Ślady
>
Archiwum
>
1992
>
Biuletyn (10) wrzesieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 1992 (Biuletyn (10) wrzesieĹ) Teksty ks. Giussaniego PrzynaleĹźeÄ do Chrystusa dzisiaj Notatki z rozmowy z ks. Luigi Giussanim, Mediolan, 30 maja 1992 1. SamotnoĹÄ i przemoc Ponura samotnoĹÄ i przemoc, jak jakaĹ zawieja, w ktĂłrej miota siÄ biedny liĹÄ naszego Ĺźycia, z dala od wĹasnej gaĹÄzi, to tu to tam, nie wiedzÄ c dokÄ d podÄ Ĺźa i nieĹwiadom powodĂłw, dla ktĂłrych wyolbrzymia siÄ niektĂłre czynniki i wartoĹci: oto chwila, w ktĂłrej Ĺźyjemy. W obliczu takiej sytuacji zniechÄcenie przedstawia bodaj najbardziej umiarkowanÄ reakcjÄ. SamotnoĹÄ. W nocie od wydawcy w Il Sabato z 23 maja czytamy: "Francesca wybraĹa ĹmierÄ w ubikacjach stacji kolejowej Tiburtina w Rzymie w nocy z 15 na 16 maja. Trzy strony listu do rodzicĂłw, aby powiedzieÄ: "MiaĹam w Ĺźyciu to co potrzebne i to co zbyteczne, nie miaĹam tego co nieodzowne". Co kryje siÄ za tym sĹowem "nieodzowne"?" W duszy Franciszki rozlegaĹ siÄ bezgĹoĹny krzyk: poniewaĹź to co nieodzowne pozostaĹo nieznane, czuĹa je, ale nie rozumiaĹa. A Simone, 15 lat zarejestrowaĹa na taĹmie magnetofonowej, na tle ulubionej muzyki, ostatnie swe sĹowa: "W Ĺźyciu sprĂłbowaĹem wszystkiego i nie rozumiem dlaczego miaĹbym dalej ĹźyÄ". Ale owo "dlaczego" byĹo nieobecne, pozostaĹo nieobecnoĹciÄ . Nasze Ĺźycie, jeĹli nie niesie z sobÄ odpowiedzi na Ăłw krzyk, pozbawione jest godnoĹci: musimy ĹźyÄ, aby daÄ odpowiedĹş na ten krzyk. KaĹźde inne "dlatego", ktĂłre naĹ nie odpowiada, jest banalnym oszukiwaniem samego siebie i innych. Wiele lat temu, podczas rekonwalescencji w pewnej liguryjskiej miejscowoĹci, zobaczyĹem spadajÄ cego z tarasu wynajmowanego przeze mnie pensjonatu kota, jednego z dwu, ktĂłre urodziĹy siÄ na kilka dni przed moim przyjazdem: nie wiem jak to siÄ staĹo, spadĹ i roztrzaskaĹ siÄ o ziemiÄ. PóŠmetra od miejsca gdzie leĹźaĹ znajdowaĹ siÄ drugi kot, bliĹşniak; pamiÄtam jak dziĹ jak zaparĹ siÄ Ĺapkami w ziemiÄ, utkwiĹ wzrok w swoim roztrzaskanym braciszku a potem spokojnie sobie poszedĹ. Nam nie wolno tego zrobiÄ, poniewaĹź jest w nas coĹ, co domaga siÄ od nas wyjaĹnieĹ. JeĹli w obliczu tych faktĂłw doznajemy na moment wzruszenia, a potem przechodzimy nad nimi do porzÄ dku dziennego i nie odpowiadamy na Ăłw krzyk, przynajmniej wtedy, gdy wydobywa siÄ on z duszy towarzysza wspĂłlnej drogi, to nasze Ĺźycie pozbawione jest godnoĹci. Przemoc. DowiedziaĹem siÄ o tym z gazety: w Sarajewie zbombardowano duĹźÄ grupÄ osĂłb stojÄ cych w kolejce po chleb; zginÄĹo 20 osĂłb a ponad 150 zostaĹo rannych. Jak moĹźna na to spokojnie patrzeÄ? Nie moĹźemy ĹźyÄ "dajÄ c temu spokĂłj", my ktĂłrzyĹmy "dali spokĂłj" haniebnym ludobĂłjstwom, jakie miaĹy miejsce w Wietnamie, KambodĹźy, Laosie, z setkami tysiÄcy uciekinierĂłw, ktĂłrzy usiĹowali przepĹynÄ Ä ocean na pokĹadzie maĹych i niepewnych Ĺodzi - czytajÄ c o tym w gazetach, wydawanych przez tÄ samÄ wĹadzÄ, ktĂłra te wĹaĹnie wydarzenia prowokowaĹa. JakÄ Ĺź godnoĹÄ moĹźe mieÄ nasze Ĺźycie, skoro zauwaĹźajÄ c te rzeczy, kiedy czytamy o nich w gazetach, wypowiadamy jakiĹ sÄ d, o tyle pochopny, o ile pozbawiony odpowiednich podstaw - i stÄ d niesĹuszny i niemoralny - i na tym koniec? CoĹ trzeba koniecznie zrobiÄ. Z pewnoĹciÄ zaĹ nie jest Ĺźadnym dziaĹaniem gĹoszenie poglÄ du, jak to czyni pewien ideolog jednej z partii porzÄ dnych ludzi i odnowicieli: "Trzeba, aby pĹacono w okrutny sposĂłb" - czyli politycy i lud godzÄ siÄ z faktem, Ĺźe w pewnych momentach historii musi siÄ laÄ krew. To mieliby byÄ prorocy nowego porzÄ dku i nowej nieskazitelnoĹci! Jak Ăłw taksĂłwkarz, ktĂłry wskazujÄ c oskarĹźajÄ cym gestem na przedstawicieli partii politycznych, powiedziaĹ jednemu z nas: "Trzeba ich wszystkich wymordowaÄ". Dwa dni po Ĺmierci Simony Corriere della sera usprawiedliwiaĹo jej rodzicĂłw stwierdzajÄ c: "Dali jej wszystko". Lecz rĂłwnieĹź oni - ludzie tak samo biedni jak my, niejasno widzÄ cy rzeczywistoĹÄ, bez klarownego kryterium, opuszczeni w zamieszaniu wywoĹanym powszechnÄ , tak czy inaczej okazywanÄ , przemocÄ , - naĹladowali i popierali, jako uczestnicy pewnej koncepcji Ĺźycia, tych, ktĂłrzy majÄ c w rÄku wĹadzÄ, odebrali ich dziecku nadziejÄ i nadal odbierajÄ jÄ ludziom. Wszyscy, tak jak tych oboje rodzicĂłw, kolaborowaliĹmy: albo robimy coĹ innego, albo, wszyscy, kolaborujemy. I tak rĂłwnieĹź wszyscy wasi synowie i wasze cĂłrki, ktĂłrzy teraz majÄ lat 15 albo trochÄ wiÄcej, wracajÄ do domu zagubieni - nie jest juĹź dla nich oczywiste to, co jest oczywiste dla was, to, coĹcie uznali i zdobyli - przytĹoczeni i zdominowani przez powszechnÄ mentalnoĹÄ i propagandÄ: sÄ jak ziemia niczyja, ktĂłrÄ z ĹatwoĹciÄ przywĹaszcza sobie wĹadza, ich twarze wyraĹźajÄ samotnoĹÄ i sĹaboĹÄ, poniewaĹź ich "ja" nie przynaleĹźy do niczego, nawet do rodziny. Jak juĹź miaĹem okazjÄ zauwaĹźyÄ, "w dzisiejszym Ĺwiecie, tak opróşnionym z ObecnoĹci - realnej i moĹźliwej do spotkania ObecnoĹci tego, co "nieodzowne" - czĹowiek jest sam, a zatem Ĺatwo moĹźna nim rozporzÄ dzaÄ, jest kruchy jak dziecko, staje siÄ Ĺupem kaĹźdego, kto pierwszy go pociÄ gnie, jest niezdolny do pielÄgnowania i rozwijania krytycznego spojrzenia, jest wiÄĹşniem tego, kto w jakikolwiek sposĂłb wydaje siÄ byÄ od niego silniejszy". "Trzeba koniecznie zwrĂłciÄ uwagÄ na relacjÄ pomiÄdzy negacjÄ Chrystusa a sĹaboĹciÄ osoby. Wymazanie z Ĺźycia Absolutu, caĹkowite zapomnienie o "Bogu z nami" pociÄ ga za sobÄ sĹaboĹÄ rozumu, zagubienie uczuÄ, czyli wybitnie ulegĹe "ja". To tak jakby nie byĹo juĹź wiÄcej racji, a zatem i podmiotu, ja, ktĂłre byĹoby zdolne pojÄ Ä racje odpowiednie do Ĺźycia" ("Ten, dla KtĂłrego siÄ Ĺźyje, Il Sabato, nr 16, 1992). W swej istocie, samotnoĹÄ wyraĹźa sytuacjÄ ludzi, ktĂłrzy mocujÄ siÄ z potrzebÄ ich czĹowieczeĹstwa. WyraĹşnie mĂłwiĹa o tym ksiÄ Ĺźeczka Ĺladami chrzeĹcijaĹskiego doĹwiadczenia (Tracce d`esperienza cristiana (Milano, 1960): "Im bardziej odkrywamy nasze wymogi, tym bardziej spostrzegamy, Ĺźe nie jesteĹmy ich w stanie rozwiÄ zaÄ sami, ani nie potrafiÄ tego zrobiÄ inni ludzie podobni do nas. Poczucie niemoĹźnoĹci towarzyszy kaĹźdemu powaĹźnemu doĹwiadczeniu czĹowieczeĹstwa. To wĹaĹnie owo poczucie niemoĹźnoĹci rodzi samotnoĹÄ. Prawdziwa samotnoĹÄ nie wynika z faktu bycia fizycznie samym, ale z odkrycia, iĹź nasz fundamentalny problem nie moĹźe znaleĹşÄ odpowiedzi ani w nas, ani w innych. MoĹźna ĹmiaĹo powiedzieÄ, Ĺźe poczucie samotnoĹci rodzi siÄ w samym sercu kaĹźdego powaĹźnego zaangaĹźowania siÄ we wĹasne czĹowieczeĹstwo. Dobrze moĹźe to zrozumieÄ ktoĹ, kto sÄ dzÄ c, Ĺźe znalazĹ rozwiÄ zanie jakiegoĹ problemu w czymĹ lub w kimĹ, doĹwiadcza, Ĺźe to coĹ, lub ten ktoĹ przepada, odchodzi, zdradza go, albo zawodzi. Z naszymi potrzebami jesteĹmy sami; z naszÄ potrzebÄ bycia i intensywnego Ĺźycia. Jak ktoĹ sam jeden na pustyni; jedynÄ rzeczÄ jaka mu pozostaje, to czekaÄ, Ĺźeby ktoĹ przyszedĹ. A rozwiÄ zania z pewnoĹciÄ nie przyniesie czĹowiek, bo do rozwiÄ zania sÄ wĹaĹnie ludzkie potrzeby".
2. Inny krzyk: BĂłg staĹ siÄ czĹowiekiem KardynaĹ Saldarini, po dyskusji na Uniwersytecie turyĹskim, zorganizowanej przez naszych studentĂłw, wyraziĹ siÄ o nich tak: "Ci mĹodzi ludzie budzÄ pytanie, ktĂłre wszyscy nosimy w sercu, lecz niosÄ rĂłwnieĹź odpowiedĹş". Nasi przyjaciele nigdy nie usĹyszeli wiÄkszej pochwaĹy od tego krĂłtkiego i trafnego spostrzeĹźenia: "NiosÄ rĂłwnieĹź odpowiedĹş". RzeczywiĹcie to jest to, co nam - mnie i tobie - zostaĹo zadane jako najwyĹźsza forma sĹuĹźby dla ludzi, bez porĂłwnania bardziej waĹźna od tej jakÄ speĹnia matka, karmiÄ ca i troszczÄ ca siÄ o wĹasne dziecko - poniewaĹź tej odpowiedzi oczekujÄ wszyscy ludzie, czy o tym wiedzÄ czy nie, czy zdajÄ sobie z tego sprawÄ czy nie: kto jednak umiera w taki sposĂłb - jak Francesca i Simone - mĂłwi o tym dla wszystkich! KardynaĹ Ratzinger w ĹwieĹźo opublikowanym wywiadzie zauwaĹźa: "Europa jest dzisiaj o krok od tego, by staÄ siÄ na powrĂłt pogaĹskÄ . Lecz takĹźe poĹrĂłd nowych herosĂłw [pogaĹstwo jest sprawÄ herosĂłw, superludzi, ludzi, ktĂłrzy nadymajÄ siÄ albo sÄ nadymani] wystÄpuje nowy gĹĂłd Boga. Z pewnoĹciÄ nie zaspokajajÄ go marzenia o nowych koĹcioĹach ani teĹź KoĹciĂłĹ, ktĂłry chciaĹby odrodziÄ sam siebie poprzez niekoĹczÄ ce siÄ dyskusje [KoĹcióŠzdominowany przez intelektualistĂłw, lecz nie tylko]; wiara nie jest autoafirmacjÄ niektĂłrych ludzi, ktĂłrzy majÄ duĹźo czasu do stracenia". A papieĹź Jan PaweĹ II w przemĂłwieniu na zakoĹczenie audiencji w dniu 14 maja stwierdziĹ: "PoniewaĹź wiara nie jest juĹź dzisiaj wiÄcej wspĂłlnym dziedzictwem, lecz jedynie ziarnem, czÄsto zapomnianym, czÄsto zagroĹźonym przez "boĹźkĂłw" i "wĹadcĂłw" tego Ĺwiata, wasze stowarzyszenia i wasze ruchy muszÄ czyniÄ wiele, aby zaopiekowaÄ siÄ tym ziarnem i pozwoliÄ mu rosnÄ Ä. To ziarno - wiara - jest treĹciÄ innego krzyku, róşniÄ cego siÄ od powszechnego krzyku, róşniÄ cego siÄ od krzyku tych dwĂłch mĹodych ludzi, ktĂłrzy popeĹnili samobĂłjstwo oraz od krzyku tych, ktĂłrzy oskarĹźajÄ innych z trybunaĹĂłw i swoich sÄdziowskich krzeseĹ: ten krzyk jest zwiastowaniem pewnego Faktu, jestwoĹaniem, Ĺźe BĂłg staĹ siÄ czĹowiekiem, aby towarzyszyÄ czĹowiekowi w drodze ku jego przeznaczeniu (destino), aby objÄ Ä go i przytuliÄ w kaĹźdej jego sĹaboĹci, podtrzymaÄ w kaĹźdym jego upadku, nie pozostawiajÄ c go samego nawet na moment. Byleby tylko zostaĹ zaakceptowany. PoniewaĹź, jak czytamy na poczÄ tku opisu owego Faktu: "PrzyszedĹ do swoich, a swoi go nie poznali, przyszedĹ do swego domu a swoi go nie przyjÄli". Tak czy owak w Ĺwiecie samotnoĹci i przemocy rozchodzi siÄ owo woĹanie, ktĂłre wszystko przenika i ktĂłrego nic nie jest w stanie powstrzymaÄ, poniewaĹź jest ziarnem przeznaczonym do zakorzenienia siÄ w sercu kaĹźdego czĹowieka: ziemia serca kaĹźdego czĹowieka uczyniona jest z oczekiwania tegoĹź ziarna i niczego innego, chyba Ĺźe coĹ pozostaje w relacji do owego ziarna. ChciaĹbym teraz zwrĂłciÄ uwagÄ na sposĂłb w jaki to woĹanie dosiÄga nas, w jaki nam zostaje dane. Przeczytajmy w tym kontekĹcie inny fragment tej samej wypowiedzi papieĹźa: "Paradoksalna moc KoĹcioĹa, a zatem i waszych stowarzyszeĹ, leĹźy w Tajemnicy Wcielenia (...). Spotkanie z Chrystusem jest do tego stopnia piÄkne i pĹodne, w wymiarze ludzkim, Ĺźe trzeba je rozpowszechniaÄ wszÄdzie, wszystkim bliĹşnim: w rodzinie, na osiedlu, w szkole, w biurze, w fabryce, we wszystkich Ĺrodowiskach (...). WyĹwiadczylibyĹmy zĹÄ przysĹugÄ redukujÄ c bogactwo chrzeĹcijaĹskiego orÄdzia do czysto ludzkiej mÄ droĹci, nieomal do wiedzy o dobrym Ĺźyciu albo do kodeksĂłw postÄpowania, niezdolnych do zmiany ludzkiego serca. WewnÄ trz dynamiki komunikacji (przekazu, kerygmy) oĹźywianej przez ĹaskÄ wezwani i zaproszeni jesteĹcie, aby ogĹaszaÄ obecnoĹÄ Chrystusa na rozlicznych "areopagach" Ĺwiata, ktĂłry oddala siÄ od swego StwĂłrcy i Zbawiciela. NaĹladujcie przykĹad pierwszych ĹwiadkĂłw, pierwszych uczniĂłw (...). PrzezwyciÄĹźyli oni wszelkie przeszkody i przekraczali wszystkie granice. Komunikowanie (przekaz, kerygma) zaczyna siÄ tam, gdzie siÄ Ĺźyje". CaĹy nasz ruch zaczÄ Ĺ siÄ od pewnej szkolnej katedry, w obliczu chĹopcĂłw zajmujÄ cych miejsce w szkolnych Ĺawkach. I przez caĹy rok nikt nie przyszedĹ, nikt nie poszedĹ za. "Bardziej niĹź kiedykolwiek - kontynuuje papieĹź - wiara musi byÄ proponowana - aby w sposĂłb wolny przylgnÄli wszyscy - wszystkim ludom i narodom, poniewaĹź "wszyscy majÄ prawo poznania Tajemnicy Chrystusa, w ktĂłrym, jak wierzymy, caĹa ludzkoĹÄ moĹźe odnaleĹşÄ, w niewyobraĹźalnej peĹni, wszystko to, czego po omacku szuka na temat Boga, czĹowieka i jego przeznaczenia, na temat Ĺźycia i Ĺmierci, na temat prawdy (Evangelii nuntiandi)".
3. Razem, poniewaĹź jest Chrystus JeĹli jednak komunikowanie (przekaz, kerygma) zaczyna siÄ tam, gdzie Ĺźyjemy, to Ĺatwo moĹźna zrozumieÄ to, co akcentuje kardynaĹ Ruini, w swojej wypowiedzi na XXXV Konferencji Generalnej Cei, ktĂłrÄ przeczytaĹem w Il Sabato. Przekaz wiary "domaga siÄ przede wszystkim swojego jÄ dra albo napÄdowego centrum, jakby silnika, albo lepiej iskry, wyzwalajÄ cej owÄ energiÄ, ktĂłra prowadzi do osobistego spotkania z Chrystusem, do ufnego przylgniÄcia do Niego i do pĂłjĹcia za. Tym jÄ drem w jego wymiarze pierwotnym i istotnym nie moĹźe byÄ nic innego tylko sam BĂłg, ktĂłry dziaĹa w nas w sposĂłb wolny przez dar swojego Ducha. Lecz w wymiarze ludzkim owo decydujÄ ce jÄ dro ukonstytuowane jest przez wspĂłlnotÄ wierzÄ cych, moĹźe ich byÄ niewielu, byleby byli gĹÄboko zjednoczeni w imiÄ Chrystusa". Owo decydujÄ ce dla przekazu wiary jÄ dro ukonstytuowane jest przez tych, co odnajdujÄ siÄ razem, poniewaĹź jest Chrystus, przez towarzystwo ludzi, ktĂłrzy uznajÄ , Ĺźe sÄ jedno w Jego imiÄ (mĂłgĹbym byÄ przestÄpcÄ , nawet zamieszczonym na listach przestÄpcĂłw publicznych, a czuĹbym siÄ zjednoczonym z tobÄ , i czulibyĹmy siÄ przyjaciĂłĹmi, poniewaĹź jest Chrystus). To odnajdywanie siÄ razem nazywa siÄ przynaleĹźnoĹciÄ , we wszystkim, na ile potrafimy, poniewaĹź pomiÄdzy nami jest BĂłg, ktĂłry staĹ siÄ czĹowiekiem:"Jestem z wami po wszystkie dni aĹź do skoĹczenia Ĺwiata". MĂłwiĹem o tym bardzo wyraĹşnie na Wielkanoc: albo Chrystus zmartwychwstaĹ, albo wszystko zamieni siÄ ostatecznie w popiĂłĹ. To co cenimy najbardziej, wszystkie nasze zdolnoĹci itp., sÄ "niczym", nie majÄ Ĺźadnej wartoĹci, jeĹli Chrystus nie zmartwychwstaĹ. Czyn tych dwojga mĹodych ludzi byĹby zatem godny pochwaĹy, rozumny, przede wszystkim zaĹ rozumna byĹaby przemoc moĹźnych. PrzynaleĹźnoĹÄ oznacza odnajdywanie siÄ razem, poniewaĹź jest Chrystus, w towarzystwie, ktĂłre (w wymiarze dziaĹania i moĹźliwoĹci) dÄ Ĺźy do okreĹlenia caĹego Ĺźycia, tzn. mĂłwiÄ c dokĹadniej, do okreĹlenia naszego sposobu myĹlenia, czucia, dziaĹania. To wĹaĹnie stawia nas "kontra" powszechnej mentalnoĹci (nie w zĹym sensie tego sĹowa), czyni nas innymi: jemy i pijemy jak wszyscy, Ĺpimy i czuwamy jak wszyscy, Ĺźyjemy i umieramy jak wszyscy, a jednak jesteĹmy inni niĹź wszyscy. W istocie Jezus mĂłwiĹ do Nikodema, starego mÄdrca, ktĂłry szukaĹ go w nocy: "Trzeba narodziÄ siÄ na nowo". Jak to: "narodziÄ siÄ na nowo"? Czytamy to zawsze podczas chrztu naszych dzieci: a zatem czy potrzeba, Ĺźeby dziecko, aby mĂłc narodziÄ siÄ na nowo, weszĹo z powrotem do Ĺona swojej matki? Nikodem dorzuciĹ z pewnÄ ironiÄ : "Jak moĹźe czĹowiek narodziÄ siÄ na nowo kiedy jest stary?" W przynaleĹźnoĹci do tego towarzystwa w grÄ wchodzi i zmienia siÄ caĹe moje ja: z czasem, rzeczywiĹcie, myĹli siÄ, osÄ dza, postrzega, czuje, emocjonuje, pracuje, daje siÄ samego siebie - wĹasne Ĺźycie i wĹasnÄ ĹmierÄ - w sposĂłb zasadniczo inny. Istnieje tylko jedno sĹowo, ktĂłre nadaje siÄ do wyraĹźenia tego sposobu Ĺźycia, nazwa wĹasna owej odmiennoĹci: to sĹowo wdziÄcznoĹÄ, albo po grecku caritas. PrzynaleĹźnoĹÄ do tego towarzystwa podyktowana jest przez pewne wydarzenie, rodzi siÄ z powodu czegoĹ, co siÄ przytrafia, to znaczy z powoduspotkania z ludĹşmi, dla ktĂłrych Chrystus jest motywem Ĺźycia. To towarzystwo czyni doĹwiadczeniem konkretnym, zmysĹowym, spotkanie z Przeznaczeniem,pozbawia abstrakcyjnoĹci, neutralnoĹci i mechanicznoĹci sĹowo Przeznaczenie, i pozwala rozumieÄ je jako rzeczywistoĹÄ obecnÄ , o ktĂłrej moĹźna mĂłwiÄ, tu, teraz: to dlatego, kiedyĹmy siÄ do niego (towarzystwa) zbliĹźyli, uderzyĹo nas ono i pociÄ gnÄĹo. DziÄki temu towarzystwu spotkanie z Przeznaczeniem - spotkanie, ktĂłre reprezentujÄ nieuchronnie wszystkie dni, godziny, chwile - staje siÄ doĹwiadczeniem (naturalna rodzina przedstawiaÄ powinna pierwsze wynurzenie siÄ tego towarzystwa do ktĂłrego przynaleĹźymy, w ktĂłrym rozpoczynamy doĹwiadczenie Przeznaczenia; w istocie pierwszych uczuÄ na temat OstatecznoĹci ja doznaĹem wĹaĹnie tam; lecz w klimacie dzisiejszego Ĺwiata wszystko to zostaĹo zaprzepaszczone). To towarzystwo, ktĂłre porusza i pociÄ ga, bo czyni doĹwiadczalnym spotkanie z Przeznaczeniem, w swej ostatecznej kompletnoĹci, w swych najobszerniejszych granicach, w swej ĹwiatowoĹci, nazywa siÄ KoĹciĂłĹ: KoĹcióŠChrystusowy. PoniewaĹź Przeznaczeniem jest Chrystus. Lecz, jak widzieliĹmy wczeĹniej ("w wymiarze ludzkim to jÄ dro ... ukonstytuowane jest przez wspĂłlnotÄ wierzÄ cych, nawet jeĹli jest ich niewielu"), wartoĹÄ KoĹcioĹa wyraĹźa siÄ i Ĺźyje, wygaszona dopĂłki siÄ tego chce, w tej maĹej grupie, ktĂłra jednoczy siÄ w szkole, na osiedlu, w parafii, jedynie dlatego poniewaĹź jest Chrystus. W istocie, wielki lud BoĹźy Ĺźyje w kawaĹku tego, z ktĂłrym zderzyliĹmy siÄ w szkole, w pracy, itp., i ktĂłry nas dotknÄ Ĺ.
4. ĹťyÄ przynaleĹźnoĹciÄ Towarzystwo to jest nie tyle gadaniem ile faktem ukonstytuowanym z osĂłb, ktĂłre patrzÄ na siebie i sĹuchajÄ siÄ. SĹowa sÄ elementem towarzystwa - i zazwyczaj uĹźywa siÄ ich niewĹaĹciwie. Prawda jednak znajduje siÄ wewnÄ trz faktu towarzystwa: w jego korzeniach, w jego konsystencji, w treĹci jego oĹwiadczeĹ, w jego przeznaczeniu, w celowoĹci jego pomocy i miĹoĹci do czĹowieka. Prawda znajduje siÄ wewnÄ trz faktu towarzystwa, w takim stopniu, w jakim jest ono uczestnikiem jedynego wielkiego Faktu, Jezusa Chrystusa obecnego w swoim KoĹciele. W obliczu negacji Ĺwiata, w obliczu eliminacji wielkiej ObecnoĹci, trzeba potwierdziÄ to towarzystwo: to ona porusza, niesie w sobie, tam gdzie jesteĹ, w twoim Ĺrodowisku, orÄdzie sprzed dwu tysiÄcy lat i Ĺwiadectwo o konkretnoĹci Jego ObecnoĹci: demonstruje jÄ , poniewaĹź tworzÄ je osoby, ktĂłre z upĹywem czasu, dochowujÄ c wiernoĹci, zmieniajÄ siÄ, tak Ĺźe nikt nie myĹli i nie czuje tak jak one, nie jest tak wspaniaĹomyĹlny jak one, nie kocha prawdy z tak dzieciÄcÄ prostotÄ jak one. Pisze Ĺw. PaweĹ do Efezjan: "Wszyscy razem winniĹmy dojĹÄ do jednoĹci wiary i peĹnego poznania Syna BoĹźego, do czĹowieka doskonaĹego, do miary wielkoĹci wedĹug PeĹni Chrystusa. [Chodzi o to], abyĹmy juĹź nie byli dzieÄmi, ktĂłrymi miotajÄ fale i porusza kaĹźdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegĹoĹci w sprowadzaniu na manowce faĹszu. Natomiast ĹźyjÄ c prawdziwie w miĹoĹci sprawmy, by wszystko rosĹo ku Temu, ktĂłry jest GĹowÄ - ku Chrystusowi. Z Niego caĹe CiaĹo [towarzystwo nazywane jest "ciaĹem"] - zespalane i utrzymywane w ĹÄ cznoĹci dziÄki caĹej wiÄzi umacniajÄ cej kaĹźdy z czĹonkĂłw stosownie do jego miary - przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miĹoĹci. To zatem mĂłwiÄ i zaklinam [was] w Panu, abyĹcie juĹź nie postÄpowali tak, jak postÄpujÄ poganie, z ich próşnym myĹleniem [samotnoĹÄ i przemoc], umysĹem pogrÄ Ĺźeni w mroku, obcy dla Ĺźycia BoĹźego, na skutek tkwiÄ cej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziaĹoĹci serca. Oni to doprowadziwszy siebie do nieczuĹoĹci [sumienia], oddali siÄ rozpuĹcie, popeĹniajÄ c zachĹannie wszelkiego rodzaju grzechy nieczyste. Wy zaĹ nie tak nauczyliĹcie siÄ Chrystusa. SĹyszeliĹcie przecieĹź o Nim i zostaliĹcie pouczeni w Nim, zgodnie z prawdÄ , jaka jest w Jezusie, Ĺźe - co ciÄ tyczy poprzedniego sposobu Ĺźycia - trzeba porzuciÄ dawnego czĹowieka, ktĂłry ulega zepsuciu na skutek zwodniczych ĹźÄ dz, odnawiaÄ siÄ duchem w waszym myĹleniu i przyoblec czĹowieka nowego, stworzonego wedĹug Boga, w sprawiedliwoĹci i prawdziwej ĹwiÄtoĹci. Dlatego odrzuciwszy kĹamstwo: niech kaĹźdy z was mĂłwi prawdÄ do bliĹşniego, bo jesteĹcie nawzajem dla siebie czĹonkami" (to jest punkt kulminacyjny; wszelkie marzenia kaĹźdego autentycznego czĹowieka, czyli smutnego rewolucjonisty, aby stworzyÄ lud, tu znajdujÄ swojÄ realizacjÄ: "JesteĹmy dla siebie nawzajem czĹonkami". Owszem, kiedy czytamy, po raz kolejny, Ăłw fragment Ĺw. PawĹa, czujemy jak drĹźy nam gĹos i wzmaga siÄ nasz puls. Ale chodzi o rzecz najprostszÄ pod sĹoĹcem: musimy staraÄ siÄ sĹuchaÄ Chrystusa i iĹÄ za Nim, to znaczy przynaleĹźeÄ do towarzystwa, ktĂłre to wĹaĹnie ma na celu, korzystajÄ c z kaĹźdego impulsu, bodĹşca, sugestii, upomnienia. PrzynaleĹźnoĹÄ do tego towarzystwa ma na celu wolnoĹÄ osoby; i to co rodzi siÄ z niej w sposĂłb najbardziej imponujÄ cy, to wolnoĹÄ osoby, ktĂłrej trzeba dziĹ realnie broniÄ, poniewaĹź jest ona zagroĹźona w swoim istnieniu. PoczÄ tkiem wolnoĹci jest zdolnoĹÄ do osÄ du: jeĹli inni narzucÄ mi swĂłj dowolny sÄ d stanÄ siÄ niewolnikiem! PoczÄ tkiem wolnoĹci osoby jest osÄ d, zdolnoĹÄ do osÄ dzania przy pomocy kryteriĂłw, ktĂłre ona (wolnoĹÄ) uznaje za prawdziwe. Punkt wyjĹcia, zdolnoĹÄ, warunek prawdziwego sÄ du to przeĹźywanie przynaleĹźnoĹci do tego towarzystwa, w przeciwnym razie jestem mniej lub bardziej Ĺwiadomie, lecz nieuchronnie, zdeterminowany i zdominowany przez innych. A w towarzystwie nie mogÄ jedynie powtarzaÄ tego, co mĂłwiÄ inni, nie dajÄ mi spokoju: muszÄ zrozumieÄ. PrzeĹźywanie przynaleĹźnoĹci zakĹada w swej istocie dwa czynniki.
To kroczenie za towarzystwem i jej autorytetem pozwala uniknÄ Ä jednostronnoĹci osobistych preferencji, ktĂłre powodujÄ , Ĺźe wybiera siÄ podĹug wĹasnych upodobaĹ. W tym kontekĹcie przeczytajmy jeszcze fragment przemĂłwienia Jana PawĹa II: "U ĹşrĂłdeĹ kryzysu, ktĂłry nÄka nasz kraj [WĹochy] leĹźy bĹÄdna koncepcja bycia dojrzaĹym. Dzisiaj dojrzaĹoĹÄ jest dla zbyt wielu ludzi synonimem autonomii [nie przynaleĹźenia: de facto, wolnoĹÄ pojmuje siÄ jako nie posiadanie Ĺźadnej wiÄzi, a to oznacza rozkĹad, ĹmierÄ, samotnoĹÄ i uciekanie siÄ do przemocy]. Rzekomo dojrzaĹa jest wolnoĹÄ kogoĹ, kto nie zwaĹźa na ĹźadnÄ normÄ i na Ĺźadne przyjazne towarzystwo, kto kieruje siÄ nieuzasadnionym kaprysem. Natomiast moralnoĹÄ rodzi siÄ jako doĹwiadczenie autentycznego czĹowieczeĹstwa, ĹwiadomoĹci wĹasnej odpowiedzialnoĹci a jednoczeĹnie wĹasnych ograniczeĹ. Jest to doĹwiadczenie czĹowieka, ktĂłry Ĺźyje przynaleĹźnoĹciÄ do rzeczywistoĹci wiÄkszej od siebie [nasze towarzystwo jest rzeczywistoĹciÄ wiÄkszÄ od siebie, w przeciwnym razie nie pozostawalibyĹmy "przyklejeni" do siebie nawet jednej minuty; to jednak jest rĂłwnieĹź prawdÄ w odniesieniu do mÄĹźczyzny i kobiety ĹźyjÄ cych w zwiÄ zku maĹĹźeĹskim] rzeczywistoĹci, w ktĂłrej stale moĹźe odnajdywaÄ konsystencjÄ, jasnoĹÄ kryteriĂłw, energiÄ do dziaĹania, dziÄki ktĂłrej moĹźe korygowaÄ wĹasne bĹÄdy". MiĹujmy zatem darmowo towarzystwo, ktĂłrym jesteĹmy, ktĂłrym zostaliĹmy uczynieni! Jak mĂłwiĹ Ĺw. Franciszek Ksawery, jedna z najbardziej szlachetnych i potÄĹźnych osobowoĹci jakie zna historia. W niektĂłrych swoich listach (opublikowanych w 21 numerze Il Sabato) pisze do pozostawionych w ojczyĹşnie towarzyszy: "Zostawienie Chrystusa, aby pĂłjĹÄ za wĹasnymi opiniami i skĹonnoĹciami, po tym jak poznaĹem Go razem z wami, to gorsze niĹź ĹmierÄ!" "Francesco Mansiglias i ja polecamy siÄ poboĹźnym modlitwom waszym i wszystkich czĹonkĂłw towarzystwa, poniewaĹź my, bÄdÄ cy tutaj, jesteĹmy dzieĹem was wszystkich". I jeszcze dalej: "Ĺťeby nigdy o was nie zapomnieÄ, czy to przez staĹe i szczegĂłlne wspomnienie, czy to dla mojej wielkiej pociechy [wyruszyĹ w wieku 28 lat i nie zobaczyĹ nigdy wiÄcej nikogo z tych, ktĂłrych pozostawiĹ we WĹoszech] donoszÄ wam, najdroĹźsi bracia, Ĺźe z listĂłw, ktĂłre mi piszecie, wyrwaĹem wasze, wĹasnorÄcznie napisane imiona i razem ze zĹoĹźonymi przeze mnie Ĺlubami noszÄ je stale ze sobÄ , dla pociechy jaka z nich dla mnie pĹynie. Po raz pierwszy czyniÄ dziÄki Bogu a potem wam, bracia i ojcowie najsĹodsi, Ĺźe BĂłg was stworzyĹ, Ĺźebym mĂłgĹ doznaÄ tak wielkiej pociechy dziÄki noszeniu waszych imion, i nie powiem nic wiÄcej, majÄ c na uwadze, Ĺźe wkrĂłtce siÄ zobaczymy w innym Ĺźyciu, gdzie wiÄcej bÄdzie czasu na odpoczynek niĹź tu". JakieĹź gĹÄbokie i totalne poczucie towarzystwa posiadaĹ Franciszek Ksawery! W tym towarzystwie mieĹciĹo siÄ wszystko! Dlatego przechowywaĹ, na owym kawaĹku pĹĂłtna, ktĂłre odnaleziono kiedy zmarĹ, wszystkie imiona swoich dawnych towarzyszy wydartych z listĂłw, jakie mu pisali. "CzyĹź nie wiecie, Ĺźe jesteĹcie dla siebie nawzajem czĹonkami?" Nie znaliĹmy siÄ, a jesteĹmy nawzajem dla siebie czĹonkami, tak Ĺźe jeden oddaĹby za drugiego Ĺźycie!
5. Z towarzystwa rodzi siÄ moralnoĹÄ i kultura To z naszego towarzystwa rodzi siÄ zarĂłwno prawdziwa koncepcja problemu moralnego jak teĹź wĹaĹciwe postawienie problemu kulturalnego - jak pojmowaÄ i osÄ dzaÄ rzeczy. Bez moralnoĹci pozostajemy we wĹadaniu kĹamstwa. Bez kultury we wĹadaniu tego, kto ma w swoim rÄku narzÄdzia wĹadzy i stara siÄ, abyĹmy wierzyli, myĹleli i wyobraĹźali sobie to co on chce i co mu bardziej odpowiada. W zamieszaniu, w ponurej samotnoĹci i zawrotnej przemocy epoki wspĂłĹczesnej, wszyscy mĂłwiÄ o moralnoĹci. Problem moralny jednak w swej prawdzie wypĹywa z naszego towarzystwa i dziÄki niemu (naszemu towarzystwu), z czasem, niejako przez osmozÄ, komunikuje siÄ naszej ĹwiadomoĹci. MoralnoĹÄ ustala relacjÄ pomiÄdzy dziaĹaniem jakie podejmujemy a przeznaczeniem wszystkiego. JakiĹ akt jest moralny kiedy reflektuje i respektuje swojÄ przynaleĹźnoĹÄ w planie caĹoĹciowym. MoralnoĹÄ jest dyspozycyjnoĹciÄ wobec Tajemnicy, wobec Boga, pokrywa siÄ zatem z otwartoĹciÄ pierwotnÄ wobec rzeczywistoĹci, z ktĂłrÄ i w ktĂłrej stwarza nas BĂłg. Bycie moralnym oznacza zachowanie pierwotnej otwartoĹci na rzeczywistoĹÄ, takÄ jakÄ BĂłg pozwala nam spotkaÄ. Odpowiadamy na rzeczywistoĹÄ w takiej mierze w jakiej owa otwartoĹÄ, ktĂłrÄ daĹ nam Pan, determinuje "jak" (sposĂłb) naszego dziaĹania. Ludzkie dziaĹanie jest zatem moralne wtedy, kiedy sĹuĹźy caĹoĹci (è in funzione della totalitĂ ). Najbardziej zadziwiajÄ cy tego przykĹad pozostawiĹ nam dziewiÄtnasty rozdziaĹ Ewangelii Ĺw. Mateusza, gdzie Jezus mĂłwi o nierozerwalnoĹci maĹĹźeĹstwa a apostoĹowie, przestraszeni, wykrzykujÄ : "JeĹli tak przedstawia siÄ sytuacja mÄĹźczyzny wobec kobiety, to nie opĹaca siÄ wiÄcej ĹźeniÄ!" A Jezus odpowiada: "To co jest niemoĹźliwe dla was, nie jest jednak niemoĹźliwe dla Boga". Ludzki czyn jest prawdziwy, moralny, jedynie wtedy, kiedy odpowiada caĹoĹciowemu planowi; jeĹli zaniedbuje jakÄ Ĺ jego czÄĹÄ przestaje byÄ moralny (analogicznie rozum, ktĂłry jest ĹwiadomoĹciÄ rzeczywistoĹci wedĹug totalnoĹci jej czynnikĂłw, kiedy zaciera jakiĹ czynnik, nie jest juĹź wiÄcej rozumem, ale kĹamstwem). MaĹĹźeĹstwo - mĂłwi Jezus - istnieje dla KrĂłlestwa BoĹźego, racjÄ ostatecznÄ wiÄzi pomiÄdzy mÄĹźczyznÄ i kobietÄ jest KrĂłlestwo BoĹźe. Wtedy moĹźna zrozumieÄ dlaczego domaga siÄ ono owej przeraĹźajÄ cej nierozerwalnoĹci, wiernoĹci. Jedynie w obliczu wielkoĹci i okazaĹoĹci KrĂłlestwa BoĹźego czĹowiek potrafi w takiej sytuacji powiedzieÄ: "BÄdÄ posĹuszny". W przeciwnym razie jaki miaĹby powĂłd do posĹuszeĹstwa? Co miaĹoby go motywowaÄ? Któş jednak zdolny jest do takiej moralnoĹci? Nikt. W istocie, kaĹźdy czĹowiek przez swÄ sĹaboĹÄ jest grzesznikiem. Dlatego bez ĹwiadomoĹci bycia grzesznikami nie potrafimy ustosunkowaÄ siÄ do drugiego czĹowieka nie popeĹniajÄ c niesprawiedliwoĹci, bez zarozumialstwa, pretensji, ataku, oszczerstwa, bez kĹamstwa! Gdy tymczasem w ĹwiadomoĹci bycia grzesznikami rodzi siÄ zdolnoĹÄ do dyskrecji i pokory w obliczu drugiego czĹowieka, tÄsknota za prawdÄ dla siebie i drugiego, pragnienie, Ĺźeby przynajmniej drugi czĹowiek byĹ lepszy od nas. "Synowie ludzcy sÄ tylko jak tchnienie, synowie mÄşów - kĹamliwi; na wadze w gĂłrÄ siÄ wznoszÄ ; wszyscy razem sÄ lĹźejsi niĹź tchnienie. Nie pokĹadajcie ufnoĹci w przemocy ani siÄ ĹudĹşcie na próşno rabunkiem; do bogactw, choÄby rosĹy, serc nie przywiÄ zujcie. BĂłg raz powiedziaĹ, dwa razy to sĹyszaĹem: BĂłg jest potÄĹźny. I Ty, Panie, jesteĹ Ĺaskawy, bo Ty kaĹźdemu oddasz wedĹug jego czynĂłw" (Psalm 61). JakĹźeĹź nieubĹaganie oczywisty jest ten sÄ d! (któş jednak zgodzi siÄ na to, aby mu siÄ poddaÄ? Jedynie w towarzystwie czĹowiek jest zdolny do odczuwania prawdy tego sÄ du, mimo wszystkich buntĂłw i usiĹowaĹ, aby potwierdziÄ samego siebie). Dlatego mĂłwi Jezus: "Wszyscy jesteĹcie Ĺşli", i "Beze mnie nic nie moĹźecie uczyniÄ". Ale, o Chrystusie, gdzie jesteĹ? Jedynie od wewnÄ trz (dal di dentro) twojej przynaleĹźnoĹci do towarzystwa, ktĂłra przywoĹuje ciÄ do proĹby, moĹźesz zwrĂłciÄ siÄ do Niego z bĹagalnym woĹaniem o pomoc, poniewaĹź "to, co dla ciebie jest niemoĹźliwe, nie jest niemoĹźliwe dla Boga". Nie ma w tym nic mechanicznego, ale przez wiernoĹÄ towarzystwu, z czasem, stajemy siÄ zaskakujÄ co zdolni do rzeczy, o ktĂłrych wczeĹniej nawet nam siÄ nie ĹniĹo, z ktĂłrych wczeĹniej ĹmialiĹmy siÄ albo na widok ktĂłrych odwracaliĹmy gĹowÄ. PoniewaĹź konsekwencja, spĂłjnoĹÄ (coerenza) w czĹowieku jest cudem obecnoĹci Boga, a nie dzieĹem czĹowieka: "Twoja, o Panie, jest Ĺaska". SpĂłjnoĹÄ jest cudem, moralnoĹÄ jest cudem. W przeciwnym razie, jakieĹź nieznoĹne zarozumialstwo! Tak wiÄc znakiem autentycznej moralnoĹci nie jest sukces - w KrĂłlestwie BoĹźym nie istnieje Ĺźadna miara - lecz nastawienie serca, ktĂłre stara siÄ byÄ wiernym temu jak zostaĹo uczynione na poczÄ tku: nastawienie to nazywa siÄ ubĂłstwem w duchu. MoralnoĹÄ jest napiÄciem, dÄ Ĺźeniem, jak u dziecka, ktĂłre uczy siÄ chodziÄ i upada dziesiÄÄ razy na odcinku dziesiÄciu metrĂłw do przejĹcia, lecz zmierza do swojej matki, podnosi siÄ i zmierza. A komu wolno osÄ dzaÄ, czy w moim towarzyszu drogi istnieje owo dÄ Ĺźenie? CzyĹźbym ja byĹ jego sÄdziÄ ? "Niech nikt nie sÄ dzi, poniewaĹź jedynie BĂłg sÄ dzi", mĂłwiĹ Ĺw. PaweĹ "ja nie sÄ dzÄ nikogo, nawet samego siebie". MoralnoĹÄ jest zatem napiÄciem, dÄ Ĺźeniem, dlatego nie powstrzyma ciÄ zĹo. Tak, to prawda, moĹźemy upaĹÄ tysiÄ c razy, ale nie okreĹla, nie definiuje nas zĹo, jak natomiast definiuje ludzi o mentalnoĹci tego Ĺwiata, ludzi, ktĂłrzy sÄ zmuszeni do usprawiedliwiania tego, czego nie sÄ w stanie uczyniÄ. NajwyĹźszym znakiem moralnoĹci jest zatem miĹosierdzie. Tylko BĂłg zna wszystkie strony dziaĹajÄ cego czĹowieka: dla nas pozostaje jedynie przestrzeĹ miĹosierdzia. Tak jak czĹowiek Jezus, ktĂłry zwracajÄ c siÄ do Ojca powiedziaĹ: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzÄ co czyniÄ ": na nieskoĹczenie maĹej krawÄdzi ich ignorancji konstruowaĹ, umierajÄ c, ich obronÄ. CechÄ charakterystycznÄ prawdziwej moralnoĹci jest pragnienie korekty (correzione) - korygowaÄ znaczy "podtrzymywaÄ siÄ (rzÄ dziÄ siÄ) razem" (reggersi insieme), razem kroczyÄ - a jej ostatecznym symptomem jest nieobecnoĹÄ skandalu (assenza di scandalo). ChrzeĹcijanin, ktĂłry Ĺźyje towarzystwem nie gorszy siÄ niczym, boleje: nie odczuwa zgorszenia, lecz bĂłl z powodu zĹa. Pisze PĂŠguy: Ludzie porzÄ dni nie objawiajÄ tej otwartoĹci, rodzÄ cej siÄ z przeraĹźajÄ cej rany, z niezapomnianej nÄdzy, z punktu szwu na wieki Ĺşle zszytego, ze Ĺmiertelnego niepokoju, z niewidzialnej, odlegĹej trwogi, z tajemnej goryczy, ze stale ukrywanych upadkĂłw, z blizny na wieki Ĺşle zagojonej. Ludzie porzÄ dni nie objawiajÄ zatem owej otwartoĹci na ĹaskÄ, ktĂłra w istocie jest poczuciem grzesznoĹci". W tym sensie zepsucie moralne, bÄdÄ ce w modzie, zwie siÄ "moralizmem" (moralizatorstwem). Jako Ĺźe nie sposĂłb zrezygnowaÄ z moralnoĹci, czĹowiek, ktĂłry nie jest posĹuszny obecnej Tajemnicy i nie kieruje siÄ pokorÄ , miĹosierdziem bez gorszenia siÄ, nie przeĹźywa bĂłlu z powodu siebie samego, zdradza moralnoĹÄ na rzecz moralizmu. Moralizm jest wyborem jednostronnym wartoĹci, dla potwierdzenia wĹasnej wizji rzeczywistoĹci albo wĹasnych korzyĹci politycznych, ekonomicznych i psychologicznych (jestem w porzÄ dku). Jak zauwaĹźyĹ francuski filozof - Bernard LĂŠvy - "puryzm, to znaczy pretendowanie do tego, Ĺźe jakieĹ spoĹeczeĹstwo i rzÄ d sÄ nieskazitelnymi, jest oszustwem najwiÄkszym z moĹźliwych", poniewaĹź w sprawach ludzkich to niemoĹźliwe; jak mĂłwiĹ kardynaĹ Ratzinger, prawem polityki jest mÄ dry kompromis (ale podobnie jest w relacjach pomiÄdzy mÄĹźem a ĹźonÄ , i pomiÄdzy rodzicami a dzieÄmi!) Nawet sĹuszna obrona prawa staÄ siÄ moĹźe stronniczÄ metodÄ brzydkiej walki politycznej albo Ĺlepej i brutalnej zawiĹci oraz wendety ("wymordujmy ich wszystkich"). JeĹli dla zaatakowania niemoralnoĹci uĹźyje siÄ siĹy, moĹźna popeĹniÄ niemoralnoĹÄ wiÄkszÄ od tej, ktĂłrÄ chciano potÄpiÄ, jak niedawno powiedziaĹ kardynaĹ Ruini. Moralizm objawia siÄ przez dwa powaĹźne symptomy. Pierwszym jest faryzeizm. Wystarczy w tym kontekĹcie przeczytaÄ przypowieĹÄ o faryzeuszu i celniku. Co decyduje o faryzeizmie? Faryzeuszem jest ten, ktĂłry oĹmiela siÄ mĂłwiÄ: "Panie, ja jestem porzÄ dny!" Pisze na ten temat Ĺw. Tomasz z Akwinu: "Ludziom pysznym, ktĂłrzy delektujÄ siÄ wĹasnÄ znakomitoĹciÄ , doskwiera znakomitoĹÄ prawdy". Nikt nie jest bardziej anty-ewangelijny od tego, kto uwaĹźa siÄ za porzÄ dnego, poniewaĹź nie potrzebuje juĹź Chrystusa, wystarcza sam sobie, Ĺźyje wiÄc bez napiÄcia (dÄ Ĺźenia), gdyĹź sam z siebie ustala miarÄ tego, co sĹuszne i identyfikuje jÄ z tym, co, jak sÄ dzi, potrafi zrobiÄ. I, w istocie, w konsekwencji uĹźywa przemocy, wymierzonej przeciwko temu, kto jest taki jak on - jak faryzeusze przeciw Jezusowi - przeciw temu, kto nie myĹli i nie mĂłwi wedĹug parametrĂłw ustalonych przez niego albo jego wĹasnÄ klasÄ. Drugim symptomem moralizmu jest ĹatwoĹÄ siÄgania po oszczerstwo, uĹźywanie oszczerstwa jako narzÄdzia. Moralizm przejawia siÄ zatem w posĹugiwaniu siÄ cudzymi grzechami, albo, jak swego czasu powiedziaĹ - na swĂłj Ĺźartobliwy sposĂłb - Jan XXIII, w mĂłwieniu Confiteor i uderzaniu siÄ przy tym w cudze piersi: usprawiedliwianie siebie i oskarĹźanie innych. SkĹonnoĹÄ do gorszenia siÄ powiÄksza jeszcze granice oszczerstwa, ktĂłre zaczÄ Ä siÄ moĹźe w sposĂłb bardzo subtelny. SÄ to sprawy, ktĂłrych towarzystwo, zbierajÄ ce siÄ w imiÄ Chrystusa, nie moĹźe tolerowaÄ. RzeczywiĹcie, niesmak, ktĂłry odczuwamy, sprowokowany jest przez owo modne dziĹ zepsucie, ktĂłrego symptomy chciaĹem zasygnalizowaÄ. W przynaleĹźnoĹci do towarzystwa znajduje swoje rozwiÄ zanie nie tylko problem moralny, ale i kulturalny. To znaczy, przynaleĹźnoĹÄ rozwija ĹwiadomoĹÄ wĹaĹciwych kryteriĂłw, przy pomocy ktĂłrych naleĹźy oceniaÄ to co siÄ dzieje, w przeciwnym wypadku kryteria ocen zostajÄ nam nieuchronnie narzucone przez ludzi posiadajÄ cych wĹadzÄ. Dlatego, ten kto nie idzie za towarzystwem, gdy wyraĹźa ono sÄ d na temat jakiejĹ sytuacji - z caĹym zaangaĹźowaniem prowadzÄ cego je autorytetu - z pewnoĹciÄ bĹÄ dzi! (i nie dlatego, Ĺźe sÄ d ten jest nieomylny). IdÄ c za towarzystwem rozwijamy ĹwiadomoĹÄ wrodzonych wartoĹci moralnych, ktĂłre konstytuujÄ serce czĹowieka, tj. wartoĹci gĹoszonych przez Chrystusa. Kryterium najwyĹźszym naszej ĹwiadomoĹci jest pĂłjĹcie za autorytetem, poniewaĹź posĹuszeĹstwo Ĺowi w Tajemnicy. W tej pustyni samotnoĹci i przemocy, na ktĂłrej Ĺźyjemy, punktem wskazujÄ cym drogÄ naszej wÄdrĂłwki nie jest zatem jakaĹ idea, przemĂłwienie, jakaĹ logika, lecz fakt. Idee, logika, konsekwencja wypĹywajÄ potem z owego faktu, ktĂłrym jest nasze towarzystwo: przede wszystkim jednak trzeba byÄ wewnÄ trz. StÄ d punktem wskazujÄ cym drogÄ jest relacja przynaleĹźnoĹci. Jedynie relacja przynaleĹźnoĹci, a nie jakaĹ idea, rani i zmienia. Bycie razem zmienia nas, poniewaĹź caĹoĹÄ czynnikĂłw powoli wypracowuje swÄ syntezÄ, rĂłwnieĹź w najbardziej zbuntowanym sercu - o ile nie jest zbuntowane aĹź tak, Ĺźe odchodzi. Towarzystwo zmusza nas do wejĹcia w sedno rzeczywistoĹci, ktĂłrÄ przeĹźywamy, nie kaĹźe nam stosowaÄ abstrakcyjnych zasad, a potem, w obliczu rzeczywistoĹci, posĹugiwaÄ siÄ innymi kryteriami, co powoduje brak spoistoĹci i podziaĹ przynoszÄ cy ujmÄ naszej jednoĹci i godnoĹci ludzkiej. MĂłwiĹ Jan PaweĹ I: "Prawdziwym dramatem KoĹcioĹa, ktĂłry chÄtnie okreĹla siÄ jako nowoczesny [prawdziwym dramatem towarzystwa, ktĂłre okreĹla siÄ jako nowoczesne] jest skĹonnoĹÄ do korygowania zachwytu z powodu wydarzenia Chrystusa przez jakieĹ reguĹy". ReguĹy nigdy nie bÄdÄ przyczynÄ konwersji, ale podziw dla wydarzenia Chrystusa, poniewaĹź to, co powoduje nawrĂłcenie jest jak subtelna czuĹoĹÄ serca, to miĹoĹÄ, a nie rozkaz, ktĂłrym jest kaĹźda zasada. Znowu Jan PaweĹ II stwierdza: "Przebudzenie siÄ ludu chrzeĹcijaĹskiego ku wiÄkszej ĹwiadomoĹci KoĹcioĹa, budujÄ c Ĺźywe wspĂłlnoty, w ktĂłrych pĂłjĹcie za Chrystusem staje siÄ konkretne i obejmuje wszystkie aspekty Ĺźycia, oto wĹaĹciwa odpowiedĹş na dominujÄ cÄ kulturÄ, ktĂłra zagraĹźa na serio ludzkim i chrzeĹcijaĹskim zasadom i autentycznym wartoĹciom spoĹecznym". Przebudzenie siÄ ludu chrzeĹcijaĹskiego ku wiÄkszej ĹwiadomoĹci KoĹcioĹa obchodzi nas ze wzglÄdu na chĹopcĂłw i dziewczÄta, popeĹniajÄ cych samobĂłjstwo, ze wzglÄdu na przemoc, ktĂłra nas otacza, ze wzglÄdu na Ĺwiat; nasze towarzystwo jest dla Ĺwiata: Propter nos homines On przyszedĹ, umarĹ i zmartwychwstaĹ. Chrystus jest "dla" Ĺwiata, my jesteĹmy "dla" Ĺwiata. Jaki jest najwiÄkszy cud, ktĂłry zrealizowaĹ BĂłg stawszy siÄ czĹowiekiem? NajwiÄkszym cudem, widzialnym, dotykalnym (bo cud jest faktem doĹwiadczalnym zmysĹowo), ktĂłry Chrystus przyniĂłsĹ Ĺwiatu jest jednoĹÄ pomiÄdzy ludĹşmi: niemoĹźliwa jednoĹÄ pomiÄdzy ludĹşmi (niemoĹźliwa rĂłwnieĹź pomiÄdzy mÄĹźczyznÄ i kobietÄ : "Dla was jest to niemoĹźliwe"). StÄ d Jezus, zanim umarĹ na krzyĹźu, powiedziaĹ: "Ojcze proszÄ CiÄ, aby byli jedno, Ĺźeby Ĺwiat uwierzyĹ", tj. Ĺźeby Ĺwiat spostrzegĹ siÄ, Ĺźe Ja jestem prawdÄ . JedynÄ odpowiedziÄ na gĹuchy krzyk tych mĹodych ludzi, ktĂłrzy popeĹniajÄ samobĂłjstwo, na przemoc, godzÄ cÄ w nas wszystkich, jest realizacja jednoĹci, do ktĂłrej uzdalnia nas Chrystus, jest realizacja jednoĹci naszego towarzystwa, towarzystwa pomiÄdzy ludĹşmi w imiÄ Pana. "O BoĹźe, spraw abyĹmy wydali owoce Ĺźycia wiecznego - tj. prawdziwego Ĺźycia - dla zbawienia Ĺwiata, skoro dajesz nam radoĹÄ bycia jedno w Chrystusie Panu". Ĺťyczmy sobie radoĹci bycia, czucia siÄ i Ĺźycia jako jedno w Chrystusie Panu! tĹum. ks. Joachim Waloszek
|