Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2002 > Biuletyn nr 5

Ślady, numer specjalny / 2002 (Biuletyn nr 5)

Wydarzenia

Abraham: narodziny ja

Rekolekcje dla kapłanów w Nysie - refleksje uczestnika

ks. Dariusz Klejnowski-Różycki


Abraham to postać, która w naszej epoce, mentalnych klimatach jest niezwykle nośna. I to zarówno dla ortodoksyjnego katolika, żyda i muzułmanina, jak i postmodernisty, który będzie czuł sympatię do nomady, bardziej co prawda widząc w nim bezcelowe kłącze, niż sensowne wydarzenie. W każdym razie ta postać została postawiona przede mną na rekolekcjach kapłańskich w Nysie (19-22.11.2001). Wracałem do swojej młodości, ponieważ w budynkach, które stanowią dom formacyjny, mieściło się kiedyś seminarium duchowne. Wszystko dookoła kazało mi sięgnąć do pierwotnej gorliwości, widoki z okien, które znałem, uliczki, kościoły, sklepy, pokoje, nawet ks. Rektor ten sam (Joachim Waloszek).

Rekolekcje są uprzywilejowanym czasem do popracowania nad zmianą mentalności, aby wydarzenie chrześcijańskie stawało się naszym mens, aby wiara dostała się tam gdzie kształtują się kryteria rzeczywistości. Ma to nas prowadzić do świętości, do nowego sposobu bycia i myślenia, aby doświadczanie obecności Pana Jezusa stawało się w nas początkiem nowego osądu.

W czasie tych rekolekcji zastanawialiśmy się wspólnie (przeszło 20 księży z różnych stron Polski, plus kilku dojeżdżających z bliższych parafii) czym jest nasze ja. Znamy ks. Giussaniego z różnych definicji, których czasem każe uczyć się na pamięć. (Raz nawet posłużyłem się taką na kolokwium z etyki. Napisałem co to jest moralność wg Giussaniego, dokładnie odnotowując w jakim dziele i na której stronie to sformułował. Profesor-choleryk, gdy coś go denerwowało przestawał mówić po polsku i zaczynał, najprawdopodobniej tracąc kontrolę nad językiem mówić po śląsku. A bardzo był przywiązany do swojego skryptu. Roztrzęsiony oddawał mi sprawdzian: Coś ty tu synek za głupoty napisoł jakiegoś Dżusaniego! Godej mi tu co było w skrypcie, bo cie pieronie zaroz uwala! Ino mi zaś nie plumpej! Co znaczy: co tu za głupoty chłopcze jakiegoś Giussaniego napisałeś! Powiedz mi co było w skrypcie, bo ci zaraz postawię ocenę niedostateczną! Tylko mów konkretnie! Jakoś przeżyłem i tę próbę. Było to też w Nysie.

Giuss ukuł także tego typu definicję ja: Ja to relacja z Nieskończonością, z Bytem. I tyle. Na rekolekcjach kapłańskich próbowaliśmy się temu głębiej przyjrzeć. Bo kto z nas zapytany o ja odpowiedziałby w ten sposób. Raczej: ja jestem z Białegostoku, lub ja jestem synem Józefa i Katarzyny, lub ja jestem księdzem. Ale to nie stanowi najgłębszego ja. Wczoraj w konwikcie (tj. taki akademik dla księży) siedziałem w refektarzu obok jednego księdza, i zarówno on jak i ja chcieliśmy dowiedzieć się czegoś o sobie, i przekomicznie nawet na gruncie językowym, brzmią pytania, które zmierzają do jednego: kim jesteś, jakie jest twoje ja, co i w jaki sposób jest dla Ciebie naprawdę ważne. Jednak żaden z nas nie był w stanie wypowiedzieć tego pytania. Odpowiedziałem mu o dopiero co przeżytych rekolekcjach i o ja. Zgodziliśmy się, że o to w naszym dialogu nam naprawdę chodzi, zgadzając się z całą tajemnicą owej relacji z Nieskończonością (choć wolę: z Panem Jezusem, a jak się nie da to z Nieskończonym, ale i Giussani ma prawo do tworzenia swojego specyficznego języka; tak jak np. abp Nossol: zastanawialiśmy się w seminarium nad wydaniem słownika nossolizmów, może warto by pomyśleć o słowniku giussanizmów...).

Wracam jednak do Abrahama. Żyje on w świecie pewnego chaosu wielu bogów. Podobnie jak dzisiaj, gdy ja upatruje swej wartości w rzeczach. Czyni to ludzkość bezpłodną, jak w prahistorii Abrahama, która nie ma jasnego celu, ginie w chaosie pomieszania wieży Babel. W tę bezpłodność epoki Sary i Abrama wchodzi Bóg odpowiadając na pustkę ludzkiej egzystencji. Bóg przemawia do Abrama – on staje się miejscem komunikatu. W tym tkwi znaczenie historii, w wydarzeniu: Bóg „wmieszał się” między nas. Uświadamiamy sobie odmienność sytuacji, całej historii od tej chwili, początek nowego związku. Bóg zmienia mu imię na Abraham = ojciec mnóstwa narodów, Abraham staje się rzeczywistością, która zna swoją przynależność, wie kim jest. Nowe posiadanie: Abraham uświadamia sobie, że jest Ty-który-mnie-stwarzasz. Od tego momentu to Bóg wyznacza zadania, projekt życia. Da mu potomstwo, stanie się Ojcem według zamysłu Boga. Życie staje się świadomością zależności. Abraham wszedł w tę relację zależności zawierzając Bogu nawet po tak ekstremalny moment próby jak ofiara z Izaaka.

Ta ingerencja była czymś tak nowym, zadziwiającym, że pytamy się jak może ono przetrwać? Owo powołanie Abrahama rodzi nie tylko ja, ale cały lud, całe jego potomstwo zawarte w obietnicy. Zostaje ustanowiony lud, którego przynależność do Pana tworzy historię. Dlatego związek między ja i ludem jest istotny: ciągłość tego odkrycia odkrywam w życiu ludu. W historii jest zamysł. Do niej przynależy moje ja. Poprzez tę abrahamową obietnicę Bóg rozbudził oczekiwania ja, ludu, historii. Ta droga narodu żydowskiego jest ważna: „Bez przebycia tej drogi wielu chrześcijan mówi dzisiaj „Chrystus”, nie rozumiejąc tego co mówi, jak się mówi słowa rzucane na wiatr; ponieważ przy braku prawdziwego oczekiwania, można się zadowolić każdą odpowiedzią, lecz kiedy jest się głodnym, więcej znaczy kawałek prawdziwego chleba niż wirtualny kotlet (...). Temu, kto oczekuje, kto nosi w sobie pytanie, nie jest potrzebne chrześcijaństwo rozumiane jako spirytualizm, jak pojmuje je gnostycyzm”. Chrystus jest Tym, który przeżywa swoją egzystencję, wędrówkę jako przynależność i posłuszeństwo wobec Ojca. Abraham widząc Jego [dzień] ujrzał i ucieszył się. Jezus jest spełnionym obrazem danym Abrahamowi. Ta Obecność Boga, prowokowała do przyłączenia się – jak Jana i Andrzeja, ponieważ nikt tak nie mówił ani nie patrzył do tej pory jak On. Aż stali się Jego. Tu zaczęło się ich ja. W tej konkretnej historii, której spojrzenia mogli doświadczać na własnej skórze. W tym przyciąganiu Jego osoby naprawdę zaczęli żyć. Dzięki tej optyce pełnej wiary stali się w pełnym sensie potomstwem Abrahama przynależąc do Chrystusa, który jest wypełnieniem obietnicy przechowanej w narodzie. Dzięki wierze i pamięci mogli rozpoznać w Chrystusie odpowiedź na pragnienia całych wieków.

Pamięć..., która nie jest myśleniem o przy każdej czynności, ale miłowaniem Go, pragnieniem tej Obecności. Ci, co go spotkają, zostają naznaczeni tym wydarzeniem. Z wydarzenia rodzi się ja, które przeżywa ciągłą Obecność, tak jak Abraham w swym trudnym wędrowaniu wpatrzony był w tę obecność, kontemplował ją, ona usensawniała wszelkie jego wysiłki. Abraham, który nie widzi celu, lecz wędruje jakby go widział (jakąś ziemię obiecaną), gdyż Bóg daje mu łaskę przeczucia swojej Obecności, dzięki temu droga Abrahama jest pewna. Abraham, który przez wiarę opuścił swą krainę, wytrwał, jakby na oczy widział Niewidzialnego. Jeden z Ojców Kościoła powiedział, że Abraham szedł nie wiedząc dokąd idzie, to znaczy, że szedł w dobrym kierunku. Bo zawierzył. (To jest w pewnym sensie dar dany wielu zwierzchnikom Kościoła: wyczuwanie celu Kościoła, także wśród kryzysów i prób). Takie przeżywanie Obecności zmienia całe życie. Owa Obecność jest miłosierna, wybaczająca niewierności.

„Mając tak rozbudzone serce człowiek widzi, że nie może się już zadowolić jakąkolwiek koncepcją chrześcijaństwa. Nie jest mu potrzebna. Chrześcijaństwo zredukowane do etyki, do uczucia, do ideologii, jest bezużyteczne dla serca o rozbudzonych potrzebach. Tak więc, jedynie spotkanie z rzeczywistą (rzeczywistą!) obecnością, może napełnić serce radością (...)”. [Carron]

W nyskich rekolekcjach abrahamowych wybrzmiało w sercach jeszcze raz, ze tak naprawdę jesteśmy chrześcijanami nie będąc nimi wówczas, gdy uważamy, że chrześcijaństwo jest kwestią wartości lub idei, a nie doświadczeniem przynależności (stąd uwypuklenie postaci Abrahama, by lepiej przynależeć do Jezusa). Przez współczesną kulturę, mentalność, która jest skłonna doceniać chrześcijańskie wartości jesteśmy prowokowani do takiej postawy. Tak jak można być mężem, który od pewnego czasu przestaje się interesować ja swojej żony, (dla niego ty), które wcześniej go zachwycało. Można mieć dzieci, prowadzić wspólne gospodarstwo, ale cele życiowe przestają być zbieżne z ty. Może nie doprowadzi to od razu do rozwodu, ale pozbawia życie właściwego dynamizmu, smaku (o który modlimy się w modlitwie konsekracyjnej CL). Tak samo można być księdzem, nie liczącym się za bardzo z Ty Nieskończoności, które spojrzało na nas w Osobie Jezusa Chrystusa.

Gdy byłem diakonem na praktyce w budującej się parafii, z proboszczem zakrzątniętym sprawdzaniem betonu, piasku odpowiedniej miałkości i marmuru jeździłem – od czasu do czasu – do Opola do ks. Joachima na spotkania księży CL (jak ta grupa już pięknie urosła!). mój proboszcz zaniepokojony jakąś dziwaczną nazwą Ruchu, z którym identyfikuje się jego diakon, zapytał co wczoraj na tym spotkaniu robiliśmy. Odpowiedziałem cytując Giussaniego, że o dramacie naszych czasów nowożytnych, w których doświadczamy przewagi etyki nad ontologią. Po chwili kłopotliwego milczenia powiedział: Ależ to oczywiste! Życzyłbym i sobie i wszystkim księżom, którzy przeżyli nyskie rekolekcje, aby to było w naszej mentalności, zachowaniach, reakcjach tak oczywiste.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją