĂłb angaĹźujÄ ce siÄ w rzeczywistoĹÄ - tzn. w sposĂłb bardziej ludzki, bardziej odpowiadajÄ cy oczekiwaniom serca; jest wiÄc rzeczÄ niemoĹźliwÄ , Ĺźeby nie zrodziĹy siÄ prĂłby wspĂłĹdzielenia jawiÄ cych siÄ potrzeb - gesty i inicjatywy miĹoĹci. -, Ĺźeby nie powstaĹa grupa, ktĂłra chciaĹaby naprawdÄ odnowiÄ jednoĹÄ katolikĂłw w polityce, przy zachowaniu caĹej koniecznej w tym celu cierpliwoĹci, Ĺźeby nie stworzono nowych miejsc pracy, dla bezrobotnych, itd. Wydarzenie, ktĂłrego gĹÄboki zwiÄ zek z sercem wyĹwietla "szkoĹa wspĂłlnoty", staje siÄ nieodwoĹalnie (z koniecznoĹci) podmiotem, ktĂłry dziaĹa w Ĺwiecie. StÄ d rodzi siÄ dzieĹo - opus Dei - poniewaĹź dzieĹo nie jest niczym innym jak tylko ludzkim "ja" pozostajÄ cym w zwiÄ zku z IdeaĹem, "ja", ktĂłre przez wiÄĹş z IdeaĹem stara siÄ poruszyÄ (pobudziÄ, uksztaĹtowaÄ) rzeczywistoĹÄ zgodnie z tym wĹaĹnie IdeaĹem, bez wzglÄdu na to w jakiej siÄ znajduje sytuacji: budujÄ c rodzinÄ albo decydujÄ c siÄ na powoĹanie do dziewictwa, pracujÄ c albo odwiedzajÄ c staruszkĂłw w pobliskim przytuĹku.
tĹum. ks. Joachim Waloszek |