Ślady
>
Archiwum
>
1992
>
Biuletyn (8-9) maj / lipiec
|
||
Ślady, numer 3 / 1992 (Biuletyn (8-9) maj / lipiec) Teksty ks. Giussaniego Ten, dla ktĂłrego siÄ Ĺźyje Notatki z rozmowy ks. Luigi Giussaniego ze studentami, 22 marca 1992. Il Sabato, 18.04.1992, 88-91. ks. Luigi Giussani ChciaĹbym w tej rozmowie sprĂłbowaÄ wskazaÄ w sposĂłb zwiÄzĹy podstawowe czynniki kontekstu (sytuacji), w ktĂłrym siÄ znajdujemy, w ktĂłrym usytuowane jest nasze towarzystwo, w ktĂłrym zatem kaĹźdy z nas musi ĹźyÄ, pogĹÄbiaÄ i kontynuowaÄ spotkanie z towarzystwem. To w tym wĹaĹnie kontekĹcie zostaliĹmy wezwani do wiernoĹci wobec proĹby Chrystusa â a wiÄc jesteĹmy nastawieni na speĹnienie przeczucia prawdy, obudzonego w nas przez spotkanie z Jego ObecnoĹciÄ â i do dziaĹania, Ĺźeby rĂłwnieĹź inni Go poznali i uznali. W rzeczywistoĹci bowiem nie sposĂłb, Ĺźeby ktoĹ kto doĹwiadczyĹ ObecnoĹci Chrystusa, kto zostaĹ przez niÄ dotkniÄty, nie usychaĹ z pragnienia, aby inni Go rĂłwnieĹź uznali. NajwyĹźszym wyrazem miĹoĹci do czĹowieka, ktĂłry znalazĹ siÄ obok nas w danych okolicznoĹciach, jest pragnienie, aby jego udziaĹem staĹo siÄ to, co zostaĹo dane nam. W owym usychaniu z tÄsknoty, aby Chrystus zostaĹ uznany, obalona zostaje wszelka obcoĹÄ: drugi czĹowiek przestaje byÄ kimĹ obcym. SprĂłbujmy zatem uwypukliÄ ten âzewnÄtrznyâ kontekst, w ktĂłrym zmuszeni jesteĹmy dawaÄ Ĺwiadectwo, zwracajÄ c uwagÄ takĹźe na Ĺźar âwewnÄtrznyâ, ktĂłry on wytwarza.
1. Przede wszystkim kontekst, w jakim siÄ znajdujemy, jawi siÄ jako totalna antyteza tego, czym prĂłbujemy ĹźyÄ; jest w stanie wojny z rzeczywistoĹciÄ , ktĂłrÄ jesteĹmy. W tym wzglÄdzie interesujÄ ca jest lektura artykuĹu z âL`Osservatore Romanoâ, z 9 marca 1992 Nie wobec krucjaty przeciwko katolickiej kulturze: âDyskryminacja wkĹadu religijnego jest pokusÄ ciÄ gle powracajÄ cÄ ... Tyle ludzi kultury, tylu mistrzĂłw stara siÄ aĹź nadto, teraz, kiedy runÄ Ĺ komunizm, aby obsadziÄ zaĹogÄ fortecÄ wzniesionÄ przeciwko nowym barbarzyĹcom, ktĂłrymi sÄ , jak siÄ potem okazuje, ludzie wierzÄ cy... Od czasĂłw zjednoczenia WĹoch nie opiewano tak trudnoĹci w przyjÄciu faktu religijnego, jako naturalnego i istotnego elementu wspĂłĹĹźycia spoĹecznego, podobnie jak grupa etniczna, jÄzyk, kultura, historia. WierzÄ cy stale stawiani sÄ na rozdroĹźu: albo zaakceptujÄ , Ĺźe stanÄ siÄ narzÄdziem bardziej rozlegĹego porzÄ dku spoĹeczno-politycznego, albo zostanÄ odsuniÄci na margines i, jeĹli siÄ da, skreĹleni. W kaĹźdym razie, to, co gdzie indziej jest jednym z bogactw wspĂłlnoty narodowej, tu musi ograniczyÄ siÄ do sprawy prywatnej, intymnej, nieomal wstydliwejâ. Kierkegaard, w swoim PamiÄtniku, wydaje siÄ antycypowaÄ radykalnÄ diagnozÄ tej sytuacji: âPytam siÄ: jak my dzisiaj siÄ odnosimy, jak odnosi siÄ dzisiaj rodzaj ludzki do caĹej tej koncepcji Ĺźycia, ktĂłra zawarta jest w Nowym Testamencie? CzyĹź nie pojawiĹa siÄ w tym punkcie, radykalna zmiana jakoĹciowa, jeĹli chodzi o to, co dotyczy ludzkoĹci i bycia czĹowiekiem? ... Na czym polega zatem owa zmiana? Na tym, Ĺźe byt-sam-w sobie-i-dla-siebie, Absolut, caĹkowicie zniknÄ Ĺ z Ĺźycia a jego miejsce zajÄ Ĺ ÂŤrozumÂť (rozsÄ dek)â. Byt-sam-w sobie-i-dla-siebie, Absolut, Tajemnica, od ktĂłrej wszystko pochodzi, caĹkowicie zniknÄĹa z Ĺźycia. To jest dokĹadnie antyteza tego co zwiastujemy: Absolut wkroczyĹ w Ĺźycie, Emmanuel, BĂłg z nami. To wĹaĹnie jest serce naszego orÄdzia: SĹowo staĹo siÄ ciaĹem, Tajemnica staĹa siÄ widzialnÄ w historii obecnoĹciÄ : czĹowiekiem, Jezusem Chrystusem, ktĂłry pozostaje widzialnie obecny w historii, jako nowy lud, o twarzy, w postaci towarzystwa tych, ktĂłrych On wybiera, uprzystÄpniajÄ c siÄ poprzez okolicznoĹci spotkania. Tymczasem caĹa wspĂłĹczesna filozofia mĂłwi o Bogu w nas, o Bogu we mnie. I podobnie teologowie i egzegeci chÄtnie mĂłwiÄ dziĹ o Bogu w nas, tĹumaczÄ c EwangeliÄ wyĹÄ cznie w tych terminach. PoniewaĹź âBĂłg w nasâ, âBĂłg we mnieâ, moĹźe oznaczaÄ gloryfikacjÄ podmiotu, afirmacjÄ mojego âjaâ. PoniewaĹź jednak w aspekcie socjologicznym moje âjaâ jest niestaĹe (inconsistente), sĹabe, redukcja obecnoĹci Boga do wewnÄtrznego âjaâ pokrywa siÄ, patrzÄ c realniej, z celebracjÄ gloryfikacji wĹadzy. âAbsolut â kontynuuje tekst Kierkegaarda â nie rozpĹynÄ Ĺ siÄ bez Ĺladu lecz staĹ siÄ dla ludzi Ĺmieszny, staĹ siÄ kosmicznÄ przesadÄ , czymĹ ala don Kichot, czymĹ z czego by siÄ Ĺmiano, gdyby go moĹźna byĹo zobaczyÄ, ale nie moĹźna, poniewaĹź zniknÄ Ĺ z Ĺźycia. Absolut i rozum wzajemnie siÄ wykluczajÄ : tam gdzie jest jedno nie ma drugiego. Skoro rozum caĹkowicie zdominowaĹ wszystko i wszystkich, byt-sam-w-sobie-i-dla-siebie caĹkowicie zniknÄ Ĺâ. âI w tym mniej wiÄcej punkcie â ciÄ gnie dalej Kierkegaard â aktualnie siÄ znajdujemy. WszÄdzie dookoĹa rozum. Zamiast bezwarunkowego zakochania, maĹĹźeĹstwo z rozsÄ dku. Zamiast bezwarunkowego posĹuszeĹstwa, posĹuszeĹstwo wymuszone rozumowaniem. Zamiast Wiary, wiedza w oparciu o racje. Zamiast zaufania, gwarancje. Zamiast ryzyka, prawdopodobieĹstwo, roztropna kalkulacja. Zamiast akcji, zwykĹe rzeczy, ktĂłre siÄ zdarzajÄ . Zamiast Jednostki klika. Zamiast osobowoĹci, bezosobowa obiektywnoĹÄâ. Tak wiÄc pierwsza obserwacja, jakÄ poczyniliĹmy jest nastÄpujÄ ca: Ĺźyjemy w epoce w ktĂłrej serce naszego orÄdzia â zwiastowanie, Ĺźe Tajemnica staĹa siÄ obecnoĹciÄ , Ĺźe Absolut wkroczyĹ w historiÄ; zwiastowanie, bÄdÄ ce wyczerpujÄ cÄ odpowiedziÄ na pytania ludzkiego âsercaâ - zniknÄĹo z Ĺźycia. Jak to zostaĹo pokazane w ZmyĹle religijnym (L. Giussani, Il senso religioso, Jaca Book, Milano 1985), nie tylko treĹÄ tego orÄdzia nie sprzeciwia siÄ rozumowi, lecz sam rozum nie jest sobÄ jeĹli tego orÄdzia nie potwierdzi, nie zaafirmuje (affermare), poniewaĹź rozum jest wymogiem nieskoĹczonoĹci i z koniecznoĹci potwierdzeniem jej istnienia, rozum osiÄ ga swĂłj punkt kulminacyjny w pragnieniu i przeczuciu, Ĺźe ta nieskoĹczonoĹÄ objawi siÄ (jak to opisuje np. znany obraz platoĹski drugiej Ĺźeglugi). OdnoĹnie tego Pascal zauwaĹźa: âOstatnim krokiem rozumu jest uznanie, Ĺźe istnieje mnĂłstwo spraw, ktĂłre przekraczajÄ jego siĹyâ. Ostatnim krokiem rozumu, przeĹźywanego w jego autentycznym, pierwotnym dynamizmie, jest postrzeĹźenie tajemnicy, uznanie istnienia tajemnicy. âJeĹli rozum nie osiÄ ga takiego poznania â konkluduje Pascal â jest wyĹÄ cznie sĹaboĹciÄ â. Nie moĹźe wiÄc niczego tworzyÄ, rodziÄ i przemieniaÄ, moĹźe jedynie byÄ ulegĹy: ulegaÄ jak ulega sĹabeusz. Z jednej strony mamy wiÄc negacjÄ: wedĹug sĹĂłw Kierkegaarda: z Ĺźycia caĹkowicie zniknÄĹa afirmacja tajemnicy jako obecnoĹci. To, Ĺźe tajemnica zniknÄĹa z Ĺźycia, de facto oznacza, Ĺźe zniknÄĹa jako obecnoĹÄ, czyli, Ĺźe na powrĂłt zanegowano Chrystusa. Z drugiej strony, zakĹada to, Ĺźe w Ĺźyciu rozum niewiele ma do powiedzenia (una vita di raggione debole), jest sĹaby, wybitnie ulegĹy, jak ziemia niebÄdÄ ca niczyjÄ wĹasnoĹciÄ , ktĂłrÄ bez trudu przywĹaszcza sobie wĹadza. Trzeba stale mieÄ przed oczyma relacjÄ pomiÄdzy negacjÄ Chrystusa a sĹaboĹciÄ rozumu. ZnikniÄcie Absolutu z Ĺźycia, totalne zapomnienie o Emmanuelu, Bogu z nami, zakĹada istnienie osĹabionego rozumu, to znaczy wybitnie ulegĹego âjaâ. StÄ d dzisiaj nie stawia siÄ juĹź oporu przemocy, przemocy propagandy, jak i wszystkim innym jej formom. Tak jakby nie istniaĹ juĹź wiÄcej rozum, a wiÄc i podmiot, âjaâ ktĂłre mogĹoby postrzegaÄ, czy opinie i propozycje rozumu sÄ wĹaĹciwe. W dzisiejszym Ĺwiecie, tak opróşnionym z ObecnoĹci, czĹowiek jest sam (kierkegaardiaĹska klika nie jest niczym innym jak tylko maskÄ owej gorzkiej samotnoĹci), i stÄ d Ĺatwo nad nim zapanowaÄ, jest kruchy jak dziecko: Ĺup kogokolwiek, kto pierwszy go schwyci, niezdolny do pielÄgnowania i praktykowania krytycznego spojrzenia, wiÄzieĹ tego, kto w jakiĹ sposĂłb jest mocniejszy od niego.
2. Sytuacja w ktĂłrej Ĺźyjemy, negacji ObecnoĹci i absolutnej sĹaboĹci ludzkiego âjaâ, rezygnacji z rozumu, pozostawia jednak w czĹowieku obiektywnie nietkniÄtÄ przygnÄbiajÄ cÄ (melancholijnÄ ) niejasnoĹÄ doĹwiadczenia (l`ambiguitĂ malinconica dell`esperienza), ktĂłra âprzeĹźywanaâ jest proporcjonalnie do jakiejĹ pierwotnej godnoĹci, do jakiegoĹ ludzkiego szacunku w stosunku do samych siebie i w stosunku do innych, ktĂłra jeszcze jest zdrowa â a dzieje siÄ tak u wiÄkszoĹci ludzi, ktĂłrzy w jakiĹ sposĂłb reflektujÄ . Pisze o tym stosujÄ c dramatyczne akcenty Adorno: âJakiĹ gĹos mĂłwi nam, gdy mamy nadziejÄ na zbawienie, Ĺźe nasza nadzieja jest próşna, a jednak tylko ona, bezsilna nadzieja, pozwala nam chociaĹźby tylko oddychaÄ. Wszelka kontemplacja i spekulacja filozoficzna nie jest w stanie robiÄ nic innego, tylko cierpliwie powielaÄ, w ciÄ gle nowych obrazach i szkicach, tÄ niejasnoĹÄ przygnÄbienia (melancholii). Prawda jest nierozdzielnie zwiÄ zana z iluzjÄ , Ĺźe ktĂłregoĹ dnia z obrazĂłw i symboli zjawisk (pozorĂłw) bÄdzie mĂłgĹ wyĹoniÄ siÄ, mimo wszystko, wolny od jakichkolwiek ĹladĂłw pozornoĹci, obraz zbawieniaâ. CzĹowiek niestrudzenie oczekuje, aby z pozorĂłw rzeczy wyĹoniĹ siÄ, mimo wszystko, wewnÄ trz pozornoĹci, poza niÄ , obraz zbawienia, niezaleĹźnie od tego jak je pojmuje i formuĹuje. Ostatecznym warunkiem doĹwiadczonego rozumu, Ĺźywego serca, realnej czci (pietĂ , miĹoĹci) ludzkiej, jest oczekiwanie na zbawienie albo â Ĺźeby posĹuĹźyÄ siÄ terminami chrzeĹcijaĹskimi - oczekiwanie Chrystusa. Oczekiwanie zbawienia jest nieuniknione - zbawienia od sĹaboĹci, zbawienia od kĹamstwa w ktĂłre popada rozum, itd. StÄ d teĹź stanowisko Kafki wyznacza kres ludzkiej godnoĹci: âNawet jeĹli zbawienie nie przychodzi, chcÄ byÄ go godnym w kaĹźdym momencieâ.
3. Owo zbawienie winno przyjĹÄ z zewnÄ trz (dal di fuori), nie moĹźe zrodziÄ siÄ z nas, nie moĹźe byÄ wymyĹlone ani przez jednostkÄ, ani przez zespóŠludzi: ono przytrafia siÄ jako Ĺaska, wydarza siÄ. Zostawmy na chwilÄ tÄ myĹl i zwrĂłÄmy uwagÄ na zdanie Ĺw. Augustyna: âJeĹli zabraknie Ĺaski, prawo obecne jest w jednym tylko celu, aby uznaÄ nas za winnych i zabiÄâ. PorzÄ dek zaprowadzony przez ludzi jest po to, aby czyniÄ ludzi winnymi i zabijaÄ. Dlatego wspĂłĹczesny czĹowiek jest niespokojny, pod kaĹźdym wzglÄdem - chyba, Ĺźe nie myĹli - jest przeĹladowany przez przemoc i widmo strachu. Tak wiÄc, jedynie coĹ innego, co przyjdzie - z zewnÄ trz - i wejdzie w Ĺźycie, moĹźe przeszkodziÄ, Ĺźeby nasze wiÄzi nie byĹy ĹşrĂłdĹem winy i przemocy.
4. JeĹli to Inne przychodzi z zewnÄ trz - winno przyjĹÄ z zewnÄ trz - to potrzebne jest âjaâ, ktĂłre go rozpozna i przyjmie: âPrzyszedĹ do swoich a swoi Go nie poznali, i swoi Go nie przyjÄliâ: oto ewangelijna definicja caĹego historycznego rynsztunku w obliczu Chrystusa. Jak zauwaĹźa znowu Kierkegaard, w innym fragmencie swoich PamiÄtnikĂłw, w epoce, w ktĂłrej Ĺźyjemy âwszelka komunikacja prawdy staĹa siÄ abstrakcjÄ â. ZdrÄtwiaĹy i zamkniÄty na caĹoĹÄ rzeczywistoĹci rozum - pojÄty jako âmiaraâ rzeczy - o ktĂłrym wspomnieliĹmy wyĹźej, powoduje, Ĺźe kaĹźda komunikacja prawdy jest abstrakcjÄ . âNikt nie ma odwagi powiedzieÄ ÂŤjaÂťâ. PoniewaĹź jednak pierwszym absolutnym warunkiem jakiejkolwiek komunikacji prawdy jest osobowoĹÄ, wziÄ wszy pod uwagÄ, Ĺźe ÂŤprawdaÂť nie moĹźe zapewniÄ sobie korzyĹci brzuchomĂłwstwem, trzeba na nowo przywrĂłciÄ osobowoĹÄâ. Jedynie czĹowiek, ktĂłrego rozum jest caĹkowicie otwarty na caĹoĹÄ rzeczywistoĹci moĹźe, w obliczu tego, co siÄ mu jawi jako prawdziwe, mieÄ odwagÄ powiedzieÄ âjaâ. Wobec rzeczywistoĹci, ktĂłra mĂłwi: âJa jestem drogÄ , prawdÄ , Ĺźyciemâ, nie moĹźna po prostu staÄ i przysĹuchiwaÄ siÄ, wzruszaÄ siÄ i ĹamaÄ sobie gĹowÄ, trzeba zaangaĹźowaÄ wĹasne ja i przyjÄ Ä JÄ . Moja obecnoĹÄ ze wzglÄdu na czyjÄ Ĺ obecnoĹÄ nazywa siÄ przyjÄcie, goĹcinnoĹÄ, (accoglienza) moje ja jest obecne ze wzglÄdu na czyjÄ Ĺ obecnoĹÄ o ile okazuje goĹcinnoĹÄ. GoĹcinnoĹÄ, przyjÄcie jest fundamentalnym rynsztunkiem Ĺźywego âjaâ (moĹźe wyjĹÄ mi naprzeciw gĂłra zĹota, lecz jeĹli jej nie przyjmÄ, nie bÄdzie moja, nie skorzystam z niej, bÄdzie bezuĹźyteczna). âBĂłg chce naszych ÂŤjaÂť, poniewaĹź chce byÄ kochanyâ (Kierkegaard): BĂłg chce naszych ja, poniewaĹź chce byÄ poznany i przyjÄty. W obliczu zagubienia czĹowieka w kontekĹcie spoĹecznym, w jakim Ĺźyjemy, przychodzi BĂłg, przyszedĹ i przychodzi - przyszedĹ i dlatego przychodzi - jest obecny: to wĹaĹnie jest Ĺaska. Lecz Ĺaska tej obecnoĹci potrzebuje mojego ja, poniewaĹź chce byÄ kochana. Poza obszarem przyjÄcia Jego obecnoĹci moĹźliwe jest tylko Ĺźycie wystÄpne i kierujÄ ce siÄ przemocÄ . âTym, co pobudza do komunikowania jest podziw. Punktem wyjĹcia (startu) jest natomiast decyzjaâ. Ja, ktĂłre przyjmuje realizuje siÄ poprzez decyzjÄ. âAby mieÄ wiarÄ potrzeba przede wszystkim istnienia, egzystencjalnej determinacjiâ; w ten sposĂłb rozwija Kierkegaard swojÄ koncepcjÄ decyzji.
W zwiÄ zku z tym chciaĹbym zacytowaÄ dwa fragmenty poetyckie, ktĂłre dobrze reflektujÄ myĹl Kierkegaarda.
Tym, czego potrzeba jest czĹowiek, nie potrzeba mÄ droĹci, tym, czego potrzeba jest czĹowiek w duchu i w prawdzie; nie kraj, nie rzeczy, tym, czego potrzeba jest czĹowiek, pewny krok i bardzo solidna rÄka ktĂłrÄ kĹadzie, ktĂłrÄ wszyscy mogÄ chwyciÄ i kroczyÄ wolni, i zbawiÄ siÄ.
To wĹaĹnie jest charakterystyka âjaâ, ktĂłre odpowiada na ĹaskÄ. Ale oto drugi fragment poetycki, mniej wyrazisty, ale w pewnym sensie piÄkniejszy.
Moje serce jest sĹabe dzisiejszego wieczoru, jak sĹoĹce ktĂłre powoli osiada na dachach, i gĹÄbokie sÄ moje grzechy Ach! czĹowiek jak zwykle zachodzi, Jak zwykle, podczas gdy on zachodzi, pozostaje niewymowny horyzont i bezkresne, dla kogokolwiek, przeznaczenie, bezkresnego istnienia: to co pozostawiamy za plecami wlecze siÄ ku ciemnoĹciom, to, co nas oczekuje jest niepojÄte ĹÄ cznie z momentem, ktĂłry mija. Jestem, otom ja! ja jestem, jedynie w tej lichej godzinie, tym co decyduje: jestem liniÄ , ktĂłra dzieli przeszĹoĹÄ od przyszĹoĹci. WiecznÄ chwilÄ bytu, ktĂłra ciÄ ustanawia w jednym mgnieniu oka, ty jesteĹ mojÄ ĹaskÄ , zdecyduj". Decyzja jest mgnieniem oka, dzielÄ cym i przezwyciÄĹźajÄ cym rĂłwnieĹź przeszĹoĹÄ i przyszĹoĹÄ, ktĂłre implikuje chwila obecna; stÄ d wydaje siÄ byÄ samotnoĹciÄ , tymczasem jest jej radykalnym zaprzeczeniem: to relacja ja -Ty, jest stawaniem siÄ Ĺaski obecnej dla mnie od wiekĂłw.
5. IstniejÄ dwa niebezpieczeĹstwa zagraĹźajÄ ce osobowoĹci, ktĂłra musi decydowaÄ. Pierwszym jest wÄ tpienie (dubiezza, niepewnoĹÄ, wahanie): systematyczne wÄ tpienie jest jakby symbolem naszych czasĂłw. PĂłjdĹşmy znowu za sĹowami Kierkegaarda: âArystoteles mĂłwi, Ĺźe filozofia zaczyna siÄ od podziwu a nie jak w naszych czasach od wÄ tpienia. Lecz Ĺwiat musi znowu zrozumieÄ, Ĺźe nie opĹaca siÄ zaczynaÄ od negacji, a powodem, Ĺźe aĹź dotÄ d ta metoda siÄ udawaĹa, jest to, iĹź nigdy caĹkowicie nie polegano na negacjiâ. Powodem, iĹź Ĺwiat w tym czasie, kiedy konsekrowano wÄ tpienie jako poczÄ tek relacji z rzeczywistoĹciÄ , kroczyĹ naprzĂłd, jest to, Ĺźe Ĺwiat nigdy nie zastosowaĹ siÄ do swego prawa, w przeciwnym razie nie byĹoby odkryÄ, twĂłrczoĹci, postÄpu. âW ten sposĂłb - kontynuuje Kierkegaard - nigdy na serio nie realizowano tego, co postanowiono. Ich wÄ tpienie jest kokieteriÄ â. Ich wÄ tpienie jest wystawianiem siÄ na pokaz, jest pozbawione racji, nie ma nic wspĂłlnego z pierwszymi krokami rozumu, poniewaĹź rozum jako ĹwiadomoĹÄ tego co realne zaczyna, startuje - i nie moĹźe inaczej - od pozytywu: wprowadzenie wÄ tpienia jest kokieteriÄ . Drugim zastrzeĹźeniem wobec decyzji âjaâ jest maĹostkowoĹÄ (meschinitĂ ), tchĂłrzostwo (vigliaccheria). NapiÄtnuje je pewne zdanie Nietzschego, ktĂłre z typowÄ nienawiĹciÄ mĂłwi o chrzeĹcijanach: âChrzeĹcijanie sÄ skromni, umiarkowani nawet w cnotach, poniewaĹź chcÄ swoich wygĂłdâ. Przeczytajmy wiÄc pewien fragment z pism OjcĂłw pustyni, ktĂłry kreĹli obraz ludzi namiÄtnie oddajÄ cych siÄ maĹostkowej i tchĂłrzliwej wygodzie: âWolni od praw cielesnych, sÄ dzÄ , iĹź nie potrzebujÄ oni ani mÄ k abstynencji, ani skruchy serca: ta pewnoĹÄ mÄczy ich, i nigdy nie widzimy ich, angaĹźujÄ cych siÄ na serio w poszukiwanie czy posiadanie doskonaĹoĹci serca, albo choÄby w oczyszczanie siÄ z wad ducha. Taki stan, ktĂłry róşni siÄ od stanu cielesnego, jest stanem zwierzÄcym; poniewaĹź jest przejĹciem od zimna do przyjemnego (rozklejajÄ cego) ciepĹa (tepore), a to ostatnie jest gorsze od pierwszego, zgodnie ze sĹowami Panaâ. WÄ tpienie i wygodnictwo sÄ wrogami âjaâ, ktĂłre otwiera siÄ na oĹcieĹź, aby przyjÄ Ä obecnoĹÄ nieskoĹczonoĹci, ktĂłra staĹa siÄ CiaĹem, aby przyjÄ Ä Chrystusa. GoĹcinne przyjÄcie (accoglienza) ustala toĹźsamoĹÄ caĹoĹciowego porzÄ dku âjaâ otwartego na to co realne: postawiÄ siÄ jako âjaâ naprzeciw rzeczywistoĹci oznacza przyjÄ Ä jÄ , objÄ Ä, przytuliÄ; w przeciwnym wypadku nie robi siÄ nic innego, tylko eliminuje siÄ jÄ (rzeczywistoĹÄ, to co realne). PowÄ tpiewanie i wygoda praktykujÄ zatem eliminacjÄ tego co realne.
6. Odwaga, aby powiedzieÄ âjaâ przychodzi w okreĹlonej sytuacji, ktĂłra zwie siÄ spotkaniem. Jedynie w fenomenie spotkania dana jest mojemu âjaâ moĹźliwoĹÄ decydowania, stania siÄ zdolnym do uznania i przyjÄcia prawdy - a prawdÄ jest obecnoĹÄ. Dla kaĹźdego z nas wszystko zaczÄĹo siÄ od spotkania. Wiara rodzi siÄ jako Ĺaska spotkania, ktĂłre bezinteresownie zaskakuje. Kiedy jest siÄ poruszonym spotkaniem, Ĺźycie siÄ zmienia, nawet nie trzeba specjalnie podnosiÄ problemu zmiany Ĺźycia. Spotkanie z Chrystusem, jak mĂłwi Ewangelia, obudziĹo chÄÄ pĂłjĹcia za Nim, nie od razu wolÄ zmiany Ĺźycia: zmiana Ĺźycia, to w tamtej pierwszej chwili byĹa ostatnia myĹl jaka mogĹa przyjĹÄ do gĹowy Janowi, Szymonowi i Andrzejowi. Nawet jedna jota prawa nie zostanie wyeliminowana, to nie jest jakieĹ dziwne obejĹcie Ĺźycia moralnego, wrÄcz przeciwne, kroczÄ c za napotkanÄ obecnoĹciÄ czĹowiek uczy siÄ moralnego Ĺźycia, staje siÄ ono moĹźliwe. Gdyby bowiem celem naszego rozwaĹźania byĹa zmiana Ĺźycia albo bardziej moralne postÄpowanie, do czego nakĹaniajÄ nas przedstawiciele âpartii uczciwychâ, naszÄ uwagÄ nieuchronnie skupilibyĹmy na sobie zamiast na obecnoĹci, a to nie przyniosĹoby zmiany. âOpatrznoĹÄ nie patrzy przyjaznym okiem na owÄ pretensjonalnÄ ckliwoĹÄ, w imiÄ ktĂłrej ktoĹ chce uprawiaÄ zabawÄ w samowychowanie, podczas gdy mamy tak wspaniaĹego wychowawcÄ jak Nasz Pan... Lecz w powszechnej sytuacji czĹowieka, chodzenie do szkoĹy, pragnienie chodzenia do szkoĹy, oznacza udanie siÄ do tego miejsca gdzie jest Mistrzâ (Kierkegaard). WĹaĹnie w spotkaniu spotykamy âMistrzaâ. TreĹciÄ spotkania jest âTen, dla ktĂłrego siÄ Ĺźyjeâ. NiezaleĹźnie od tego jak bardzo jesteĹmy rozproszeni, spotkanie, ktĂłre staĹo siÄ naszym udziaĹem, towarzystwo, bÄdÄ ce jego kontynuacjÄ , jest znakiem rzeczywistoĹci wiÄkszej, od wszelkich naszych wyobraĹźeĹ, to znaczy znakiem Boga, ktĂłry staĹ siÄ obecnoĹciÄ : pomiÄdzy nami obowiÄ zuje âTen, dla ktĂłrego siÄ Ĺźyjeâ. Jako najwiÄksze niebezpieczeĹstwo pozostaje wiÄc to, ktĂłre odzwierciedlajÄ nastÄpujÄ ce sĹowa Kierkegaarda: âW tej sytuacji zapomniano o pointe chrzeĹcijaĹstwa, o skandalu; a wobec tego ubĂłstwia siÄ dobrobyt i miernota sercaâ. Naszym nieprzyjacielem jest miernota serca. Miernota serca rzÄ dzi nami w takiej mierze w jakiej nasze towarzystwo nie staje siÄ miejscem pamiÄci o âTym, dla ktĂłrego siÄ Ĺźyjeâ. tĹum. ks. Joachim Waloszek |