Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1995 > Biuletyn (27) grudzień

Ślady, numer 4 / 1995 (Biuletyn (27) grudzień)

Z życia Ruchu

Assemblea - pytania i odpowiedzi

Michele Faldi


Często spotykamy się z formułowanym na różne sposoby (również w środowiskach kościelnych) zastrzeżeniem, że przylgniecie i pójście za charyzmatem (jako metoda płynąca z wiary) nie wyczerpuje doświadczenia Kościoła. Że trzeba by zbierać i sumować w swoim życiu różne doświadczenia. Jak odpowiedzieć na tego typu zastrzeżenia?

 

M. Faldi: Pytanie pokazało problem, który nie jest typowy tylko w Polsce, ale jest typowy w każdym kraju tam, gdzie jest Ruch. Czyli przyjmuje się fakt, że ktoś jest z Ruchu i mówi się mu: „dobrze żyj tym swoim doświadczeniem Ruchu”, ale uznaje się to jako doświadczenie cząstkowe.

Przepraszam, ale czy uczestnicząc w Ruchu doświadczamy w całości faktu chrześcijańskiego czy nie? Na pewno tak. Gdyby było inaczej trzeba by powiedzieć człowiekowi, który ma się pobrać, że najpierw musi próbować wiele doświadczyć, żeby zrozumieć jaka jest ta osoba dla niego. Mężczyzna wiąże się z jedna kobietą a nie z pięćdziesięcioma. I w tej więzi z konkretną, jedyną kobietą, doświadcza całości więzi między mężczyzną a kobietą. I ten szczegół, ten moment, jest uświęcony czyli uznany jako święty przez sakrament.

Pod tym względem istotne jest to, co czyni Kościół przez chrzest czyli moment wkroczenia Chrystusa w historię osobistą. Ostatecznie życie jest nam dane tylko po to, abyśmy uświadomili sobie to, co się nam wydarzyło w chrzcie. To zobaczycie w sposób szczegółowy kiedy będziecie czytać trzeci tom Szkoły Wspólnoty, kiedy będzie mowa o Kościele i sakramentach.

Wracając do pytania: Szczegół i konkret, który my przezywamy, czyli moje życie, które żyje w wydarzeniu Ruchu nosi ze sobą całość świata. Mówiliśmy rano: znak i tajemnica są tym samym. Więc tam, w takim małym szczególiku, tam gdzie ja żyję, dzięki temu co spotkałem, doświadczam całości Kościoła. W historii Kościoła tak było zawsze. Są momenty historyczne, w których całość Kościoła została ocalona przez szczegóły, pewne szczegóły.

W IV w. kiedy herezje wstrząsnęły Kościołem tylko małe, niektóre małe punkty stawiły opór. W tych małych punktach była całość Kościoła. W średniowieczu kiedy powstawały zakony – benedyktyni, czy franciszkanie czy dominikanie – te szczegóły, czyli te zakony nosiły ze sobą całość Kościoła. Potem dalej w czasie szczególna formą, która nosiła całość Kościoła była parafia. W tym wieku dar Ducha Świętego, tak jak się objawia, jest darem ruchów. Do tego stopnia, że Jan Paweł II kilka lat temu powiedział, że „Kościół jest tak jak ruch” czyli, że dynamizm Kościoła jest taki jak dynamizm Ruchu. Tak jak niewolno powiedzieć franciszkaninowi czy dominikaninowi, że to czym żyje nie wystarczy, żeby doświadczyć Kościoła, tak też nie wolno tego mówić uczestnikowi naszego Ruchu. Ostatnia uwaga trochę polemiczna jest taka, że obiekcja, którą referował Marek zwykle jest postawiona przez tych, którym nie leży na sercu wolność chrześcijanina.

 

Twoja dzisiejsza wypowiedź przybliżyła nam to o czym mówił ks. Giussani w czasie spotkania w La Thuile. Chciałbym jeszcze, korzystając z Twojej obecności, abyś pomógł nam w zrozumieniu, jeszcze bardziej, co to znaczy, że wiara jest utożsamieniem się z pewnym spojrzeniem, że wiara jest wędrówką spojrzeń. Tak nazwał ks. Giussani ten nowy tekst, który wygłosił. Jakie to ma znaczenie w pedagogii wiary, wzroście osoby. Na czym polega ten wzrost, ten zwrot, którego mamy dokonać z poznania intelektualnego na przylgniecie afektywne.

 

M. Faldi: Piękne pytanie. Na to pytanie nie da się odpowiedzieć teraz w pięć minut. Jestem pewny, że jeżeli w tym roku będziemy kroczyć tak jak Ruch nam wskazuje, pracując poważnie, odkryjemy tę odpowiedź w naszym życiu. A będzie o wiele ciekawsze dawanie odpowiedzi uchwycając tę odpowiedź we własnym doświadczeniu, nie tylko mówienie o tym.

Ja chciałbym wypunktować tylko pewne rzeczy, które dziś juz się wyłaniały. Wydaje mi się, że w tym okresie troska ks. Giussaniego jest następująca: „to jest pozwolić nam wszystkim odczuć, że treść naszego doświadczenia, to z czego nasze doświadczenie się składa nie jest abstrakcją ani ideą, ani nie jest szeregiem reguł. To nie jest szereg przykazań i kryteriów, które mogę przyswoić, których mogę się nauczyć, żeby później starać się je stosować o tyle, o ile daję radę, o tyle, o ile jestem zdolny w swoim życiu. Gdyby tak było, gdyby to było chrześcijaństwo, Piotr i tych jedenastu, którzy byli z nim nie zostaliby z Chrystusem. Nie zostaliby z Nim ponieważ nie mogli zrozumieć tych kryteriów i tych kryteriów zastosować w życiu.

I faktycznie Jezus w dramatycznym dialogu, który prowadzi z Piotrem w J 21 nie rozlicza i nie pyta o błędy, które Piotr popełnił. Bierze pod uwagę to, że Piotr zaparł się go trzykrotnie kilka dni wcześniej. Nie rozlicza i nie pyta go czy on wie jakie są reguły i jakie są kryteria. Wie doskonale, że ta osoba, którą ma przed sobą popełniła błąd i dalej popełnia błędy. On stawia inne pytanie. Pyta o coś innego. Pyta: „Szymonie, czy ty mnie kochasz?”. Czy rozumiecie różnicę? To jest przywiązanie, tu serce jest pobudzone a nie zdolność. I trzykrotnie Jezus stawia to pytanie. A więc czy rozumiecie dlaczego Piotr ma taka twarz jak widać? Ponieważ usłyszeć od tego, za którym on szedł, to pytanie trzykrotnie zadane - „czy ty mnie kochasz?” – to jest dużo więcej niż usłyszeć. „Ile razy popełniono błędy”.

Wydaje mi się, że ten krok, to wskazanie, które nam Giussani wszystkim pokazuje, polega na tym, abyśmy się utożsamiali coraz bardziej ze spojrzeniem Piotra. Aby nasze życie nie było zdeterminowane regułami czy zachowaniami, które trzeba mieć lecz żeby nasze życie mogło patrzeć na swoje przeznaczenie. Ponieważ my też każdego dnia jesteśmy pytani „Czy ty mnie kochasz?”.

To wszystko co zostało dzisiaj powiedziane, to było opowiadane wiele razy w życiu tych ludzi, którzy dzisiaj opowiadali – dając świadectwo – przeznaczenie objawiło się i zostali zapytani: „Czy ty mnie kochasz?”. W tej chwili jakby do każdego z nas skierowano pytanie: „Czy ty mnie kochasz?”. Moglibyśmy różne odpowiedzi dać: nie umiem, nie jestem zdolny, nie mam przyjaciół, mój odpowiedzialny mnie nie zauważa; te normalne odpowiedzi, które my wszyscy dajemy odnośnie Ruchu. Ponieważ my traktujemy ludzki, których mamy wokół siebie i Ruch właśnie w ten sposób. Traktujemy jako coś w stosunku do czego my musimy  mieć kryteria, które umiemy lub jeszcze nie umiemy zastosować, które znamy lub jeszcze nie znamy. I dlatego z tego powodu zazwyczaj w życiu naszej wspólnoty grozi taka ociężałość ponieważ to życie nie jest wydarzeniem. Natomiast wydarzeniem jest obecność, która cię pyta: „Czy ty mnie kochasz?”. Taki jaki jesteś, z niezdolnością, którą masz ( z brakiem dobrej woli, itd.) Czy ty kochasz to wydarzenie, które ci się zdarzyło – w tej formie, w której ci się wydarzyło. Ponieważ jeżeli na to pytanie odpowiada się tak z całego serca to wówczas jedynym pragnieniem jest troska o spojrzenie Piotra.

Innymi słowami, ważne jest to, co usłyszeliśmy dzisiaj rano. A mianowicie, zostało nam przypomniane, że nie jest wcale ani oczywiste, ani łatwe robić Szkołę Wspólnoty. Zazwyczaj tak normalnie w stosunku do prowokacji, które Ruch do nas kieruje, my jesteśmy w zupełnie innym miejscu, sami nie jesteśmy zdolni dokonać niczego. Zmiana dokonuje się kiedy człowiek odpowiada „tak” na pytanie „Czy ty mnie kochasz?”.

Z miłości jesteśmy gotowi nawet na śmierć. To nie jest metafora lecz rzeczywistość. To do czego jesteśmy powołani, to jest rzeczywistość. Dlatego musimy sobie nawzajem pomóc, to znaczy wspierać się wzajemnie w tej samej sprawie. Ponieważ można pomóc sobie nawzajem tylko jeżeli próbuje się robić razem tę samą rzecz. Inaczej, jak się robi dwie różne rzeczy nie da się sobie pomóc. Spróbujcie płynąć łodzią i jeden wiosłuje w jedną stronę, a drugi wiosłuje w drugą stronę. Gdzie dopłyniecie?

 

Ks. Giussani w La Thuile, w tekście, który nam dzisiaj pomogłeś rozumieć, powiedział między innymi: „Wszystko jest jednością i każdego dnia jesteśmy zaproszeni, aby doświadczać tego, że wszystko jest jednością”. Bardzo często też mówi takie słowa, że: „jedność wierzących jest największym cudem”.

Kiedy słyszymy te słowa w takim momencie jak dzisiaj kiedy uczestniczymy w takim wydarzeniu, moje serce mi mówi – to jest prawda, to jest odpowiedź na tęsknotę, na pragnienie mojego serca. Ale bardzo często, poza tym momentem, ja widzę jak tę jedność rozbijam, np. często w taki głupi sposób, „dlaczego mam słuchać tych ludzki? Dlaczego mam słuchać tego odpowiedzialnego?, dlaczego mam iść za tym, co mi Ruch mówi?” I w ten sposób dystansuję się do tego, co chwilę wcześniej odczytałam jako odpowiedź. Uważam, że propozycja, to co mi Ruch proponuje, to do czego mnie wychowuje, uważam to za roszczenie i wobec tego się dystansuję.

Co robić, jak sobie pomagać, aby ciągle na nowo odnajdywać tę odpowiedź, którą właśnie przeczuwam, którą widzę właśnie w takich momentach wydarzeniowych jak dzisiejszy? Jak właśnie ciągle na nowo w to się angażować?

 

M. Faldi: To, o czym powiedziała Krystyna jest tez decydujące z historycznego punktu widzenia. W Ruchu zawsze było to decydujące. Dzisiaj rano nie mówiłem o tym ponieważ nie ma o tym w tekście. Ale Giussani mówił o pewnym fakcie z 68 r. Wy nie macie pojęcia co to było w 68 r. W Mediolanie było 8-9 tyś. W Ruchu, z których pozostało od 50 do 60 osób. Kto tam pozostał? Czy najmądrzejsi, najlepsi, najbardziej konsekwentni moralnie? Nie. Nie pozostali ci, którzy potrafili pięknie mówić i potrafili dobrze zrozumieć rzeczywistość. Pozostali tylko ci, którzy byli osobiście związani z ks. Giussanim.

I to ma taką wymowę: zbawienie człowieka, ocalenie człowieka przychodzi przez jedność. To jest jedyna możliwość! Jedyna możliwość zbawienia i ocalenia jest zawarta w jedności wydarzenia, które spotkałeś. To jest ta sama jedność, która zachodzi pomiędzy ojcem a synem. Syn może zauważyć w pewnym punkcie swojego życia, że ojciec jest draniem, jest mordercą. Według was, jak on na niego popatrzy? On powie: „jest moim ojcem”. Jest czynnik, który jest silniejszy niż cały błąd, który drugi może popełnić. Jest czynnik, który jest wygrywający, który ma większa wartość niż cały błąd, niż całe zło, które drugi człowiek może mi uczynić. To co wygrywa, i ocala, to co zbawia jest właśnie tym czynnikiem.

I to trzeba zauważyć, że jedność nie jest wynikiem budowania, nie jest mówieniem: „teraz postanowimy, że jesteśmy jednością, wiec podejmujemy wysiłek abyśmy byli jedno”. Jeżeli tak robimy to donikąd nie dojdziemy. Ja bynajmniej nie jestem w jedności z tobą ponieważ rozumiemy się, mamy sympatię do siebie, mamy uzupełniające się charaktery albo robimy coś razem. Natomiast jestem w jedności z tobą, ponieważ ja i ty jesteśmy pochwyceni przez coś, co jest większe niż my i co pochwyciło i mnie i ciebie.

A więc ja patrzę na ciebie tak samo jak patrzę na samego siebie. Dlatego jesteśmy razem ponieważ ktoś inny pochwycił mnie i pochwycił ciebie. Sposób, który mamy, żeby sobie nawzajem pomóc w tej świadomości nazywa się „pójściem za”. I jedyna możliwością, którą mamy żeby to osiągnąć, jest prosić o to ponieważ jedność jest prezentem, jest darem, jest łaską.

Nawet w tej więzi, która w młodych latach wyglądała na najbardziej sielankową, tj. więź między mężczyzną a kobietą, po kilku latach męczy się po prostu. Im bardziej idzie się dalej z czasem, tym bardziej poznaje się wady drugiego człowieka i tym bardziej te wady stają się przeszkodą. I faktycznie ta więź potrzebuje sakramentu małżeństwa.

Jeżeli jest więc tak w małżeństwie, to dotyczy to również związków między kolegami i między przyjaciółmi, między tymi, którzy zostali dotknięci tym faktem, tak jak my. I dlatego o jedność musimy prosić, ponieważ nie jesteśmy w stanie jej zbudować. Jak sobie popatrzymy, nikt z nas nie umożliwił tego spotkania dzisiaj. Zostało nam dane dzięki jedności, którą przezywamy. Prośmy o to. A to znaczy – módlmy się o to.

I pomóżmy sobie nawzajem poprzez narzędzia, które Ruch nam daje. Zastanówmy się nad uwagą, którą czyni Giussani. „W czasie 40 lat doświadczenia, nigdy nie poznałem osoby, która odchodząc z Ruchu stałaby się lepsza”. A można odejść z Ruchu nawet pozostając w Ruchu ponieważ można zacząć selekcjonować w Ruchu to, co mnie interesuje, od tego co mnie nie interesuje: to, na co mnie stać, od tego czego mi się nie chce; pewne sprawy, o których pozwolę autorytetowi, żeby decydował o nich, ponieważ mi się to opłaca, a inne sprawy pozostawiam dla siebie, ponieważ to są moje sprawy prywatne. To też są formy odejścia z Ruchu, a odchodząc nikt nie stał się lepszy.

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją