Ślady
>
Archiwum
>
1997
>
Biuletyn (34) styczeĹ - luty
|
||
Ślady, numer 1 / 1997 (Biuletyn (34) styczeĹ - luty) Z Ĺźycia KoĹcioĹa Albania - pewien poczÄ tek pomiÄdzy niebem i morzem Niebo i morze, jest to historia morza i nieba zwiÄ zana z siostrÄ zakonnÄ MarcelÄ , rodem z Busto Arsizio (WĹochy), ktĂłra przepĹynÄĹa KanaĹ Otranto, aby dotrzeÄ do swojej placĂłwki misyjnej w gĂłrach Albanii. Andrea Costanzi Z nastaniem wieczora, po kÄ pieli w niezwykle czystych wodach Adriatyku, dociera jeepem na szczyt gĂłry i wnikliwie wpatruje siÄ w niebo, ktĂłre gdy jest bezchmurne za poĹrednictwem sieci wybrzeĹźa pulijskiego pozwala jej nawiÄ zaÄ kontakt przez telefon komĂłrkowy. Siostra Marcela Catoza, trzydziestotrzyletnia franciszkanka alcantarina, z wyksztaĹcenia pielÄgniarka i teolog w zakresie misjologii, mieszka w Babice-Madhe, w osadzie liczÄ cej trzy tysiÄ ce mieszkaĹcĂłw, w odlegĹoĹci 6 km od portu Valona, do ktĂłrego przybija wĹoski prom i z ktĂłrego "odpĹywajÄ " marzenia licznych AlbaĹczykĂłw poszukujÄ cych nowego Ĺźycia. Ĺťyje wespóŠz dwiema siostrami: s. PaulÄ -BenedyktÄ , jej rĂłwieĹniczkÄ , ktĂłra zanim wstÄ piĹa do zakonu pracowaĹa w warsztacie naprawczym oraz z s. KatarzynÄ , ktĂłra przez trzydzieĹci lat byĹa przeĹoĹźonÄ pielÄgniarek w szpitalu w Anzio.
MĹodzieĹź Studencka (GioventĹŻ Studentesca - GS) Opowiadanie s. Marceli siÄga pamiÄciÄ jej czasĂłw w Gs. "JuĹź wtedy myĹlaĹam o misjach. Przez cztery lata studiowaĹam medycynÄ w Mediolanie. NastÄpnie, dziÄki mojej przyjaciĂłĹce, ktĂłra wstÄ piĹa do klasztoru klarysek w Terni, zetknÄĹam siÄ z doĹwiadczeniem franciszkaĹskim. PostawiĹam sobie pytanie: dlaczego ktoĹ majÄ cy 23 lata, bÄdÄ c bliski uzyskania dyplomu lekarskiego decyduje siÄ pozostawiÄ wszystko, takĹźe nasze towarzystwo? Z tej racji udaĹam siÄ do ks. Giussaniego i zapytaĹam go: "co mam czyniÄ?". OdpowiedĹş byĹa prosta: BÄ dĹş posĹuszna rzeczywistoĹci, ktĂłrÄ spotkaĹaĹ. Nie zamierzaĹam zostaÄ siostrÄ zakonnÄ . Ale dziÄki postawie posĹuszeĹstwa i dziÄki wychowaniu otrzymanym w ruchu mogĹam pĂłjĹÄ na caĹego w tym, co mi siÄ wydarzyĹo. Po dwu latach weryfikacji znĂłw udaĹam siÄ do ks. Giussaniego i powiedziaĹam: "Jestem gotowa. WstÄpujÄ do zakonu". On popatrzyĹ na mnie i powiedziaĹ: "IdĹş, i pamiÄtaj, Ĺźe pierwszym ubogim jest Chrystus". W tych sĹowach odsĹaniaĹ siÄ program mojego Ĺźycia: Chrystus, spotkanie z nim. DziaĹo siÄ to w styczniu 1988 roku".
Morze przybliĹźyĹo siÄ dziÄki szkole pielÄgniarskiej w Pescarze, a staĹo siÄ czymĹ ogromnym wraz z dotarciem na wybrzeĹźe Puglii pierwszych uciekinierĂłw z Albanii, gdzie siostry franciszkanki alcanterine przeznaczyĹy klasztor na sierociniec. S. Marcela przebywaĹa wĂłwczas w Maglie, w okolicach Lecce. "DzieĹo to zrodziĹo siÄ z potrzeby, jaka zapukaĹa do naszych drzwi - kontynuuje s. Marcela: przybycie tysiÄcy mĹodych uciekinierĂłw z ich Kraju z nadziejÄ na lepsze Ĺźycie, z nadziejÄ ktĂłra szybko roztrzaskiwaĹa siÄ na przednich szybach naszych aut na skrzyĹźowaniu drĂłg. Na poczÄ tku przyjmowaĹyĹmy tych mĹodych ludzi. NastÄpnie, w paĹşdzierniku 1991 roku, przeĹoĹźona prowincjalna i przeĹoĹźona domu w Maglie wyruszyĹy do Albanii. W grudniu pojechaĹyĹmy we dwie: ja i druga siostra, ktĂłra dopiero co powrĂłciĹa z Nikaraguy, a ktĂłra po kilku dniach pobytu tam powiedziaĹa mi: "Nikaragua 10 lat wstecz byĹa mniej spustoszona niĹź Albania".
Przybycie do Valona Pierwsze cumowanie w porcie Valona uderzyĹo s. MarcelÄ niezwykle mocno: "PomijajÄ c zniszczenia materialne - zardzewiaĹe statki, zrujnowane domy bez wody i ĹwiatĹa, tym co najbardziej mnie uderzyĹo byĹ wyraz twarzy tutejszej ludnoĹci: twarze pozbawione Ĺźycia, i to zarĂłwno u osĂłb starszych, jak i u dzieci. PiÄÄdziesiÄ t lat dyktatury Envera Hoxy wywarĹo niszczÄ ce skutki w ĹwiadomoĹci ludzi. Zranieni w ich toĹźsamoĹci, ocaliwszy Ĺźycie w jego najbardziej podstawowym wymiarze, ludzie ci wydawali siÄ byÄ wyzuci ze wszystkiego, pozbawieni osobistego pytania. Przez piÄÄdziesiÄ t lat wierzyli w to, co im wmawiano: Ĺźe ĹźyjÄ na szczÄĹliwej wyspie. Tymczasem wszystko byĹo zafaĹszowane, na pierwszym miejscu relacja czĹowieka z rzeczywistoĹciÄ ".
Dzisiaj, w kilka miesiÄcy po wyborach, sytuacja Albanii nadal nie jest Ĺatwa do opisania. Prezydent Sali Berisha, ktĂłry uwaĹźa siebie za demokratÄ, byĹ osobistym kardiologiem dyktatora, a zwyciÄĹźyĹ na skutek oszust wyborczych. PewnÄ przesadÄ byĹoby stwierdzenie, Ĺźe KoĹcióŠjest tu dobrze przyjmowany...
"Naszym pierwszym krokiem byĹa proĹba skierowana do Nuncjusza, abyĹmy mogĹy odpowiadaÄ na istniejÄ ce potrzeby, oferujÄ c naszÄ gotowoĹÄ pracy dla KoĹcioĹa. ZaczÄĹyĹmy zajmowaÄ siÄ sierociĹcem. Kiedy przybyĹyĹmy do Valony znalazĹyĹmy tam piÄÄset dzieci. Pracownicy sierociĹca poinformowali nas, Ĺźe od lat zakorzeniĹa siÄ praktyka wykorzystywania tych dzieci jako dawcĂłw organĂłw. W marcu 1992 roku wezwaĹ nas Nuncjusz, kierujÄ c do nas proĹbÄ, aby dwie z nas, ktĂłre jesteĹmy pielÄgniarkami, podjÄĹy pracÄ w szpitalu. TrafiĹam na oddziaĹ reanimacji dzieciÄcej. W Valonie mieszkaĹyĹmy przy rodzinie albaĹskiej, ktĂłra wynajÄĹa nam mieszkanie. Wreszcie Nuncjusz poprosiĹ nas, abyĹmy zaczÄĹy nawiÄ zywaÄ bardziej bezpoĹrednie kontakty z ludĹşmi. W ten sposĂłb otworzyĹyĹmy przychodniÄ lekarskÄ w Babice-Madhe, w gĂłrach Logora. PoznaĹyĹmy najstarszych mieszkaĹcĂłw osady, przedstawicieli wspĂłlnoty prawosĹawnej i rodzin muzuĹmaĹskich stanowiÄ cych 98% tamtejszej ludnoĹci. Oddali do naszej dyspozycji dawne przedszkole, doszczÄtnie zniszczone, ale z moĹźliwoĹciÄ odbudowania i podwyĹźszenia o jedno piÄtro. PotrzebowaĹyĹmy wszystkiego, a nie miaĹyĹmy nic. ZwrĂłciĹyĹmy siÄ zatem do naszych przyjacióŠz WĹoch. SzczegĂłlnie zaangaĹźowali siÄ moi przyjaciele z Busto Arsizio, zbierajÄ c fundusze i docierajÄ c do wielu osĂłb. W ciÄ gu trzech lat, pod okiem s. Paoli Benedetty, pobudowaĹyĹmy nasz dom, pracujÄ c jako murarze, cieĹle itd... Pracujemy aĹź do wieczora. O szĂłstej wracamy do misji w Valonie, gdzie znajdujÄ siÄ dwaj wĹoscy zakonnicy SĹudzy Maryi, ktĂłrzy odnowili stary koĹcióŠkatolicki, zamieniony w czasach reĹźimu na teatr lalek. Jest to jedyna parafia w caĹej poĹudniowej Albanii. Dla nas zaĹ jest to jedyna moĹźliwoĹÄ przystÄpowania do sakramentĂłw w pobliĹźu domu... kilka minut jazdy jeepem".
OddaÄ "wĹasny czas" "Prowadzenie przychodni - kontynuuje jak burza, bez zbÄdnych komentarzy s. Marcela - naleĹźy do mnie i do s. Katarzyny. Leczymy oparzenia, problemy skĂłrne, tyfus i paratyfus, zapalenie pĹuc, opatrujemy rany, zĹamania... Przychodnia staĹa siÄ miejscem, w ktĂłrym znajduje siÄ ktoĹ, kto poĹwiÄca swĂłj czas dla innych i ludzie "wykorzystujÄ " to, w takim sensie, Ĺźe przychodzÄ nie tylko w sprawach medycznych. W tÄ naszÄ inicjatywÄ zaangaĹźowaĹyĹmy wiele osĂłb, otrzymujÄ c lekarstwa i aparaturÄ, a w minione wakacje zorganizowaĹyĹmy dwa turnusy pracy, aby zakoĹczyÄ roboty i wykonaÄ niezbÄdne zabezpieczenia przed bĹotem, w ktĂłrym topimy siÄ w czasie opadĂłw. Przychodnia czynna jest codziennie przed poĹudniem, po poĹudniu tylko w nagĹych wypadkach. Po obiedzie chodzimy po domach, odwiedzajÄ c rodziny. Kilku lekarzy ze szpitala z Valony zgĹosiĹo chÄÄ wspĂłĹpracy z nami. LudnoĹÄ tutejsza nie ma zaufania do szpitali. Lekarze kaĹźÄ sobie pĹaciÄ nawet za usĹugi wolne od opĹat. Rutynowo na przykĹad przeprowadzajÄ porody metodÄ cesarskÄ , gdyĹź jest to niezwykle dochodowa praktyka. NiektĂłrzy moi przyjaciele z czasĂłw studiĂłw medycznych zaoferowali siÄ, Ĺźe przybÄdÄ , aby przeprowadziÄ specjalistyczne badania. Ciekawe co zrobiÄ pozbawieni caĹej wspĂłĹczesnej diagnostyki! Tutaj trzeba mieÄ wielkie doĹwiadczenie kliniczne, albowiem nawet przeĹwietlenia sÄ wielkim luksusem".
"W pewnym momencie zdaĹyĹmy sobie sprawÄ, Ĺźe przychodnia nie odpowiada w peĹni napotykanym oczekiwaniom. Dzieci zaczÄĹy szukaÄ kontaktu z nami, prosiĹy, aby mogĹy z nami byÄ. DziÄki zaangaĹźowaniu pewnej nauczycielki nauczania poczÄ tkowego z Busto Arsizio, Chichi Gallazzi, zmarĹej niedĹugo potem na raka, byĹyĹmy w stanie poszerzyÄ strukturÄ domu, wydzielajÄ c pomieszczenie dla dzieci. Ona to, kierujÄ c siÄ pragnieniem, aby takĹźe dzieciom albaĹskim mogĹo wydarzyÄ siÄ to, co wydarzyĹo siÄ jej uczniom, uruchomiĹa niezwykĹy ĹaĹcuch pomocy".
Mimmo i Antonello A ruch? S. Marcela odkrywa, Ĺźe dwaj fizjoterapiĹci ze wspĂłlnoty z Pescary jeden tydzieĹ w miesiÄ cu pracujÄ w misji Ks. Orione na poĹudnie od Tirany.
"PierwszÄ myĹlÄ byĹa ta: to jest Ĺaska. Ja, ktĂłra pozostawiĹam towarzystwo ruchu, aby pĂłjĹÄ za charyzmatem Ĺw. Franciszka, odnajdujÄ je w mojej ziemi misyjnej.
Mimmo i Antonello razem ze swoimi rodzinami przybyli do naszego domu, ktĂłry znajduje siÄ dwie godziny jazdy od ich miejsca pracy, i zaprosili nas do wspĂłlnej lektury punktĂłw wprowadzajÄ cych w SzkoĹÄ wspĂłlnoty. S. Katarzyna i s. Paola byĹy bardzo zadowolone, Ĺźe przybyĹ ktoĹ, kto z takim entuzjazmem mĂłwi o Chrystusie. Mimmo i Antonello zmienili wrÄcz swĂłj harmonogram pracy i spÄdzajÄ parÄ dni w miesiÄ cu razem z nami. W lipcu [1996] zorganizowali pierwsze publiczne spotkanie ruchu, w ktĂłrym wziÄĹo udziaĹ czterdzieĹci osĂłb". W paĹşdzierniku odbyĹ siÄ po raz pierwszy dzieĹ inauguracji roku pracy ruchu. S. Marcela, s. Katarzyna i s. Paola, aby czÄĹciej kontaktowaÄ siÄ ze swymi nowymi przyjaciĂłĹmi, zdecydowaĹy siÄ na zainstalowanie anteny parabolicznej na dachu domu. "Niebo" jest ciÄ gle w zasiÄgu
tĹum. Krystyna Borowczyk |