Ślady
>
Archiwum
>
2002
>
Biuletyn nr 5
|
||
Ślady, numer specjalny / 2002 (Biuletyn nr 5) Listy Otwarte serce i inne... Otwarte serce NiemoĹźliwe jest przedstawienie pracy Ĺwietlicy Ĺrodowiskowej w Zdzieszowicach bez pewnego rysu historycznego naznaczonego waĹźnymi wydarzeniami z mojego Ĺźycia. Nie wiem, czy miaĹabym odwagÄ, a przede wszystkim pomysĹ rozpoczÄcia takiej pracy, gdyby nie spotkanie ruchu CL. WychowaĹam siÄ w rodzinie katolickiej, gdzie wiara, KoĹciĂłĹ, BĂłg byĹy zawsze na pierwszym miejscu, wiÄc nie mogÄ powiedzieÄ, Ĺźe przeĹźyĹam nawrĂłcenie. Do wszelkich ruchĂłw i wspĂłlnot odczuwaĹam dystans. MoĹźe nie wiedziaĹam czym jest prawdziwe spotkanie, ktĂłre staje siÄ Wydarzeniem. Tak byĹo przy spotkaniu z ks. Waloszkiem, kiedy to wszystkie obiekcje mnie opuĹciĹy i zaczÄĹam zwyczajnie patrzeÄ i sĹuchaÄ. Potem kolejne spotkania z przyjaciĂłĹmi ze Ĺwidnicy, z Jankiem i DanusiÄ . Ich postawa dodaĹa mi pewnoĹci i odwagi, aby âwychyliÄ siÄâ ze swojego Ĺrodowiska parafialnego i powiedzieÄ ks. Proboszczowi o moich zamiarach otwarcia Ĺwietlicy w dwupokojowym mieszkaniu domu katechetycznego. Tu pojawia siÄ postaÄ czĹowieka otwartego, peĹnego wiary i zaufania. ZgadzajÄ c siÄ na oddanie nam maĹego mieszkania nie byĹ w stanie przewidzieÄ, Ĺźe w ciÄ gu paru kolejnych lat pozbÄdzie siÄ innych pomieszczeĹ, a z jego ogrodu zrobimy piÄkny plac zabaw. Czasami obecnoĹÄ tylu mĹodych, zdrowych i gĹoĹnych osĂłbek moĹźe byÄ uciÄ Ĺźliwa, ale wiem, Ĺźe brakuje mu ich, gdy Ĺwietlica jest zamkniÄta. W ciÄ gu dziesiÄciu lat przez nasz dom przewinÄĹo siÄ wielu podopiecznych. NiektĂłrzy zaĹoĹźyli juĹź rodziny, ale nadal ze swoimi dzieÄmi starajÄ siÄ utrzymywaÄ z nami kontakt. Takie spotkanie daje mi wiele radoĹci. ĹťartujÄ wtedy, Ĺźe zostaĹam babciÄ . MoĹźna powiedzieÄ, Ĺźe na co dzieĹ prowadzimy wielopokoleniowy dom z wielodzietnÄ rodzinÄ . Przychodzi do nas od 30 do 70 osĂłb â dzieci i mĹodzieĹźy. ZaleĹźy nam bardzo na tym, by czuli siÄ bezpiecznie, akceptowani i kochani. ZauwaĹźamy rĂłwnieĹź podstawowe, witalne potrzeby. Staramy siÄ,¡aby nikt nie wychodziĹ od nas gĹodny. CzÄsto bowiem spotykamy siÄ dziĹ z lekcewaĹźeniem tego ze strony urzÄdĂłw i osĂłb, ktĂłre mogĹyby pomĂłc. Dla niektĂłrych naszych przyjacióŠobiad w Ĺwietlicy to jedyny posiĹek w ciÄ gu dnia, zdarza siÄ wiÄc, Ĺźe chÄÄ zaspokojenia gĹodu bierze gĂłrÄ nad wzglÄdami estetycznymi i jedzenie koĹczy siÄ piciem z talerza i wylizywaniem go do czysta. DÄ Ĺźymy do doprowadzenia naszych dzieci i mĹodzieĹźy do przyjÄcia sakramentĂłw ĹwiÄtych od chrztu przez I KomuniÄ do bierzmowania. WspĂłlnie uczestniczymy we Mszach ĹwiÄtych. SzczegĂłlnym czasem sÄ dwutygodniowe kolonie letnie. Mniej wiÄcej od lutego dzieci zaczynajÄ pytaÄ gdzie i kiedy jedziemy. PrzydzielajÄ sobie pokoje, dzielÄ siÄ na grupy, mimo, Ĺźe jeszcze nie wiem dokÄ d pojedziemy i nie mam pojÄcia skÄ d weĹşmiemy pieniÄ dze na wyjazd. Dla nich pewne sprawy sÄ oczywiste. MyĹlÄ, Ĺźe mieszkaĹcy Zdzieszowic i okolic poczuwajÄ siÄ do odpowiedzialnoĹci za naszÄ wspĂłlnotÄ. RozumiejÄ , Ĺźe wyĹźywienie, ubranie, wyposaĹźenie w przybory szkolne i zapewnienie wakacji tak licznej rodzinie, nie jest proste. ToteĹź codziennie od dziesiÄciu lat mamy darmowe pieczywo i ĹźywnoĹÄ w róşnej postaci. Jedni przekazujÄ nasze potrzeby dalej i tak pojawiajÄ siÄ inni, ktĂłrzy przynoszÄ dary, odchodzÄ i nie oczekujÄ nawet podziÄkowaĹ. SÄ przekonani o potrzebie istnienia tego miejsca, chociaĹź poczÄ tek nie byĹ taki prosty. CzÄsto krytykowano gĹoĹno obecnoĹÄ tych dzieci przy koĹciele. Teraz jest inaczej. To miejsce przypomina, Ĺźe ubodzy sÄ wĹrĂłd nas. Dla mnie sÄ to spotkania niesamowite i okryte âTajemnicÄ , z ktĂłrej rodzÄ siÄ róşne rzeczyâ. UczÄ mnie wraĹźliwoĹci i pokory. ZdajÄ sobie sprawÄ, Ĺźe nie zaspokoimy wszystkich potrzeb wszystkich dzieci i nie jest to naszym celem. PrzypominajÄ mi siÄ sĹowa Peugy`ego, parafrazujÄ: âCzym jest Ĺźycie, jeĹli nie po to, aby byÄ danym, ofiarowanym jako misja, jako czĹowieczeĹstwo, ktĂłre wchodzi w relacjÄ z Innym. To propozycja dla mnie i ciebieâ. WierzÄ, Ĺźe OpatrznoĹÄ BoĹźa czuwa nad nami. Zawsze, kiedy wydaje mi siÄ, Ĺźe to juĹź koniec, bo brakuje funduszy lub osĂłb, pieniÄ dze prawie dosĹownie spadajÄ z nieba lub pojawiajÄ siÄ odpowiedni ludzie. Jestem przekonana, Ĺźe to miejsce w rĂłwnej mierze jest potrzebne dzieciom, mĹodzieĹźy, nam opiekujÄ cym siÄ nimi oraz wszystkim naszym DobroczyĹcom. DziÄki niemu tworzÄ siÄ wiÄzi miÄdzy osobami, a przede wszystkim wiÄĹş z Tym, ktĂłry jest najbliĹźej tych wszystkich naszych potrzeb â z Chrystusem. WokóŠĹwietlicy skupia siÄ grupa kilkunastu osĂłb, przychodzÄ cych do dzieci. CzÄĹÄ z nich jest z nami we wspĂłlnocie. Nie mogÄ wypowiadaÄ siÄ o tym, jak oni przeĹźywajÄ to swoje zaangaĹźowanie, ale wiem, Ĺźe trudno jest od nas, tak po prostu odejĹÄ. Nawet jeĹli tak siÄ zdarza, wiÄzi i pamiÄÄ trwajÄ . BywaĹo tak, Ĺźe pod wpĹywem zmÄczenia i róşnych ludzkich dramatĂłw myĹlaĹam, Ĺźe nadszedĹ czas zmian i mĂłgĹby ktoĹ mnie zastÄ piÄ. Czasami zwyczajnie po pracy nie chce siÄ iĹÄ do Ĺwietlicy, ale jednak (jest to doĹwiadczenie wielu z nas}, po przyjĹciu, nie wiadomo skÄ d, wraca humor i zwyczajne szczÄĹcie. Jest to czasami trudne do wytĹumaczenia. WielkÄ naszÄ radoĹciÄ ostatnich tygodni jest fakt pĂłjĹcia dziewczyny z naszej wspĂłlnoty do zakonu. Teraz codziennie przed posiĹkiem wszyscy modlimy siÄ za niÄ i wiemy, Ĺźe ona rĂłwnieĹź nie zapomina o nas. I tym sposobem, mimo Ĺźe nas opuĹciĹa jest jeszcze bardziej obecna, niĹź gdy przychodziĹa na dyĹźury do Ĺwietlicy. W tym roku zarejestrowaliĹmy siÄ jako Stowarzyszenie âOtwarte Serceâ. PrzeszliĹmy pewnÄ reorganizacje ze wzglÄdĂłw czysto ekonomicznych. Mamy nadziejÄ, Ĺźe uĹatwi nam to uzyskiwanie pomocy finansowej. SpotykajÄ c kilkanaĹcie lat temu ks. Joachima nie przypuszczaĹam, Ĺźe to tak wpĹynie na ksztaĹt mojego Ĺźycia. Teraz wiem, Ĺźe tylko âwydarzenie moĹźe nam wskazaÄ nowy poczÄ tek i nowÄ drogÄ. Wydarzenie moĹźe nam wskazaÄ metodÄ Ĺźyciaâ. Teresa Kierel ze Zdzieszowic Drodzy przyjaciele Przepraszam, Ĺźe siÄ wczeĹniej nie odezwaĹam, ale wszystko jest nowe... PomaĹu zaczynam siÄ przyzwyczajaÄ, do pracy, ludzi, czasu. Ludzie u ktĂłrych mieszkam sÄ metodystami. Nie wiedziaĹam jak bÄdziemy siÄ dogadywaÄ, jak bÄdzie z mszÄ Ĺw. RzeczywistoĹÄ zaskoczyĹa mnie. Moja nowa rodzinka jest bardzo otwarta i szczerze zainteresowana Ruchem i KoĹcioĹem katolickim. Nie znaczy to, Ĺźe zmieniajÄ wiarÄ, nie. Oni sÄ zaangaĹźowani i szczerze oddani swojemu KoĹcioĹowi, ale otwarci na to, co jest waĹźne dla mnie. DaĹam im ksiÄ ĹźkÄ o Ruchu, Ĺźeby wzbudziÄ ich ciekawoĹÄ. Jednak okazaĹo siÄ, Ĺźe najwiÄkszÄ ciekawoĹÄ wzbudza w nich kontakt ze mnÄ . CiÄ gle siÄ coĹ wydarza. I uderza mnie fakt, Ĺźe jest w nich olbrzymia potrzeba osÄ du rzeczywistoĹci. Wiem, Ĺźe osÄ d KoĹcioĹa katolickiego, ktĂłrego siÄ uczÄ w Ruchu jest dla wszystkich, dla nich teĹź okazuje siÄ bardziej adekwatny, niĹź ten, ktĂłry sĹyszÄ u siebie w koĹciele. KaĹźda chwila, kaĹźdy moment staje siÄ pretekstem do osÄ du. WzrastajÄ ca we mnie ĹwiadomoĹÄ tego, kim jestem, do Kogo przynaleĹźÄ, dodaje mi odwagi w proponowaniu pewnych gestĂłw. OglÄ damy razem filmy i czymĹ naturalnym byĹo dla mnie zaproponowanie filmu, ktĂłry oglÄ daliĹmy na wakacjach w zeszĹym roku: Truman show. Zdumiewa mnie teĹź ich uwaga na innych ludzi, z ktĂłrymi siÄ spotykamy. CzÄsto krĂłtkie spotkania w restauracji i lody stajÄ siÄ okazjÄ do rozmowy o Bogu. I nie chodzi o jakieĹ teoretyczne wywody, ale o prawdziwe Ĺwiadectwo wiary. To, co najpiÄkniejsze w naszej relacji to wspĂłlna modlitwa przed posiĹkami. Czasami ja odmawiam modlitwÄ po polsku i oni rozumiejÄ jedynie: Amen. Ale myĹlÄ, Ĺźe to, co nas najbardziej zbliĹźa to wiara, traktowana jako coĹ podstawowego dla Ĺźycia. Ostatnio znajoma z pracy zaprosiĹa mnie do âdĹubania w dyniâ, to tak przy okazji Halloween. To spotkanie pokazaĹo mi jak waĹźne jest to co niesiemy z sobÄ . My naprawdÄ niesiemy obecnoĹÄ KogoĹ WiÄkszego. Nawet jak to robimy bardzo nieudolnie. Halloween to czas dekorowania domĂłw i wycinania âstraszydeĹâ z dyni. Nikt tu juĹź nie pyta: dlaczego siÄ to robi? NazywajÄ to âtradycjÄ â... moja znajoma ma drugiego mÄĹźa (to teĹź nikogo tu nie dziwi) i jego cĂłrka z pierwszego maĹĹźeĹstwa przyszĹa, by mnie poznaÄ. ByĹa przez caĹy czas bardzo ironicznie nastawiona do tego co mĂłwiĹam, caĹy czas ĹźartowaĹa. Trudno siÄ z kimĹ takim rozmawia, z czasem jest to mÄczÄ ce. PomyĹlaĹam, przecieĹź to jeden wieczĂłr â jakoĹ siÄ wytrzyma. Ale potem uĹwiadomiĹam sobie, Ĺźe to nie tak, Ĺźe nie moĹźna braÄ Ĺźycia na przetrzymanie i zaczÄĹam z niÄ rozmawiaÄ, czym dla nas w Polsce jest ten czas. Przy okazji zobaczyĹam jak piÄkna jest tradycja KoĹcioĹa katolickiego, Ĺźe naprawdÄ sĹuĹźy czĹowiekowi. Potem rozmawiaĹyĹmy o ĹwiÄtach. I to, co mnie najbardziej zaskoczyĹo to jej sĹowa: âPodoba mi siÄ to o czym opowiadasz, podoba mi siÄ wasza tradycja, bo jest peĹna znaczeniaâ. To o czym pisze ks. Giussani staĹo siÄ dla mnie namacalnym: kaĹźdy czĹowiek pragnie znaÄ racjÄ. Wskazanie na ĹşrĂłdĹo, podanie racji â to tutaj ludzi bardzo pociÄ ga, kiedy o czymĹ opowiadam. ZaskoczyĹa mnie tu troska o wiarÄ, prostota w proponowaniu tego innym. W pracy pytano mnie czy mam jak uczestniczyÄ w niedzielÄ we mszy Ĺw. Nikt tego nie odbiera w kategoriach wypytywania siÄ, czy wtrÄ cania siÄ w nie swoje sprawy. Pytania dotyczÄ ce wiary innej osoby sÄ podyktowane ciekawoĹciÄ , nie prĂłbÄ udowodnienia komuĹ, Ĺźe jego wiara jest gorsza. To rĂłwnieĹź mnie bardzo uderza w rodzinie, w ktĂłrej mieszkam. WiedzÄ , Ĺźe dla mnie jest waĹźne zdanie PapieĹźa, wiÄc po ataku na Afganistan, znalazĹam na stole fragmenty wypowiedzi PapieĹźa wydrukowane z internetu. Bardzo mnie to poruszyĹo. Mimo, Ĺźe nie uznajÄ PapieĹźa za gĹowÄ KoĹcioĹa, czytajÄ jego sĹowa, co chcÄ sprawdziÄ, dlaczego dla mnie to takie waĹźne. Staram siÄ pamiÄtaÄ o modlitwie AnioĹ PaĹski. I bardzo waĹźne jest dla mnie towarzyszenie mi w tym przez Krzysia. PoprosiĹam go, Ĺźeby siÄ ze mnÄ modliĹ â musi siÄ modliÄ dwa razy, bo jak tutaj jest 12.00, to w Polsce jest juĹź 18.00. staram siÄ wysyĹaÄ mu maila koĹo 12.00, a jak zapomnÄ to dostajÄ maila od Krzysia. I to dla mnie jest piÄkne. Bardzo mu jestem wdziÄczna, Ĺźe pomaga mi pamiÄtaÄ. Bo to nie tylko modlitwa, to moment, ktĂłry mnie przywoĹuje i czyni uwaĹźniejszÄ . Teraz, kiedy nie mam jak uczestniczyÄ w Szkole WspĂłlnoty, nie mam nawet jak dojechaÄ do Waszyngtonu, czy Filadelfii jest we mnie olbrzymie pragnienie uczestniczenia w niej. UwaĹźniej czytam tekst i wszystkie notatki od przyjacióŠz WrocĹawia. Mam wiÄkszÄ gorliwoĹÄ i troskÄ o to, co zostaĹo mi w tym towarzystwie podarowane. WidzÄ wyraĹşnie, Ĺźe w tym miejscu, jakim jest ruch, jestem ciÄ gle wychowywana do bardziej Ĺwiadomego i piÄkniejszego przeĹźywania Ĺźycia. DziÄki temu, dziÄki ĹwiadomoĹci pozytywnoĹci rzeczywistoĹci jestem tu szczÄĹliwa. RozmawialiĹmy ze Skipem (ojciec rodziny, u ktĂłrej mieszkam) o tekĹcie âZ nieskoĹczonoĹciÄ w sercuâ. TĹumaczyĹam mu fragmenty i rozmawialiĹmy. To chyba byĹa nasza SzkoĹa WspĂłlnoty â z metodystÄ . CiÄ gle mam w gĹowie sĹowa, ktĂłre usĹyszaĹam w La Thuile, Ĺźe przyjaźŠjest po to, by pomagaÄ sobie rozpoznawaÄ ObecnoĹÄ. Bez przyjacióŠtuĹź obok, bez ich twarzy jest trudniej, dlatego proszÄ o modlitwÄ i dziÄkujÄ za kaĹźdy mail. Dagmara z WrocĹawia
NiezaleĹźnie gdzie jesteĹmy W tym roku, zupeĹnie niespodziewanie firma oddelegowaĹa mnie do pracy przy projekcie wykonywanym w Houston. Nie jest to moja pierwsza praca wykonywana w innym kraju, ale Texas mnie przeraĹźaĹ. Po spotkaniu w La Thuile dostaĹam e-maila od MichaĹa Orkisza, z informacjÄ , Ĺźe jest tutaj wspĂłlnota CL. DziÄki wynalazkowi, jakim jest poczta elektroniczna, szybko otrzymaĹam z Nowego Jorku adres osĂłb odpowiedzialnych za wspĂłlnotÄ. ZadzwoniĹam do nich i umĂłwiĹam siÄ na pierwsze spotkanie. Przyjechali po mnie. PoniewaĹź nie mieszkam w samym Houston, ale na jego peryferiach w Sugarlandzie, jakieĹ 40 km od centrum. Na texanskie warunki nie jest to duĹźa odlegĹoĹÄ, ale ja nie mam prawa jazdy, a tu, poza centrum Ĺźadna komunikacja miejska nie istnieje â samochĂłd jest jedynym Ĺrodkiem transportu. O wÄdrĂłwkach pieszych nie ma mowy, ze wzglÄdu na zbyt duĹźe odlegĹoĹci, a dodatkowo w miesiÄ cach letnich przez wysokÄ temperaturÄ i wilgotnoĹÄ. WspĂłlnota CL w Houston liczy ponad 30 osĂłb (liczÄ c teĹź malutkie dzieci). GĹĂłwnie, ale nie tylko, sÄ to mĹode maĹĹźeĹstwa. Odpowiedzialni Polo i jego Ĺźona ELisabetta to WĹosi, ktĂłrzy od trzech lat mieszkajÄ w USA. SzkoĹa WspĂłlnoty wyglÄ da trochÄ inaczej niĹź u nas. Przede wszystkim odbywa siÄ w domach, za kaĹźdym razem u kogoĹ innego. Jest co prawda do dyspozycji pomieszczenie przez parafii, ale wygodniej jest spotykaÄ siÄ w domach z powodu maĹych dzieci, nad ktĂłrymi Ĺatwiej wtedy czuwaÄ. Informacja o miejscu spotkania wysyĹana jest e-mailem. Spotkanie zaczynamy wspĂłlnym Ĺpiewaniem, potem czytamy tekst, rozmawiamy na jego temat i na koniec odmawiamy modlitwÄ. CzÄsto zostajemy dĹuĹźej, bo po pracy z tekstem jest wspĂłlna kolacja. SzkoĹÄ WspĂłlnoty w Houston przeĹźywam jednak trochÄ inaczej niĹź w Gliwicach. Bariera jÄzykowa jest dla mnie zbyt duĹźa. Skupiam siÄ bardzo na tym Ĺźeby rozumieÄ, gdyĹź rodowici texaĹczycy mĂłwiÄ szybko i ze specyficznym akcentem. Dla mnie jest to przede wszystkim okazja do spotkania z ludĹşmi, ktĂłrzy tutaj w Texasie ĹźyjÄ doĹwiadczeniem proponowanym przez ks. Giussaniego. UderzyĹo mnie to, Ĺźe wspĂłlnota jest miÄdzynarodowa: WĹosi, SudaĹczycy, Meksykanie i Amerykanie. 23.09 razem z sÄ siednimi wspĂłlnotami z Dallas i Austin rozpoczÄliĹmy kolejny rok pracy. Zaplanowana byĹa msza Ĺw. i piknik w parku, ale pogoda nie dopisaĹa wiÄc po mszy spotkaliĹmy siÄ w domu u jednego z maĹĹźeĹstw. DuĹźo rozmawialiĹmy, oczywiĹcie byĹy teĹź wspĂłlne Ĺpiewy w róşnych jÄzykach, a pod koniec kilka osĂłb powiedziaĹo Ĺwiadectwa. WĹoszka z Dallas mĂłwiĹa, jak zdecydowaĹa siÄ iĹÄ drogÄ doĹwiadczenia Ruchu na zawsze i jak konkretnie pomaga jej to w codziennoĹci. O swoim spotkaniu z Ruchem opowiadali teĹź studenci z Meksyku. Kolejny raz staĹo siÄ dla mnie jasne, jak waĹźna jest ta przyjaĹşĹ, niezaleĹźnie od tego gdzie jesteĹmy. Kiedy rozmawiaĹam z Polo i zapytaĹam, czy tÄskni za swoim krajem powiedziaĹ, Ĺźe jest tutaj ze swojÄ rodzinÄ , ma przyjacióŠi kroczy tÄ samÄ drogÄ , ktĂłrÄ szedĹby mieszkajÄ c we WĹoszech. Jest w innym miejscu, ale Ĺźyje tak samo. Dla mnie jest waĹźne to co powiedziaĹ, bo ja zawsze z trudem godzÄ siÄ z koniecznoĹciÄ wyjazdu, nawet tylko kilkumiesiÄcznego. DziĹ jest pierwsza niedziela Adwentu. Dla mnie jest to drugi z rzÄdu Adwent, ktĂłry przeĹźywam na delegacji. Tym razem jest mi Ĺatwiej. Asia z Gliwic
Bez rutyny
Pielgrzymka to szczegĂłlny czas, bo czĹowiek wychodzi w fizyczny sposĂłb ze swojej codziennoĹci i podÄ Ĺźa z determinacjÄ za czymĹ, co pociÄ ga jego caĹÄ istotÄ. Nawet postronny niewierzÄ cy obserwator zostaje poruszony i musi stwierdziÄ, Ĺźe pielgrzym wkracza w sferÄ innej, niecodziennej, niezwykĹej rzeczywistoĹci. MyĹlÄ, Ĺźe gĹĂłwnym problemem, ktĂłry postaje jest to, czy czĹowiek wyrywa siÄ ze swojego Ĺźycia, Ĺźeby szybko i Ĺatwo na chwilÄ przeĹźyÄ coĹ nowego, i zaraz wskoczyÄ z powrotem na stare tory, czy teĹź zabiera ze sobÄ swoje caĹe Ĺźycie, aby ofiarowaÄ je KomuĹ WiÄkszemu i daÄ je przemieniÄ, aby wiara staĹa siÄ Ĺźyciem, by miaĹa treĹÄ nie tylko w tym wyjÄ tkowym momencie.
Tegoroczna pielgrzymka nie byĹa juĹź mojÄ pierwszÄ , dlatego obawiaĹem siÄ, Ĺźe moĹźe nie byÄ niczym szczegĂłlnym. WiedziaĹem, Ĺźe nie bÄdÄ przeĹźywaĹ jej mocno na poziomie wzruszeĹ czy innych emocji. WiedziaĹem teĹź jakich siÄ spodziewaÄ warunkĂłw fizycznych (oprĂłcz trasy KrakĂłw-CzÄstochowa i pogody oczywiĹcie). Jednym sĹowem, na poczÄ tku wydawaĹo siÄ, Ĺźe okolicznoĹci, ktĂłre miaĹy za zadanie zburzyÄ rutynowe, nawykowe podejĹcie do Ĺźycia i zapewniÄ przemianÄ sposobu jego postrzegania, nie bÄdÄ speĹniaÄ swego zadania.
Dwa tygodnie przed pielgrzymkÄ przeczytaĹem wprowadzajÄ cy artykuĹ autorstwa ks. Jurka: âBĹaganie na pielgrzymce ma wymiar bardzo cielesny... ogarnia caĹego czĹowieka...â. PomyĹlaĹem sobie: âOczywiĹcie. To nie nowina. NiektĂłrzy bÄdÄ bĹagaÄ Wszechmocnego, Ĺźeby przestaĹo padaÄ, albo Ĺźeby sĹoĹce mniej ĹwieciĹo lub buty zrobiĹy siÄ wygodniejsze. Bardziej ambitni, Ĺźeby zagrano lepszÄ piosenkÄ. Jak siÄ zagapiÄ to bÄdzie to rĂłwnieĹź myĹlÄ przewodniÄ mojej pielgrzymkiâ. Jednak dalej w tekĹcie znalazĹem wyjaĹnienie o co bĹagamy: o rozpoznanie ObecnoĹci, ktĂłra jest znaczeniem wszystkiego. A to juĹź byĹo dla mnie coĹ nowego. MuszÄ siÄ przyznaÄ, Ĺźe tak sformuĹowana myĹl nie byĹa nigdy wczeĹniej intencjÄ mojej pielgrzymki. MoĹźe dlatego nie, bo ta intencja mierzy bardzo wysoko i wydaje siÄ zbyt zuchwaĹa. CzĹowiekowi trudno sobie wyobraziÄ by ObecnoĹÄ NajwyĹźszego mogĹa staÄ siÄ na staĹe nieodĹÄ cznym skĹadnikiem czy nawet samÄ esencjÄ jego Ĺźycia, nowym ĹwiatĹem w kaĹźdym momencie i w kaĹźdym aspekcie. Chyba, Ĺźe ma siÄ silne wsparcie wspĂłlnoty i autorytetĂłw. ZresztÄ â jeĹli mamy âbyÄ realistami i prosiÄ o to co niemoĹźliweâ...
Wieczorem, dzieĹ przed wyjĹciem w Krakowie wszyscy Polacy spotkali siÄ najpierw sami z ksiÄdzem Beppe. PostawiĹ on pytanie: dlaczego pielgrzymujemy? StwierdziĹ, Ĺźe wĹaĹciwie wygodniej i przyjemniej byĹoby mu spotkaÄ siÄ z ksiÄdzem Jurkiem nad ciepĹym morzem i tam spÄdziÄ miĹo czas. PostawiĹ nawet zagadnienie mniej wiÄcej w ten sposĂłb: âCzy nie jestem gĹupcem?â. Wymowa byĹa taka, Ĺźe gdyby rozpatrywaÄ wszystkie inne motywy, oprĂłcz szczegĂłlnej ObecnoĹci Pana, znalazĹyby siÄ duĹźo lepsze sposoby spÄdzenia tego czasu. Od razu przyszĹa mi na myĹl zdecydowana proĹba MojĹźesza: âJeĹli Ty sam nie pĂłjdziesz z nami, to raczej zakaĹź nam wyruszaÄ stÄ dâ. Na pielgrzymce mamy szczegĂłlnÄ szansÄ, by rozpoznaÄ Jego ObecnoĹÄ i jest to jedynÄ sensownÄ racjÄ wyruszenia w drogÄ.
KiedyĹ (zresztÄ teĹź na pielgrzymce) sĹyszaĹem kazanie o tym, Ĺźe modlitwa bĹagalna wychodzi nam Ĺatwiej, natomiast uwielbienie jest doskonalszÄ , bo bezinteresownÄ formÄ modlitwy. Teraz uĹwiadomiĹem sobie, Ĺźe wĹaĹnie dlatego najbardziej sensowne i skuteczne jest prosiÄ Boga, by uzdolniĹ mnie do uwielbienia Boga caĹym Ĺźyciem. PrzecieĹź ApostoĹowie prosili âPanie, przymnóş nam wiaryâ. StaraĹem siÄ wiÄc prosiÄ o tÄ wiarÄ, czyli o rozpoznanie obecnoĹci. StaraĹem siÄ ciÄ gle na nowo. Skoro tajemnica istnieje i ogarnia wszystko, to logiczne i uczciwe wobec siebie jest uznaÄ ten fakt. W ten sposĂłb uczestniczy siÄ w nieustannej przemianie sposobu postrzegania Ĺwiata. Zachodzi tu pewna analogia z sakramentem. NiezaleĹźnie od nas istnieje pewna obiektywna rzeczywistoĹÄ, ktĂłra jednak wydarza siÄ w danym czasie i miejscu, gdy jÄ przywoĹujemy. ProsiĹem juĹź bez skrupuĹĂłw, Ĺźe proszÄ o zbyt wiele. Ta rzeczywistoĹÄ, co oczywiste, nie naleĹźy do mnie i dlatego nie moĹźe byÄ powodem ani taniego samozadowolenia ani wyrzutĂłw, Ĺźe mam coĹ, co mi siÄ nie naleĹźy. To ja mam przynaleĹźeÄ do tej tajemnicy.
JeĹli chodzi o moje poczucie dysproporcji miÄdzy ambitnÄ intencjÄ a ludzkimi moĹźliwoĹciami, okazaĹo siÄ, Ĺźe to wĹaĹnie spostrzeĹźenie, szczere poczucie tej dysproporcji, nawet przepaĹci dzielÄ cej czasami Ĺźycie od wiary, gwarantuje efektywnoĹÄ bĹagania. Pan czÄsto daje czĹowiekowi wedĹug jego potrzeb i pragnieĹ. Kto wie, Ĺźe czegoĹ mu brak, ten Ĺźebrze. Kto wie, Ĺźe jest coĹ wielkiego, co rozdajÄ za darmo, ten Ĺźebrze. Dlatego czasem szkoda mokremu czĹowiekowi chwili czasu na to, aby bĹagaÄ o przerwanie deszczu, kiedy moĹźna bĹagaÄ w tym samym czasie o coĹ nieporĂłwnywalnie wiÄkszego. (ChociaĹź ja osobiĹcie nie doszedĹem do tego poziomu, by podczas owego jednego a duĹźego deszczu caĹkiem ignorowaÄ na przykĹad oryginalne wraĹźenia, gdy w mokrych sandaĹach stopa Ĺlizga siÄ szybko po dnie, jak po lodzie i zatrzymuje, gdy pasek wrzyna siÄ w bose stopy nasiÄ kniÄte jak u topielca).
PeĹna wiary postawa nie jest niczym szczegĂłlnym u czĹowieka w trakcie pielgrzymki. Natomiast najbardziej wymowny dowĂłd, Ĺźe Chrystus jest Bogiem mamy wĹaĹnie wtedy, gdy rutyna zwykĹego Ĺźycia zostaje odkupiona, przemieniona. Gdy rozpoznanie ObecnoĹci trwa w okolicznoĹciach, w ktĂłrych spÄdza siÄ wiÄkszoĹÄ czasu. Gdy moĹźna utkwiÄ spojrzenie w pamiÄci tego, co siÄ w nas obudziĹo. Skoro ludzki czynnik staĹ siÄ metodÄ Pana, to im bardziej normalne i typowe okolicznoĹci, tym gĹÄbiej moĹźna je przeĹźywaÄ i dostrzegaÄ w nich peĹniÄ znaczenia.
Piotrek Mittelstaed
|