Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1996 > Biuletyn (30) maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 1996 (Biuletyn (30) maj / czerwiec)

Wiara i kultura

Spotkać Jezusa dzisiaj. Potrzeba doświadczenia wiary

ks. Sławomir Szczyrba


Jeżeli Jezus Chrystus jest największym Wydarzeniem ludzkich dziejów, jeżeli ON niesie pełnię znaczenia życia każdemu, to czymś oczywistym jest, że spotkać Go, spotykać Go wciąż na nowo jest sprawą istotną, którą nie może nie zainteresować się człowiek – każdy z nas. W konsekwencji musi więc zrodzić się pytanie: Jak to jest możliwe? Czy jest możliwym spotkać, spotykać Jezusa dziś – „tu i teraz”?

Musimy przy tym wyraźnie zaznaczyć, iż nie chodzi nam o spotkanie o charakterze teoretycznym. Nie chodzi nam o spotkanie z jakimś głoszeniem orędzia o Nim, ani też o spotkanie z teologicznie wzniosłym nauczaniem o Jego Osobie – słowem – nie chodzi nam o spotkanie z ideą Jezusa. Oczywiście, nie deprecjonujemy w ten sposób żadną miarą tego rodzaju przekazu i całego wysiłku zmierzającego do pogłębienia rozumienia tajemnicy Osoby Jezusa. Idzie o rzeczywiste spotkanie z Nim samym – spotkanie osoby z Osobą! Powtórzmy więc pytanie, czy jest możliwe spotkanie z Chrystusem dziś, nas, którzyśmy nie poznali Go „według ciała” tak, jak poznali Go apostołowie?

Dzisiaj nie brakuje mówienia o Jezusie – idei. Z tego jednak, że ktoś ma głowę umeblowaną pięknymi, wzniosłymi ideami, więcej –posiada nawet pewną swobodę ich wypowiadania, jest nawet teologicznie błyskotliwy (i pisarsko płodny), nie musi wcale jednoznacznie wynikać, iż jest uczestnikiem żywego doświadczenia, przeżywa rzeczywiste doświadczenie wiary. Tu bowiem – podobnie zresztą jak w anzelmiańskim argumencie ontologicznym – spotykamy się z nieprzezwyciężalną trudnością przejścia od porządku myślenia (porządku idei) do porządku realnego istnienia (porządek doświadczenia).

Inaczej mówiąc realnym niebezpieczeństwem jest utrata doświadczenia religijnego w sensie najbardziej podstawowym – tzn. utrata zdolności rozpoznania (rozpoznawania) Obecności Kogoś, kto się pojawił jako Absolutna Nowość i nieumiejętność przezywania jej z uwagą i prostotą.

Tę utratę doświadczenia zapowiada – jeśli tak można powiedzieć – zanik pytań o racje dla życia. Jest to coś najbardziej paradoksalnego, co może się jednak zdarzyć. Życie wtedy może nie być przeżywane na serio, a tylko przemyśliwane, wręcz nawet – wymyśliwane (wydumywane problemy). Cała energia życiowa zużyta być może na abstrakcyjne spekulacje: pseudopytania i odpowiedzi warte owych zapytań[1]. Pytanie, które miałoby życiową doniosłość może nie mieć „siły przebicia”, może nie być postawione, może być niesłyszalne (nawet dla tego, kto w jakimś stopniu je nosi w sobie)! Jeśli zaś nie ma pytania, nie może być także nasłuchiwania i ciekawości odpowiedzi.

Absolutna nowość (Wydarzenie, Fakt Wcielenia) nie poddaje się ani naszym spekulacjom i kalkulacjom a priori, ani tym bardziej – nie podlega naszemu manipulowaniu. Ów fakt samym swoim zaistnieniem naznaczył dzieje ludzkie. Naznacza dzieje ludzkie wciąż, a naznaczając je, powoduje ich przemianę.

Utrata wspomnianego wyżej doświadczenia religijnego musi pociągać za sobą groźne skutki nie tylko dla pojedynczego, konkretnego człowieka, lecz i dla całych społeczności. Jeśli bowiem nie byłoby odpowiedzi na pytanie (pytanie wciąż stawiane na nowo w dziejach) o los człowieka, tej odpowiedzi, która została udzielona bez żadnego uprzedniego wpływu na nią człowieka, człowiek mógłby być jakość „usprawiedliwiony” w swoich własnych ( na własną rękę)poszukiwaniach odpowiedzi, gdyż poszukiwanie ich świadczy o istnieniu pytania. Człowiek mógłby być usprawiedliwiony z budowania sobie przystani, z prób zadomowienia się[2]. Jeśli jednak świadomie zamykałby się w sobie oraz tylko i wyłącznie zdawałby się na własne (ewentualnie przejęte od innych, ale wedle własnego upodobania) zdanie, czyli –krótko mówiąc, postanowiłby mierzyć wszystko miarą swego „ja” – to, pozbawiając siebie całościowego punktu widzenia (w przypadku kategorycznego zlekceważenia takiej hipotezy),musiałby nieuchronnie pogrążać się w cząstkowości swojego widzenia (fundując sobie ideologię). Jego nadzieje na wolność byłyby coraz bardziej nikłe.

Utrata, zapoznanie powyższego doświadczenia może poważnie zaciemnić i spowodować kryzys Kościoła. Kościół bowiem został ukonstytuowany, jest konstytuowany trwaniem doświadczenia wiary. Kościół w swojej istocie jest kontynuacją faktu, o którym mówimy. W kontekście tym staje się nader wymowne pytanie, które Chrystus postawił przecież nie tylko swoim współczesnym: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę, gdy przyjdzie?” (Łk 18, 8).

Fakt zatem doświadczenia, jego trwanie (czyli żywa kontynuacja), a w konsekwencji – możliwość (a nawet konieczność[3]) jego przekazu, są najgłębszym wyrazem życia chrześcijańskiego, a także uzasadnioną postawą nadziei Kościoła na dar nowych powołań kapłańskich (na dar wszelkiego rodzaju powołań). Powołania do szczególnych zadań w Kościele[4] (np. do bezżenności dla Królestwa Bożego) są darem łaski, ale też – owocem życia chrześcijańskiego ludzkich pokoleń. Łaska Boga – z woli Boga – zbliża się do człowieka konkretnego wielką „rzeką ludzi”, którzy w Niego wierzą, którzy wierzą w Syna Bożego, których jednoczy On w jedności swojej Osoby. Tego nie można zatracić pod żadnym pozorem, a zwłaszcza pod pozorem złudnego przekonania, iż Pan Bóg mnie – jak powiadamy zuchwale – sam prowadzi, bezpośrednio poucza i prowadzi, szepcąc mi niemal do ucha, co mam czynić. Oczywiście, Pan Bóg nie jest niczym ograniczony, może działać w sposób przeróżny. Wybrał jednak pewien sposób, pewną metodę, która wydaje się być podyktowana tym, kim po prostu jest człowiek. Sposób postępowania Boga jest podyktowany nie tyle ograniczeniami występującymi (czy mogącymi wystąpić, co jest niczym nieuzasadnioną hipotezą) po stronie Sprawcy (Boga), ile, i na ogół, podyktowany jest ograniczeniami odbiorcy Bożego działania – człowieka (jako człowieka)!

Spotkać dziś (spotykać wciąż na nowo) Chrystusa to sprawa naszego być albo nie być. Pragnienie spotkania (spotykania) Syna Bożego nie jest zasługą człowieka[5]. Niewątpliwie owo pragnienie przeżywa jednak zawsze i tylko konkretny człowiek. To pragnienie utożsamia się z pewną reakcją odpowiedniości serca na nowość, która staje przed nami jako zupełny dar – dlatego powiadamy: wydarza się. Jedynym rozsądnym posunięciem człowieka, który doświadcza takiego spotkania z nowością, powiedzmy dokładniej – z człowieczeństwem (Bożego Syna) w wyniku którego jego serce żywo reaguje odpowiedniością, jest – po pierwsze: uwaga na owo poruszenie. Prawda pojawia się w jednej chwili, rozbłyskuje w jednym momencie. „Rozpoznaje” ją człowiek na owym podstawowym poziomie, jakim jest reakcja serca na to, co odpowiada pierwotnym wymogom serca poszukującego szczęścia (pełni życia, spełnienia). Po drugie – w posłuszeństwie głosowi serca kulminuje się rozumność i wolność osoby, a jednocześnie powaga, z jaką człowiek traktuje siebie, tzn. rzetelność zainteresowania się sobą, własnym losem. Prawdę „rozpoznaje” człowiek, który z powagą poszukuje związku chwili obecnej własnego życia z jego Przeznaczeniem.

 


[1] Podobne uwagi czyni Arcybiskup Mediolanu kard. Carlo Maria Martini w swojej książce, która jest zapisem rekolekcji wygłoszonych dla jezuitów. Por. C.M. Martini, Życie Mojżesza, życie Jezusa. Paschalne życie chrześcijanina, tłum. ks. A. PAciorek, WAM, Kraków 1995, s. 22-23.

[2] W jakimś stopniu jest to mu zadane. Ostatecznie jednak człowiek pośród rzeczywistości doczesnej pozostaje kimś "bez ojczyzny". Por. L. Giussani, Ruch czyli poruszenie życia, "Zeszyty" nr 1, 1995, 18.

[3] Konieczność wynika z tego po prostu, że człowiek potrzebuje koniecznie racji dla swojego życia. Kard. J. Ratzinger pisze: "Ochrzczono nas w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego, zanim cokolwiek o nich wiedzieliśmy. Dzisiaj nachodzą nas wątpliwości, czy tak powinno być. Odnosimy wrażenie, że w ten sposób uprzedzono i narzucono człowiekowi pewne decyzje, które właściwie on sam winien podejmować. Taka antycypacja wydaje się nam niezbyt dopuszczalną ingerencją w sferę ludzkiej wolności w centralnej dziedzinie kształtowania życia. (...) Zapominamy przy tym jednak, że również o naszym życiu zdecydowano z góry, bez pytania nas, a wraz z życiem o wielu innych rzeczach: kiedy człowiek się rodzi, zostaje przecież z góry określony nie tylko jego byt biologiczny, lecz także język, epoka, jej mentalność, jej system wartości. Nie istnieje życie bez takich z góry określonych elementów. Nie chodzi zatem o to, czy w ogóle mają one być, lecz jakie mają być. Jeśli chrzest przesądza o fakcie umiłowania nas przez odwieczną miłośc, to jakież przesądzenie może być od tego cenniejsze i czystsze? Zadecydowanie z góry o samym tylko fakcie życia jest pozbawione sensu. Może ono stać się starszliwym ciężarem. Czy wolno postanowić z góry o fakcie czyjegoś życia? Jest to uzasadnione tylko wtedy, jeśli uzasadnione jest samo życie - jeśli ożywia je nadzieja wykraczająca poza wszelkie ziemskie lęki". (Bóg Jezusa Chrystusa, tłum. J. Zychowicz, Kraków 1995, s. 41-42)

[4]Tym zadaniem szczególnym jest w istocie świadectwo temu, że jedyną rzeczą godną życia jest życie dla Tego, który jest znaczeniem ludzkiego życia, że "Chrystus jest jedyną rzeczą, ze względu na którą warto, aby istniał świat, że Chrystus jest jedyną rzeczą, ze względu na którą warto, by urzeczywistniała się historia". Zob. L. Giussani, Bóg, czas i świątynia, "Komunia i Wyzwolenie" - Biuletyn nr 3, 1995, 6.

[5]Jest to owoc łaski - czegoś co uprzedza wszystko!


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją