Ślady
>
Archiwum
>
1992
>
Biuletyn (7) marzec
|
||
Ślady, numer 2 / 1992 (Biuletyn (7) marzec) Ruch CL Jeden z pośród nas zdumiał się i wzruszył tłum. Krystyna Borowczyk Chciałbym wraz z Wami odczytać dziś list, który ks. Giussani napisał do Bractwa z okazji Świąt Bożego Narodzenia. (…) Chcę podzielić się z wami dwiema sprawami. Jest to bardzo prawdziwe w życiu naszych domów pod jednym warunkiem. Afektywność pomiędzy nami jest przeciwieństwem posiadania, zamknięcia tak, iż prawda jest, że właśnie nasze domy są wzorem afektywności, są przykładem zrywu misyjnego, uczestnictwa w Ruchu, zaangażowania w nim. Jeśli nasze domy są naprawdę miejscami afektywności, budowanymi przez osoby żyjące pasja wobec Ruchu, to nasze pojęcie afektywności przeciwnie jest zamknięciu czy posiadaniu. Afektywność miedzy nami nie jest prawdziwa jeśli nie dociera do Chrystusa, ale przez to przejście obowiązkowe, które nazywa się Giussani. Tak się dzieje w moim doświadczeniu. Daje wam to jako kryterium, korzystajcie z niego spokojnie, zapewniam was, że jest ono ważne. W liście ks. Giussaniego są trzy punkty, które z grubsza biorąc rozumie się, które pozwalają zrozumieć, że nie jesteśmy w stanie tak żyć. Te trzy punkty są poprzedzone pewną przesłanką: dokonała się pewna ogromna rzecz – Bóg narodził się z niewiasty. To jest przesłanka, która dla jednego spośród nas, tzn. dla naszego źródła, dla źródła naszego doświadczenia, dla jednego spośród nas – dla ks. Giussaniego – nie stała się tylko przesłanką, nie jest przesłanką dla jego osobistej aktywności dla własnego wysiłku. Ale prawda o Bogu, który narodził się z niewiasty stała się dla niego absolutną nowością, nowością wstrząsającą. Ta przesłanka jest tym punktem, który pozwala nam pojąc, jak wielki i przewyższający nasze siły jest ów faktem, jak jesteśmy nieproporcjonalni także w stosunku do trzech następujących po nim punktach. To, co pozwala nam pojąć dysproporcje odnośnie do wymienionych trzech punktów, nie jest żadna analizą prowadzona nad nami, lecz jest spostrzeżeniem, że dla nas fakt, iż Bóg narodził się z niewiasty, jest po prostu przesłanką dla naszej aktywności, do naszego zaangażowania, nie zaś jedyną nowością naszego życia. Afektywność między nami dociera do Chrystusa (nie jest zamknięciem), dociera do Chrystusa, przechodząc przez źródło naszego doświadczenia, które nazywa się Giussani. To zaś, że moja afektywność dociera do Chrystusa przechodząc przez ks. Giussaniego oznacza, że ja w jakiś sposób zaczynam pojmować (przeczuwać), że cały smak życia, energia życiowa mogą wyrażać się w błaganiu (modlitwie), abym ja także potrafił(a) zdumieć się, aby ogarnęło mnie zdumienie w obliczu faktu, że Bóg narodził się z niewiasty. Zauważmy: to nie jest żadna abstrakcja, nie chodzi o żadne teoretyczne odcienia wyrazowe, nie chodzi o jakieś sofizmaty abstrakcyjne, o sofizmaty językowe – tu bowiem zawarty jest bardzo konkretny problem: jeśli fakt, że Bóg narodził się z niewiasty jest dla nas tylko przesłanką do naszej aktywności pozostajemy samotni. Nie mówię, że właśnie teraz, lecz jako nieustannie bliska możliwość samotności: gdzie ma miejsce wysiłek, zapobiegliwość, nie ma miejsca na łaskę. Łaską w całej jej konkretności jest to, że jednemu spośród nas zdarzyło się, iż poczuł się przeszyty, przeniknięty przez fakt, że Bóg stał się człowiekiem. To jest łaska, jeden spośród nas został tym przeniknięty. A jest to wstrząs spowodowany absolutna i zupełnie bliską nam nowością, ponieważ nowością jest, że Bóg stał się człowiekiem, że Bóg narodził się z niewiasty. I nowością jest, że ty i ja w obliczu tego faktu możemy przeżyć wzruszenie. Natomiast nowość nie polega na tym, że ja cos – to czy tamto – potrafię zrobić. Wielka nowością twojego życia jest, że może nadejść chwila, w której ty wzruszasz się w obliczu faktu, że Bóg stał się jedynym z nas, a to się już przydarzyło jednemu spośród nas. To jest łaska. Łaska jest, że przydarzyło się to jemu (ks. Giussaniemu) i że my zostaliśmy wespół powołani. Oto są uczucia, które winny nas wypełniać, nie zaś problemy typu: potrafię – nie potrafię, uda mi się czy się nie uda. Jak długo pozwolicie, że będą was zajmowały tego typu problemy, pozostaniecie samotni. Tymczasem my nie jesteśmy samotni, ponieważ jednemu spośród nas przydarzyło się, iż doznał zdumienia i wzruszenia. Powiedziałem to już kiedyś, że tymczasem wielu chrześcijan, w tym także tych, którzy poświęcili się Bogu, pozostaje niewzruszonych w obliczu tego faktu, gdyż jest on dla nich wyłącznie punktem zaczepienia do ich osobistej aktywności, impulsem dla ich własnego wysiłku czy guzikiem naciśniętym wprawiającym w ruch osobiste energie. Tym, co mnie najbardziej zdumiewa jest to, iż tylko w ruchu Komunia i Wyzwolenie nieustannie powraca się do mówienia o Chrystusie, o Słowie, które stało się Ciałem. Wszyscy inni przytakują jedynie, mówiąc „tak, oczywiście, zgoda lecz trzeba zrobić to i tamto”. Tymczasem zaś, paradoksalnie, to właśnie w ruchu Comunione e Liberazione powstało najwięcej dzieł, w Ruchu, w którym jedyną sprawą przywoływaną z uporem jest fakt, który dla innych jest tylko przesłanką. Trzy następujące po sobie punkty listu są prostą konsekwencją faktu, iż pewien człowiek został poruszony przez prawdę o Bogu, który narodził się z niewiasty. Tego faktu nie sposób sobie wyobrazić, nie sposób zredukować go do naszych własnych wyobrażeń – to jest absolutna nowość, to jest coś, o co trzeba się modlić, przede wszystkim zaś trzeba modlić się o przeżycie owego wzruszenia. Zauważcie, że jeśli dobrze pojmiecie tę sprawę wasze życie napełni się dziełami, tak jak napełnił się dziełami ruch Comunione e Liberazione. W przeciwnym razie będziecie robić wiele rzeczy, ale nie będą to dzieła, nie będą to domy możliwe do zamieszkania przez kogokolwiek. To jest najważniejsza rzecz ze wszystkich wam powiedzianych. Wołanie do Ducha Świętego poprzez wstawiennictwo Maryi, aby dokonał się w nas cud tego samego wzruszenia, jakiego doznał kiedyś w pewnym momencie swego życia jeden spośród nas – to jest naprawdę łaska. Jak długo nie dotrzecie do takiego punktu, nie przezwyciężycie własnego egocentryzmu, nawet gdybyście oddali własne życie za chorych na AIDS, czy własna krwią myli posadzki w waszych domach – nie przezwyciężycie własnego egocentryzmu, skoncentrowania na sobie. To wszystko zostaje pokonane wówczas, gdy zaczynamy pojmować, że łaska jest to, co się przydarzyło jednemu spośród nas. Lecz gdzie jest pamięć o tym? Gdzie w naszym życiu, w naszych wzajemnych kontaktach objawia się tego rodzaju napięcie? Czy pojmujecie, że marnujemy – dosłownie! – nasze życie, jeśli nie usiłujemy odzyskać każdego dnia tego napięcia? Widzisz, że marnujesz swoje życie, gdy jesteś sam. Wszędzie tam, gdzie czujesz się samotnie, marnujesz życie. Kiedy ktoś zaczyna pojmować czym jest łaska. Zaczyna też rozumieć to co powiedziałem wcześniej: afektywność ze swej natury rzuca nas w wir życia, nie stanowi dla nas ochronnego kokonu, rzuca nas w życie, ale nie samych, tylko razem. Ty zaś rzucony w życie pozostajesz w nim w sposób nienaruszony, z twoim własnym obliczem; i nie czujesz się wyobcowany przez mechaniczne naśladownictwo innych, ale czujesz, że twoja osobowość się rozwija, nie jesteś samotny, jesteś wraz z innymi, pozostając sobą. Ten, kto rozumie, że łaską jest, iż jednemu spośród nas zdarzyło się tego rodzaju wzruszenie z powodu faktu, że Bóg narodził się z niewiasty, że Słowo stało się ciałem, ponieważ łaską jest Bóg, który narodził się z niewiasty. Lecz od strony egzystencjalnej łaską jest to, jednemu spośród nas zdarzyło się wzruszyć w obliczu tego faktu, ponieważ gdyby się nie wzruszył, to byłoby tak jakby ów fakt wcale nie zaistniał. Ty wobec tego faktu stajesz zupełnie oszołomiony, ale równocześnie rozumiesz, że pomimo oszołomienia, którego doznajesz, jest to pewna nowość, jawiąca się blisko ciebie. Jeśli ktoś rozumie, że łaską jest to, że jednemu spośród nas – w pewnym momencie jego życia – zdarzyło się przeżyć takie wzruszenie i że to wzruszenie nigdy go już potem nie opuściło, co więcej, dzielił się nim z innymi – a wśród tych innych znaleźliśmy się także my, również my zostaliśmy nim dotknięci, wówczas człowiek zaczyna pojmować ostatnią kwestię, której dotknąłem, a mianowicie, że afektywność między nami jest naturą tego, do czego jesteśmy powołani. A to nazywa się także dziewictwem. Oznacza to bowiem, że pośród nas dokonało się coś, dzięki czemu Tajemnica ustaliła tego rodzaju więź pomiędzy mną i kimś drugim, dzięki której to jego doświadczenie staje się dla mojego życia możliwą i bliską nowością; tym jest właśnie powołanie. Powołanie jest oczekiwaniem na te możliwą i bliską nowość. Na tym polega życie powołaniem – na wyczekiwaniu owej możliwej i bliskiej nowości, nie zaś na wysilaniu się, by czegokolwiek dokonać. Ponieważ powołanie jest pewnym przebudzeniem, potrzeba, aby ktoś cię obudził. Przebudzeniem tym jest ktoś drugi, kto razem z tobą otrzymał łaskę bycia przenikniętym przez fakt, że Bóg narodził się z niewiasty. Dokonało się coś niesamowicie wielkiego! Stało się, że Bóg-Człowiek znajduje się pośród nas w Eucharystii i w naszej komunii! Ostatnia sprawa, którą poruszyłem, należy do najpilniejszych do zrozumienia, do zrozumienia której jesteście wezwani; lecz zrozumiecie ja, stanie się waszym doświadczeniem w takiej mierze, w jakiej z uporczywością będziecie odwoływali się do tego, co powiedziałem na temat łaski, którą jest to, ze jednemu spośród nas zdarzyło się wzruszyć faktem, że Bóg narodził się z niewiasty. Wszystko rodzi się z tego. To zaś nie jest tylko przesłanką, to jest znak, który zawiera w sobie wszystko. Jeśli będzie w tym uporczywie trwali, tzn. jeśli będziecie wytrwale błagali o to, aby i wam została udzielona ta łaska; jeśli będziecie błagali o pewność, iż otrzymacie odpowiedź, że zostanie wam udzielona ta sama łaska; jeśli naprawdę będziecie o to błagali, jeśli naprawdę to błaganie będzie dla was wszystkim – jeśli w tym błaganiu zawrzecie całą waszą nadzieje – wówczas zasiane w was ziarno rozwinie się. A z tego ziarna, które nieuchronnie rozwinie się. A z tego ziarna, które nieuchronnie rozwinie się, wyłoni doświadczenie takiej afektywności, która rzucając w was w wir życia, równocześnie będzie wam towarzyszyła, będzie was strzegła, będzie strzegła waszej osobowości, waszego oblicza, czyniąc was płodnymi. Ocalając „ja” miłość czyni was płodnymi. Potrzeba nam jednej rzeczy pozornie banalnej, doświadczenia wdzięczności wobec otrzymanej łaski, którą jest błaganie o wzruszenie podobne do tego, które stało się udziałem ks. Giussaniego. Kiedy modlicie się, mówiąc: „przyjdź Duchu Święty, przyjdź przez Maryję” wypowiadając słowa: „Przyjdź Duchu Święty” zwracajcie się do Boga, mówiąc natomiast: „Przyjdź przez Maryję” – zwracajcie się do tego towarzystwa, w którym jednemu z nas zdarzyło się przeżyć wzruszenie w obliczu faktu, że Bóg stał się człowiekiem.
tłum. Krystyna Borowczyk |