Ślady
>
Archiwum
>
1997
>
Biuletyn (38-39) wrzesieĹ-grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 5 / 1997 (Biuletyn (38-39) wrzesieĹ-grudzieĹ) Listy PrzyjaźŠocala wszystko Edyta Kiedy patrzyĹam na nasze "zgromadzenie" w maĹej alpejskiej miejscowoĹci, nasuwaĹy mi siÄ na myĹl dwa sĹowa: przyjaźŠi jednoĹÄ. PrzyjaźŠz Chrystusem i w Chrystusie, jednoĹÄ z ludĹşmi z ponad 60 krajĂłw, z kilku kontynentĂłw. JednoĹÄ z tymi, ktĂłrych w wiÄkszoĹci nie znam z imienia, nie znam tych kilkuset ludzkich historii, ale wiem, Ĺźe majÄ jedno ĹşrĂłdĹo - wszyscy niesiemy w sercu to samo pragnienie. Kilkaset par oczu uwaĹźnie obserwujÄ cych to, co siÄ wydarza; kilkaset twarzy, a we wszystkich rozpoznajÄ oblicze Tego, ktĂłry nas stworzyĹ. Dlatego wszyscy sa dla mnie tak samo waĹźni - ci, ktĂłrzy mĂłwiÄ tym samym co ja jÄzykiem i ci z odlegĹych, czÄsto egzotycznych krajĂłw. Proste sĹowa, proste spostrzeĹźenia, ale wypĹywajÄ one z przyjaĹşni z Chrystusem. I to wĹaĹnie przyjaźŠsprawiĹa, Ĺźe nie moĹźna byĹo czuÄ siÄ obco w La Thuile. Ta przyjaźŠocala nas i caĹy Ĺwiat od samotnoĹci i zagubienia, o ktĂłre przecieĹź tak Ĺatwo dzisiaj. Kieruje nas na jedyne wĹaĹciwe, prawdziwe tory. Umacnia moje "ja" kaĹźdego dnia. W La Thuile nasza przyjaźŠobjawiĹa siÄ na róşne sposoby: wspĂłlne posiĹki, modlitwa, gĂłrska wÄdrĂłwka, Ĺwiadectwa, wielojÄzyczne rozmowy i wspĂłlna praca. To byĹo tylko piÄÄ dni, ale spÄdzonych tak instensywnie i radoĹnie, Ĺźe nie mogĹam sobie wymarzyÄ piÄkniejszych wakacji. JuĹź pierwszego wieczoru uĹwiadomiĹam sobie, jak waĹźne sÄ dni, ktĂłre mnie czekajÄ . Kiedy zobaczyĹam przechodzÄ cÄ obok naszej polskiej grupy drobna postaÄ ks. Giussaniego nie wiedziaĹam jeszcze jakie sĹowa skieruje do nas, ale byĹam pewna, Ĺźe bÄdÄ to sĹowa, ktĂłre mnie poruszÄ i zadziwiÄ - jak zawsze. Te sĹowa doskonale przekĹadajÄ siÄ na Ĺźycie i na rzeczywistoĹÄ, ktĂłra nas otacza. Kilka tygodni temu, podczas SzkoĹy WspĂłlnoty opowiadaliĹmy o naszym spotkaniu z Ruchem. PrĂłbowaliĹmy teĹź odpowiedzieÄ sobie na pytanie: co byĹo dla kaĹźdego z nas "momentem przeĹomowym", w ktĂłrym uĹwiadomiliĹmy sobie w peĹni naszÄ przynaleĹźnoĹÄ do Chrystusa i to, Ĺźe nie sposĂłb nie iĹÄ na nastÄpnÄ SzkoĹÄ WspĂłlnoty, aby doĹwiadczyÄ tej ObecnoĹci i PrzyjaĹşni. Dla mnie takim wydarzeniem byĹ niewÄ tpliwie wyjazd do La Thuile. Jestem wdziÄczna Chrystusowi, don Giussaniemu i wszystkim moim przyjacioĹom za to, co sie wydarzyĹo i co siÄ nieustannie wydarza nadal. I jeszcze jedno. Nikomu nie brakuje w codziennym Ĺźyciu trosk i zmartwieĹ. Ja nie jestem wyjÄ tkiem. BywajÄ chwile, kiedy wydaje siÄ, Ĺźe pewnych przeszkĂłd nie uda siÄ pokonaÄ, ale w gĹebi serca wiem, Ĺźe to co dla nas ludzi jest niemoĹźliwe, dla Boga staje siÄ moĹźliwym. Przypominam sobie po raz kolejny sĹowa z La Thuile: nawet najbardziej dramtayczna okolicznoĹÄ staje siÄ pozytywna, jeĹli rozpoznajemy w niej Chrystusa obecnego - jeĹli On jest dla nas punktem wyjĹcia. Warszawa |