Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1993 > Biuletyn (12-13) styczeń / marzec

Ślady, numer specjalny / 1993 (Biuletyn (12-13) styczeń / marzec)

Teksty ks. Giussaniego

Decyzja na życie

Część pierwsza. Rozpoznanie oczywistości faktu

L. Giussani


Fundament

Istnienie reprezentuje przede wszystkim decyzję dotyczącą tego, co rozpoznaje się jako własny fundament: a tego rodzaju decyzja jest wydarzeniem, które jawi się ciągle na nowo jako propozycja. Chodzi o odnalezienie owego unum necessarium, tej jedynej koniecznej rzeczy, tzn. czegoś, co rozpoznajemy jako znaczenie nas samych, a przez to fundament tego wszystkiego, co czynimy.

Jest taki fragment w Ewangelii św. Łukasza, który dobrze potwierdza prymat tego rodzaju decyzji odnośnie do własnego fundamentu, który jest zatem prawdziwym fundamentem życia.

„W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie.

Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: «Panie, czy ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego…» (Łk 10, 38-42). Tym, co adekwatnie wyznacza granice takiej decyzji nie jest w żadnym razie ani jakiś obraz zycia ani próba aktywności, z czym – w jednej lub drugiej postaci – człowiek mógłby się związać. Gdy tak się dzieje, nasze życie w nieuchronny sposób doświadcza niedosytu płynącego z braku mocnego korzenia (trwałego fundamentu).

Fundamentem jest Ten, który – jak mówiła Matka synów Machabejskich – powołuje „do istnienia rzeczy nieistniejące”. On jest przedmiotem rozpoznania [owego fundamentu], poszukiwanym przynajmniej nieświadomie, na którym zaczyna istnieć, tworzyć się konsystencja nas samych.

W Starym Testamencie dialog Boga z Hiobem jasno pokazuje jak bardzo człowiek, o ile potrafi obserwować otaczający go świat i naturę rzeczy, powinien skłaniać się ku rozpoznawaniu owej potężnej dłoni, kierującej życiem, a która to dłoń nie należy ani do niego samego, ani do żadnego innego człowieka.

„Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz, jeżeli znasz mądrość. Kto wybadał jej przestworza? Wiesz kto ją sznurem wymierzył? Na czym się słupy wspierają? Kto założył jej kamień węgielny ku uciesze porannych gwiazd, ku radości wszystkich synów Bożych? Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdym chmury mu dał za ubranie, za pieluszki ciemność pierwotną? Złamałem jego wielkość mym prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę. I rzekłem: Aż dotąd, nie dalej. Tu zapora dla twoich nadętych fal. Czyś w życiu rozkazał rankowi, wyznaczył miejsce jutrzence, by objęła krańce ziemi, usuwając z niej grzeszników? Czy dotarłeś do zbiorników śniegu? Czy widziałeś zbiorniki gradu? Na czasy gniewu je chowam, na dzień utarczki i wojny. Czy nie tędy światło zachodzi, rozsyłając wichry po świecie? Kto kopał kanały ulewne lub drogę chmurze z grzmotem, by padał deszcz na pustkowiu w pustyni zupełnie bezludnej, chcąc pustynię bezludną nasycić, zasilić rosnącą tam trawę? Czy deszcz także ma ojca? A kto zrodził krople rosy? Z czyjego łona lód wyszedł? Kto rozmnożył szron z nieba? Kto jak woda krzepnie na kamień, powierzchnia głębiny się ścina? Czy połączysz gwiazdy Plejad? Rozluźnisz więzy Oriona? Czy wypuścisz o czasie Gwiazdę Poranną? I wywiedziesz Niedźwiedzicę z dziećmi? Czy znane ci prawa niebios, czy wyjaśnisz ich pismo na ziemi? Czy głos swój podniesiesz do chmur, by cię ulewa przykryła?” (Job 38, 2-13, 22-34).

Problemem życiowym jest relacja z Bogiem. Lecz nawet powiedzenie tego nie jest jeszcze wystarczające do tego, aby wyjaśnić jak bardzo owa relacja jest konstytutywna dla ludzkiego „ja”, dla osoby. Sprawą życia jest więc Bóg, który stał się faktem historycznym, Bóg historii. Przez to manifestuje się wiara: przez rozpoznanie Jego obecności wewnątrz naszej historii.

Przylgnięcie

Obiektywność historii Bożej, którą rozpoznajemy w naszym życiu poprzez wiarę, zostaje najpełniej poświadczona przez jedną rzecz: poprzez nasze przylgnięcie. Całe życie zostaje spotęgowane poprzez „przylgnięcie do”, co się wyraża w przygarnięciu pewnej obiektywnej sytuacji, w której zajaśniał jakby znak naszej konsystencji, tzn. w której wartość wiary objawiła się w przekonywujący sposób.

Cała reszta zatem zaczyna żyć zupełnie nowym blaskiem, w odmienionych barwach, wewnątrz owej ostatecznej, najwyższej obiektywności, jakiej się poddajemy.

Jezus w Ewangelii powiada: „Kto zatem przyzna się do Mnie przed ludźmi, i ja przyznam się do niego przed Ojcem moim, który jest w niebie”. A fakt bycia rozpoznanymi przez Ojca, który jest w niebie oznacza, iż budujemy coś trwałego, co jest w stanie przedrzeć się przez zaporę czasu – wiatr gotowy do skruszenia kolei rzeczy!- coś, co nie ulegnie zniszczeniu.

Każdy człowiek, niezależnie od sytuacji w jakiej się znajduje, nie może nie pragnąć własnej trwałej realizacji, jakkolwiek by ją sobie wyobrażał i jakie imię by jej przypisywał.

Stąd też najważniejszy dla ludzkiego serca argument, jakim jest właśnie trwałość własnego spełnienia, pewność naszego przeznaczenia, możliwość osobistej doskonałości, bez wątpienia stanowi decydujący moment owego przylgnięcia.

Pewność bowiem własnego spełnienia spoczywa w obiektywności historii, w której Bóg stał się Obecnością, zawiera się więc w tej definitywnej formie, poprzez którą owa historia zaangażowała nas i porwała w sposób najbardziej osobisty. Zatem prosty, zwyczajny gest przylgnięcia do tego rodzaju formy, do owego kompleksu przypadłości i sytuacji – gest tego rodzaju posłuszeństwa – przedstawia mądrość z jaką twórcza moc potęgi Boga wyraża się, przenika i ogarnia naszą wolność. Ta przygodność, w jakiej się odnajdujemy, jest najlepszym momentem naszej wolności. Nawet wtedy, gdy znajdujemy się w niej wbrew nam samym. Z niej bowiem najlepiej wyzwala się nasza fundamentalna nadzieja, która nie jest ani w człowieku, ani w naszym „działaniu”, ani tym bardziej w jakimś osiągniętym przez nas wreszcie środowisku, aby w nim próbować wyrażać nasze opinie i uczucia, aby próbować być twórczymi. Jest natomiast owa twórcza moc w czymś tak niesamowicie obecnym, iż rzuciła i nadal rzuca wyzwanie temu wszystkiemu, co możemy stworzyć, a co inni – kimkolwiek są –mogą nam zapewnić. Jest ona w Bogu, który z niebytu powołuje do istnienia to, co nie istniało. A nie jest to Bóg rozpoznany naszą myślą i naszym uczuciem, ale Moc (Potęga), która stała się Obecnością w historii, w czasie i przestrzeni.

Tego rodzaju Obecność  ukryta jest w naszej osobistej historii w takim kształcie życia, w jakim się odnajdujemy: ukrywa się w niesamowitej kruchości, tak iż wystarcza, abyśmy z powodu naszej pychy (dumy) czy niewrażliwości żyli nie zdając sobie z niej sprawy lub też wystarcza jakiś podmuch z naszej strony, aby wszystko zniszczyć. Natomiast bogactwem naszym jest właśnie owa tajemnica obecna w kruchości, a która wyrażą się jako dynamika serca jedynie w postawie przylgnięcia. Granicami naszego działania, płodnym kryterium naszej duszy, naszych wyobrażeń i naszych decyzji jest przylgnięcia do tej Obecności. A zatem śpiewa w nas pewność niezniszczalnego wsparcia i konstruktywności, które „nie pochodzą od nas”, lecz które działają w „naszym” ponieważ, jak mówi Biblia: „Pan pamięta o swoim przymierzu”.

Przekleństwo

Trzeba zatem, abyśmy w tym punkcie odwołali się do stanowczych słów z Ewangelii: „Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku ani w przyszłym”.

Bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu jest niczym innym jak nie rozpoznaniem oczywistości tego, co się wydarzyło: to bowiem rozpoznanie jest fundamentem, bez którego nie można stawiać żadnej budowli, bez którego niczego nie można odzyskać, bez którego wszystko, cokolwiek się czyni, także coś, co jest dobre samo w sobie, redukuje się jakby do popiołu rzuconego na wiatr. Jeśli prawdą jest, że budowanie królestwa Bożego na ziemi dokonuje się mocą Ducha, to tak samo prawdą jest to, iż my z całym naszym oryginalnym wkładem, możemy naprawdę stać się żywymi kamieniami owej budowli, możemy prawdziwie kontynuować w historii owo nowe i niezniszczalne wydarzenie w takiej mierze, w jakiej zakorzeniamy całą naszą pewność, wszystkie energie życiowe w rozpoznanie tego, co się wydarzyło; a zatem w takiej mierze w jakiej przedkładamy nasze życie na przylgnięcie do oczywistości owego faktu, który nas konstytuuje.

Natomiast człowiek, który swą radość pokłada w czymkolwiek innym, ściąga na siebie przekleństwo rzucone przez proroków w Biblii, jest przeklęty. Winniśmy zawsze naprawdę pamiętać, że wszelki nasz smutek, brak humoru i niepokój, które są w stanie zawładnąć czasem naszego dnia, zależą od faktu, iż my doświadczamy w sobie przekleństwa kogoś, kto swą ufność pokłada w czymś, co nie jest ową Obecnością ukrytą wewnątrz naszej historii.

Prostota serca

Kolejny fragment z Ewangelii może poprowadzić naszą refleksję w kierunku uchwycenia tej najgłębszej postawy pozwalającej nam na prawdziwe rozpoznanie i prawdziwe przylgnięcie.

„w owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko syn, i ten, komu Syn zechce objawić».

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 25-30).

Obrazem sugerowanym przez pierwszą część powyższego fragmentu jest obraz dziecka bądź czegoś, co zawiera się w słowie „prosty” w przeciwieństwie do słowa „uczony”; coś, co jest pewną siłą, energią, wartością, która wyprzedza interpretację, (jest)pierwotną wartością naszej stworzoności.

My natomiast wartość nas samych i wszystkiego innego wiążemy z naszą ekspresywnością, podczas gdy owa prostota jest całkowicie zdumiona oglądaniem Kogoś Innego, tzn. tym, który wszystko dał; prostota zdumiewa się tym, czego Bóg dokonał w jej życiu.

Dziecko jest całkowicie zdumione tym, z czym się spotyka. W najbardziej elementarnym kontakcie z rzeczywistością dziecko stwierdza istnienie określonego faktu. Tego zaś przede wszystkim brakuje w naszym życiu.

Druga część cytowanego wyżej fragmentu ewangelicznego: „nikt nie zna Ojca, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić” towarzyszy owej postawie właściwej dziecku albo postawie nazwanej prostotą bądź ubóstwem ducha, tzn. postawie człowieka, który niczego nie musi bronić. Staje się czymś oczywistym, iż przyjęcie owej postawy prostoty i ubóstwa przeradza się w postawę wdzięczności, a zatem w dyskretną radość z powodu darmowości, ponieważ historia, która wiodła nas przez życie jest darem („ten, komu Syn zechce objawić”).

W trzeciej części cytowanego fragmentu jest powiedziane: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. To „ja” jest historią Jego obecności pośród okoliczności życia. Powiada: wasze odpocznienie jest w przylgnięciu do tej historii, do tej definitywnej (ostatecznej) formy.

„Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”. Czym jest owo jarzmo? Słowo „jarzmo” oznacza przypadłościowe uwarunkowania, w jakich zostaliśmy powołani przez definitywność (ostateczność) życia. Geniusz chrześcijaństwa, tradycji kościelnej polega na tym, że Bóg, Słowo stało się Obecnością, sytuując się w jakimś banalnym, przypadkowym znaku: był po prostu człowiekiem, do którego wręcz można było czuć niechęć.

Powyższy fragment jest naprawdę pewnym streszczeniem, ponieważ opisuje kondycję naszego podmiotu, naszego ludzkiego „ja” w zdarzeniu chrześcijańskim. Stąd też wydarzenie to zawiera takie założenie, dzięki któremu obecność Pana uobecnia się poprzez lub inaczej mówiąc, pośród codziennych okoliczności. Poza nimi wszelkie banalne szczegóły, jakie przytrafiają się nam w ciągu dni, są jak sidła myśliwego, w które wpadamy i które uniemożliwiają nam zrozumienie znaczenia tego, co się nam wydarza, znaczenia, którym jest Chrystus. Próbują ponadto przekreślić tajemnicę życia. I wreszcie uniemożliwiają realną wizję orędzie chrześcijańskiego wobec ludzkości: w nim bowiem prawda o człowieku wezwana jest do objawienia się w tym świecie.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją