Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1993 > Biuletyn (12-13) styczeń / marzec

Ślady, numer specjalny / 1993 (Biuletyn (12-13) styczeń / marzec)

Życie CL

Inauguracja Roku Pracy

Konferencja, Łódź 7 listopada 1992 r.

Michele Faldi


Zadanie, które w tej chwili podejmuję, jest dla mnie łatwe i trudne zarazem. Jest łatwe, bo jak powiedział przed chwilą ks. Olek, jasny jest dla nas cel, dla którego tutaj jesteśmy. Z drugiej strony jest dla mnie trudne – bo celem tej godziny, którą tu razem spędzimy, jest rozpoczęcie nowego roku, tzn. pełniejsze zdanie sobie sprawy z tego kim jesteśmy.

Aby ten cel zrealizować będę często odwoływał się do pewnych wypowiedzi ks. Giussaniego, wygłoszonych w ostatnim czasie we Włoszech. Dlatego powiedziałem, że jest to dla mnie trochę trudne. Gdyby bowiem był tu ks. Giussani wszystko stałoby się prostsze i łatwiejsze, bardziej bezpośrednie i oczywiste, wszystko, tzn. percepcja świadomości tego, kim jesteśmy.

1. Pierwsza sprawa, o której chciałbym powiedzieć dotyczy celu, motywu naszego bycia tutaj. Dlaczego tu jesteśmy? Niech każdy z nas postawi sobie to pytanie: dlaczego tutaj dzisiaj przyjechał? Przyjechaliśmy z różnych, często bardzo odległych miejsce, przyjazd tu kosztował nas pewien trud, wysiłek. Ale jesteśmy tu, jesteśmy, aby coś potwierdzić, ponieważ czegoś chcemy. Dlatego właśnie zapytajmy samych siebie: po co tutaj dzisiaj przybyliśmy? To pytanie nie jest ani banalne ani bezużyteczne, ponieważ pomoże nam ono osiągnąć jeszcze bardziej świadomą percepcję tego, co czynimy, pytanie to należy do najważniejszych spraw pomagających nam żyć.

Ostatnia z piosenek, którą zaśpiewaliśmy Povera voce jest pierwszą piosenką, jaka narodziła się w historii Ruchu, napisana wówczas przez 16-letnią uczennicę Liceum. Piosenka w pewnym momencie mówi: nasz głos śpiewa, gdyż ma rację, motyw. Gdyby ta racja, nie istniała, nasz głos nie mógłby śpiewać, nie miałby bowiem powodu, racji wyrażać tego, co pragnie wyrazić. Tak jest właśnie i w naszym życiu. Gdybyśmy właśnie nie odkryli motywu, racji naszych działań, czynów, gestów, tego co robimy i po co żyjemy, to miałbym pokusę powiedzieć, że nie mielibyśmy racji bycia na tym świecie.

Jeśli z uwagą przyglądamy się rzeczywistości, takiej jaka ona jest, temu, co się dzieje w świecie (rzeczywistości świata pracy, w którym jesteśmy, albo rzeczywistości szkoły wraz z kolegami, nauczycielami, których mamy, albo naszej uczelni), jeśli dobrze się zastanowimy, to zdamy sobie sprawę, że wiele osób wokół nas, które widzimy w działaniu, które pracują, uczą się razem z nami… rzadko kiedy spełniają te swoje gesty z jasną, wyraźną motywacją. Rzadko kiedy mają jasny cel. Faktycznie, rzeczywistość, świat w którym żyjemy (według mnie obecnie nie ma już żądnej różnicy pomiędzy Polską a Włochami, jaka jeszcze mogła być parę lat temu), społeczeństwo w którym żyjemy nacechowane jest, zdeterminowane przez zbiorowości osób które zasadniczo nie kierują się żadną określoną racją. A jeśli człowiek porusza się, żyje, spełnia określone czyny, gesty bez jakiejś konkretnej racji, wtedy pada ofiarą władzy, tzn. zostaje poddany komuś, kto jest mocniejszy od niego i kto w jego imieniu wybiera i decyduje o wszystkim.

Pierwsze zdanie ks. Giussaniego, które chciałbym przywołać dotyczy właśnie tego, o czym mówię. Latem tego roku podczas ekip studenckich ( w których uczestniczyli także niektórzy spośród nas tu obecnych) ks. Giussani powiedział m.in. „Niema nic bardziej nieludzkiego niż zagubienie „ja”, niż brak troski o osobę. Oto na czym polega dehumanizacja naszego wieku: na zagubieniu ludzkiego „ja”. Jeśli dobrze się nad tym zastanowić, to zobaczymy, że pierwszym powodem, pierwszą racją naszego bycia razem, naszego dzisiejszego spotkania jest to, że my nie chcemy pozwolić, zgodzić się na to, aby nasze „ja” zagubiło się. Inaczej mówiąc, pierwszym pragnieniem jakie rodzi się w naszym sercu jest to, aby nasze „ja”, nasza osoba nie zagubiło się, tzn. aby moje „ja” nie zostało zdeterminowane przez kogoś innego, przez tych, którzy mają władzę.

To samo pragnienie nosili w sercu ci, którzy 2000 lat temu żyli razem z Chrystusem Jezusem. Interesem i pragnieniem, jakie ożywiało pierwszych uczniów idących za Chrystusem było to, aby ich osoba mogła osiągnąć pełnię, aby ich osoba mogła osiągnąć wartość, aby mogła do końca wyrazić się dla tego, dla czego została stworzona.

Chciałbym teraz przywołać pewne podstawowe dla nas słowa, wśród których pierwszym jest to: nie możemy nie interesować się swoją własną osobą. Nie możemy nie pragnąć, aby nasza osoba mogła w jakiś określony sposób istnieć i aby nie stała się łupem, ofiarą tego nieludzkiego sposobu, z jakim zasadniczo świat traktuję tę sprawę.

A propos tego ks. Giussani podał bardzo piękny i znaczący przykład, który wam opowiem, a który może być zrozumiały dzięki swej wielkiej prostocie. Mówił on: spróbujcie wsiąść do zatłoczonego tramwaju. Każdy z ludzi zajęty jest swoimi myślami, swoimi sprawami. Na każdym przystanku ktoś wysiada, ktoś wsiada. Ci, którym udało się znaleźć miejsce siedzące – siedzą, inni stoją. (Myślę, że to jest wspólne doświadczenie wielu spośród nas przeżyte przynajmniej raz w życiu). Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia wsiadamy do takiego tramwaju i zaczynamy pytać obecnych w nim ludzi: jaka jest wasza świadomość was samych, albo co jest celem waszego życia? Po co robicie codziennie to, co robicie? (ks. Giussani ten przykład nie tylko opowiadał ale on przeżył go osobiście, ponieważ sam kiedyś rzeczywiście zadał ludziom takie pytanie). Jak prawdopodobnie zachowaliby się ludzie? – w najlepszym przypadku uznaliby nas za wariatów albo zwyczajnie wyśmialiby nas z powodu tego pytania. Albowiem dzisiaj odwaga stawiania takiego pytania uważana jest powszechnie za szaleństwo.

Powyższy przykład pomaga nam zrozumieć, iż to, co powinno najbardziej człowieka interesować, zaczyna być uważane za szaleństwo, za wariactwo, za coś śmiesznego.

Jednakże dla nas tu obecnych, tak nie jest. Jedynym celem dla którego tu jesteśmy, dla którego robimy to, co robimy, jedynym celem, dla którego przezywamy dzień taki jak ten, z tym wszystkim co tu dziś przeżyjemy, jest potwierdzenie, że nas interesuje nasza własna osoba, potwierdzenie, ze nas interesuje zrozumienie, przezywanie naszego życia ze świadomością nas samych, ze świadomością tego kim jesteśmy.

2. W jaki sposób jest możliwe osiąganie świadomości własnego „ja”, w jaki sposób jest możliwe osiąganie świadomości bycia podmiotem, którym jesteśmy. Czy jest to może rezultat naszych zdolności refleksyjnych, zdolności zastanawiania się nad sobą? A może jest to owoc pełnego niepokoju poszukiwania, które pozwoli nam pojąć kim jesteśmy, czego chcemy? Niech każdy z nas zastanowi się nad swym życiem. Dla każdego z nas tu obecnych kiedy zaczęło być jasną sprawą kim jest osoba, kim jest nasze „ja”? Czy stało się to przy biurku, gdy budowaliśmy piękne teorie? Czy dokonało się to podczas dyskusji z innymi, prowadząc pogłębione analizy? Z pewnością nie! To zaczęło się dokonywać, ponieważ w życie każdego z nas weszło coś nieprzewidywalnego, nieoczekiwanego, coś, czego sobie nie zaplanowaliśmy. Tym czymś jest wydarzenie. Chciałbym, aby wszystko co się nam tu dziś wydarzy, mogło nam towarzyszyć przez cały rok, który mamy przed sobą. Słowem, które wam podpowiadam jest słowo wydarzenie – i jest to słowo, które polecam wam przechowywać niczym skarb, w taki sposób, aby towarzyszyło nam ono rzeczywiście przez cały rok.

Czym naprawdę jest wydarzenie i co ma ono wspólnego z osobą? Mówi ks. Giussani: „Wydarzenie jest pozytywną odpowiedzią na dramatyczne rozproszenie, w którym społeczeństwo każe nam żyć. Tylko wydarzenie czyni jasnym i pełnym konsystencji ludzkie «ja», osobę”. Co to znaczy? – znaczy to, że osoba, ludzkie „ja” samo z siebie nie rozumie do końca kim jest.

W ubiegłym roku pracowaliście na Szkole Wspólnoty nad książką Zmysł religijny. Tam jest powiedziane, że człowiek sam, przy całej swej mądrości, inteligencji, przenikliwości umysłu, przy całej wspaniałomyślności serca, ducha nie potrafi sobie znaleźć racji, ani wyznaczyć celu. Potrafi co najwyżej pozostawić po sobie gruzy. Tekst Zmysłu religijnego dochodzi właśnie do takiego stwierdzenia – człowiek nie jest w stanie sam odpowiedzieć na potrzeby, pytania, które nosi w swoim sercu. Myślę, że to po ubiegłorocznej Szkole Wspólnoty jest już jasne.

Tym co chcę do tego dzisiaj dodać jest to, że tylko coś, co jest poza naszą osobą, co jest poza horyzontem naszych zdolności, dociera do naszej osoby i wyjaśnia jej kim ona jest. Tym jest właśnie wydarzenie. Wydarzenie – coś nieprzewidzianego, nieoczekiwanego, niewkalkulowanego, coś, co nie jest owocem, wynikiem naszych rozumowań – a przecież coś, co pozwala nam lepiej zrozumieć kim jesteśmy. „Wydarzenie właśnie jest tym co uruchamia proces, dzięki któremu „ja” zaczyna uświadamiać sobie kim jest. Bez wydarzenia niemożliwe jest, aby osoba zdała sobie sprawę z tego kim jest. Łudzi się ten, kto uważa, że sam zda sobie sprawę z tego, kim jest. To wydarzenie wchodzi w nasze życie, nadając jemu swoją rację.

3. Pomyślmy o nas, o naszym życiu: jesteśmy chrześcijanami, chodzimy od lat do kościoła. Czym jest dla nas chrześcijaństwo?

Gdyby przyszedł tu do nas ateista, który nigdy nie słyszał nic o Chrystusie i Kościele (nie wiem jak jest w Polsce, ale we Włoszech jest coraz większa liczba tych, którzy nigdy nic nie słyszeli o Chrystusie i Kościele; jest coraz większa liczba ludzi, którzy nie potrafią się nawet przeżegnać) i gdyby zapytał nas: czym jest chrześcijaństwo? – co byśmy mu odpowiedzieli, aby pozwolić mu choć trochę odczuć to, czym jest chrześcijaństwo? Tegoroczna Szkoła Wspólnoty pomoże wam zrozumieć odpowiedź na to pytanie.

Ja powiem teraz tylko tyle, że jedyną odpowiedzią na pytanie czym jest chrześcijaństwo, jest słowo wydarzenie. Chrześcijaństwo bowiem jest wydarzeniem w życiu człowieka, które objaśnia człowiekowi kim on jest. Jest czymś, co pozwala naszemu „ja” zrozumieć kim jest. Dlatego poza chrześcijaństwem jest się nieludzkim, ponieważ poza chrześcijaństwem nie rozumie się tego, czym jest człowieczeństwo, kim jest osoba.

Czym jest chrześcijaństwo? Chrześcijaństwo jest wydarzeniem, które weszło w historię. Kim był Jezus Chrystus dla uczniów? Był osobą, wydarzeniem, którego oni sobie nie wymyślili, ani nie stworzyli. Nie był On wynikiem ich intelektualnych rozważań, ani przedmiotem ich socjologicznych czy politycznych analiz. Był On faktem, wydarzeniem, który w pewnym momencie wkroczył w horyzont ich życia., apostołowie zaczęli rozumieć kim oni byli. Czy pamiętacie spotkania Chrystusa z różnymi osobami opisane na kartach Ewangelii? Kim był Jezus dla Samarytanki, dla Zacheusza, dla ślepego od urodzenia… i dla wszystkich, którzy Go spotkali? Czy był On socjologiem, politykiem, strategiem religijnym, mistykiem, intelektualistą? – Nie, On był wydarzeniem, czymś obcym… czymś, czego oni się nie spodziewali. A jednak przyszedł i oni zaczęli nareszcie rozumieć kim oni byli, czym była ich osoba.

To wydarzenie, które wchodzi w życie, ów fakt, który przebija się przez horyzont naszego życia, naszej codzienności, budzi zdziwienie, podziw, zaskoczenie, tak jak zaskoczeni, zdumieni byli wszyscy ci, którzy spotkali Chrystusa: Andrzej, który idzie do Piotra i mówi mu: „spotkaliśmy Mesjasza”, Natanael, który był pod drzewem figowym, Samarytanka, która powraca do swego miasteczka i mówi: „Spotkałam człowieka, który powiedział mi wszystko co uczyniłam”, Zacheusz, który zaprosił Jezusa do swego domu. Oto zdumienie z powodu tego wydarzenia, które weszło w ich życie, tzn. początek tej świadomości samego siebie, która bez wydarzenia byłaby niemożliwa.

Jeśli jesteśmy tu, to dlatego, że interesuje nas nasza osoba. Jeśli jesteśmy tu, to dlatego, że chcemy żyć mając jakiś cel, chcemy znaleźć odpowiedź na najgłębsze pragnienia, jakie nosimy w sercu. Ale na te najgłębsze pragnienia, które nosimy w sercu, nie jesteśmy w stanie sami udzielić sobie odpowiedzi. Dlatego jest czymś koniecznym, aby dokonało się pewne wydarzenie, aby jakiś fakt wkroczył w nasze życie. Bo tylko wydarzenie, które przebija się przez normalność, codzienność naszego życia zaczyna czynić nas świadomymi tego, kim jesteśmy.

Chciałbym tu podkreślić dwie sprawy:

* To wydarzenie (które jakoś już udokumentowałem przykładami osób z historii Jezusa) nie jest żadną wizją, fikcją,  fiksacją, meteorytem spadającym w pewnej chwili na naszą głowę. Wydarzenie ma ludzką fizjonomię: to wydarzenie ma fizjonomię spotkania z drugim człowiekiem, ponieważ wydarzenie dla Zacheusza, Samarytanki było właśnie spotkaniem z Chrystusem – człowiekiem. Wydarzenie zatem – powtarzam – przybiera postać ludzkiego spotkania, poprzez które Chrystus objawia, wyjaśnia nam kim jesteśmy.

Czy pamiętacie ten epizod z Ewangelii, kiedy Chrystus nie będąc już w stanie docierać do wszystkich miasteczek i wsi Palestyny postanawia w pewnym momencie wysyłać do nich po dwóch swoich uczniów. A ci trochę wystraszeni, trochę nieśmiali szli po dwóch. I docierali oni do najbardziej odległych wsi, głosząc, że oto przyszło już od nich zbawienie. I co się działo? Wracali i opowiadali, że działy się te same cuda, jakie dotychczas działy się wokół Chrystusa. Ludzie zaczynali się nawracać, chorzy odzyskiwali zdrowie, nadzieję. Wyobraźcie sobie, że my dziś jesteśmy mieszkańcami tamtych odległych wsi i miasteczek, dokąd Chrystus sam osobiście w swoim ludzkim ciele nie dotarł, ale uobecnił się poprzez te dwie wysłane przez siebie osoby. Dla mieszkańców tamtych zabitych deskami wsi Palestyńskich, wydarzenie wkraczające w ich życie, wydarzenie przebijające horyzont ich codzienności, normalności miało postać, wyraz tych twarzy uczniów wysłanych przez Chrystusa. dla nich wydarzenie Chrystusa stało się konkretnie obecne, tak jak konkretnie obecne były te dwie twarze. Bez tych dwu twarzy wydarzenie Chrystusa dla tamtych ludzi by nie zaistniało.

* Tak samo stało się w naszym życiu. I to jest ta druga sprawa, o której chcę powiedzieć. My też nie widzieliśmy cieleśnie Chrystusa. Ale dla nas Chrystus, chrześcijaństwo – tak jak kiedyś dla mieszkańców tamtych palestyńskich wiosek – zaczęło być odpowiedzią na nasze potrzeby, pragnienia. Dlaczego? – ponieważ zostaliśmy dotknięci, spotkaliśmy ludzkie twarze, oblicza ludzkie (może spotkaliśmy je w sposób przypadkowy), ale twarze, które stały się dla nas faktem, który wkroczył w nasze życie, tym faktem, który zaczął czynić jaśniejszym to, kim jesteśmy. I każdy z nas wie,pamięta tego kogoś pierwszego, kogo spotkał i jak to się stało, że dzisiaj, może po upływie jakiegoś czasu znalazł się tutaj.

 

My, aby opisać to zjawisko, które dotknęło nasze życie, używamy słowa towarzystwo. Czym jest towarzystwo? – czy jest ono owocem naszego myślenia, rozumowania? wynikiem naszego budowania? Czy raczej jest ono cudem wydarzenia, które dotknęło nasze życie?

 

A zatem, historycznym sposobem, jaki został na, dany, aby doświadczyć faktu Chrystusa jest to towarzystwo, ta wspólnota, choćby najmniejsza, w której jesteśmy. Bo gdyby nie było tej nawet najmniejszej wspólnoty, w której jesteśmy, nie moglibyśmy powiedzieć, ze wydarzenie Jezusa Chrystusa wkroczyło w nasze życie. Przede wszystkim nie moglibyśmy powiedzieć, ze wydarzenie Chrystusa jest nadal obecne w naszym życiu. Co najwyżej moglibyśmy sobie wyobrażać Chrystusa, moglibyśmy sobie „tworzyć” obraz Jezusa Chrystusa. Ale, tak jak mówi książka Zmysł religijny, co najwyżej bylibyśmy w stanie stworzyć bożka, pajaca – coś, co ostatecznie nie byłoby odpowiedzią na nasze życie. Jednakże to towarzystwo jakie mamy wokół siebie nie jest tylko takim pięknym ludzkim środowiskiem, nie jest tylko szeregiem przyjaciół, których mam przyjemność mieć, ponieważ oni uweselają moje życie. Towarzystwo nie jest też tylko czymś, co szczęśliwie posiadamy, aby móc się bawić, aby móc być w banalny sposób zadowolonymi. Towarzystwo, w którym jesteśmy nie jest tym wszystkim.

 

Towarzystwo, w którym jesteśmy jest historycznym kształtem obecności Chrystusa w naszym życiu dzisiaj. To towarzystwo bowiem traktuje nas tak, jak potraktowałby nas Jezus Chrystus, gdyby był obecny pośród nas. Ale przecież Chrystus jest obecny pośród nas w tym historycznym kształcie, jakim jest nasze towarzystwo; w tej historycznej postaci, jaką On sam wybrał i która nas dosięgła. Dlatego nie możemy myśleć, wyobrażać sobie, traktować tego towarzystwa, w którym jesteśmy, tej wspólnoty, w której jesteśmy nie myśląc o nim, nie wyobrażając go sobie i nie traktując go tak, jak sam Chrystus traktuje rzeczywistość. Kim bylibyśmy bez tego towarzystwa? Jak moglibyśmy zrozumieć, zdać sobie sprawę z tego, kim jesteśmy bez tego towarzystwa? Towarzystwo jest nam podarowane, abyśmy mogli stawać się świadomi samych siebie.

 

A zatem, w tym roku, w tych miesiącach, które zaczynamy przezywać od dziś począwszy aż do lata, w normalności, codzienności spraw, które będą naszym udziałem (w normalności, tzn. być może także w trudzie nauki, egzaminów, pracy, w sprawach rodzinnych) wewnątrz tego wszystkiego pomagajmy sobie dostrzegać, widzieć, w jaki sposób wydarzenie wkracza w nasze życie. Pomagajmy sobie zauważać w jaki sposób wydarzenie zaczyna stawać się odpowiedzią na nasze pragnienia. I w jaki sposób towarzystwo, wspólnota, którą mamy wokół nas, o którą się opieramy, stanowi dla nas możliwość doświadczania Chrystusa. dlaczego świat jest przeciwko chrześcijaństwu? I dlaczego władza jest przeciwko chrześcijaństwu? Władza i świat są przeciwko chrześcijaństwu, ponieważ chrześcijaństwo jest faktem ludzkim, a nie jest faktem li tylko intelektualnym, czymś dla ludzi zdolnych, wizjonerów. Ale jest to fakt, który ma coś wspólnego z jedzeniem i  piciem, z uczuciem, którego doświadczamy i z bólem, który staje się naszym udziałem. Tym właśnie, co przeszkadza władzy jest normalność, zwyczajność życia i ludzki wymiar, aspekt życia. Władza jest przeciwko chrześcijaństwu, ponieważ chrześcijaństwo jest wydarzeniem. Gdyby chrześcijaństwo nie było wydarzeniem nie interesowałoby ono władzy w najmniejszym stopniu.

 

Pomagajmy sobie nawzajem, wspierajmy się jeden na drugim, podtrzymujmy się nawzajem, aby wnikać w głębię tej prawdy o nas i aby ten rok, miesiące, które mamy przed sobą pozwoliły nam jeszcze bardziej przylgnąć afektywnie do tego, co nam się przytrafiło. Ponieważ to, co nam się przydarzyło jest jedyną rzeczą, która uszczęśliwia serce  człowieka.

 

Rzucam wam wyzwanie, rzucam to wyzwanie każdemu z was: poszukajcie innego miejsca, które czyniłoby człowieka tak świadomym i afektywnie przywiązanym jak to. Gdyby było takie miejsce to idźcie tam, ale ja jestem pewien, że takiego miejsca nie ma, ponieważ to miejsce jest miejscem dla osoby dla każdego z nas, gdzie każdy z nas i wszyscy razem możemy dojść do spełnienia się nas samych. To jest zadanie na ten rok, które ks. Giussani wskazuje wszystkim (co próbowałem wam przybliżyć przywołując niektóre jego słowa). Bądźmy razem właśnie z tego powodu.

 

Opr. Krystyna Borowczyk

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją