Ślady
>
Archiwum
>
2000
>
Biuletyn nr 2
|
||
Ślady, numer 2 / 2000 (Biuletyn nr 2) Ĺťycie CL Ĺwiadectwa Ĺwiatowy DzieĹ MĹodzieĹźy - Rzym 2000 ByĹem tam z przyjaciĂłĹmi Bardzo siÄ cieszÄ, Ĺźe mogĹem uczestniczyÄ w Ĺwiatowym Dniu MĹodych w Rzymie. WspĂłlny (podkreĹlam: wspĂłlny) wyjazd na spotkanie z Ojcem ĹwiÄtym, ktĂłry zaprosiĹ nas juĹź w ParyĹźu w 1997 r., bardzo pomĂłgĹ uwaĹźnie przeĹźyÄ te dni. Na pewno nie wrĂłciĹbym tak bardzo szczÄĹliwy stamtÄ d, gdybym pojechaĹ sam, bÄ dĹş z grupÄ przypadkowych osĂłb. ChciaĹem podziÄkowaÄ wszystkim, ktĂłrzy pomogli mi odpowiedzieÄ na to zaproszenie, szczegĂłlnie ks. âPrezesowiâ JarosĹawowi Nitkiewiczowi. Pierwsze spotkanie, na Placu Ĺw. Piotra, kiedy usĹyszeliĹmy: âCzego przyszliĹcie tutaj szukaÄ? Albo lepiej: Kogo przyszliĹcie tutaj szukaÄ? OdpowiedĹş moĹźe byÄ tylko jedna: PrzyszliĹcie szukaÄ Jezusa Chrystusa. Jezusa Chrystusa, ktĂłry jednak jako pierwszy przychodziĹ szukaÄ wasâ. Te sĹowa stawiaĹem sobie w róşnych momentach, szczegĂłlnie trudnych (upaĹ, tĹok, zdenerwowanie - to wszystko, czego nie da siÄ uniknÄ Ä, bÄdÄ c w grupie ponad 70-ciu osĂłb); pozwalaĹy one powrĂłciÄ do podstawowego sensu naszej pielgrzymki. Nie pojechaĹem tam, aby zwiedzaÄ zabytki (chociaĹź siÄ udaĹo), kÄ paÄ siÄ w morzu (teĹź siÄ udaĹo), nawiedziÄ caĹun turyĹski (nawet siÄ tego nie spodziewaĹem), ale z ponad 2 milionami ludzi spotkaÄ Pana Jezusa. NastÄpnie, kiedy Ojciec ĹwiÄty mĂłwiĹ o swojej historii, poczÄ wszy od tego, co wyniĂłsĹ z domu rodzinnego, uĹwiadomiĹem sobie, jaki ja mam ogromny dar mieszkania w normalnym domu, Ĺźycia w normalnej rodzinie. Nie jest to w Ĺźadnym wypadku moja zasĹuga. I jak rzadko to doceniam, a jeszcze rzadziej dajÄ Ĺwiadectwo. I nie potrafiÄ dostrzec, jak to powiedziaĹ Ojciec ĹwiÄty, Ĺźe BĂłg dziaĹa w konkretnych i osobistych wydarzeniach Ĺźyciowych. Bardzo czÄsto czekam na jakieĹ ogromne wydarzenie, a tych codziennych nie zauwaĹźam. SzczegĂłlnie piÄkne byĹy te dni razem spÄdzone w Italii - kiedy byliĹmy praktycznie ze sobÄ 24 godziny na dobÄ. WspĂłlnie posiĹki, spanie, spacery. Spotkanie na Tor Vergata to chyba najpiÄkniejszy moment caĹej pielgrzymki. Kiedy PapieĹź postawiĹ pytanie: âCzy trudno jest wierzyÄ?â, to przypomniaĹem sobie momenty, ktĂłre przegraĹem - szczegĂłlnie w szkole, gdzie trudno mi byĹo czasami przyznaÄ siÄ do tego, Ĺźe jestem czĹowiekiem wierzÄ cym. I zaraz odpowiedziaĹ: âTak, ale z pomocÄ Ĺaski jest to moĹźliweâ. Wtedy bardzo siÄ ucieszyĹem, Ĺźe nie byĹem w Rzymie sam. ByĹem z Towarzystwem ludzi, ktĂłre spotkaĹo mnie juĹź kilka lat temu. I od tamtego momentu nie pozwala mi byÄ przeciÄtnym, nie pozwala, by Ĺźycie byĹo faĹszywe. Budzi energiÄ pokornego i wytrwaĹego zaangaĹźowania, by ulepszaÄ samego siebie i spoĹeczeĹstwo, czyniÄ c je bardziej ludzkim i braterskim. Kiedy Ojciec ĹwiÄty mĂłwiĹ o znaczeniu Eucharystii, bardzo siÄ cieszyĹem, Ĺźe tak wielu moich przyjacióŠi znajomych jest w seminarium (Tomek, Maciej, Darek, Wojtek), Ĺźe tylu jest kapĹanami. Przypominam sobie pobyt na Ĺwiatowym Dniu MĹodych w ParyĹźu w 1997 r., kiedy mieszkaliĹmy ok. 100 km od ParyĹźa. W wiosce, gdzie spaliĹmy, byĹ koĹciĂłĹ, ale najbliĹźszy kapĹan okoĹo 30 km dalej. Jak bardzo ludzie siÄ cieszyli, Ĺźe w ich koĹciele byĹa sprawowana Eucharystia, a dzieĹ, kiedy MszÄ ĹwiÄtÄ sprawowaĹo 3 kapĹanĂłw, byĹ dla nich wielkim ĹwiÄtem i wydarzeniem. Ja nie zawsze potrafiÄ doceniÄ moĹźliwoĹÄ codziennej Mszy ĹwiÄtej, bliskoĹci sakramentĂłw. I jedne z ostatnich sĹĂłw PapieĹźa: âGdy powrĂłcicie do domu, nie ulegajcie rozproszeniu. Potwierdzajcie i pogĹÄbiajcie WaszÄ przynaleĹźnoĹÄ do wspĂłlnoty chrzeĹcijaĹskiej, w ktĂłrej skĹad wchodzicie. (âŚ)â. âJeĹli bÄdziecie tym, czym macie byÄ, zapalicie caĹy Ĺwiat!â. Ja nie mogÄ tego zostawiÄ tylko dla siebie - muszÄ o tym mĂłwiÄ, poniewaĹź caĹe to spotkanie przegram. OpowiadaĹem juĹź kilkunastu osobom o tych momentach (reakcje byĹy przeróşne) i bardzo siÄ cieszÄ, Ĺźe i tutaj mogĹem opowiedzieÄ to wszystkim. Alek Adamowicz
Ĺwiat mnie potrzebuje MĂłj wyjazd do Rzymu staĹ prawie do samego koĹca pod wielkim znakiem zapytania. I mogÄ siÄ tu przyznaÄ, Ĺźe wcale nie chciaĹam jechaÄ. Pewnego dnia tato powiedziaĹ: Kasia, jedziesz do Rzymu na spotkanie z Ojcem ĹwiÄtym. ZareagowaĹam bez entuzjazmu. Nie czuĹam chÄci pojechania, nie potrafiÄ powiedzieÄ czemu, po prostu nie dostrzegaĹam takiej potrzeby. A nie powinno tak byÄ; zaproszenie tak wielkiego czĹowieka, jakim jest Jan PaweĹ II od razu powinno otrzymaÄ mojÄ odpowiedĹş: âtak, pojadÄâ. Potem kilka razy rozmawiaĹam z tatÄ i powoli zaczynaĹam czuÄ chÄÄ spotkania, choÄ nie byĹam jeszcze do koĹca przekonana. NadszedĹ dzieĹ wyjazdu. Kiedy zobaczyĹam tych, ktĂłrzy jechali ze mnÄ oraz tych, ktĂłrych spotkaliĹmy w Bolonii i w Rzymie zrozumiaĹam, Ĺźe jest to coĹ piÄknego i niesamowitego. JeĹźeli tylu mĹodych przybyĹo aby spotkaÄ siÄ z nastÄpcÄ Piotra, musi to byÄ naprawdÄ wielkie wydarzenie. Najbardziej utkwiĹo mi w pamiÄci pytanie: âKogo przyszliĹcie tutaj szukaÄ?â - przyszliĹcie szukaÄ Chrystusa. Wtedy dotarĹo do mnie sens mojej obecnoĹci w Rzymie: przyjechaĹam tu dla Chrystusa. PoczuĹam siÄ wtedy bardzo szczÄĹliwa. Potem spotkanie na placu Tor Vergata, sĹowa Ĺźe Jezus nas kocha - i to kocha na zawsze, nawet kiedy Go zawodzimy. Wtedy pomyĹlaĹam, Ĺźe gdybym nie pojechaĹa, to zawiodĹabym Jego, rodzicĂłw i przede wszystkim siebie. Kiedy Ojciec ĹwiÄty mĂłwiĹ o Eucharystii, Ĺźe to jest moja odpowiedĹş, jakiej Chrystus oczekuje ode mnie. MuszÄ dawaÄ Ĺwiadectwo wĹasnej gotowoĹci i poĹwiÄcenia, poniewaĹź dzisiejszy Ĺwiat tego potrzebuje. Potrzebuje mnie. SĹowa te sprawiĹy, iĹź zrozumiaĹam, Ĺźe chcÄ ĹźyÄ dla Boga i dla innych. PoczuĹam, Ĺźe moje miejsce jest wĹaĹnie wĹrĂłd tych ludzi. Bardzo siÄ cieszÄ, Ĺźe mogĹam przeĹźywaÄ te chwile z moimi przyjaciĂłĹmi, wĹrĂłd ktĂłrych czujÄ siÄ szczÄĹliwa. DziÄkujÄ mojemu tacie i ks. Jarkowi, Ĺźe mogĹam tam byÄ. Kasia z LÄ dka |