Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1994 > Biuletyn (23) listopad

Ślady, numer 6 / 1994 (Biuletyn (23) listopad)

Życie CL

„Ut unum sint” - prośba Chrystusa, która się spełnia

Od 18 do 26 lipca 1994 roku w Przemkowie odbyły się pierwsze wspólne wakacje osób odpowiedzialnych za Fundację Pomocy Biednym Dzieciom Ut Unum Sint – dzieło, które cztery lata temu wyrosło i rozwija się dzięki doświadczeniu naszego Ruchu.

Jan Adamowicz


14 osób dorosłych prowadzących Fundację w Świdnicy, Legnicy, Wrocławiu, Zdzieszowicach i Lublinie oraz 12 licealistów z Ruchu zaprosiło na te wakacyjne dni także grupę 30 dzieci z tych pięciu miast. Przyjechał również Mimmo z Pescary z całą swoją rodziną, żoną i trójką dzieci. Ich córka Elena była najmłodszym uczestnikiem wakacji (1,5 roku). Tych kilka wakacyjnych dni spędzonych razem pozwoliło doświadczyć nam wszystkim, że prośba Chrystusa „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał” (J 17, 21), rozbrzmiewa ciągle na nowo, jest stale aktualna i wciąż się spełnia. Doświadczenie Ruchu, każda propozycja, którą kieruje do każdego z nas osobiście jest niczym innym jak tylko tym samym błaganiem wypowiadanym dzisiaj ustami Kościoła, docierającym do nas przez konkretne osoby. Naszym doświadczeniem jest, że ten największy cud jedności jest możliwy, ponieważ już wiele razy został nam objawiony, co więcej, wciąż staje się zwyczajną, zrozumiałą i dostępną dla każdego człowieka metodą, wybraną przez Boga, „aby świat uwierzył”. Ten cud jest możliwy do rozpoznania w każdym , nawet najbardziej banalnym geście rodzącym się i przezywanym wewnątrz Towarzystwa. Agnieszka (18 lat), która po raz pierwszy został zaproszona na nasze wakacje, tak pisze w swoim liście: Przemków, to słowo będzie mi się kojarzyło z miejscem, w którym zrobiłam następny krok w stronę Jezusa. Ten krok zrobiłam tylko dzięki waszemu zaproszeniu na wakacje. W Przemkowie przekonałam się, że są jeszcze ludzie, którzy zasługują na podziw. W pewnym momencie zauważyłam, że nawet bez uśmiechu na twarzy można być bardzo szczęśliwym. Nie trzeba iść do cyrku, aby patrzeć na klaunów, nie trzeba oglądać żadnego śmiesznego filmu, wystarczy przebywać tylko w towarzystwie przyjaciół. Jej świadectwo jest włączone w doświadczenie nas wszystkich, którzy codziennie podejmowaliśmy pracę na wieczornej Szkole Wspólnoty, by coraz bardziej rozumieć sens gestu charytatywnego jako narzędzia proponowanego nam przez Ruch, dla poznania samego siebie i odpowiedzi na jedyne warte uwagi pytanie: „kim jestem ja?”. Ostatnia nasza nocna rozmowa w Przemkowie, w której uczestniczył również ks. Józef, odwiedzający nas wielokrotnie w ciągu tych kilku wakacyjnych dni, szczerze zainteresowany i zawsze gotowy służyć nam pomocą, tak przebiegała:

 

Bogdan: Uderzająca jest prostota doświadczenia chrześcijańskiego. Zaskakuje mnie wciąż troska o człowieka. Stale słyszę skierowane do mnie zaproszenie.

Basia: Największym moim zdumienie jest to, że Pan Bóg wysłuchuje naszych próśb. Był we mnie okres buntu wobec Ruchu. Życie nie miało celu. Trzymała mnie jedynie pamięć pierwszego spotkania i codzienne błaganie by wskazał mi drogę. Jechałam tu, z wielkimi obawami, ale Pan wysłuchał moich próśb. Nie wiem, co będzie dalej, ale nie chcę stracić celu, który tu odzyskałam. Te dni były dla mnie piękne, jestem zdumiona, że Pan tak konkretnie dał mi dotknąć tego, o co Go prosiłam.

Wojtek: Doświadczyłem tu idealnej zbieżności życia z tekstem Szkoły Wspólnoty. Pewność, że wszystko się uda rodzi się z uwagi skierowanej na osobę Chrystusa. Te wakacje nie są konstrukcją organizacyjną czy myślową ale właśnie skierowaniem uwagi na Jego Obecność.

Emil: Po raz kolejny przeżyłem prostotę Obecności Chrystusa. Jego formą jest towarzystwo. Ono jest miejscem mojego szczęścia i miłości.

Lena: Żyliśmy tu bardzo zwyczajnie idąc za propozycją Janka. Warto dać się prowadzić.

Agnieszka: Zaproszenie potraktowałam osobiście. Wprawiła mnie w osłupienie prostota dzielenia się życiem. To spotkanie obudziło mnie, chcę by objęło ono całe moje życie.

Teresa: Bardzo zależało mi na tym spotkaniu. Problemy psychologiczne, z którymi przyjechałam tu, prysnęły. Pozbyłam się wielu oporów, mogłam tu nawiązać więzi naprawdę ludzkie. Wreszcie tez dotarła do mnie sensowność konieczności kontaktu z „centrum”.

Magda: Przyjechałam tu chcąc kontynuować półkolonie w Oratorium i wakacje w Pokrzywnej, a więc po to by stawać sobie wciąż pytanie „kim jestem?” i szukać tej odpowiedzi w towarzystwie, szukać sensu, wszystkiego co robię. Wszystko to proste, a to dlatego, że potrafiliśmy zawierzyć Chrystusowi w tej formie jaką jest nasze towarzystwo. Gest charytatywny bardzo mi pomaga, widzę sens tego co robię i wiem po co tutaj jestem. O ile wcześniej wydawało mi się, że już rozumiem, o tyle teraz staram się być bardziej uważna i posłuszna. Jestem szczęśliwa. Zaczynam też lepiej rozumieć innych ludzi, moich kolegów i koleżanki. Nie trzeba robić wielkich rzeczy, ale widzieć sens tego, co się robi. Tutaj każda propozycja była uzasadniona – było to stałe przywoływanie racji. Broniłam się przed tym, żeby mówić, że to już słyszałam.

Ks. Józef: Jeśli w danej chwili wszystko to jest nowe, to nic nie jest warte. Osobę wciąga tylko to, co uderza swoją nowością.

Danka: Doświadczyłam tego, że jesteśmy sobie nawzajem podarowani. Szkoła Wspólnoty wychowuje mnie do tej uwagi.

Andrzej: Zachwyciła mnie osoba Janka, który nadawał sens każdemu działaniu, które dzięki temu stawało się gestem, działaniem świadomym swego celu. W Przemkowie coś się wydarzyło, jakaś inność, zauważono nas – to coś bardzo prostego ale jednocześnie bardzo wyraźnego i oczywistego.

Maciek: Te wakacje są dla mnie bardzo ważne, są krokiem do zrozumienia mojego życia. Uderzyło mnie piękno naszego bycia razem. Mogę powiedzieć, że tu się narodziłem.

Ania: Doświadczyłam tego, że interesujące momenty rodzą się z osoby. Czułam się bardzo wolna i szczęśliwa.

Paweł: Te dni pozwoliły mi rozumieć sens gestu charytatywnego. Dotarło do mnie to, że jest on ważny dla mnie.

Ania K: Najbardziej uderzyła mnie prostota tego czasu. Był to dla mnie powrót do źródła radości i szczęścia, jakiego kiedyś doświadczyłam w życiu – a płynie to tylko z bycia z wami. Uderzające jest, że nasza obecność jest tak czytelna dla innych. Pierwszy raz też zobaczyłam tak uderzającą różnicę miedzy nami a innymi ludźmi robiącymi to samo co my. Msza św. postawiona jako centralny punkt dnia powodował, że wszystko inne wypływało z całą swoją prostotą ale i pięknem właśnie z tego odniesienia.

Ania S: Pamiętam jak w Pokrzywnej Janek powiedział, że Przemków będzie kontynuacją tamtych wakacji. Wtedy nie wiedziałam jeszcze co to znaczy. Tu natomiast spostrzegłam, że wszystkie gesty Ruchu są czymś jednym: jedno piękno życie. Te dni wywołały we mnie wielkie wzruszenie i wiem, że nie jest to tylko sentyment. Tok zapewne będzie trudniejszy, entuzjazm przygaśnie. Jestem jednak spokojna, bo pozostanie we mnie świadomość sensu tego co robię, świadomość, którą tu uzyskałam. Każdy szczegół tych dni ukazywał mi ten sens. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że szczęście może przyjść do mnie w tak prosty sposób. Jestem wdzięczna, że mogłam być jakby „w centrum” gestu charytatywnego. To odniesienie jest dla mnie bardzo ważne, wcześniej nie bardzo je rozumiałam. Przedtem podejmując działania charytatywne doznawałam zmęczenia i zniechęcenia, bo troszczyłam się o potrzeby innych. Teraz jest inaczej, nawet zmęczenie fizyczne nie powoduje we mnie zniechęcenia. Czuję też, ze gest charytatywny wychowuje mnie, bo na każdym kroku mogę być bardziej sobą.

Arek: Muszę powiedzieć, że wydarzyło się tu coś wielkiego, czego znaczenia może jeszcze całkiem nie rozumiem, ale przeczuwam. Chciałbym podkreślić kilka słów. 1) Słowo „miłość-caritas”, przykazanie miłości bliźniego. Stanęło ono chyba pierwszy raz przede mną tak konkretnie. Miłość to poważnie branie pod uwagę osoby. Z tego w Przemkowie rodziły się cuda, które mogę wymienić: spotkanie z dziećmi z Domu Dziecka, prostota i otwartość ks. Proboszcza, telefon Mimmo, przemiana widoczna w dziewczynach, z którymi przyjechaliśmy z Lublina. Dla mnie te cuda mają taką samą wartość jako cuda Ewangelii i równie silnie jak tam świadczą o Obecności Chrystusa, Jego obejmującej nas Miłości. 2) Słowo „racja, sens”. Wiem po co tu byłem, wszystko miało sens, było jasne. Racja zaspokaja potrzebę mojego serca. Dzięki temu mogłem doświadczyć zmęczenia „bez cienia”, o którym pisał ks. Giussani, tzn. zmęczenia po całym dniu z racją, która daje radość i pasję dalszego działania. Widziałem, że nie muszę się „wysilać” by przeżyć coś pięknego. Odkryłem też to, o czym w tekście mówi ks. Giussani: tutaj lepiej zaczynam rozumieć siebie i innych ludzi – dzięki temu wszystko staje się nowe, bardziej proste… 3) Trzecie słowo to właśnie „prostota”, która tu była ewidentna, a którą się tak często gorszymy. Nigdy chyba dotąd tak mocno nie przeżyłem tego, że w prostocie rodzi się piękno mojego życia. 4) „Przyjaźń” – stała się dla mnie konkretem m.in. w postaci odkrycia więzi z Jankiem. Chcę by to trwało i proszę o pomoc. Chciałbym wszystkim bardzo podziękować, czuję się bardzo obdarowany. Mogę powiedzieć, że tu urosłem, ubogaciłem się, nabrałem radości i nadziei, dzięki tajemniczej Obecności, jakiej tu doświadczyłem.

Marek A: Zobaczyłem tu na nowo, że kształt wspólnoty zależy od trzech rzeczy:

1) zaangażowania osoby, „ja”

2) jasno przyjętego punktu odniesienia

3) nieustannego przywoływania racji i znaczenia w najdrobniejszych momentach

Janek: Największym cudem tych dni było przemienione serce moje i każdego z nas. Był to jeden z najpiękniejszych momentów mojego życia. Mam świadomość tego, że te dni były prowadzone przez Kogoś Innego. Starałem się być uważny na wszystkie momenty. Obecność Ducha Świętego objawia dary w naszych osobach i pozwala być Jego narzędziem by działo się coś pięknego. Ks. Gianni powiedział mi kiedyś: nie rób nic więcej jak tylko wciąż przywołuj rację tego co robisz i co komuś proponujesz. Ks. Józef natomiast powiedział mi kiedyś, że intensywność życia nie rodzi się z ilości rzeczy, które się robi, lecz z racji dla której cokolwiek się podejmuje. To o czym mówiliście, choć w treści jakby się powtarzało i trwało ponad dwie godziny, nie było nudne, bo wciąż nowe. To jest piękne.

Ks. Józef: Nie przypuszczałem, że ten wieczór będzie tak bogaty. Rzeczywiście dzieje się tu coś wielkiego, czego owoce prawdopodobnie będziemy zbierać długo – mam nadzieję. Jestem wam wdzięczny za ten moment. Zostały przez was docenione dwie rzeczy: 1) zaproszenie Janka i wasza odpowiedź na to – spójrzmy o ile bez tego byłby uboższy Ruch w Polsce. Wystarczy być uważnym i dzieją się rzeczy niezwykłe. 2) Docenienie towarzystwa jako towarzystwa, nie według tego, co zdolne jest ono zrobić. Tu mieści się bogactwo banału, który wzięty jest w posiadanie przez towarzystwo. To jest najbardziej istotne, wszystko inne to instrumenty, które potraktowaliście z wielką powagą i za to jestem wam wdzięczny. Pójdźcie dalej z doświadczoną już umiejętnością poważnego ich traktowania. Pamiętajcie, że to co decydujące, pojawia się zawsze w prosty sposób i trzeba za tym pójść. To rodzi poruszenie ku prawdziwej wolności. To doświadczenie musi stanowić wyraźny i świadomy punkt odniesienia dla wszystkich miejsc, gdzie istnieje Fundacja. Chodzi o naśladowanie, tzn. nieustanną prośbę o korektę. Tu widać, że trzeba trzymać się towarzystwa, jest to racja posłuszeństwa. Gdy odłączę się od towarzystwa, jest to racja posłuszeństwa. Gdy odłączę się od towarzystwa stracę piękno życia. Ks. Giussani mówił kiedyś w Lublinie: „nawet jak pójdziemy we mgle, ale posłuszni, to gdy mgła opadnie okaże się, że jesteśmy o wiele dalej”. Ludzie w Przemkowie byli wami poruszeni, bo widzieli żyjącą jedność – doświadczenie wewnątrz konkretnego życia.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją