Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1994 > Biuletyn (21-22) czerwiec

Ślady, numer specjalny / 1994 (Biuletyn (21-22) czerwiec)

Rekolekcje

Konferencja

ks. Józef Adamowicz


Trochę się rozmnożyliśmy w tym kościele – to bardzo piękne, bo bardziej wyrazisty staje się znak naszej jedności.

Teraz spróbujemy troszeczkę pomyśleć nad tym, co stanowi treść naszego doświadczenia. Parę dni temu rozmawiałem z Michele Faldi, pytając go o to, na co ks. Giussani w tej chwili zwraca szczególna uwagę i powiedział mi, że jakoś bardzo na sercu leży ks. Giussaniemu to, żebyśmy uchwycili znaczenie metody, jaka proponuje ruch Comunione e Liberazione.

Istnieje bowiem jakiś szczególny związek pomiędzy metodą a cała zawartością doświadczenia, do tego stopnia, ze ks. Giussani stwierdza, iż tylko „ocalając autentyczność metody, można w sposób właściwy przekazywać treść naszego doświadczenia”. A niewątpliwie każdemu z nas zależy na tym, żeby to doświadczenie ogarnęło nas jak najpełniej i żebyśmy byli w stanie tym pięknem życia dzielić się ze wszystkimi. Zresztą wiele razy mówiliśmy – pamiętamy te słowa ks. Giussaniego – że jeśli mnie się przytrafiło to spotkanie, to po to przede wszystkim, żeby przeze mnie mogli spotkać to inni, bo przecież Chrystus przyszedł do wszystkich. Chrystus jest najbardziej oczekiwanym, najbardziej pożądanym Gościem każdego ludzkiego życia, każdej ludzkiej sytuacji. Nasze Towarzystwo jest określone przez metodę. Genialność Ruchu zawarta jest w metodzie. A metoda – to jest droga, poprzez którą człowiek osiąga świadomość doświadczenia, które spotkali i które jest mu proponowane. Źródłem metody chrześcijańskiej jest wiara. Trzeba, żebyśmy sobie przypomnieli, co kryje się pod tym słowem wiara to się często przewijało na różnych naszych spotkaniach). Wiara jest rozpoznaniem, ale rozpoznaniem, które jednocześnie powoduje przylgnięcie do osoby, a więc uznanie we własnym życiu jakiejś wyjątkowej Obecności, która ukazuje więź z przeznaczeniem, z tą ostatecznością. Wiara, jeśli jest przeżywana jako rozpoznanie i uznanie tej niezwykłej Obecności sprawia, że całe nasze życie zostaje mocno naznaczone znamieniem więzi z Obecnością, którą rozpoznajemy jako odpowiadająca naszemu sercu.

A więc metoda zostaje nam podarowana czy ukazana wtedy, kiedy nasze życie zderza się z ta Obecnością nieprzewidywalną i wielką, która po prostu rozpoznajemy jako rzeczywistość nadludzką, nadprzyrodzoną. Istotą metody jest więc pójście za, podążanie za owa rzeczywistością osobową, która wprowadza nas w wydarzenie niezwykłej, wyjątkowej Obecności. To, żeby pójść za, to żeby podążać za wtedy, kiedy człowiek odkrywa, iż stoi wobec wydarzenia chrześcijańskiego, okazuje się być postawą jak najbardziej rozumna. To musimy sobie uświadomić, to jest niejako w sposób nierozerwalny ze sobą związane: jeśli ja w moim własnym życiu rozpoznaję pojawienie się tej wyjątkowej Obecności, która odpowiada mojemu sercu, to silą rzeczy muszę ruszyć w drogę. Jeśli bym nie wyruszył w drogę, nie podążał za tym, ryzykowałbym postawę nierozumną, czyli ryzykowałbym rezygnację z czegoś, co stanowi czynnik konstytuujący moje życie, moją osobę. Stajemy tu bowiem zawsze w obliczu pewnych niebezpieczeństw, mianowicie, wydaje nam się że pójście za stanowi jakiś postulat, jakiś nakaz, który pochodzi z zewnątrz. A tymczasem to należy do wewnętrznej treści tego, co się dokonuje we mnie, co rozpoznaję jako odpowiednie dla mnie. (Gdybyśmy to w jakiś sposób umorzyli, to w zasadzie mamy do czynienia z jakąś sekcją zwłok). Tu jest pewna trudność, na którą ks. Giussani też zwraca uwagę, w której jakoś wszyscy uczestniczymy, a mianowicie: dzisiejsza kultura uznaje, że niemożliwą rzeczą jest poznać i przemienić samego siebie, i w konsekwencji całą rzeczywistość, jedynie w oparciu o pójście za osobą. Osoba bowiem w naszej epoce jest niezbyt właściwie rozumiana. Jeśli mianowicie mówimy o poznaniu i przemianie, to te pojęcia są w jakiś sposób zniekształcone. Poznanie rozumiemy przede wszystkim jako teoretyczno-ananlityczna refleksję, a przemianę jako praktyczne działanie, w którym w szczególny sposób chodzi o zastosowanie pewnych reguł. W ten sposób osoba przestaje być rozumiana jak o narzędzie poznania i przemiany. Tymczasem, na przykład w spotkaniu Chrystusa z pierwszymi uczniami, z Janem i Andrzejem – ten fragment doskonale znamy, bo on pojawia się także w tym tekście, który medytujemy na Szkole Wspólnoty – okazuje się, że owi pierwsi uczniowie właśnie dlatego, że poszli za ta wyjątkową Osoba, nauczyli się zupełnie inaczej poznawać, nauczyli się zmieniać siebie i zmieniać rzeczywistość. Oczywiście, to wszystko jest jakoś obecne w pierwszej chwili spotkania, ale wymaga potem czasu, żeby mogło się rozwinąć. Ta metoda rozwija się w czasie. Kiedy człowiek spotyka tę niezwykła Obecność doświadcza oczywistości. W jednej chwili jest dla niego oczywiste, ze to jest coś, co rzeczywiście odpowiada jego sercu. Ale tu trzeba uporządkować nasz aparat pojęciowy, sposób przyglądania się sobie. Chodzi mianowicie o to, że przeżycie oczywistości, to nie jest jeszcze to samo, co przekonanie, pewność. Przeżycie oczywistości dokonuje się w mgnieniu oka, natomiast uzyskanie przekonania, przeświadczenia, pewności wymaga czasu. O tym też czytamy w naszym tekście Szkoły Wspólnoty. Zobaczymy – Pan Jezus w Ewangelii ukazywany jest przed ludźmi jako przeklęty przez uczonych w Prawie, jako potępiony przez uczonych w Piśmie i faryzeuszów, jako jakieś dwuznaczne indywiduum, o którym wszyscy mówią źle. A przecież ci ludzie, którzy z Nim się spotykają wiedzą w sposób oczywisty, że to właśnie On odpowiada ich sercu bardziej niż ci wszyscy, którzy maja cokolwiek do powiedzenia, mają jakieś znaczenie i wydają właśnie takie oceny. Chodzi tutaj o tę oczywistą odpowiedniość z sercem, która nie podlega jakby różnorakim argumentom, które można wytaczać. Dla Jana i Andrzeja, którzy widzą Pana Jezusa mówiącego, staje się oczywiste, że ten człowiek w sposób wyjątkowy odpowiada ich sercom. Ale żeby to przeżycie oczywistości srało się pewnością, przekonaniem potrzeba, żeby oni zostali przy Nim, poszli za Nim, żeby każdego dnia na nowo stawiali siebie samych wobec Niego w pozycji pytania. Tu można by i należałoby uczynić pewną analogię do własnego życia. To, że jesteśmy w tej chwili tutaj [w Pokrzywnej] ma swój początek właśnie w przeżyciu tej oczywistości, w spotkaniu, które kiedyś gdzieś tam się dokonało. I to, że tutaj jesteśmy oznacza, iż przyjęliśmy rozumną postawę pójścia za, podążania za, i że wciąż stoimy ( czy chcemy stać) w obliczu tej wyjątkowej Obecności w pozycji pytania. I myślę, że każdy z nas na własnym przykładzie może powiedzieć (i żadne miary nie są tu potrzebne), że to przekonanie, przeświadczenie dziś jest większe.

Tu jeszcze ks. Giussani zwraca uwagę na pewną postawę, mianowicie, w obliczu czy w momencie tej oczywistości zaczyna żyć nasza wolność: i ona [wolność] wtedy albo przylgnie albo się wycofuje, albo się broni przed przylgnięciem. Powtarzam: w obliczu tej oczywistości możliwe są te dwie postawy wolności – albo postawa zamknięcia albo otwarcia. I bardzo istotną sprawa jest, jaka postawę wobec rzeczywistości w sobie pielęgnujemy i do jakiej postawy się wychowujemy. To, co wydaje się być wielkim mankamentem ludzi naszego pokolenia i naszego czasu jest nieuwaga i brak szacunku względem rzeczywistości. My nauczyliśmy się przede wszystkim projektować rzeczywistość, zamiast ją pokornie rozpoznawać. I to stwarza niesłychaną trudność także w momencie, kiedy staje przed nami tak niezwykła rzeczywistość, której na imię Chrystus – Bóg objawiony. I tu można mieć albo oczy szeroko otwarte – jak nam to przypomniał Marcelino z plakatu wielkanocnego sprzed dwóch lat, albo można stanąć w pozycji uprzedzenia, i jak to obrazowo pokazuje ks. Giussani – można być jak kapryśne dziecko, które łokciem przesłania sobie oczy, i tylko przez ten łokieć postrzega cokolwiek.

Pojęciem, które niezwykle pomaga doprecyzować naturę metody chrześcijańskiej jest naśladowanie. To słowo opisuje wielkie prawo natury, rządzące na każdym poziomie. Można przypomnieć, co mówi Biblia, kiedy Pan Bóg stwarza człowieka: „Uczyńmy człowieka na nasz obraz, podobnego nam”. Pan Jezus potem poprowadzi tę samą dynamikę kiedy mówi: „Bądźcie doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest”. Wreszcie św. Paweł, który mówi: „Bądźcie naśladowcami moimi, jak ja jestem naśladowcą Chrystusa”.

W tym dążeniu do naśladowania zawiera się synteza całego ewangelicznego prawa moralnego. Prawo moralne, to prawo rodzące się z Ewangelii, nie jest czymś, co przychodzi z zewnątrz, nie jest jakimś katalogiem reguł, które trzeba zaaplikować do własnego życia.

To jest niemożliwe. I to może rodzić tylko dwie niedobre postawy: rozgoryczenie i rozpacz, gdy się nie da zastosować ich tak, jak należy, albo może rodzić pychę, bo człowiek będzie przekonany, że potrafi je zrealizować w oparciu o własne siły, za pomocą swoich umiejętności i zdolności. Tymczasem prawo moralne Ewangelii rodzi się przede wszystkim z Obecności, która pojawia się w horyzoncie mojego życia i z przebudzenia się rozumu i wolności, które reagują owym pójściem za.

I tu odnajdujemy dwie niezwykle cenne uwagi, które poczynił ks. Giussani, tylko musimy być naprawdę uczciwi wobec treści tych słów, a mianowicie:

- Pójcie za oznacza pójście za, a nie już od razu zdobycie czegoś, co jest celem. Jak Pan Jezus mówi: „Doskonałymi bądźcie, jak Ojciec mój niebieski doskonały jest”, to na horyzoncie naszej drogi pojawia się ta doskonałość Ojca i ja muszę wciąż do niej lgnąć wszystkimi swoimi siłami, jak najuczciwiej, ale nie mogę być ani przez moment smutny, że wciąż jeszcze ma dystans do tego celu, do tej doskonałości. To jest straszna pułapka, w którą bardzo często wpadamy: zamiast cieszyć się i dziękować Bogu, że udało nam się zrobić jakiś krok, to my się smucimy, że do królestwa niebieskiego pozostało nam jeszcze 300 kroków. A co to za różnica 300 kroków czy tylko1 krok? Przypomnijmy sobie św. Piotra z Ostatniej Wieczerzy, kiedy jest pełen takiej pewności siebie: „Choćby wszyscy Cię opuścili to ja, oczywiście, Cię nie opuszczę”. I Piotra znad jeziora po zmartwychwstaniu, kiedy na trzykrotne pytanie Pana Jezusa: Szymonie czy kochasz Mnie, odpowiada: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Chrystusowi na tym zależy! A te deklaracje, które Piotr składał przy Ostatniej Wieczerzy Chrystus Pan zbył dość ironicznie: kogut nie zapieje, a ty trzy razy się Mnie zaprzesz. Pójście za to jest pójście za, a nie od razu osiągniecie celu.

Tak samo naśladowanie – to jest naśladowanie, a nie od razu urzeczywistnienie. I dystans, jaki nas dzieli od celu jest naprawdę nieistotny. Potrzebne jest serce kochające to wydarzenie, które mnie dotknęło. Naśladowanie i pójście za zawierają w sobie pojęcie stawania się. Stąd też jeszcze raz podkreślam: metoda chrześcijańska jest rozpisana w czasie, zakłada czas. Naśladowanie urzeczywistnia się poprzez porównywanie. Ale to porównywanie to nie jest jakiś pojedynek między logiką tego wydarzenia i moją. Ani też nie jest jakimś sposobem przygotowania się, żeby uzyskać pochwałę, pozytywna ocenę. Ale to naśladowanie jako praktyczny cel, na dziś, na teraz niesie w sobie moja prośbę o korygowanie, o poprawienie mnie. Ja jestem w drodze, koryguję nieustannie kierunek – to zawiera się w pojęciu pójścia za, naśladowania. I ja nieustannie proszę o to korygowanie mnie, o to poprawianie.

Musimy tu również zwrócić uwagę na wielkie niebezpieczeństwo, które nam zawsze grozi i któremu często ulegamy. Jest to pokusa, którą ks. Giussani nazywa pokusa irracjonalną. To, co powoduje ów niezwykły wybuch tej początkowej oczywistości nie jest zamknięte tylko do tego jednego, pierwszego momentu, do tego momentu początkowego. Ono się tam nie wyczerpuje, ale jest obecne w każdym momencie, ono   jest obecne w całej długości czasu, który jest elementem metody chrześcijańskiej. Wciąż mamy do czynienia, z jakąś powtarzalnością (oczywiście nie automatyczną), ponieważ możemy to na sobie sprawdzić, że z biegiem czasu te różne praktyki staja się w nas coraz bardziej świadome, coraz bardziej bogate w świadomość wiary, w świadomość człowieczeństwa.

Pokusa natomiast polega na tym, żeby oderwać się od tego podążania za wydarzeniem, ze względu na to, że ja już wiem, ja już znam to, za czym każe mi się iść i wobec tego mogę wyruszyć na własną rękę. To jest niezwykłe zarozumialstwo, ale tym zarozumialstwem jesteśmy dotknięci wszyscy – żeby nie było najmniejszej wątpliwości – i ono pojawia się niezwykle często. I wtedy oczywiście ryzykujemy w gruncie rzeczy utratę wszystkiego. I trzeba tutaj z wielka wdzięcznością odnieść się do Pana Boga w tej chwili, że nas jeszcze do dnia dzisiejszego zachował w tym towarzystwie. Także na ten moment  dzisiejszego spotkania trzeba nam popatrzeć jako na przejaw niezwykłego miłosierdzia Pana Boga: jeszcze do tego dnia, jeszcze dziś jesteśmy razem.

Otóż – jeszcze raz powtórzę, bo to jest niezwykle istotne – nie wolno nam nigdy poddawać się tej pokusie; tym, co może nas ocalić jest właśnie takie najmocniejsze związanie naszego życia z tym towarzystwem. Nie wolno nam nigdy poddać się tej pokusie: oto wzbogaciłem juz swoje życie, uczestnicząc, przemierzając pewien odcinek drogi w postawie podążania za tym wydarzeniem, i teraz jestem już na tyle wyposażony, mam własny kapitał, którym mogę odpowiednio dysponować.

Oderwanie się od źródła sprawia, że woda zaczyna cuchnąć; niby jest wodą (można to porównać do szeroko rozlanej rzeki, która tworzy tu i ówdzie jakieś zbiorniczki wody), ale oderwana od rzeki zaczyna cuchnąć, a po jakimś czasie wyschnie. To niestety jest ta groźna sytuacja, która wciąż nas dotyka.

Wielkim błędem jest zawieszenie metody z tego powodu, ze człowiek myśli, iż może ją zastąpić własną zdolnością. Jest to akt irracjonalny – mówi ks. Giussani – bo jeśli rozum jest świadomością rzeczywistości według totalności, całości jej czynników, to każda cząstkowość niszczy rozum.

W tej metodzie zrodzonej z wiary postawa moralną, cnotą jest posłuszeństwo. Wyraża się ono postępowaniem za ową napotkaną wyjątkową Obecnością i charakteryzuje się dwiema cechami. Na te dwie cechy pragnę zwrócić naszą uwagę.

- Ta wyjątkowa Obecność komunikuje się nam przez rzeczywistość ludzką, a więc Kościół, czyli towarzystwo zrodzone z wiary pewnego człowieka. I ten wymiar ludzki owej wyjątkowej Obecności jest jedna z podstawowych cech charakterystycznych.

 - Druga, jakby wyrastająca z pierwszej: właśnie dlatego, ze ta Obecność przyoblekła się w wymiar ludzki, to z konieczności dochodzą do głosu tutaj własne punkty widzenia i własne temperamenty, które różnią się od tych wyrażanych przez innych.

Gdyby ta wydarzająca się Obecność nie przyoblekła się w kształt ludzki, byłaby jakby statyczna. Weźmy pod uwagę samego Pana Jezusa: On przychodząc na świat jako człowiek musiał przynależeć do jakiejś rodziny – nie mógł być członkiem wszystkich rodzin. Był członkiem tej rodziny, był członkiem tego a nie innego narodu. Ponieważ był członkiem tej rodziny i tego narodu, to jego człowieczeństwo wyrażało się w sposób różny niż wyraża się człowieczeństwo z innej rodziny i z innego narodu. W tej różnorodności wcielenia pojmuje się i wyraża się to, co nazywamy charyzmatem (tę definicję najkrótszą charyzmatu proszę sobie mocno wpisać w pamięć i serce!). Charyzmat – to jest punkt krańcowy wielkiej tajemnicy Wcielenia. To jest ta faza ostateczna tego wielkiego dzieła Bożego, które nazywa się Wcieleniem. Bóg stał się człowiekiem. Chrystus zmartwychwstały jest obecny w swoim Kościele. Wewnątrz tego Kościoła jest charyzmat, który w sposób juz taki ostateczny, krańcowy właśnie tę wielką tajemnicę Wcielenia urzeczywistnia.

Wydarzenie chrześcijańskie, fakt, że Bóg wcielił się zakłada i ustanawia rzeczywistość ludzką o określonych cechach charakterystycznych. To wydarzenie chrześcijańskie więc ustanawia miejsce, poprzez które On, dzięki działaniu Ducha Świętego, mocą Ducha Świętego dosięga mnie. To, że kiedyś w Betlejem narodziło się dziecko, to wszystko to, co w tym dziecku przyszło na świat dociera do mnie poprzez charyzmat: nie poprzez moje odwiedziny Betlejem, nie poprzez samo czytanie Pisma Świętego, nie poprzez refleksję nad tym, tylko poprzez spotkanie z rzeczywistością, która już! Została pochwycona przez tam zrodzone dziecko.

A zatem posłuszeństwo stanowi cnotę właściwą metody pójścia za, naśladowania. A dowód ma każdy z nas wtedy, kiedy trzeba pójść za konkretnym, określonym człowiekiem, za konkretnym, określonym towarzystwem. Bo nie ma mowy o posłuszeństwie, jeśli nie idzie się za wyjątkową Obecnością, w tym krańcowym, konkretnym punkcie, w którym ta wielka Obecność uobecnia się dla mnie, przychodzi do mnie. Czyli nie ma mowy o posłuszeństwie, jeśli nie idzie się za charyzmatem.

Posłuszeństwo jest słowem, które najdobitniej wyraża zasługę Człowieka-Chrystusa. Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierci na krzyżu. Moglibyśmy jeszcze znaleźć w Ewangeliach, zwłaszcza w Ewangelii św. Jana wiele bardzo prostych i jednoznacznych zdań, kiedy Pan Jezus mówi: Ja niczego innego nie czynię od siebie, ja nie mówię niczego od siebie, ja nie przyszedłem spełnić swoja wolę, itp. On sam – zauważmy – wpisany jest w tę metodę, która musi być naśladowana przez każdego, kto chce być Jego uczniem.

I na koniec przytoczę zdanie ks. Giussaniego, który bardzo często mówi o tym, ze nasz charyzmat, nasz Ruch ma wielkie możliwości przysłużenia się Kościołowi i społeczeństwu. Ostatnio, gdy mieliśmy szczęście spotkać się z nim w gronie Diakonii Krajowej, tez nam to powtarzał, ku naszemu zażenowaniu (ale to zażenowanie rodzi się ze słabości naszej wiary, bo on to mówi z całym przekonaniem właśnie dlatego, że on sam jest wewnątrz i na serio w tej metodzie, która czyni świat nowym). Cała nowość na tym świecie – to Chrystus, Bóg, który stał się człowiekiem. Cała nadzieja dla tego świata – to Chrystus, który jest wśród nas i przemienia mocą swojego zmartwychwstania wszystkich i wszystko. Ks. Giussani podkreśla, że „możliwość, która jest dana naszemu towarzystwu, aby przysłużyć się Kościołowi i społeczeństwu, nie zależy od tego, co każdy z nas jest w stanie zrobić według własnego geniuszu, ale od dyspozycyjności, by czynić dzieła Ducha Świętego”, czyli od ocalenia metody, metody zrodzonej z wiary. To jest niezwykle ważne, abyśmy to uchwycili, abyśmy pomagali sobie to uchwycić i w tym trwać.

Posłuszeństwo Duchowi oznacza ostatecznie posłuszeństwo pewnemu człowiekowi, pewnej ludzkiej rzeczywistości, kruchej i nieodpowiedniej, ale tej rzeczywistości, która została wybrana przez Boga, jako krańcowy punkt Wcielenia, jako charyzmat, który istnieje w służbie całego Kościoła.

Z tak rozumianej wiary i posłuszeństwa wytryska, rodzi się nowy lud, i tak prawdę mówiąc nie ma innego wytłumaczenia, mimo wszystkich naszych słabości i braków w drodze, nie ma innego wytłumaczenia na ten cud jedności, który tu, w tym kościele dziś się objawia, i w którym my jeszcze! – jak powiedziałem – dzięki Bożemu miłosierdziu uczestniczymy. Obyśmy tez uczestniczyli i jutro, i pojutrze, i obyśmy byli tymi skutecznymi narzędziami w Bożych rękach, a skutecznymi właśnie poprzez ocalanie autentyczności metody chrześcijańskiej.

O godz. 14.00 mamy obiad w swoich domach. Do godz. 14.00, tzn. do rozpoczęcia obiadu absolutne milczenie, właśnie dlatego, ażeby stworzyć tę przestrzeń w sobie, która będzie wypełniona przez te wielkie sprawy, w których uczestniczymy i o których mówiłem.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją