Ślady
>
Archiwum
>
2001
>
Biuletyn wakacje 2001
|
||
Ślady, numer 0 / 2001 (Biuletyn wakacje 2001)
ByÄ bratem wĹrĂłd braci 10 rocznica Ĺmierci ks. ZdzisĹawa Seremaka ZdzisĹaw Bradel Z ogromnym wzruszeniem przekazujÄ do druku autoryzowanÄ rozmowÄ ze ĹwiÄtej pamiÄci ksiÄdzem ZdzisĹawem Seremakiem. OdbyĹa siÄ ona w 1985 roku. UzgodniliĹmy ze zmarĹym, ze przed jej opublikowaniem zostanie poszerzona o kilka aktualnych problemĂłw. Choroba i ĹmierÄ KsiÄdza uniemoĹźliwiĹy speĹnienie zamierzenia. Ufam jednak, Ĺźe i w tej formie, pozwoli nam ona jeszcze lepiej zrozumieÄ, jak wielkim darem byĹ dla nas nasz wielki Przyjaciel.
PowoĹanie kapĹaĹskie, zresztÄ jak kaĹźde inne, jest tajemnicÄ . Ale jednoczeĹnie ma ono swojÄ ludzkÄ historiÄ. Czy pamiÄtasz wydarzenie ktĂłre zdecydowaĹo, lub utwierdziĹo CiÄ w wyborze, ze to tak okreĹlÄ, kapĹaĹskiego sposobu realizacji powoĹania do bycia chrzeĹcijaninem? Obawiam siÄ, Ĺźe CiÄ rozczarujÄ, nic nie wskazywaĹo na to, ze kiedykolwiek zostanÄ kapĹanem. ByĹem normalnym, od dĹuĹźszego czasu przeĹźywajÄ cym gĹÄboki kryzys wiary, aktywnym i zaangaĹźowanym ZMP-owcem. W klasie maturalnej zdecydowaĹem siÄ na studia medyczne i wydawaĹo mi siÄ, Ĺźe moja przyszĹoĹÄ jest juĹź postanowiona. PamiÄtam jeden jedyny tylko jakby przebĹysk, pozostawione tak trochÄ w próşniÄ pytanie: âA gdyby tak⌠kapĹaĹstwo?â ByĹo to podczas taĹca na balu sylwestrowym⌠Później do tej myĹli nie wracaĹem ani teĹź nic w moim Ĺźyciu siÄ nie zmieniĹo. Kolejny, tym razem decydujÄ cy moment, czy moĹźe wydarzenie, miaĹo miejsce juĹź po maturze, ale przed odebraniem dyplomĂłw maturalnych, dokĹadnie 12 czerwca 1955 roku. Przypadkowo wszedĹem do koĹcioĹa podczas odprawianej Mszy ĹwiÄtej. Po kilku chwilach wyszedĹem z niego jako czĹowiek gĹÄboko wierzÄ cy, zdecydowany na wstÄ pienie do seminarium. tego dnia po poĹudniu klÄczaĹem juĹź u krat konfesjonaĹu⌠NastÄ piĹa radykalna zmiana Ĺźycia. Zdumienie moich rodzicĂłw, profesorĂłw, kolegĂłw i koleĹźanek, moje teĹź. WycofaĹem zĹoĹźone juĹź na AkademiÄ MedycznÄ âpapieryâ. dyplom maturalny odbieraĹem Ĺwiadomy swej dalszej drogi. W sierpniu 1955 roku znalazĹem siÄ w seminarium wrocĹawskim, a piÄÄ lat później, dokĹadnie 14 sierpnia 1960 roku, majÄ c niespeĹna 23 lata przyjÄ Ĺem ĹwiÄcenia kapĹaĹskie. KapĹan w Polsce cieszy siÄ szacunkiem i autorytetem do tego stopnia, Ĺźe wszelkie jego sĹaboĹci, ktĂłrych nosicielami przecieĹź jesteĹmy wszyscy, odbierane sÄ ze zgorszeniem. OdbiĂłr ten jest w moim przekonaniu przejawem tÄsknoty za ĹwiÄtoĹciÄ , o ktĂłrÄ dzisiaj, jak zawsze, tak przecieĹź trudno. Trzeba tu dodaÄ ze czĹowiek Ĺwiecki nie ma wĹaĹciwie pojÄcia o Ĺźyciu kapĹana. Czy mĂłgĹbyĹ wskazaÄ na trudne chwile w swojej posĹudze kapĹaĹskiej? Twoje pytanie budzi we mnie bardzo róşne refleksje. Przede wszystkim nie jestem tak bardzo pewien, czy kapĹan cieszy siÄ autorytetem i szacunkiem tylko z racji swojego kapĹaĹstwa. SÄ dzÄ, Ĺźe to juĹź nie wystarcza, Ĺźe coraz bardziej liczy siÄ osobowoĹÄ. PrzebywaĹem doĹÄ czÄsto w róşnych Ĺrodowiskach incognito â nie rozpoznany. Nie chce powtarzaÄ tego co usĹyszaĹem w opowieĹciach o kapĹanach. Niezwykle rzadko zdarzaĹo siÄ by ktoĹ nas wziÄ Ĺ w obronÄ, lub prĂłbowaĹ zrozumieÄ. Nie dziwiÄ siÄ temu. Ostatecznie Syn CzĹowieczy teĹź bywaĹ sĹownie ( i nie tylko) obrzucany bĹotem. Nie kryĹ przed swoimi uczniami, Ĺźe czeka ich podobny los. JeĹli przeĹźywamy z tego powodu dramaty, to chyba dlatego, Ĺźe nie jesteĹmy zdolni, tak bez zastrzeĹźeĹ karmiÄ siÄ wolÄ Ojca jak On. Dla mnie osobiĹcie najtrudniejsze momenty, to nie te, znane kaĹźdemu z nas, chwile tÄsknoty za rodzinÄ , za ânormalnoĹciÄ â, za zrozumieniem, ale momenty, ktĂłre odbieram jako âwoĹanie na pustkowiuâ, kiedy wydaje ci siÄ, Ĺźe twĂłj gĹos nie dociera do nikogo, ze jesteĹ niepotrzebny, albo gdy jesteĹ traktowany jak rzemieĹlnik zakĹadu ĹwiadczÄ cego usĹugi dla ludnoĹci. Nie kaĹźdemu dane jest doĹwiadczyÄ tego, czego doĹwiadczyĹ ks. Jerzy PopieĹuszko, a czego daĹ wyraz w swoich âZapiskachâ. SÄ dzÄ, ze ten brak reakcji na gĹoszenie Ewangelii jest dla wielu z nas pokusÄ do rezygnacji z trwaĹych i pogĹÄbianych wysiĹkĂłw wiernoĹci modlitwie i Ĺwiadectwu, a w konsekwencji rzucenia siÄ w efektownÄ dziaĹalnoĹÄ remontowo-budowlanÄ , administracyjnÄ , czy choÄby naukowÄ . Tak to jakoĹ czujÄ. Do bardzo bolesnych momentĂłw naleĹźÄ te, w ktĂłrych czĹowiek spotyka siÄ z brakiem elementarnego zrozumienia i ĹźyczliwoĹci ze strony zwierzchnikĂłw, jak rĂłwnieĹź te, w ktĂłrych wydaje siÄ zrywaÄ nic porozumienia i braterstwa z najbliĹźszymi nieraz wspĂłĹpracownikami â braÄmi w kapĹaĹstwie. Ale nad tym nie chcÄ siÄ w tej chwili zatrzymywaÄ. Zgorszenia o ktĂłrych mĂłwisz, odczytujÄ czasem jako pewnego rodzaju satysfakcjÄ ludzi, ktĂłrych one dotyczÄ . Rzadko moĹźna dostrzec w nich bĂłl i wspĂłĹczucie, czÄĹciej coĹ w rodzaju tryumfu: Widzisz, Tobie teĹź siÄ nie udaĹo⌠SÄ dzÄ, ze przejaw tÄsknoty za ĹwiÄtoĹciÄ obecny jest tylko w tych zgorszeniach, ktĂłre zĹÄ czone sÄ cierpieniem. MoĹźe siÄ mylÄ? ĹťywiÄ jednak nadziejÄ, Ĺźe kaĹźdy, choÄby podĹwiadomie, tÄskni do miĹoĹci, i to pozwala mi nie mieÄ Ĺźalu do tych, ktĂłrzy siÄ mnÄ gorszÄ , ich zgorszenie nie zamyka mnie w sobie, przeciwnie, mobilizuje mnie, by wciÄ Ĺź na nowo, odzyskiwaÄ âdawnÄ gorliwoĹÄâ. Na szczÄĹcie nie smutek lecz radoĹÄ ma przemoĹźny wpĹyw na naszÄ konsystencjÄ â Chrystus Pan przecieĹź zmartwychwstaĹ! Co Ciebie jako ksiÄdza cieszy najbardziej? OczywiĹcie masz racjÄ! ToteĹź kolejny dzieĹ kapĹaĹstwa jest dla mnie, mimo przemijajÄ cych przecieĹź zachmurzeĹ, sĹonecznym ĹwiÄtem. Z minionych lat kapĹaĹstwa nie ĹźaĹujÄ ani chwili, choÄ oczywiĹcie chciaĹbym je przeĹźyÄ gĹÄbiej, bardziej Ĺwiadomie. SÄ dzÄ, Ĺźe kaĹźdy z nas ma trochÄ inne radoĹci. Te moje zwiÄ zane sÄ przede wszystkim z sakramentami. Przede wszystkim Eucharystia, dalej niepowtarzalny, intymny wrÄcz kontakt z innymi ludĹşmi w Sakramencie Pojednania, wspĂłĹdzielona radoĹÄ wiÄ ĹźÄ cych siÄ Sakramentem MaĹĹźeĹstwa itd. Wiele radoĹci sprawiajÄ teĹź nieschematyczne rozmowy z mĹodymi, z ludĹşmi poszukujÄ cymi sensu Ĺźycia, czy choÄby uczciwymi niewierzÄ cymi, wraĹźliwymi wciÄ Ĺź na wartoĹci pozamaterialne. ZupeĹnie szczegĂłlnym doĹwiadczeniem sÄ rozmowy ze zbuntowanymi, ktĂłrzy gonieni niepokojem, przychodzÄ nieraz w Ĺrodku nocy, by wykrzyczeÄ swĂłj bunt, by odwaĹźnie rzuciÄ w twarz swoje oskarĹźenia pod adresem Boga, KoĹcioĹa, czy moim osobistym. Tak, to takĹźe jest radoĹÄ. Nie wspominam juĹź o radoĹciach trochÄ niezwykĹych, ktĂłre z mojego kapĹaĹstwa wypĹynÄĹy jako skutek uboczny, jak pobyt w Rzymie przez caĹy okres Soboru WatykaĹskiego II, zetkniÄcie siÄ osobiste z papieĹźem Janem XXIII, PawĹem VI, wieloma ludĹşmi, ktĂłrzy nadali oblicze KoĹcioĹowi naszych czasĂłw. UdziaĹ w waĹźnych momentach Ĺźycia KoĹcioĹa, pielgrzymka do Ziemi ĹwiÄtej i wiele innych spraw. Tak, radoĹci jest w sumie o wiele wiÄcej, niĹź smutkĂłw. Moje Ĺźycie kapĹaĹskie to naprawdÄ Gaudium et Spes nietrudno mi wiÄc przychodzi dziÄkowaÄ⌠JesteĹ autorytetem dla grona osĂłb, ktĂłre od kilku lat troszczy siÄ o Ruch Komunia i Wyzwolenie. Czy w katolickiej Polsce potrzebny jest kolejny ruch katolicki? Funkcjonuje juĹź w naszym KoĹciele kilka ruchĂłw, mamy teĹź szeroko rozbudowanÄ sieÄ duszpasterstw specjalistycznych? PozostawiÄ na uboczu tÄ âszeroko rozbudowanÄ sieÄ duszpasterstw specjalistycznychâ, bo to jednak coĹ innego niĹź ruch. Duszpasterstwa specjalistyczne sÄ w moim przekonaniu prĂłbÄ peĹniejszej odpowiedzi KoĹcioĹa na szczegĂłlne potrzeby i problemy poszczegĂłlnych grup wiernych: nauczycieli, lekarzy, studentĂłw, robotnikĂłw, etc. niosÄ ce ze sobÄ niebezpieczeĹstwo tworzenia klanĂłw odizolowanych od caĹej spoĹecznoĹci wiernych. Czasem duszpasterstwa specjalistyczne ograniczajÄ siÄ do spotkaĹ typu informacyjnego, konferencji âna tematâ i organizowania takich czy innych akcji. Inaczej jest z ruchem. Ruch z natury jest jakÄ Ĺ wspĂłlnotÄ Ĺźycia. OczywiĹcie istniejÄ w Polsce róşne ruchy. Nie chcÄ wyraĹźaÄ o nich opinii mam do tego za maĹo danych. Moje osobiste wraĹźenia z zetkniÄcia siÄ z tymi ruchami nie sÄ zbyt pozytywne. ZupeĹnie innym doĹwiadczeniem staĹ siÄ Ruch CL, ktĂłry nas jakoĹ niespodziewanie zagarnÄ Ĺ. ZetknÄ Ĺem siÄ z nim juĹź wiele lat temu, juĹź w Polsce, ale za poĹrednictwem wĹoskich przyjaciĂłĹ. OdbieraĹem go z sympatiÄ , nie myĹlÄ c jednak siÄ angaĹźowaÄ. Ale nagle staĹo siÄ, podczas pamiÄtnych rekolekcji w paĹşdzierniku 1983 roku w Olsztynie pod CzÄstochowÄ , prowadzonych przez don Giussaniego, na ktĂłrych znalazĹem siÄ âprzypadkiemâ. Wtedy ten ruch staĹ siÄ moim. Czy w Polsce potrzebny jest nowy ruch katolicki â pytaszâŚ? Skoro jest faktemâŚ? A Jan PaweĹ II w swoim nauczaniu tak czÄsto raca do znaczenia róşnych ruchĂłw w KoĹciele uznajÄ c je za szczegĂłlny charyzmat i szczegĂłlny owoc dziaĹania Ducha ĹwiÄtego. A wiÄc odpowiem Ci z najgĹÄbszym przekonaniem â jest potrzebny. WspĂłĹdzielimy to samo doĹwiadczenie, Twoje pytanie jest wiÄc retoryczne. ZauwaĹźyĹeĹ przecieĹź, jak zmieniĹo siÄ nasze Ĺźycie, jak inaczej czujemy KoĹciĂłĹ, jak nagle w monumentalnych strukturach KoĹcioĹa odkryliĹmy radoĹÄ przyjaĹşni, jak powiÄkszyĹa siÄ nasza rodzina, iloma braÄmi i siostrami zostaliĹmy obdarowani i jak konkretnie dotknÄliĹmy twarzy Chrystusa. nigdy przedtem nie miaĹem odwagi, gĹoszÄ c EwangeliÄ, twierdziÄ Ĺźe mĂłwiÄ o czymĹ, czego dotknÄ Ĺem wĹasnymi rÄkoma, o KimĹ kogo oglÄ daĹy moje oczy, a teraz w tej wspĂłlnocie w jakiej Ĺźyjemy, choÄ nie znam imion wszystkich, wszÄdzie jestem u siebie. Dzieli nas przestrzeĹ a przecieĹź jesteĹmy razem. Jest mojÄ radoĹciÄ w Ruchu brak formalizmu, jego otwartoĹÄ wobec kaĹźdego, nawet jeĹli jest peĹen wad. Jest radoĹciÄ to, ze istnieje nie po to, by przeprowadziÄ wspĂłlnie okreĹlonÄ akcje, ale jest Ĺźyciem ogarniajÄ cym wszystko, jest peĹniÄ BoĹźej ânormalnoĹciâ, i jest na tyle katolicki, powszechny, ze mieszczÄ siÄ w nim wszyscy jak w rodzinie. I to, Ĺźe tak bezwzglÄdnie zwiÄ zany jest z Ĺźywym Sakramentem Chrystusa â PapieĹźem, Ĺźe jest po prostu KoĹcioĹem. Ĺťe nie naruszajÄ c struktur hierarchicznych pozwala mi byÄ bratem wĹrĂłd braci⌠MĂłgĹby tu powiedzieÄ ktĂłryĹ ksiÄĹźy, ze to o czym mĂłwisz, moĹźesz i powinieneĹ realizowaÄ z racji swojej powinnoĹci kapĹaĹskiej w parafii, prawda? Prawda. MogÄ i powinienem. Ale nie potrafiĹem. A teraz potrafiÄ. OczywiĹcie, ze pracujÄ c w parafii z biegiem czasu ksiÄ dz zbiera jakÄ Ĺ grupÄ ludzi zaangaĹźowanych w Ĺźycie KoĹcioĹa. Staja siÄ oni dla niego rzeczywistym oparciem i pomocÄ . ZwiÄ zki z nimi trwajÄ nieraz wiele lat po przejĹciu do innej parafii. A jednak to jest coĹ innego. To nie jest wspĂłlnota, czÄsto sÄ to wiÄzi typu towarzyskiego, ktĂłre pozwalajÄ czĹowiekowi oderwaÄ siÄ od codziennoĹci i zapomnieÄ o swojej odpowiedzialnoĹci. A przecieĹź nie o to chodzi. Chodzi o to, by tym, ktĂłry nas jednoczy byĹ Chrystus, a On jednoczy na zawsze, nieodwoĹalnie. Nie na jakiĹ tylko czas, nie do wypeĹnienia tylko jakiĹ okreĹlonych zadaĹ. ByĹem kiedyĹ wykĹadowcÄ w seminarium, z moimi uczniami, jak mi siÄ wydaje, rozumieliĹmy siÄ doskonale. tworzyliĹmy, sÄ dziĹem, wspĂłlnotÄ. Do dziĹ mimo upĹywem wielu lat, z niektĂłrymi zachowuje serdecznÄ jednoĹÄ, podobnie zresztÄ z niektĂłrymi parafianami placĂłwek, w ktĂłrych dane mi byĹo pracowaÄ, a jednak to nie to, co staĹo siÄ moim doĹwiadczeniem we wspĂłlnocie Ruchu. to sÄ rzeczy, ktĂłre trudno nazwaÄ. Po prostu inna jakoĹÄ. Co Ruch ma do zaoferowania KsiÄdzu? WĹaĹnie wyzwolenie z poczucia samotnoĹci i niepotrzebnoĹci. gĹÄbokie doĹwiadczenie Ĺźywej wiÄzi z Chrystusem i ze wspĂłlnotÄ w Chrystusie. FormuĹujÄ te sĹowa nazajutrz po moich imieninach. Moi najbliĹźsi (wedĹug krwi) telegrami i kartki, wspĂłĹpracownicy ograniczyli siÄ do mniej lub bardziej formalnych ĹźyczeĹ, parafianie⌠no, cóş, a 20 â osobowa grupa czĹonkĂłw Ruchu, nie zwaĹźajÄ c na mrĂłz, Ĺnieg, oblodzone drogi, tĹucze siÄ dziesiÄ tki kilometrĂłw, nie po to by mi zĹoĹźyÄ Ĺźyczenia, ale po to, byĹmy razem mogli doĹwiadczyÄ obecnoĹci Chrystusa, byĹmy Go mogli razem uwielbiÄ i wyraziÄ naszÄ wiarÄ w szczegĂłlny dar nowego Ĺźycia, do ktĂłrego nas wezwaĹ i doĹwiadczyÄ Samku tego Ĺźycia. Czy to jest nic? A to szczegĂłlne poczucie wiÄzi z kapĹanami wspĂłĹdzielÄ cymi doĹwiadczenie Ruchu, niezaleĹźnie od ich przynaleĹźnoĹci do diecezji, wieku, zajmowanego stanowiska w hierarchii KoĹcioĹa? tego siÄ nie da wyraziÄ. Moja historia Ĺźycia pozwoliĹa mi nawiÄ zaÄ kontakty i przyjaĹşnie z kapĹanami wielu narodĂłw i wielu diecezji, ale przecieĹź to jednak nie to. I to rĂłwnieĹź stanowi niepowtarzalne, pobudzajÄ ce wciÄ Ĺź do wdziÄcznoĹci Chrystusowi doĹwiadczenie. Czy Twoje uczestnictwo w Ruchu nie przeszkadza Ci w speĹnianiu obowiÄ zkĂłw proboszcza? Pod pewnym wzglÄdem tak. Chodzi o terminy i odlegĹoĹci. Nie da siÄ uczestniczyÄ w Ruchu bez momentĂłw fizycznej obecnoĹci w okreĹlonym miejscu i czasie. I z tym jest kĹopot. Staram siÄ wprawdzie do minimum ograniczyÄ proĹby o zastÄpstwo w zajÄciach parafialnych, ale i tak, jeden z trzech moich wspĂłĹpracownikĂłw powiedziaĹ mi, ze to sÄ moje prywatne sprawy i powinienem zaĹatwiÄ je w swoim wolnym dniu, a to siÄ nie bardzo da, bo czĹonkami Ruchu sÄ ludzie róşnych zawodĂłw, ĹźyjÄ cy w róşnych warunkach i spotkanie siÄ stanowi trudnoĹÄ nieĹatwÄ do rozwiÄ zania. Nie mieĹcimy siÄ z momentami wspĂłlnymi w kalendarzu. Wiem, Ĺźe inni kapĹani Ruchu majÄ podobne trudnoĹci. Nie potrafiliĹmy ich przezwyciÄĹźyÄ. Z drugiej jednak strony Ruch zwiÄ zaĹ mnie bardziej z moim biskupem i mobilizuje mnie do wiernoĹci obowiÄ zkom. BiorÄ sobie do serca sĹowa wypowiedziane przez Jana PawĹa II do ksiÄĹźy Comunione e Liberazione 12 wrzeĹnia 1985 roku: â KapĹan winien odnaleĹşÄ w Ruchu ĹwiatĹo i Ĺźar, ktĂłre uczyniÄ go zdolnym do wiernoĹci swojemu biskupowi, ktĂłre uczyniÄ go gotowym do wypeĹniania zadaĹ i uwaĹźnym w przestrzeganiu dyscypliny koĹcielnej. Tak by bardziej Ĺźyzna staĹa siÄ wiara i smak jego wiernoĹciâ. DziÄkujÄ Ci najserdeczniej tÄ rozmowÄ. SzczÄĹÄ BoĹźe! Przedruk z biuletynu Komunia i Wyzwolenie 1991, nr 3, s. 4-5 â za zgodÄ autora.
|