Ślady
>
Archiwum
>
1994
>
Biuletyn (21-22) czerwiec
|
||
Ślady, numer specjalny / 1994 (Biuletyn (21-22) czerwiec) Ĺťycie CL w Polsce Transformator Zdarzenia, ktĂłre doprowadziĹy mnie do pierwszego spotkania z Jarkiem Nitkiewiczem Zbigniew Martyniak Na wstÄpie doĹÄ obszernie opisze zdarzenia, ktĂłre doprowadziĹy mnie do pierwszego spotkania z Jarkiem Nitkiewiczem. ByĹo to okoĹo 7 lat temu. W tym okresie opiekowaĹem siÄ niewidzÄ cym samotnym stosunkowo mĹodym (44 lata) czĹowiekiem mieszkajÄ cym do dziĹ przy ul. Fornalskiej 4/2 na naszym osiedlu w Ĺwidnicy. Pan Bogdan straciĹ wzrok majÄ c okoĹo 35 lat. Najpierw odmĂłwiĹo posĹuszeĹstwa jedno oko a później po pewnym czasie, drugie. Gdy zaczÄĹa siÄ tragedia z drugim okiem, przebywaĹ w szpitalu na oddziale okulistycznym. Lekarz w trosce o ratowanie ledwo widzÄ cego drugiego oka zaproponowaĹ operacje, na ktĂłrÄ pan Bogdan siÄ zgodziĹ. Podczas operacji â po otwarciu oka â po Ĺrodkach znieczulajÄ cych i zobojÄtniajÄ cych, padaĹy szeptem wypowiadane do asystujÄ cej siostry sĹowa âBronka, dalej nie ma sensu â 2 dni i koniecâ. Po tej strasznej diagnozie operacja zostaĹa niespodziewanie skrĂłcona i zakoĹczona. Pan Bogdan dosĹyszaĹ to wszystko i zrozumiaĹ sens tej diagnozy, dlatego teĹź nie chcÄ c dokoĹczyÄ Ĺźywota w szpitalu, na wĹasnÄ proĹbÄ wypisaĹ siÄ na drugi dzieĹ ze szpitala, i jak opowiadaĹ, z niepokojem oczekiwaĹ tego drugiego dnia w domu. DziÄki Bogu nie sprawdziĹa siÄ diagnoza lekarza. Pan Bogdan przeĹźyĹ drugi dzieĹ po niedokoĹczonej operacji i przeĹźyĹ nastÄpnych piÄÄ tysiÄcy dni (Ĺźyje do dziĹ), ale niestety juĹź niewidomy zupeĹnie. Lekarz âpowiada ânie uwierzyĹby gdyby go zobaczyĹ, Ĺźe on Ĺźyje do dziĹ. Jest to niewÄ tpliwie najwiÄksze kalectwo jakie moĹźe spotkaÄ czĹowieka â nie widzieÄ otaczajÄ cego nas Ĺwiata. Ĺťeby choÄ czÄĹciowo zrozumieÄ jego nieszczÄĹcie mĂłwi: âzasĹoĹ sobie oczy na 1 godzinÄ, na dzieĹ, tydzieĹ, miesiÄ c, rok i choÄby na 10 lat i chodĹş po mieszkaniu i staraj siÄ wykonywaÄ niezbÄdne czynnoĹci. On jako osoba samotna â obiera ziemniaki, gotuje, pierze itp. Nigdy tego nie prĂłbowaĹem z zamkniÄtymi oczami â czy ktoĹ prĂłbowaĹ sumiennie to uczyniÄ choÄby przez godzinÄ? Pan Bogdan mĂłwi: ânawet jeĹli zasĹonisz oczy na 10 lat to i tak przez ten dĹugi czas bÄdziesz wiedziaĹ, Ĺźe po skoĹczeniu tego okresu bÄdziesz widziaĹ â ja nigdy i to jest tragedia. Jak wielki to jest dar BoĹźy â mĂłc widzieÄ Ĺwiat, wie tylko ten, kto straciĹ wzrok i nigdy do koĹca nie zrozumie tego czĹowiek widzÄ cy. Czytelniku, moĹźe zechcesz przez chwilÄ zastanowiÄ siÄ nad tym wielkim darem widzenia âproszÄ CiÄ zasĹoĹ oczy tylko na 1 godzinÄ i staraj siÄ wykonywaÄ czynnoĹci jak widzÄ cy! DziÄkujemy nieustannie swemu StwĂłrcy za ten wielki dar, a przecieĹź to tylko jeden z tak wielu innych. W poczÄ tkowym okresie zupeĹnego niewidzenia, pan Bogdan mieszkaĹ z matkÄ staruszkÄ obĹoĹźenie chorÄ , ktĂłrÄ opiekowaĹ siÄ przez kilka miesiÄcy. To wzajemne wspomaganie siÄ zahartowaĹo go i pomimo, Ĺźe praktycznie od 15 lat przebywa w czterech Ĺcianach swego mieszkania, nieraz z humorem znosi swojÄ niedolÄ. JedynÄ jego ârozrywkÄ â jest gĹos radia. Pewnego dnia nieostroĹźnie potrÄ ciĹ je i radio siÄ rozbiĹo. ChcÄ c gdzieĹ zaĹatwiÄ stosunkowo taniÄ naprawÄ (jest rencistÄ o doĹÄ niskiej rencie) trafiĹem na ulicÄ JasiĹskiego pod nr 4, gdzie w pomieszczeniach piwnicznych znajdowaĹ siÄ punkt napraw sprzÄtu radiowego i telewizyjnego kierowanego przez pana Ryszarda Nitkiewicza ze swoim pracownikiem Jarkiem. Radio zostaĹo naprawione w krĂłtkim czasie i bez zapĹaty. Kto je naprawiaĹ nie wiem â czy Jarek, czy ojciec? PamiÄtam tylko dokĹadnie jak dziĹ â siedzÄ cego po lewej stronie, patrzÄ c od wejĹcia â ojca i po prawej syna Jarka majsterkujÄ cego wokóŠduĹźej liczby róşnego rodzaju sprzÄtu radiowego i TV. SzczegĂłlnie uderzyĹ mnie wĂłwczas stosunkowo mĹody wiek Jarka jako fachowca w tym zakresie, gdyĹź zawsze miaĹem wiele uznania dla fachowcĂłw z tej dziedziny. RadoĹÄ pana Bogdana z naprawy radia, do tego bezpĹatnej, byĹa widoczna przez dĹuĹźszy czas. OĹmielony tak rzetelnÄ i szybkÄ naprawÄ , postanowiĹem i ja skorzystaÄ z naprawy mojego sprzÄtu. Otóş mam radio âMonikaâ, ktĂłre jest zasilane z sieci przez transformator. W tym czasie âprzed rokiem 1989 szczegĂłlnie sĹuchaĹem audycji radia Wolna Europa, myĹlÄ, Ĺźe wielu z nas rĂłwnieĹź â zwĹaszcza w godzinach przedpoĹudniowych podczas wykonywania czynnoĹci domowych (jestem na rencie). Bardzo mnie denerwowaĹ niezbyt dobry odbiĂłr (szum) i dlatego teĹź domyĹlajÄ c siÄ, Ĺźe przyczynÄ m.in. moĹźe byÄ fabryczny transformator, postanowiĹem zasiÄgnÄ Ä rady i sprĂłbowaÄ go ulepszyÄ wĹaĹnie w punkcie napraw pana Nitkiewicza. ZostaĹem mile przyjÄty i przedstawiĹem swĂłj problem. Tato powiedziaĹ wĂłwczas do Jarka: âJarek coĹ byĹ wykombinowaĹ Panu z tym transformatoremâ, Jarek odpowiedziaĹ: âale ja nie mam tej czÄĹciâ. Ojciec: âto weĹş to stamtÄ d i zamontuj temu Panuâ. Jarek: âsprĂłbujemy, niech Pan przyjdzie za kilka dniâ. PrzychodzÄ, transformator mĂłj usprawniony i dodatkowo z dĹuĹźszym przewodem â opĹata symboliczna. MuszÄ siÄ przyznaÄ, Ĺźe doĹÄ sceptycznie zapatrywaĹem siÄ na usprawnienie wykonane przez Jarka, ale w sumie zadowolony ruszyĹem w stronÄ domu. JakieĹź miĹe byĹo moje zaskoczenie, gdy podĹÄ czyĹem transformator do radia i posĹuchaĹem czystego odbioru tak krajowego jak i zagranicznego. Od tamtej pory podziw dla tego mĹodego czĹowieka utoĹźsamiaĹem tylko z fachowym naprawianiem sprzÄtu radiowego. W 1998 roku spotkaĹem TeresÄ Toms. ByĹa wĂłwczas katechetkÄ i przygotowywaĹa mojÄ cĂłrkÄ do I-szej Komunii Ĺw. To spotkanie zadecydowaĹo, Ĺźe wĹÄ czyĹem siÄ w Ĺźycie Naszej WspĂłlnoty. Na ktĂłrymĹ z pierwszych spotkaĹ w poprzednim Oratorium na pl. Ludowym w Ĺwidnicy, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu spotkaĹem Jarka Nitkiewicza. PomyĹlaĹem wĂłwczas âmĹody, zdolny czĹowiek i do tego tak wczeĹnie poĹÄ czyĹ pracÄ z przynaleĹźnoĹciÄ do WspĂłlnoty â godny do naĹladowaniaâ. Gdy z kolei dowiedziaĹem siÄ, Ĺźe Jarek wstÄ piĹ do seminarium, nie mogĹem przez dĹuĹźszy czas uwierzyÄ, Ĺźe to fakt, tym bardziej, Ĺźe jego styl Ĺźycia â swawolny, zbyt czÄsto Ĺźartobliwy, zwĹaszcza ze swoimi rĂłwieĹnikami, kĹĂłciĹ siÄ z moim stereotypowym myĹleniem o mĹodym kandydacie na kapĹana â widziaĹem tam chĹopcĂłw z usposobieniem tylko wyjÄ tkowo spokojnym i powaĹźnym. Niespodziewane a zarazem niezbadane sÄ powoĹania BoĹźe⌠MinÄĹo 6 lat i mamy KapĹana od poczÄ tku zwiÄ zanego z naszÄ wspĂłlnotÄ . ByÄ moĹźe to wĹaĹnie ta przynaleĹźnoĹÄ, a zwĹaszcza spotkania z osobami bÄdÄ cymi w Ruchu, a mam tu na myĹli szczegĂłlnie ks. JĂłzefa Adamowicza, przyczyniĹy siÄ do jego powoĹania i wytrwania do koĹca â ukoĹczenia seminarium. BÄdÄ c na ĹwiÄceniach kapĹaĹskich w katedrze wrocĹawskiej, w dniu 21.05.1994, ĹwiÄcenia Jarka â Mariusza, kolegi teĹź Jarka â przeĹźyĹem tak, jakby to mĂłj syn byĹ wyĹwiÄcany. ByĹem wzruszony do Ĺez. ModliĹem siÄ i cieszyĹem chwilÄ obecnÄ oraz wybiegaĹem myĹlÄ w przyszĹoĹÄ dostrzegajÄ c chwile radosne, ktĂłre sÄ w Ĺźyciu kapĹana a rĂłwnieĹź te nierozĹÄ czne smutne, ktĂłre m. in. WynikajÄ z braku zrozumienia i wspĂłĹpracy swoich parafian a nieraz i obmowy. MyĹlÄ, Ĺźe tak jak w okresie ksztaĹtowania siÄ jego osobowoĹci kapĹaĹskiej w seminarium wspieraliĹmy go swoimi modlitwami (zwĹaszcza w drugie niedziele, w koĹciele Ĺw. JĂłzefa w Ĺwidnicy), tak rĂłwnieĹź bÄdziemy w miarÄ naszych moĹźliwoĹci wspieraÄ go dalej, by tak jak mĂłj przez niego usprawniony transformator speĹnia dobrze sÄ funkcjÄ, tak by i on jako kapĹan wyzwalaĹ w powierzonych mu duszach pokĹady dobra, by gĹosiĹ EwangeliÄ a jego obcaĹowywane rÄce podczas bĹogosĹawieĹstwa prymicyjnego byĹy rÄkami dobrego kapĹana na poĹźytek naszego Pana Jezusa Chrystusa.
|