Ślady
>
Archiwum
>
2004
>
marzec / kwiecieĹ
|
||
Ślady, numer 2 / 2004 (marzec / kwiecieĹ) Ĺťycie CL. Lutynia ĹťyÄ Ruchem, czyli Chrystusem XX-lecie Ruchu w Polsce W Lutyni 4 lutego uroczyĹcie obchodzilismy XX-lecie obecnoĹci Ruchu w Polsce. ZaprosiliĹmy wszystkich, dzieki ktĂłrym nasza wspĂłnota narodziĹa siÄ i wzrastaĹa. ByliĹmy wdziÄczni za obecnoĹÄ ks. JĂłzefowi Adamowiczowi. Ta piÄkna historia zaczÄĹa siÄ od niego i jego braci: Marka i Janka, przyjacióŠze Ĺwidnicy, Legnicy i WrocĹawia. Podczas mszy ĹwiÄtej dziÄkowaliĹmy przede wszystkim Bogu za obecnoĹc Jego Syna w KoĹciele. SkĹadaliĹmy podziÄkowania zatych, ktĂłrzy mĂłwiÄ c Bogu âtakâ byli dla nich znakiem i jednoczeĹnie spotkaniem z Chrystusem: ks. Giussaniego, ks. JĂłzefa, ks. Gianni Calchi-Novatiego oraz za przebywajÄ Äego juĹź w domu Pana ks. ZdzisĹawa Seremaka, Zdzisia Baranieckiego, rodzicĂłw ks. JĂłzefa.
Publikujemy jedno ze Ĺwiadectwo zĹoĹźonych podczas spotkania jubileuszowego:
Ruch poznaĹem 14 lat temu w prosty zwyczajny sposĂłb, przez zaproszenie, skierowane do mnie przez Marka. Wtedy nie zdawaĹem sobie jeszcze sprawy jak przyjÄcie propozycji zmieni moje Ĺźycie. MiaĹem troje dzieci, czwarte w drodze. Chwilami byĹem bardzo przeraĹźony, jak podoĹam obowiÄ zkom, jak dam radÄ wychowaÄ dzieci. W ogĂłle czuĹem, Ĺźe zaczyna mnie to wszystko stopniowo przerastaÄ. Pierwsze spotkania byĹy maĹo zrozumiaĹe, ale podĹwiadomie czuĹem, Ĺźe przydarza mi siÄ coĹ waĹźnego. Towarzystwo, osoby, ktĂłre poznawaĹem z upĹywem czasu, coraz bardziej uĹwiadamiaĹy mi, Ĺźe moje dotychczasowe chrzeĹcijaĹstwo byĹo bardzo ubogie, powierzchowne. Nie znaĹo ono tego, co w nim najwaĹźniejsze - Osoby Jezusa Chrystusa. Mimo, Ĺźe od dziecka byĹem ministrantem, później lektorem, braĹem udziaĹ w Oazach, nikt mi nie mĂłwiĹ o Chrystusie w taki sposĂłb, jak mĂłwiĹo siÄ w Ruchu. W tym towarzystwie Chrystus jest centrum Ĺźycia. Systematyczne: SzkoĹy WspĂłlnoty, wspĂłlne poznawanie tekstĂłw ks. Giussaniego, czÄste wyjazdy do innych wspĂłlnot, coroczne rekolekcje, wakacje spÄdzane razem z przyjaciĂłĹmi - coraz bardziej uĹwiadamiaĹy mi, Ĺźe Pan BĂłg wie, co jest dla mnie najlepsze. ZaczÄĹy rodziÄ siÄ pytania o sens mojego Ĺźycia, maĹĹźeĹstwa, pracy. Powoli ksztaĹtowaĹa siÄ moja ĹwiadomoĹÄ, pozwalajÄ ca mi zrozumieÄ rzeczywistoĹÄ, w ktĂłrej ĹźyĹem, relacje z dzieÄmi, z ĹźonÄ , z najbliĹźszymi. Moje âjaâ zaczÄĹo rodziÄ siÄ na nowo, coraz wyraĹşniej widziaĹem, jak w cudowny sposĂłb moja rodzina zaczyna ĹźyÄ Ruchem - czyli Chrystusem. Nagle wszystko zaczÄĹo nabieraÄ sensu, stawaĹo siÄ piÄkniejsze, gĹÄbsze, radoĹniejsze - mimo, Ĺźe tak naprawdÄ, w dalszym ciÄ gu robiĹem to samo co przedtem. Po dwĂłch latach urodziĹo nam siÄ piÄ te dziecko, ktĂłre postanowiliĹmy wychowaÄ od pierwszych dni w charyzmacie Ruchu. PoprosiliĹmy naszego odpowiedzialnego Marka i jego ĹźonÄ BeatÄ, aby zostali chrzestnymi naszego syna Piotrusia. I tak znajomoĹÄ przerodziĹa siÄ w przyjaĹşĹ, wyraĹźajÄ cÄ siÄ w podejmowaniu róşnych gestĂłw proponowanych przez odpowiedzialnego - to jest wspĂłlnych wakacji, wyjazdĂłw do kina, na koncerty. SpotykaliĹmy siÄ na rodzinnych kolacjach, koĹczÄ cych siÄ zawsze przywoĹaniem motywu tego co robimy i wspĂłlnÄ modlitwÄ . W tym wszystkim, od poczÄ tku, towarzyszy mi moja rodzina, wzrastajÄ ca jakby na zasadzie osmosy wewnÄ trz tego towarzystwa, w klimacie, ktĂłrego nigdziej indziej nie moĹźna spotkaÄ. Mnie i mojÄ rodzinÄ wychowuje wspĂłĹdzielenie Ĺźycia - bogactwo, jakiego nigdy nie mĂłgĹbym sam przekazaÄ moim najbliĹźszym. DziÄkujÄ Panu Bogu za to, Ĺźe wyciÄ gnÄ Ĺ do mnie rÄkÄ i pobudziĹ moja ludzkÄ wraĹźliwoĹÄ. Coraz bardziej rozumiem, Ĺźe moje Ĺźycie jest zaleĹźne od KogoĹ Innego. Ĺťeby byÄ sobÄ potrzebujÄ KogoĹ Innego. Piotr |