Ślady
>
Archiwum
>
1994
>
Biuletyn (23) listopad
|
||
Ślady, numer 6 / 1994 (Biuletyn (23) listopad) ZdarzyĹo siÄ w wakacje Wakacyjna SzkoĹa WspĂłlnoty OgĂłlnopolskie wakacje Ruchu, Pokrzywna 11.07-16.07.1994 POWITANIE (ks. JĂłzef Adamowicz) MinÄĹo niecaĹe dwa i póŠmiesiÄ ca i znowu spotykamy siÄ tutaj w koĹciele, tym razem nie na rekolekcjach, ale na wakacjach. Tym, co wiÄ Ĺźe ze sobÄ te dwa momenty to jest to, Ĺźe chcemy byÄ razem we wszystkim, co skĹada siÄ na nasze Ĺźycie, aby w ten wĹaĹnie sposĂłb stawaÄ siÄ coraz wyraĹşniej znakiem ObecnoĹci tego Jedynego, dla ktĂłrego warto ĹźyÄ â Jezusa Chrystusa. KaĹźdy z nas w jakiĹ sposĂłb zostaĹ powoĹany, przyprowadzony do tego wĹaĹnie miejsca, kaĹźdy z nas na róşne sposoby doĹwiadcza prawdy tego wezwania poprzez radoĹÄ, pokĂłj i róşnorodne dary, ktĂłre w róşnych miejscach, w róşnym czasie, na róşne sposoby siÄ objawiajÄ . Niech ten czas wakacji bÄdzie jednÄ wielkÄ wdziÄcznoĹciÄ , wdziÄcznoĹciÄ wyraĹźanÄ poprzez bardzo serdeczne przylgniÄcie do siebie nawzajem, poprzez przyjÄcie siebie tak, jak nas tutaj Chrystus zgromadziĹ i dla siebie nawzajem postawiĹ. Rozpoczynamy te wakacje w dzieĹ Ĺw. Benedykta opata, patrona Europy, o ktĂłrym chyba nie muszÄ przypominaÄ jak wiele wniĂłsĹ w to doĹwiadczenie wiary chrzeĹcijaĹskiej oĹźywiajÄ c je w swoim czasie, nadajÄ c mu zupeĹnie nowy impuls. Jak wiemy Ĺw. Benedykt jest takĹźe patronem bractwa Comunione e Liberazione, jest on bardzo drogi naszemu zaĹoĹźycielowi ks. Luigiemu Giussaniemu. W nim upatrujemy jakiĹ wzĂłr, a jednoczeĹnie tak przywoĹujÄ c tekst McIntire`a, nad ktĂłrym siÄ zastanawialiĹmy i ktĂłry wciÄ Ĺź pozostaje dla nas jakimĹ punktem odniesienia dla dokonywania wĹaĹciwych osÄ dĂłw caĹej naszej rzeczywistoĹci, uĹwiadamiamy sobie, Ĺźe ks. Giussani jest tym nowym Ĺw. Benedyktem. To zaĹ co w nas i z nami siÄ dzieje jest wĹaĹnie owocem tej obecnoĹci charyzmatycznej, ktĂłra nam zostaĹa takĹźe ofiarowana.
HOMILIA NA ROZPOCZÄCIE WAKACJI (ks. J. Adamowicz) Pytanie, ktĂłre wypowiada Ĺw. Piotr do Pana Jezusa, jest pytaniem wyrastajÄ cym z pewnego rodzaju zapomnienia. Dlatego, Ĺźe tak to juĹź jest z Panem Jezusem, Ĺźe jeĹli Go czĹowiek spotyka, to opuszcza wszystko nie na mocy jakiejĹ âĹwiadomejâ decyzji, Ĺźe coĹ siÄ poĹwiÄca, coĹ zostawia, skĹada w ofierze, tylko na mocy tej oczywistoĹci, z jakÄ objawia mu siÄ prawda. ChciaĹbym, ĹźebyĹmy to sobie wszyscy uĹwiadomili, przypominajÄ c sobie nasze spotkanie z Ruchem, z tym doĹwiadczeniem, w ktĂłrym uczestniczymy. PoszliĹmy za nim, nie kalkulujÄ c, nie odczuwajÄ c jakiegoĹ ciÄĹźaru, Ĺźe coĹ trzeba zostawiÄ, coĹ za coĹ itd., tylko poszliĹmy poruszeni tÄ mocÄ prawdy, ktĂłra przed nami siÄ odsĹoniĹa. CzĹowiek w spotkaniu z Chrystusem rozumie, Ĺźe dotknÄĹo go coĹ, co ma niesĹychane znaczenie dla jego Ĺźycia, coĹ co odsĹania mu perspektywy przedtem nieprzewidywalne, coĹ co rzeczywiĹcie wiÄ Ĺźe jego los w tym ostatecznym wymiarze, jak to mĂłwimy, z caĹym Przeznaczeniem. Potem czĹowiek siÄ czasem zapomina i zaczyna liczyÄ, co zostawiĹ, co straciĹ i zaczyna pytaÄ tak, jak Ĺw. Piotr: âCóş wiÄc otrzymamy?â. Bardzo was proszÄ, zwrĂłÄcie na to uwagÄ, Ĺźe ile razy tego typu pytanie siÄ w nas pojawia, to jest to sygnaĹ wzywajÄ cy nas, zapraszajÄ cy nas do przypomnienia sobie, uĹwiadomienia sobie tego momentu pierwszej oczywistoĹci, ktĂłrÄ kaĹźdy z nas dobrze pamiÄta. Ale Pan Jezus, jak to Pan Jezus zna nasze sĹaboĹci, naszymi sĹaboĹciami siÄ nie gorszy, nasze sĹaboĹci wykorzystuje po to, Ĺźeby poprowadziÄ nas dalej. MĂłwi: âzaprawdÄ, zaprawdÄ powiadam wam, wy, ktĂłrzy poszliĹcie za MnÄ zasiÄ dziecie na dwunastu tronach i bÄdziecie sÄ dziÄ dwanaĹcie pokoleĹ Izraelaâ. A wiÄc w tym bezmiarze wiecznoĹci Chrystus tych, co poszli za Nim chce mieÄ przy sobie, âw domu Ojcaâ â jak powie. I obiecuje speĹnienie tego, co teraz jest jeszcze wciÄ Ĺź drogÄ , obiecuje osiÄ gniÄcie celu, obiecuje osiÄ gniÄcie przeznaczenia. Ale powiada, Ĺźe juĹź w tym Ĺźyciu, na tym Ĺwiecie ten, kto dla mego imienia opuszcza dom, braci, siostry, ojca, matkÄ, dzieci, pole â stokroÄ tyle otrzyma. Gdyby ktoĹ z nas dzisiaj miaĹ tego typu moment zapomnienia, tego typu pytanie nosiĹ w sobie to odpowiedĹş narzuca siÄ przez sam fakt naszej obecnoĹci. Popatrzmy ilu nam Chrystus daĹ braci, siĂłstr, przyjaciĂłĹ. PomyĹlcie sobie, Ĺźe wielu z nas ma tego typu doĹwiadczenie, Ĺźe w wielu sytuacjach spotykamy ludzi o zupeĹnie nieznanych twarzach, o zupeĹnie nieznanych imionach, a doĹwiadczamy ĹźyjÄ cej miÄdzy nami przyjaĹşni. To sÄ wĹaĹnie ci bracia i siostry, ojcowie i matki, ktĂłrych Chrystus Pan stawia na naszej drodze wĹaĹnie jako owoc naszego przylgniÄcia do Niego, jako owoc naszego pĂłjĹcia za Nim. A jak inaczej wyglÄ da nasz sposĂłb widzenia wszystkich wiÄzi, ktĂłre budujemy, wszystkich spraw, w ktĂłrych uczestniczymy. Z jakÄ mÄ droĹciÄ moĹźemy patrzeÄ na przeróşne â zdawaĹoby siÄ â niesĹychanie skomplikowane sytuacje, jeĹli jesteĹmy zanurzeni w tÄ obecnoĹÄ Chrystusa. Jak na nowo bierzemy wszystko w posiadanie: nie majÄ c niby nic, stajemy siÄ tymi, ktĂłrzy posiadajÄ wszystko, wĹaĹnie dlatego, Ĺźe Ĺźycie nasze, serce nasze lgnie ku Chrystusowi. I to teĹź nie jest juĹź Ĺźadna teoria dla nas, tylko doĹwiadczenie. Trzeba wĹaĹnie â i o to bÄdziemy prosiÄ, i o to bÄdziemy siÄ wszyscy staraÄ przez te wakacyjne dni â Ĺźeby nasze oczy, nasze umysĹy, nasze uszy, nasze serca, Ĺźeby wszystko czym jesteĹmy doĹwiadczaĹo tej niezwykĹej hojnoĹci, z jakÄ Chrystus odnosi siÄ do tych, ktĂłrzy idÄ za Nim. Dlatego uczyĹmy wszystko, Ĺźeby te wakacyjne dni byĹy jakby âmoĹźliwoĹciÄ â danÄ przez nas Chrystusowi, by mĂłgĹ dawaÄ nam tych nowych braci, nowe siostry, nowe dzieci, nowe pola, nowe domy â stokroÄ juĹź tutaj, i by budziĹ w nas, utwierdzaĹ nadziejÄ odziedziczenia Ĺźycia wiecznego. W tym moĹźemy i musimy sobie wzajemnie pomĂłc i to jest gĹĂłwny i zasadniczy cel naszego spotkania.
Wszyscy nawzajem przyjmujemy siebie jako tych nowych braci i nowe siostry, ktĂłrych Chrystus Pan w swej dobroci tak obficie nam ofiarowuje. Ale chciaĹbym, ĹźebyĹmy dostrzegali kogoĹ, kogo trzeba przyjÄ Ä z niezwykĹÄ uwagÄ : jest to mianowicie ks. Gianni Calchi Novati. I to wcale nie dlatego, Ĺźe jest naszym dĹugoletnim przyjacielem, Ĺźe jest bardzo sympatyczny i Ĺźyczliwy dla wszystkich, ale przede wszystkim dlatego, Ĺźe jego obecnoĹÄ tutaj jest znaczÄ ca, poniewaĹź on jest tym, ktĂłry przynosi tutaj obecnoĹÄ samego ks. Giussaniego, jest widzialnym znakiem wiÄzi z tym ĹşrĂłdĹem, w ktĂłrym Duch ĹwiÄty pozwoliĹ wytrysnÄ Ä w naszych czasach charyzmatowi, ktĂłry jest rĂłwny â nie bojÄ siÄ tego powiedzieÄ â charyzmatowi Ĺw. Benedykta.
PYTANIA I ODPOWIEDZI Wprowadzenie (ks. JĂłzef Adamowicz) Podejmujemy dalszy ciÄ g naszej pracy nad ksiÄ ĹźkÄ U ĹşrĂłdeĹ chrzeĹcijaĹskiego roszczenia. ZrobiliĹmy dwa, a nawet trzy kroki, ktĂłre normalnie sÄ obecne w kaĹźdej naszej Szkole WspĂłlnoty, poniewaĹź czytaliĹmy tekst, staraliĹmy siÄ ten tekst zrozumieÄ, tak jak zostaje on nam przedstawiony w caĹoĹci myĹli i drogi, ktĂłra jest nam pokazana, w caĹoĹci tej architektury, ktĂłra jest i sprĂłbowaliĹmy â rozumiejÄ c â postawiÄ siebie naprzeciw tego, co jest nam proponowane, Ĺźeby odkryÄ to, co siÄ w nas rodzi: pytanie, niepokĂłj, jeszcze jakaĹ proĹba o wyjaĹnienie. I w tej chwili chcemy uczyniÄ nastÄpny krok, Ĺźeby to pytanie, tak jak czytaliĹmy w tym tekĹcie, postawiÄ Jemu wĹaĹnie, czyli towarzystwu, bo jak czytamy na s. 78: âNie sposĂłb samemu znaleĹşÄ odpowiedzi na pytanie kim On naprawdÄ jest?â. I na kolejnej stronie: âstÄ d teĹź Jemu stawiano pytaniaâ. On spotyka nas dzisiaj w tej formie, w tej postaci, ktĂłrÄ jest nasze towarzystwo, nasza jednoĹÄ, nasze twarze. I to jest wĹaĹnie czas na postawienie pytania i na sĹuchanie tego, co On do nas mĂłwi o sobie, co mĂłwi to towarzystwo. Potrzebna jest teĹź wĹaĹciwa postawa wyjĹciowa, bo na tej samej s. 79 jest napisane, Ĺźe âtylko przyjaciele, kiedy im odpowiadaĹ â wierzyli Jego sĹowom, wrogowie zaĹ nie przyjmowali tej odpowiedziâ. StÄ d jest waĹźne, w jakiej pozycji stajÄ wobec tego faktu, jakim jest ĹźyjÄ ce, spotykajÄ ce mnie towarzystwo, niosÄ ce Jego obecnoĹÄ, bÄdÄ ce tym ostatecznym miejscem wielkiej Tajemnicy Wcielenia.
Pytanie: jakie jest znaczenie wspĂłlnoty, towarzystwa i jakie jest znaczenie odpowiedzialnego w tym towarzystwie? SzczegĂłlnie waĹźna dla mnie jest pierwsza czeĹÄ tego pytania, gdyĹź wielu z nas w naszej wspĂłlnocie ma jakby doĹwiadczenie âprzegranejâ we wspĂłlnocie, Ĺźe ta wspĂłlnota gdzieĹ bĹÄ dzi, chodzi swoimi drogami, urzÄ dza Ĺwiat po swojemu, Ĺźe odpowiedzialny jakoĹ bĹÄ dzi. W jaki sposĂłb byÄ we wspĂłlnocie, aby ona sĹuĹźyĹa mojemu wzrostowi?
Ks. JĂłzef: NajkrĂłcej sprawÄ ujmujÄ c â trzeba kochaÄ wspĂłlnotÄ, pamiÄtajÄ c wszakĹźe czym ona jest naprawdÄ, tzn. rozeznaÄ jÄ w sposĂłb prawdziwy. MoĹźe pomocnÄ bÄdzie taka oto ilustracja: w czasie rekolekcji w tekĹcie ks. Giussaniego pt. Metoda pĹynÄ ca z wiary czytaliĹmy, Ĺźe charyzmat jest kraĹcowym punktem wielkiej Tajemnicy Wcielenia. KaĹźdemu czĹowiekowi potrzebny jest Chrystus. Ale Chrystus dotyka mnie stawiajÄ c na mojej drodze ciebie, kogoĹ. FormÄ Wcielenia tej wielkiej Tajemnicy, jakÄ jest Chrystus, BĂłg, jesteĹ ty, jest towarzystwo, ktĂłre mnie spotyka, staje na mojej drodze. Ja rozpoznajÄ tÄ obecnoĹÄ wewnÄ trz mojej wĹasnej historii. Od strony Pana Boga wiÄc towarzystwo jest jakby tym ostatnim krokiem, ktĂłry On czyni, Ĺźeby mnie pochwyciÄ. Ja odpowiadajÄ c na zaproszenie, ktĂłre rodzi siÄ z tego spotkani znajdujÄ siÄ wewnÄ trz tego towarzystwa, tworzÄ, wspĂłĹtworzÄ to towarzystwo. Ale nie mogÄ nigdy zapomnieÄ, Ĺźe ono nie jest tym punktem kraĹcowym, jeĹli chodzi o kierunek mojej drogi. Ono ma byÄ miejscem, ktĂłre mnie â i kaĹźdego â bÄdzie coraz bardziej otwieraÄ na rozeznanie ĹźyjÄ cej wewnÄ trz niego Tajemnicy Chrystusa, Boga wcielonego. I jeĹli to zachowa siÄ w pamiÄci, to czĹowiek nie bÄdzie ĹźÄ daĹ od towarzystwa tego, czym ono byÄ nie moĹźe, czego ono samo z siebie daÄ mu nie moĹźe. To jest sposĂłb wybrany przez Chrystusa, Ĺźeby mnie pochwyciÄ i doprowadziÄ do siebie. I wĹaĹnie dlatego to towarzystwo ma okreĹlony ksztaĹt, ma ono pewnÄ wewnÄtrznÄ reguĹÄ, ktĂłrÄ siÄ rzÄ dzi, po to Ĺźeby wszystko kierowaĹo mojÄ myĹl, serce, mnie caĹego ku Chrystusowi. I miejscem uprzywilejowanym, jakoĹ budujÄ cym ten ksztaĹt jest ten, ktĂłry prowadzi. StÄ d teĹź jeĹli siÄ pamiÄta o tym, Ĺźe jesteĹmy towarzystwem w drodze ku, Ĺźe ono jest zdefiniowane przez nasza przyjaźŠna drodze ku naszemu przeznaczeniu, to czĹowiek wie doskonale, Ĺźe ten idÄ cy obok mnie, nawet ten prowadzÄ cy, jest tak samo w drodze, a wiÄc tak samo moĹźe bĹÄ dziÄ, upadaÄ, szukaÄ. Jest coĹ niesamowitego, Ĺźe troskÄ samego Chrystusa jest zachowanie nas â jak On sam modliĹ siÄ w czasie Ostatniej Wieczerzy â w Jego imieniu: âAby byli jedno, jak Ty ojcze we Mnie, a Ja w Tobie⌠abym mĂłgĹ objawiaÄ im TwojÄ chwaĹÄâ. To jest Jego wĹasna troska. Moment pamiÄci o tym, czym to towarzystwo jest pobudzi kaĹźdego z nas do podejmowania wspĂłĹodpowiedzialnoĹci za to, by nie zginÄ Ĺ kierunek naszej drogi. Towarzystwo nie jest celem, towarzystwo jest sposobem, w jaki my moĹźemy i powinniĹmy â pomagajÄ c sobie nawzajem â do tego celu dÄ ĹźyÄ i ten cel osiÄ gaÄ. I wtedy dzieje siÄ tak, Ĺźe kaĹźda sprawa bÄdzie zbawiona, bo my np. dzisiaj moĹźemy nawet pobĹÄ dziÄ, ale jutro powiemy: zbĹÄ dziliĹmy, zmieniamy kierunek. Te dwie rzeczy zatem: kochaÄ towarzystwo, dlatego Ĺźe w ten wĹaĹnie sposĂłb Chrystus do mnie dotarĹ i postawiĹ wobec swojej ObecnoĹci, otworzyĹ mi drogÄ do peĹnego, prawdziwego przeĹźywania mego Ĺźycia. Z drugiej strony â patrzeÄ na towarzystwo prawdziwie, Ĺźeby odkrywaÄ czym ono naprawdÄ jest, nie tworzÄ c jakiejĹ ideologii, jakiegoĹ mitu, ktĂłry potem w konsekwencjach powoduje bardzo zĹe skutki.
Ks. Joachim Waloszek: To, co tutaj ks. JĂłzef mĂłwiĹ znajduje teĹź odbicie w artykule, ktĂłry znalazĹ siÄ w ostatnim naszym biuletynie pt. Kawa w towarzystwie. Jest to rozmowa z ks. Giussanim, w jednym z barĂłw mediolaĹskich. Warto go przeczytaÄ, gdyĹź jest tam m.in. mowa o pewnej ideologizacji wspĂłlnoty i towarzystwa, czyli o zafaĹszowaniu tego wĹaĹciwego pojmowania czym jest nasze towarzystwo.
Ks. JĂłzef Adamowicz: DopowiadajÄ c jeszcze: korzystajÄ c z tego, co bardzo mocno dochodzi do gĹosu w aktualnie przez nas czytanym tekĹcie SzkoĹy WspĂłlnoty, a mianowicie, Ĺźe metoda jest zdeterminowana przez przedmiot, a nie ustalana przez podmiot, stoimy wobec faktu, jakim jest towarzystwo i Ĺźeby rozeznaÄ czym ono jest, nie naleĹźy podchodziÄ do niego z jakimiĹ swoimi wymysĹami, oczekiwaniami, marzeniami itd., tylko rozeznaÄ czym ono naprawdÄ jest. Chrystus kiedy narodziĹ siÄ z Maryi i przyjÄ Ĺ ludzkie ciaĹo, ktĂłre jest tak kruche, Ĺźe musi umieraÄ. Chrystus, ktĂłry chce dotrzeÄ do mnie przyjmuje ciaĹo tak kruche, ktĂłre jest poddane sĹaboĹciom, grzechowi pierworodnemu, róşnego rodzaju skutkom tego grzechu. Nie sposĂłb obraziÄ siÄ na fakt, Ĺźe jest on inny niĹź ja bym chciaĹ, Ĺźeby on byĹ, bo wtedy czĹowiek przegrywa. Taka a nie inna jest wola Pana Boga, tak On chciaĹ wejĹÄ w ten Ĺwiat. I w tej kruchoĹci i nieodpowiednioĹci tego towarzystwa, ktĂłre wĹaĹnie przyjmujÄ z miĹoĹciÄ ze wzglÄdu na to, Ĺźe On uczyniĹ je sposobem, ktĂłrym dotyka mnie, przygarnia mnie, widzÄ caĹÄ moc tajemnicy, ktĂłra daje Ĺźycie, rodzi to Ĺźycie.
Pytanie: chciaĹbym jeszcze w pewnym sensie drÄ ĹźyÄ dalej tÄ odpowiedĹş, ktĂłrej ks. JĂłzef juĹź udzieliĹ. Ks. Giussani stwierdza, Ĺźe dla nas dzisiaj metoda spotkania Chrystusa jest taka sama, jak kiedyĹ dla ApostoĹĂłw. Ja jednak czasami mam poczucie, Ĺźe jakby Chrystus dzisiaj wymaga ode mnie czegoĹ wiÄcej w tym sensie, Ĺźe ApostoĹowie mieli tÄ szczegĂłlnÄ moĹźliwoĹÄ bycia z Chrystusem twarzÄ w twarz, bycia z tÄ wyjÄ tkowÄ osobÄ , o ktĂłrÄ nam wszystkim chodzi. Ja jestem twarzÄ w twarz z towarzystwem ludzi, ktĂłrzy podobnie jak ja sÄ uĹomni, bĹÄ dzÄ (o czym ks. JĂłzef teĹź mĂłwiĹ), dlatego czujÄ, Ĺźe osiÄ gniÄcie pewnoĹci, o ktĂłrej mowa w IV i V rozdziale co do Ĺźywej obecnoĹci Chrystusa jest dzisiaj dla mnie trudniejsze. Jak jest w istocie?
Ks. JĂłzef Adamowicz: Nie sÄ dzÄ, ĹźebyĹmy byli akurat powoĹanie do waĹźeniu komu Pan BĂłg przeznaczyĹ ĹatwiejszÄ lub trudniejszÄ drogÄ. MyĹlÄ, Ĺźe jeĹli ta droga zostaje zdecydowana wĹaĹnie dla mnie, to ona jest odpowiednia i dlatego nie widzÄ potrzeby rozwaĹźania tego typu pytaĹ. Przyjmij ten fakt, ten punkt Tajemnicy Wcielenia, ktĂłry dotarĹ do ciebie, ktĂłry jest dla ciebie kraĹcowy. Ty nie masz innego. ChroĹmy siÄ przed pytaniami typu teoretycznego: piÄkny byĹ Chrystus w Ewangeliach to ApostoĹowie mieli szczÄĹcie Ĺźe Go spotkali. Ty i ja spotkaliĹmy tego samego Chrystusa, inaczej. Inaczej spotkaĹ Go Piotr, inaczej spotkaĹ Mateusz, inaczej spotkaĹ Go SzaweĹ pod Damaszkiem â ale to jest Ten sam i On sam, to Jego troskÄ â jak widaÄ po naszej osobistej historii, jeĹli jesteĹmy uwaĹźnymi â daje nam wystarczajÄ co duĹźo powodĂłw do tego, Ĺźeby to przeĹwiadczenie, to przekonanie, ta pewnoĹÄ mogĹa rosnÄ Ä kaĹźdego dnia.
Pytanie: Skoro hipoteza wkroczenia tajemnicy w ludzkie Ĺźycie staĹa siÄ rzeczywistoĹciÄ , to dlaczego ludzie nie liczÄ siÄ z tÄ rzeczywistoĹciÄ ? Gdzie mam szukaÄ Chrystusa, aby pĂłjĹÄ za Nim i czy jest On w tym towarzystwie pomimo tego jakim ono jest?
Ks. JĂłzef Adamowicz: Znowu â pytaniem, ktĂłre siÄ rodzi trzeba w jakiĹ sposĂłb osÄ dziÄ, mianowicie, wiele razy mĂłwiliĹmy sobie, Ĺźe jeĹli moje serce uderzy choÄby jeszcze jeden raz albo jeĹli moje usta i pĹuca nabiorÄ powietrza choÄby jeszcze jeden raz, to warto to uczyniÄ tylko dlatego, Ĺźe jest Chrystus. A wiÄc czy warto poĹwiÄcaÄ czas, energiÄ, uwagÄ tego typu zagadnieniu? â chyba nie. Trzeba stanÄ Ä, po pierwsze, bardzo uwaĹźnie wobec tego faktu, ktĂłry mnie dotyka w nadziei, Ĺźe jeĹli moja przynaleĹźnoĹÄ stanie siÄ coraz bardziej wyraĹşna, to BĂłg posĹuĹźy siÄ mnÄ , Ĺźeby i dla kogoĹ innego to wezwanie staĹo siÄ oczywiste, Ĺźeby on takĹźe mĂłgĹ przylgnÄ Ä do tej tajemnicy. Ja jestem proboszczem i co najmniej 75% moich parafian do koĹcioĹa nie chodzi. I teraz ja mogÄ poĹwiÄcaÄ caĹe dnie na to, Ĺźeby siÄ martwiÄ, zastanawiaÄ dlaczego oni nie chodzÄ â to jest strata czasu. Ja z tego zamartwiania siÄ wyjdÄ zmÄczony iw ogĂłle niedysponowany Ĺźeby cokolwiek robiÄ. Natomiast mojÄ sprawÄ jest, nawet jeĹli mam tylko dwĂłch (spoĹrĂłd kilku tysiÄcy moich parafian), ktĂłrzy odpowiadajÄ na obecnoĹÄ Chrystusa, wraz z nimi budowaÄ coraz wyraĹşniejsze miejsce przyjaĹşni, jednoĹci z nadziejÄ , Ĺźe ktoĹ inny je spotka i teĹź zostanie poruszony. To jest kwestia ludzkiej wolnoĹci. ChrzeĹcijaĹstwo nie rodzi siÄ jako wynik pewnej manipulacji czy jakiejĹ socjotechniki, ktĂłra moĹźna zastosowaÄ odpowiednio wymyĹlajÄ c, Ĺźeby znaleĹşÄ sobie nowych wyznawcĂłw. To jest postawienie osoby w peĹni jej godnoĹci, a wiÄc z jej ĹwiadomoĹciÄ , rozumnoĹciÄ i wolnoĹciÄ wobec tej Tajemnicy. Ja dziÄkujÄ, Ĺźe mnie siÄ to przytrafiĹo i staram siÄ, Ĺźeby to, co mnie siÄ przytrafiĹo, podjÄ Ä jak najlepiej, Ĺźeby jak najwyraĹşniej byĹo widaÄ, Ĺźe moja osoba, moje Ĺźycie jest zdeterminowane przez tÄ ObecnoĹÄ. Reszta naleĹźy do Niego. On umarĹ na krzyĹźu za wszystkich. Gdzie mam szukaÄ Chrystusa, aby pĂłjĹÄ za Nim i czy Chrystus jest w tym towarzystwie, mimo tego jakie ono jest? Nie musisz juĹź szukaÄ, bo juĹź znalazĹeĹ czy znalazĹaĹ. Na spotkaniu z mĹodzieĹźÄ powiedziaĹem wyraĹşnie: jeĹli ktokolwiek z nas byĹ tutaj chociaĹź przez chwilÄ juĹź szukaÄ nie musi, teraz musi patrzeÄ, patrzeÄ z pozycji wolnej od jakiegokolwiek zamkniÄcia siÄ. PatrzeÄ, patrzeÄ, patrzeÄ⌠bo stoi wobec faktu. Ty stoisz wobec faktu. A Ĺźe On jest w tym towarzystwie mimo tego jakie ono jest â to juĹź powiedziaĹem, ale same sĹowa sÄ tu maĹo waĹźne. Trzeba pytaÄ swego serca, ktĂłre siÄ nie myli czy rzeczywiĹcie ktoĹ z nas jest tu nieszczÄĹliwy. A kto moĹźe daÄ szczÄĹcie ludzkiemu sercu?
Pytanie: Co majÄ zrobiÄ ludzie, ktĂłrzy nie sÄ pewno tak w 100%, Ĺźe to Ruch jest tym miejscem przeznaczonym dla nich? Ludzie, ktĂłrzy pomimo, Ĺźe chodzÄ na SzkoĹÄ WspĂłlnoty, jeĹźdĹźÄ na obozy i rekolekcje nie sÄ pewni, Ĺźe tylko w Ruchu mogÄ osiÄ gnÄ Ä peĹniÄ szczÄĹcia, ktĂłra jest im potrzebna do Ĺźycia? Co majÄ zrobiÄ, aby tego peĹnego szczÄĹcia doĹwiadczyÄ?
Ks. JĂłzef Adamowicz: Metoda rodzi siÄ z wiary, a wiara jest rozpoznaniem we wĹasnym Ĺźyciu tej niezwykĹej ObecnoĹci, ktĂłra ukazuje swĂłj zwiÄ zek z moim przeznaczeniem, jest odpowiednia dla mojego serca. Co ma zrobiÄ, jeĹli coĹ takiego spotka? PĂłjĹÄ za, zwyczajnie pĂłjĹÄ za. A wiÄc pozostaÄ w tym miejscu, w miejscu, ktĂłre zdolne byĹo poruszyÄ moje serce. PozostaÄ tak dĹugo, jak dĹugo trwa caĹa wiecznoĹÄ. ZnĂłw z pomocÄ przychodzi nasz tekst, na s. 70 czytamy: âKiedy spotyka siÄ jakÄ waĹźnÄ dla naszego Ĺźycia osobÄ zawsze najpierw ma miejsce taki moment, w ktĂłrym siÄ jÄ przeczuwa. CoĹ w nas zostaje doprowadzone jakby do sytuacji bez wyjĹcia wskutek oczywistoĹci nieomylnego rozpoznania: oto jest on, oto ona. Dopiero jednak stworzenie moĹźliwoĹci, aby podobne sytuacje siÄ powtarzaĹy â czyli pĂłjĹcie za â prowadzi do przekonania o egzystencjalnym znaczeniu napotkanej osobyâ. StaraÄ siÄ jak najdojrzalej, jak najpeĹniej, jak najuczciwiej przyĹÄ czyÄ do tego faktu, ktĂłry stanÄ Ĺ na mojej drodze, nie stojÄ c z boku i nie wybierajÄ c niektĂłrych rzeczy. Nie stojÄ c z boku, Ĺźeby oceniÄ â wedĹug jakiej kategorii oceniÄ? â tylko zawierzyÄ tej pierwotnej oczywistoĹci, ktĂłra zrodziĹa siÄ we mnie w momencie pierwszego spotkania i konsekwentnie na tej drodze (i tylko na tej drodze) osiÄ ga pewnoĹÄ. Nie ma innej drogi.
Pytanie: Czy stajÄ c przed faktem, jakim jest na przykĹad towarzystwo, naleĹźy od razu kierowaÄ siÄ tylko porywem serca, czy najpierw przekonaÄ siÄ (posĹugujÄ c siÄ rozumem) o sĹusznoĹci tej drogi?
Ks. JĂłzef Adamowicz: WĹaĹnie problem polega na tym â to pytanie tutaj jest jakby kontynuacjÄ poprzedniego â ze my mamy faĹszywe pojÄcie o róşnych sprawach. Ta pierwotna oczywistoĹÄ, ktĂłra w tym pytaniu nazwana jest âporywem sercaâ ona nie jest nierozumna. To nie jest coĹ nierozumnego. Wracam do tekstu rekolekcyjnego â czytaliĹmy tam, Ĺźe dzisiejsza mentalnoĹÄ lekcewaĹźy to, Ĺźe w spotkaniu z osobÄ moĹźe siÄ dokonaÄ przemiana samego siebie i przemiana caĹej rzeczywistoĹci. MĂłwi nam o tym ks. Giussani na przykĹadzie Jana i Andrzeja, ktĂłrzy spotykajÄ c Chrystusa, podÄ ĹźajÄ c za Nim i przebywajÄ c z Nim wraz z upĹywem czasu byli w stanie przeĹźyÄ przemianÄ samych siebie i konsekwentnie wpĹynÄ Ä na przemianÄ rzeczywistoĹci. Ta oczywistoĹÄ zrodzona w momencie pierwszego spotkania nie jest zawieszeniem rozumu czy jakimĹ zdeprecjonowaniem rozumu. My posĹugujemy siÄ pewnymi pojÄciami w faĹszywy sposĂłb: mĂłwimy na przykĹad, Ĺźe rozum funkcjonuje wtedy, kiedy ja biorÄ pewne, wyciÄ gniÄte nie wiadomo skÄ d, kategorie i zaczynam wkĹadaÄ w nie, przypasowywaÄ do nich rzeczywistoĹÄ. To jest postawa nierozumna, bo brakuje realizmu. Wtedy wĹaĹnie dokonuje siÄ zafaĹszowanie metodologiczne, na gruncie metody: ja ustalam metodÄ, a tymczasem metodÄ narzuca przedmiot. Jest w zetkniÄciu z przedmiotem metodÄ jest patrzeÄ, rozeznawaÄ, rozpoznawaÄ, to nie znaczy to kwalifikowaÄ. To doĹwiadczenie pierwotnej oczywistoĹci jest czymĹ, w czym rozum w sposĂłb sobie wĹaĹciwy naprawdÄ gra. To tak, jak w spotkaniu Pana Jezusa z Andrzejem i Janem â gdy tamci dwaj zapytali: âNauczycielu, gdzie mieszkasz?â, to on nie posadziĹ ich na kamieniu i nie powiedziaĹ: sĹuchajcie, ja jestem Synem BoĹźym, przyszedĹem speĹniÄ takie i takie zadania, ludzie powinni czyniÄ to i to⌠teraz idĹşcie do domu, przemyĹlcie to i jeĹli siÄ zgadzacie albo to wam odpowiada, to przyjdĹşcie. Nic takiego nie byĹo. âChodĹşcie i zobaczcieâ. A my niekiedy, a moĹźe nawet i bardzo czÄsto, popeĹniamy taki bĹÄ d. KtoĹ mĂłwi: ja muszÄ wyĹÄ czyÄ siÄ z towarzystwa, musze sobie wszystko poukĹadaÄ, przemyĹleÄ, wtedy dopiero mogÄ coĹ zdecydowaÄ. Nie ma nic bardziej nierozumnego i Ĺmiem twierdziÄ, Ĺźe wtedy najbardziej zawieszasz dziaĹalnoĹÄ twojego rozumu, a posĹugujesz siÄ jakimĹ instrumentem, ktĂłry nazywasz rozumem, a ktĂłry z rozumem niewiele ma wspĂłlnego.
Pytanie: KsiÄ dz juĹź troszeczkÄ odpowiedziaĹ na moje pytanie, ktĂłre dotyczy rozumnoĹci naszej wiary: jak to siÄ ma do sĹĂłw Chrystusa âbÄ dĹşcie jak dzieciâ lub âwysĹawiam CiÄ, Ojcze, Ĺźe wszystkie te rzeczy [âŚ] objawiĹeĹ prostaczkomâ. Nasze Ĺźycie niestety nie jest jak ukĹad âzero-jedynkowyâ: âtak-takâ, âbiaĹo-czarneâ. My nie jesteĹmy jak dzieci, ktĂłre kierujÄ siÄ autorytetem rodzicĂłw, sÄ im w zasadzie bezwzglÄdnie posĹuszne. Nawet apostoĹowie mieli pewne problemy i trudnoĹci z rozumieniem Chrystusa: âRĂłwnieĹź i my nie rozumiemy tego co mĂłwisz, ale Panie do kogo pĂłjdziemyâŚâ. Tak samo i my jesteĹmy postawieni wobec faktu Chrystusa, ktĂłry spotkaliĹmy w naszym Ĺźyciu. Ale czy nasz rozum, ktĂłry odbiera róşne fakty z naszego Ĺźycia (czÄsto jednak je interpretujÄ c, sprawiajÄ c, Ĺźe bĹÄ dzimy) pozwoli nam odbieraÄ je w sposĂłb jednoznaczny tak, aby mĂłc zdecydowanie opowiedzieÄ siÄ za Chrystusem?
Ks. JĂłzef Adamowicz: Przede wszystkim chciaĹbym zaprotestowaÄ przeciwko temu, Ĺźe dzieci sÄ nierozumne. Tak samo jak Chrystus mĂłwi o prostocie serca, to nie mĂłwi o prymitywizmie, to sÄ dwie róşne rzeczy. Dziecko jest scharakteryzowane przez to, ze zaleĹźy do swoich rodzicĂłw. ZaleĹźnoĹÄ przeĹźywana jest przez posĹuszeĹstwo. Dlaczego zatem i jakim prawem to, co jest najprawdziwszym opowiadaniem o mnie, bo ja jestem bytem zaleĹźnym, i niby dlaczego to, co jest realizowane w sposĂłb tak spontaniczny i szczery przez dziecko, tzn. ta zaleĹźnoĹÄ, ma byÄ nierozumna, skoro to wĹaĹnie odpowiada rzeczywistoĹci. PrzecieĹź my nie jesteĹmy kimĹ skoĹczonym, samoistnym, peĹnym, sami z siebie niczego sobie daÄ nie moĹźemy. Chrystus powie: âbeze Mnie nic nie moĹźecie uczyniÄâ. To jest najprawdziwsza opowieĹÄ o ludzkiej kondycji. Teraz czĹowiek jeĹli to rozeznaje i zaczyna dziaĹaÄ, ĹźyÄ wedle prawdy o sobie, wtedy jest najbardziej rozumny. Tak wĹaĹnie Ĺźyje dziecko, ktĂłre jest stawiane przez Chrystusa jako przykĹad tego sposobu Ĺźycia, ktĂłry jest adekwatny do tego kim jest czĹowiek.
Pytanie: jak siÄ pozbyÄ pewnych uprzedzeĹ, ktĂłre w nas siedzÄ i ktĂłrymi posĹugujemy siÄ w Ĺźyciu, aby byÄ, jak mĂłwi Pismo ĹwiÄte âgorÄ cym lub zimnymâ?
Ks. JĂłzef Adamowicz: PrzychodzÄ c na ten Ĺwiat jesteĹmy juĹź gĹÄboko zranieni przez grzech pierworodny, ktĂłry jest niczym innym jak uzurpacjÄ przez czĹowieka, ktĂłry zaleĹźy od Pana Boga, takiej autonomii, niezaleĹźnoĹci, suwerennoĹci: ja jestem bogiem, ja decydujÄ. Chrystus nas odkupiĹ: po to, Ĺźeby te nasze uprzedzenia przezwyciÄĹźyÄ potrzebny byĹ aĹź krzyĹź. I Chrystus nas âchwytaâ, dajÄ c nam jakby w punkcie wyjĹcia ten podarunek przeĹźycia oczywistoĹci prawdy w momencie spotkania. A potem zaczyna siÄ droga, z ktĂłrej nie sposĂłb usunÄ Ä krzyĹźa, droga zawsze ĹÄ czy siÄ ze zmÄczeniem. Jak szliĹmy do Prudnika, to przecieĹź kaĹźdy kolejny krok przynosiĹ zmÄczenie. KaĹźdy kolejny krok naszej Ĺźyciowej drogi teĹź przynosi zmÄczenie, przynosi róşnego rodzaju niebezpieczeĹstwa (tam kogoĹ pogryzĹy osy na tej drodze). Tak wĹaĹnie atakujÄ nas te wszystkie mass media, otaczajÄ ca nas mentalnoĹÄ, róşnego typu uprzedzenia. Jedno moĹźemy powiedzieÄ â to wszystko jest na pewno zwyciÄĹźone. I teraz im bardziej czĹowiek przylgnie do towarzystwa, ktĂłre go spotkaĹo, ktĂłre go przygarnÄĹo, tym pewniej dzieĹ po dniu bÄdzie mĂłgĹ to wszystko przezwyciÄĹźaÄ â nie ma innej drogi â podejmujÄ c bardzo powaĹźnie te wszystkie instrumenty, ktĂłre towarzystwo mi wkĹada. NiezastÄ pionÄ pomocÄ jest tutaj solidnie robiona SzkoĹa WspĂłlnoty, bo nam pozwala wychowywaÄ naszÄ ĹwiadomoĹÄ do prawdy.
Ks. Joachim Waloszek: Wydaje mi siÄ, Ĺźe bardzo istotne jest to, Ĺźeby tÄ naszÄ letnioĹÄ przezywaÄ jako bĂłl, jako coĹ, co nas boli a nie jako kolejny, ewentualny atut przeciwko wierze, jako kolejne uprzedzenie. A jeĹli jako bĂłl to z proĹbÄ , aby Pan BĂłg zaradziĹ naszemu niedowiarstwu.
Ks. JĂłzef Adamowicz: Jest jeszcze jedna uwaga, ktĂłrÄ teĹź mocno podkreĹlaliĹmy za ks. Giussanim podczas rekolekcji, a mianowicie, trzeba wyzbyÄ siÄ tej pretensji do Pana Boga, gdzieĹ tam ukrytej, Ĺźe skoro postawiĹ mnie wobec siebie, zaprosiĹ â to dlaczego sÄ jeszcze we mnie te uprzedzenia. PĂłjĹcie za oznacza pĂłjĹcie za â jak czytaliĹmy â a nie od razu osiÄ gniÄcie celu. To jest bodaj to najwiÄksze uprzedzenie, ktĂłre pozostaje w czĹowieku w momencie spotkania.
HOMILIA NA ZAKOĹCZENIE WAKACJI (ks. JĂłzef Adamowicz) SposĂłb dziaĹania Pana Boga jest niezwykle prosty: stwarza tutaj w tym Ĺwiecie, w naszej ludzkiej historii ludzki fakt, ktĂłry jest Jego obecnoĹciÄ . Po prostu ktĂłregoĹ dnia staje na tej ziemi CzĹowiek, ktĂłry na róşne sposoby daje znaÄ ludzkiemu sercu, ludzkiej wolnoĹci, Ĺźe domaga siÄ przynaleĹźnoĹci do siebie. Domaga siÄ nie na zasadzie jakiegoĹ zewnÄtrznego nakazu, ale dlatego, Ĺźe z natury rzeczy czĹowiek do Niego naleĹźy. A wiÄc â moglibyĹmy powiedzieÄ â zaprasza czĹowieka do powrotu do prawdy o sobie, przywraca czĹowiekowi prawdÄ o nim samym. I zauwaĹźamy w dzisiejszej Ewangelii, Ĺźe niezwykle waĹźnÄ rzeczÄ jest jak czĹowiek staje w obliczu tego faktu. Jedni â faryzeusze â wyszli i odbyli naradÄ przeciw Jezusowi, w jaki sposĂłb Go zgĹadziÄ. A wielu poszĹo za Nim. PostawÄ wĹaĹciwÄ jest pĂłjĹÄ za Nim. PĂłjĹcia za nim domaga siÄ nasze serce, ktĂłre w mgnieniu oka odkrywa, Ĺźe to jest wĹaĹnie Ten, ktĂłrego potrzebuje, bez ktĂłrego nie istnieje. Trzeba pĂłjĹÄ za Nim i mĂłwi Ewangelia: on wtedy uzdrowiĹ ich wszystkich. MyĹlÄ, Ĺźe sĹowo âuzdrowiĹâ, uĹźyte tutaj w Ewangelii, dotyczy nie tylko róşnych cielesnych chorĂłb, ale przede wszystkim dotyczy tego, co konstytuuje czĹowieka: bo chora jest i nasza rozumnoĹÄ, i nasza wolnoĹÄ, i chore jest nasze serce, A uzdrowienie nastÄpuje wtedy, kiedy czĹowiek staje w obliczu tejĹźe wĹaĹnie Osoby, tej wyjÄ tkowej Osoby i podÄ Ĺźa za niÄ . I dokonuje siÄ cud przemiany, cud nowych narodzin: nowy czĹowiek staje wtedy w obliczu caĹej rzeczywistoĹci i w nowy sposĂłb tÄ rzeczywistoĹÄ zaczyna posiadaÄ, i w ten sposĂłb prawda, piÄkno, dobro stajÄ siÄ obecne zarĂłwno w nim i poprzez niego wszÄdzie. Za wstawiennictwem tych ĹwiÄtych, ktĂłrzy nam patronowali w tych dniach â poczynajÄ c od Ĺw. Benedykta, tak bardzo drogiego naszemu Ruchowi â dochodzÄ c aĹź do dzisiejszej patronki, NajĹwiÄtszej Maryi Panny, Matki SĹowa Wcielonego, gorÄ co proĹmy, ĹźebyĹmy nie stracili nigdy z oczu tej przedziwnej ObecnoĹci, ktĂłra do nas dotarĹa w ksztaĹcie jednoĹci naszego Towarzystwa, ĹźebyĹmy wytrwale poszli i szli za NiÄ , ĹźebyĹmy zostali uzdrowieni, a przez nas, by wszystko staĹo siÄ nowe.
SYNTEZA (ks. JĂłzef Adamowicz) Synteza zostaĹa juĹź dokonana w czasie homilii, poniewaĹź jak to zawsze byĹo tak i dziĹ Pan BĂłg podpowiada nam poprzez swoje sĹowo sposĂłb rozumienia, widzenia tego wszystkiego, co nam siÄ wydarza. ChcÄ jeszcze moĹźe w kilku sĹowach przypomnieÄ pewne rzeczy. CzytaliĹmy w tekĹcie, ktĂłry stanowiĹ punkt wyjĹcia dla naszej wspĂłlnej SzkoĹy WspĂłlnoty na tych wakacjach, Ĺźe âforma Chrystusa, aby mogĹa byÄ uchwycona obiektywnie domaga siÄ towarzystwa ludzi, ktĂłrzy juĹź przez Niego zostali pochwyceniâ. I prowadziĹ nas ks. Giussani na pierwszÄ stronicÄ Ewangelii Ĺw. Jana, opowiadajÄ c o spotkaniu Jezusa z Janem i Andrzejem, a potem z kolejnymi apostoĹami. I trzeba, ĹźebyĹmy zdawali sobie sprawÄ, w tym spotkaniu, dokĹadnie, przez te dni uczestniczyliĹmy, w spotkaniu, ktĂłre jest opisane na kartach Janowej Ewangelii. Chrystus juĹź czterdzieĹci lat temu pozwoliĹ siÄ w szczegĂłlny sposĂłb rozpoznaÄ ks. Giussaniemu, tworzÄ c jakby w nim ten kraĹcowy punkt wielkiej Tajemnicy Wcielenia po to, by dotknÄ Ä nas. Spotkanie z Chrystusem jest zawsze przezywaniem czegoĹ, co stanowi nieporĂłwnywalnÄ z niczym nowoĹÄ: Chrystus i tylko On jest rzeczywiĹcie czĹowiekowi potrzebny. I tak jak tamci z pierwszych stron Ewangelii pobiegli zaraz do swoich domĂłw i mĂłwili nastÄpnym: znaleĹşliĹmy Mesjasza, tak i do nas dotarĹ ten gĹos, to Ĺwiadectwo poprzez charyzmat Ruchu, poprzez towarzystwo tych, ktĂłrzy zostali zgromadzeni przez Ducha ĹwiÄtego wokóŠosoby ks. Giussaniego. I my zostajemy postawieni przed takÄ formÄ Chrystusa, wobec takiej jego postaci dziĹ do nas docierajÄ cej, ktĂłrÄ jest nasza jednoĹÄ â jednoĹÄ towarzystwa Ruchu. Stajemy wobec tego faktu, zostajemy przez ten fakt spotkani: to jest fakt, on porusza nasze serce (bo inaczej nas by tutaj nie byĹo, a niektĂłrzy juĹź idÄ lata caĹe) i on kaĹźe nam, on jakby rodzi w nas to pytanie, ktĂłre odkrywamy na kartach Ewangelii: co to jest? Kim oni sÄ ? Tak jak pytano o Jezusa: kim jest ten czĹowiek? Kto to jest? CzĹowiek rozumie, Ĺźe stoi wobec czegoĹ, co ma decydujÄ ce znaczenie dla jego Ĺźycia, poniewaĹź odkrywa tÄ niezwykĹÄ korespondencjÄ pomiÄdzy tym faktem a swoim wĹasnym sercem, odkrywa odpowiednioĹÄ. CzĹowiek wie, Ĺźe nie moĹźe byÄ wobec tego faktu obojÄtny. I znowu, to jest kwestia nie jednej z moĹźliwoĹci, tylko po prostu nie ma innej moĹźliwoĹci. ObojÄtnym byÄ nie moĹźna, trzeba powiedzieÄ âtakâ lub ânieâ. Ten wĹaĹnie fakt, i tego doĹwiadczamy, i tego doĹwiadczyliĹmy po raz kolejny przez te dni, budzi w nas to, co podkreĹlone zostaĹo w naszym tekĹcie przez sĹowo powinieneĹ, powinieneĹ, bo w przeciwnym wypadku rezygnujesz z peĹni swojego czĹowieczeĹstwa, bo stoisz wobec czegoĹ, co jest nieporĂłwnywalny z jakimkolwiek innym wyborem, ktĂłry mĂłgĹby ci byÄ zaproponowany przez kogokolwiek, kiedykolwiek i gdziekolwiek. MyĹlÄ, Ĺźe mogÄ powiedzieÄ, iĹź w czasie tych wakacji dla wielu z nas to staĹo siÄ bardzo ĹźywÄ , przeĹźywalnÄ rzeczywistoĹciÄ . To siÄ wyraziĹo na róşny sposĂłb, miÄdzy innymi choÄby w tych pytaniach, w naszej pracy nad SzkoĹÄ WspĂłlnoty, Ĺźe rozumiemy, czy zaczynamy rozumieÄ, Ĺźe to coĹ, do czego zostaliĹmy zaproszeni, Ĺźe to towarzystwo, ktĂłre nas spotkaĹo jest tym faktem, wzbudzajÄ cym w nas powinnoĹÄ, koniecznoĹÄ zajÄcia stanowiska. NiektĂłrzy z nas, zresztÄ chyba wszyscy, w mniejszym lub wiÄkszym stopniu, w takiej sytuacji przezywajÄ pewien niepokĂłj, lÄk, bo czĹowiek wie, Ĺźe tu siÄ decydujÄ jego losy, Ĺźe tu w grÄ zostaje wĹÄ czona jego osoba. To nie jest zaproszenie, bym podarowaĹ coĹ z tego, co posiadam: swojÄ inteligencjÄ, dla mnie, stawkÄ jest moja osoba, jestem ja. I czĹowiek zaczyna siÄ trochÄ tego lÄkaÄ. ChcÄ wam powiedzieÄ: nie bĂłjcie siÄ! Ci, ktĂłrzy poszli za Nim wszyscy zostali uzdrowieni. Ta pierwotna oczywistoĹÄ, ktĂłra pozwala nam siÄ przyĹÄ czyÄ, ktĂłra pozwala rozpoznaÄ, przylgnÄ Ä do tego faktu, ona jest najprawdziwszÄ z prawdziwych, ona wymaga czasu, Ĺźeby âjak nam to tĹumaczy ks. Giussani â staĹa siÄ pewnoĹciÄ . Ona domaga siÄ czasu, ĹźebyĹmy wyraĹşniej, z wiÄkszÄ natarczywoĹciÄ odkryli w sobie te koniecznoĹÄ postawienia pytania i stawiania pytania: kim jesteĹ? I ĹźebyĹmy stawiali to pytanie nie sobie, swoim zdolnoĹciom, swojej wiedzy, swoim moĹźliwoĹciom przeprowadzania porĂłwnaĹ, analogii itd. Nie komukolwiek, tylko wĹaĹnie Jemu, tylko wĹaĹnie temu towarzystwu. I na tej drodze, tak jak ApostoĹowie, tak i my osiÄ gamy pewnoĹÄ, pewnoĹÄ nie na zasadzie nagromadzonych argumentĂłw, czy jakiejĹ matematycznej precyzji, ale pewnoĹÄ tÄ fundamentalnÄ , egzystencjalnÄ , do ktĂłrej tak niewiele potrzeba, tak niewiele, a rĂłwnoczeĹnie bardzo wiele â chodzi o prostotÄ serca, chodzi o tÄ postawÄ wyjĹciowÄ , z ktĂłrÄ czĹowiek staje w obliczu tego wydarzenia, a ktĂłra nie buduje, czy nie pielÄgnuje (lepiej powiedzmy) tego przesĹaniajÄ cego wszystko parawanu. Jak wiemy, te wakacje w sposĂłb szczegĂłlny byĹy jakimĹ sposobem pomocy sobie w robieniu SzkoĹy WspĂłlnoty na co dzieĹ. Zobaczcie, przeszliĹmy takie wĹaĹnie kroki: razem czytaliĹmy tekst, prĂłbowaliĹmy ten tekst zrozumieÄ, tak jak zostaje on nam przedstawiony, nie wydobywajÄ c z niego jakiĹ fragmentĂłw i nie snujÄ c nad nimi refleksji, tylko prĂłbujÄ c odczytaÄ tÄ myĹl, z ktĂłrÄ staje przed nami ks. Giussani, albo lepiej trzeba by powiedzieÄ: to doĹwiadczenie, ktĂłre w tym tekĹcie jest nam przekazywane. I potem to juĹź jest coĹ, czego domaga siÄ nasze serce w tym momencie, potem siĹÄ rzeczy dokonuje siÄ skonfrontowanie siebie samego, tego co we mnie, tego, co dzieje siÄ w tym momencie ze mnÄ z tym wobec czego stojÄ. I rodzÄ siÄ pytania, stawia siÄ te pytania temu wĹaĹnie towarzystwu i otrzymujÄ c odpowiedĹş robi siÄ wszystko, wspomagajÄ c siÄ wzajemnie, Ĺźeby pĂłjĹÄ za tym. To jest wĹaĹnie SzkoĹa WspĂłlnoty â niezastÄ piony instrument wychowujÄ cy nas do tej ĹwiadomoĹci, ktĂłra rodzi siÄ z faktu Chrystusa. To jest pierwsza rzecz, ktĂłra wam polecam i jak zwykle zresztÄ , przypominam. Musimy nieustannie i z wiÄkszÄ uwagÄ tÄ SzkoĹÄ WspĂłlnoty prowadziÄ i musimy osobiĹcie dokĹadaÄ wysiĹku i nie szczÄdzÄ c tego wysiĹku, Ĺźeby kaĹźdy z nas dzieĹ w dzieĹ, systematycznie co tydzieĹ w grupach tÄ pracÄ prowadziÄ. MyĹlÄ, Ĺźe wszystkim jakoĹ pomogĹy te wakacje, Ĺźeby odrzuciÄ pewne uprzedzenia, z gĂłry jakoĹ zakĹadane w stosunku do tego tekstu: Ĺźe jest trudny, Ĺźe jest jakiĹ taki. Otóş, najpierw trzeba go po prostu wziÄ Ä do rÄki, a ci, ktĂłrzy was prowadzÄ w róşnych miejscach, ci sÄ zobowiÄ zani wam pomagaÄ. JeĹli powiedzmy odkrywasz, Ĺźe tekst jest trudny, jakoĹ nieprzyswajalny przez ciebie, to proĹ o pomoc, konsekwentnie, natarczywie proĹ. Na pewno tÄ pomoc otrzymasz. I wtedy ta praca staje siÄ Ĺatwiejsza, prostsza i bardziej owocna. Ale nawet gdyby tak siÄ zdarzyĹo, Ĺźe jeszcze tej odpowiedzi nie otrzymujesz, to po prostu dzieĹ w dzieĹ czytaj, bo propozycja chrzeĹcijaĹska jest aĹź przeraĹźajÄ ca w swej prostocie. Na tÄ propozycjÄ potrafi odpowiedzieÄ kaĹźdy, tylko trzeba odpowiadaÄ wĹaĹnie z prostotÄ , sĹyszÄ c w propozycji to, co tam jest zawarte, a nie odbierajÄ c tÄ propozycjÄ wedĹug jakiegoĹ wĹasnego wyobraĹźenia. DziesiÄÄ minut czytam ksiÄ ĹźkÄ â to kaĹźdy potrafi. I nie bardzo muszÄ siÄ przejmowaÄ czy ja akurat dzisiaj juĹź zapamiÄtaĹem trzy zdania czy dziesiÄÄ. Uczciwie czytam. WciÄ Ĺź podkreĹlam ten moment pracy osobistej, poniewaĹź bez niego co tygodniowe spotkania niewielkie bÄdÄ miaĹy znaczenie. I czĹowiek bÄdzie siÄ zachowywaĹ w pewnym sensie jak oszust. Drugi moment, drugi bardzo istotny instrument, ktĂłry chcÄ przypomnieÄ to gest charytatywny. Nie zaniedbujmy go, starajmy siÄ go pielÄgnowaÄ, Ĺźeby nieustannie rosĹa w nas postawa wdziÄcznoĹci. Darmo otrzymaliĹmy â nikt z nas nie zasĹuĹźyĹ na to spotkanie, na to by zostaÄ postawionym wobec faktu Chrystusa â czerpiemy z tego niewyobraĹźalne bogactwo. Niech ten gest charytatywny systematycznie podejmowany, wskazany, prowadzony bÄdzie znakiem naszej wdziÄcznoĹci, niech on buduje naszÄ wdziÄcznoĹÄ, niech on w ten sposĂłb teĹź bÄdzie wyrazem troski o to, by kaĹźdy czĹowiek mĂłgĹ wobec faktu Chrystusa zostaÄ postawiony. Tu przechodzimy do kolejnej sprawy, sprawy misyjnoĹci, mianowicie jeĹli czĹowiek nie dzieli siÄ tym, co go spotkaĹo, nie staje wobec wszystkich â jak bÄdziemy czytaÄ w szĂłstym rozdziale naszej ksiÄ Ĺźki â z tym spotkaniem, ktĂłre przeĹźyĹ lub przeĹźywa, to jest ono jeszcze przeĹźywane dwuznacznie, to jest ono przeĹźywane niepeĹnie. A wiÄc tak jak jestem na dziĹ pochwycony, tak jak jestem na dziĹ przemieniony przez obecnoĹÄ tego faktu ĹźyjÄ cego, ktĂłrym jest towarzystwo, tÄ przynaleĹźnoĹÄ ktĂłrÄ przeĹźywam i ktĂłrÄ mogÄ na róşny sposĂłb w konkretach mojego Ĺźycia pokazaÄ, trzeba pokazywaÄ, trzeba o niej opowiadaÄ. To wszystko ma swoje ĹşrĂłdĹo w naszej miĹoĹci do wspĂłlnoty. Ale pamiÄtamy â przestrzeĹźeni przez ks. Giussaniego w tych rozdziaĹach, ktĂłre czytaliĹmy â Ĺźe metoda narzucona jest przez przedmiot, a nie ustalana przez podmiot! A wiÄc znowu rozeznajemy czym wspĂłlnota naprawdÄ jest, a nie projektujemy jakiejĹ wĹasnej wizji, z ktĂłrej potem rodzÄ siÄ róşnorodne oczekiwania, pretensje, niespeĹnione nadzieje itd. Towarzystwo jest tym punktem kraĹcowym tajemnicy Wcielenia, ktĂłra mnie dotyka, ale pozostaje w funkcji mojego spotkania z Chrystusem, prowadzi mnie do Chrystusa. Nie jest celem zbudowanie towarzystwa, celem jest zbudowanie wiÄzi z Chrystusem poprzez i wewnÄ trz towarzystwa. Z miĹoĹciÄ wiÄc przyjmujemy caĹÄ kruchoĹÄ, sĹaboĹÄ, grzesznoĹÄ nas wszystkich, ktĂłrzy zostaliĹmy sobie nawzajem podarowani, by budziÄ siebie nawzajem, budziÄ nasze serca do rozpoznania, uznania i przylgniÄcia do tej jedynej ObecnoĹci, ktĂłrej na imiÄ Chrystus. ChcÄ bardzo serdecznie podziÄkowaÄ wszystkim wam za to, Ĺźe mogliĹmy przeĹźyÄ te piÄkne dni, podziÄkowaÄ naszej Diakonii, wszystkim, ktĂłrzy podejmowali jakiekolwiek odpowiedzialnoĹci od najdrobniejszych do najwiÄkszych, wszystkim wam za to, ze pozwoliliĹcie Panu Jezusowi ĹźyjÄ cemu w tym towarzystwie budziÄ siÄ do otwartoĹci, ĹźyczliwoĹci, do wyraĹźania jednoĹci podarowanej nam na tysiÄ ce róşnych sposobĂłw. Bardzo serdecznie dziÄkujemy teĹź ksiÄdzu proboszczowi, tutejszym paniom koĹcielnym, tutejszej wspĂłlnocie parafialnej za tÄ serdecznÄ goĹcinnoĹÄ, ktĂłrej tu juĹź po raz drugi doĹwiadczamy. To jest bardzo budujÄ ce, jak czĹowiek staje wobec gestu obdarowania, to jest serce tez staje siÄ bardziej gotowe do tego, by obdarowywaÄ innych. Serdeczne BĂłg zapĹaÄ. Spotkamy siÄ 22 X 1994 roku w Warszawie, Ĺźeby zaczÄ Ä wspĂłlnie kolejny rok naszej SzkoĹy WspĂłlnoty, naszej pracy, bo Ĺźycia siÄ ani nie zaczyna ani nie koĹczy, ono po prostu trwa, ono jest nam w kaĹźdej chwili podarowane po to, aby peĹniej i coraz peĹniej byĹo oĹźywiane przez tÄ JedynÄ TajemnicÄ Ĺťycia, ktĂłrej na imiÄ Chrystus.
|