Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2001 > Biuletyn nr 4

Ślady, numer 1 / 2001 (Biuletyn nr 4)

Wydarzenia

Pasja objaśniania rzeczywistości

Dnia 26 lutego br. W Krakowie, w Auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego odbyła się prezentacja książki ks. L. Giussaniego „Zmysł religijny”. W spotkaniu głos zabrali: pan dr Jarosław Reszczyński z Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, pan prof. Stanisław Rodziński, Rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, artysta-malarz, oraz pan Tadeusz Bradecki, reżyser, aktor. Spotkanie prowadziła Anna Sulikowska-Orkisz.


dr Jarosław Reszczyński

Lapidarna prezentacja niewielkiej rozmiarami książki ks. Luigiego Giussaniego mówiącej o zmyśle religijnym człowieka jest zadaniem prostym tylko z pozoru. Trudność wypływa na przykład z WIELOZNACZNOŚCI zadania. Dlaczego wieloznaczności?, skoro sama książka jest dziełem doskonale jednoznacznym, tak jak jednoznaczny jest jej twórczy zamysł: zapis dowodu na zgodność wiary i rozumu, prowadzącego od spostrzeżeń nad mechanizmem poznania codziennej rzeczywistości do uznania racjonalności hipotezy Objawienia?

Jednym z kluczowych pojęć, którymi posługuje się Giussani w swoim dowodzie jest pojęcie znaku. Znaku, czyli rzeczy, która odsyła nas do czegoś innego, innej rzeczywistości (s. 177). Lektura „Zmysłu religijnego” odsyła nas do innych płaszczyzn rzeczywistości, które znamy, a refleksja o nich towarzyszy nieustannie w trakcie lektury. W tym sensie książka jest WIELOZNACZNA. Widzimy w niej znak czasu, naszą epokę, z której uprzedzeniami i umysłowymi ograniczeniami ks. Giussani się boryka, pragnąć otworzyć ją na odwieczny absolut, ale w której, nawet poprzez swój sprzeciw, jest mocno osadzony. Widzimy owoc jego życia, Wspólnotę Komunia i Wyzwolenie, ruch całkiem nowy i oryginalny, a jednocześnie w pełni wierny wiecznemu powołaniu Kościoła, ruch ewangeliczny i ewangelizujący, który jest odpowiedzią na największe wyzwania epoki, odpowiedzią czytelną i niosącą nadzieję. Powiedzmy więcej: ruch będący też nadzieją Kościoła, propozycją dla chrześcijanina na progu III tysiąclecia. Potwierdza to słowo wstępne bp S. Dziwisza, a wcześniej jeszcze oceny papieży Pawła VI i Jana Pawła II, z którym Wspólnotę łączy nić szczególnej bliskości. Widzimy także tych, którzy ruch tworzyli i tworzą - codzienną wiernością Ewangelii i dynamizmem własnych działań, widzimy ich kapilarną pracę wśród ludzi, dla ludzi, widzimy, że umieją być przykładem i zaczynem, podziwiamy ich głęboką samoświadomość, opartą i na wierze, i na wiedzy. Widzimy wreszcie sama niezwykłą osobowość Autora, którego wspierają wzory stale obecne w życiu Kościoła, otwierającego się na nowe doświadczenia właściwe zmieniającym się czasom. Wyrażają je postacie świętych, takich jak Ignacy Loyola, Franciszek Salezy czy Jan Bosco. Słyszymy w tym, co mówi don Giussani głos tradycji, która nie jest tylko dziedzictwem przeszłości, ale tym także, co żyje w nas i buduje przyszłość.

Widzimy to wszystko wyraźnie, i w książce - i w tym do czego nas odsyła, w całym bogactwie myśli i uczuć ks. Giussaniego, który jest obecny na każdej stronie, raz w swojej przemożnej pasji objaśniania rzeczywistości widzialnej i niewidzialnej, raz w zatroskaniu, kiedy indziej w gniewie, w optymizmie i w goryczy, w słowach nie kryjących prywatnych sentymentów i doświadczeń, a jednak zawsze podporządkowanych wyższemu celowi, służących z doskonałą świadomością nauczaniu, wychowywaniu, formowaniu ludzi. Na miarę ich powołania.

Jest przy tym zdumiewające, że ta, jeśli już sobie to uświadomimy, przemożna obecność autora, jednoznacznego w poglądach i ocenach, staje się w lekturze zupełnie niewidoczna. Staje się jeszcze jednym środkiem przekazu treści. Taki jest prawdziwy Nauczyciel.

„Zmysł religijny” nie jest prostą i łatwą do ujęcia książką jeszcze z jednego powodu. Chodzi o jej formalne bogactwo, o bogactwo form literackich: od filozoficznego dyskursu, poprzez intelektualne definicje i klasyfikacje, naukowe dowody, po szkolne przykłady, kolokwialne opowieści, aż po collage cytatów z literatury pięknej (nie brak tan Brandysa i Miłosza), nie tyle ilustrujących erudycję autora, ile będących znakiem jego własnej myśli, wyrażonej dla odmiany poprzez polifoniczne świadectwo innych. I również to bogactwo mieści się zawsze w ramach precyzyjnej konstrukcji dzieła, oddane żelaznej dyscyplinie argumentacji, nieustannie odsłaniającej nowe aspekty rzeczywistości.

Należy w tym miejscu wspomnieć o zadaniu tłumacza. Zmienność stylistyki i ekspresji czyni je bardzo trudnym, nie wystarczy podążać za słowami, trzeba cały czas mieć przed oczami logiczną całość wywodu, jego kompozycję i umieć jednocześnie przekazać różnobarwną paletę środków artystycznych oryginału. Niekiedy wydaje się, że łatwiej Giussaniemu przychodzi sformułować myśli, niż tłumaczowi ją oddać.

Na prezentowane dziś dzieło o zmyśle religijnym patrzeć możemy z wielu punktów widzenia. Z jednej strony jest to książka teologiczna z właściwym tej dyscyplinie aparatem naukowym w przepisach (ale nie jest to zwyczajny traktat teologiczny, jak powiada kard. Stafford), z innej mamy do czynienia ze swoistym traktatem logiczno-filozoficznym (znajdujemy zresztą odwołania wprost do L. Wittgensteina), z kolejnej - mamy zapis wykładów katechety powtarzającego swoje argumenty na różne sposoby, tak żeby trafiły do każdego ucznia, zdolnego i mniej zdolnego. W końcu jest to jeszcze - i to może w praktyce najważniejsze - podręcznik pryncypiów współczesnego Chrześcijanina. Kanon porządkujący umysł i przygotowujący umysł i przygotowujący do aktywnego przeżywania rzeczywistości. Aktywnego przeżywania, a zatem i działania. Jak mówi ks. Giussani, intensywne przeżywania rzeczywistości, jest jedynym warunkiem, żeby zawsze i prawdziwie być człowiekiem religijnym (173). Istotnie, mamy do czynienia ze swoistym epistemologicznym i aksjologicznym vademecum współczesnego człowieka religijnego.

Ale wiemy także, że jest to dzieło działające bezpośrednio. Jest w nim przecież zapis podstaw formacji duchowej ruchu Comunione e Liberazione. Jest ono planem fundamentów i konstrukcji nośnych, które potem każdy człowiek z osobna wypełnia własną niepowtarzalną osobowością.

Tak się składa, że i ja, podobnie jak inne osoby uczestniczące w dzisiejszej prezentacji książki twórcy ruchu, najpierw poznałem jego owoce, a później dopiero dowiedziałem się, z jakich przemyśleń się zrodziły.

Owocami ruchu są przede wszystkim ludzie. Przed 20 laty, studiując w Rzymie, mieszkałem przez kilka miesięcy w domu studenckim Comunione e Liberazione, w sercu Miasta, z oknem wychodzącym na bazylikę Santa Maria Maggiore. Do dzisiaj towarzyszy mi wspomnienie niezwykłości miejsca, w którym się znalazłem. W zgiełku, pomieszaniu, chaosie konfliktów tamtej epoki, tamtej podzielonej bez nadziei Europy, tamtych niespokojnych Włoch i polskiego narastającego dramatu, ów dom jawił się jak eksterytorialna enklawa innego, lepszego świata, tego którego nieuświadomione przeczucie nosimy w sobie wszyscy. Żyła w nim nadzieja, więcej, pewność dobra, którą daje prawda, panowała serdeczna życzliwość dla innych, zrozumienie, solidarność i spokój płynący z głębokiej wiary - łączącej bez potrzeby werbalnych deklaracji. A jednocześnie wszyscy byli zwyczajni, normalni, pełni młodzieńczej werwy i świadomi własnej wolności. Właśnie to, ta spokojna, dojrzała, rozumna wolność w świecie krzyżujących się presji i zniewoleń, była czymś niezwykłym, zapadającym w pamięć.

Do tego domu już nie wróciłem, studia przerwał stan wojenny. W Rzymie zamieszkałem ponownie dziesięć lat później, na dłuższy czas, w innej już roli, jako polski konsul. I znów spotykałem ludzi, którzy byli w Comunione, już nie tych z domu, może tych, których przed laty spotykałem w bazylice Santa Maria in Trastevere, rzymskim kościele ruchu, a jednocześnie tytularnym kościele prymasów Polski, tym razem zajmujących już ważne miejsca we włoskim społeczeństwie. To byli politycy, wpływowi dziennikarze, przedsiębiorcy. Byli w jakiś sposób do siebie podobni, tak jak mieszkańcy domu. Był w nich ten sam rodzaj spokoju, otwartości na świat i pragnienia zrozumienia rzeczywistości, był w nich imperatyw działania pozytywnego, wola służby, jakiś brak potrzeby wynoszenia swojego „ja”. Była dawna, zapamiętana, życzliwość wobec innych, ale jednocześnie twarda wierność zasadom, których nie łamali. Byli to odpowiedzialni, solidni partnerzy.

Teraz, gdy trafiła do moich rąk książka ks. Giussaniego zapragnąłem odnaleźć w niej źródła ich wewnętrznego podobieństwa, przesłanki formacji duchowej, do której należą. Odkrycie tego aspektu „Zmysłu religijnego” uczyniło też czytelnym „znak” zachęty, który otrzymałem z Rzymu razem z zaproszeniem do udziału w dzisiejszej prezentacji. „Ta postawa jest dziś koniecznie potrzebna w polskim Kościele, jest jego rozumną, dojrzałą szansą. Trzeba o tym mówić”.

Spójrzmy wiec jeszcze raz na kryteria, wymogi i postulaty, które przywołuje ks. Giussani. Co jest potrzebne? Przede wszystkim:

Akceptacja rzeczywistości. Intensywne jej przeżywanie. Powaga w traktowaniu życia Człowiek potwierdza sobie w prawdziwy sposób tylko wtedy, gdy akceptuje realny świat (25-26). Człowiek musi wychodzić z teraźniejszości (69). Zaangażowanie człowieka musi obejmować całość życia bez zapominania o czymkolwiek (65). Sympatia wobec rzeczywistości jest fundamentalną hipotezą pracy, jako przesłanka każdej aktywności (200). Z tym łączy się

Umiłowanie prawdy. Reguła moralna obowiązująca w poznaniu mówi, że miłość do prawdy przedmiotu ma być większa niż nasze przywiązanie do opinii, jaką sobie o nim wyrobiliśmy (56). Rozumność, pełnia człowieczeństwa (polega) na otwartości, która chleb nazywa chlebem, a wino winem. A to jest właśnie ubogi w duchu, który w obliczu rzeczywistości nie musi się przed niczym bronić (193). W tym jest i Comunione. I jest także Liberazione (Prawda was wyzwoli - J 8,32). Dalej konieczne są:

Rozumność działania. Jasny osąd. Zacznijmy osądzać: to jest początek wyzwolenia (28);

Aktywność. To działanie „odkrywa talent”, ludzki czynnik (63);

Uczucie jest warunkiem poznania, jest istotnym czynnikiem widzenia (zgodnie z naturą rozumu) (52);

Poszanowanie tradycji - abyśmy rozwijali to, co nam zostało dane, aż stanie się w pełni dojrzałe (66).

Kolejnym pojęciem - kluczem jest:

Wolność, którą ks. Giussani nazywa inaczej niż nasze czasy: Jest całkowitym spełnieniem siebie… możliwością, umiejętnością i odpowiedzialnością za osiągnięcie swojego przeznaczenia. Jest doświadczeniem prawdy o samym sobie (141). Wolność jest zależnością od Boga, uznaną i przeżywaną (146), a wiara jest podstawowym gestem wolności. Stąd Liberazione - wyzwolenie, dążenie do wolności w prawdzie. To pojęcie łączy się z kolei z tworzywem osobowości człowieka. To:

Miłość i szczęście. Rodzą się ze zdolności bycia wolnym, czyli niesprowadzalnej do niczego zdolności doskonałości, do osiągnięcia szczęścia, jako nieredukowalnej zdolności dotarcia do Boga: To, co boskie, jest miłością (149). Właściwą potrzebą człowieka, jest potrzeba miłości (28). Nieodłączne od miłości jest:

Zaufanie. Pewność wobec kogoś drugiego. Im bardziej ktoś jest człowiekiem, tym bardziej zdolnym jest zaufać (41). Zaufanie buduje wspólnotę:

Wspólnota. Wspólnota jest wymiarem i warunkiem, aby ludzkie ziarno wydawało swój owoc (205). Najbardziej właściwa energia wolności wyłania się wszędzie tam, gdzie jednostka przeżywa swój wymiar wspólnotowy (206). W tym jest cała Comunione. Ona, dzięki aktywności, prowadzi do zmieniania świata -

Zmienianie świata - opiera się na łączności z Bogiem, w poszukiwaniu Go. Wszelkie ruchy ludzi, które zmierzają do pokoju i radości, są możliwe jedynie dzięki poszukiwaniu Boga (171). Aby bronić tego, co ludzkie, konieczna jest pewna rewolucja, ta zaś może mieć jedynie charakter religijny, autentycznie religijny, tzn. musi być taka, której przewodził będzie autentyczny chrześcijanin.

Ruch Komunia i Wyzwolenie jest w gruncie rzeczy taką rewolucją, rewolucją, która buduje opierając się w działaniu na podstawowych kategoriach: rozumu, świadomości, wolności, wspólnoty (190, 205-6) i na podstawowych wymogach „ładu serca”: prawdzie, sprawiedliwości, szczęściu i miłości (179-182).

Wszystko tu jest ważne, równie ważne. Wydaje się, że fenomen ruchu i jego niepowtarzalna oryginalność tkwią nie tylko w czystości i żarliwości ewangelicznej, lecz właśnie w połączeniu tych wspólnie uświadomionych i głęboko przeżytych podstaw aksjologicznych i poznawczych nakazujących rozumną aktywność, z wolnością wyrażania w niej własnej niepowtarzalnej osobowości każdego z osobna. Ten zmysł zbudowany jest na zaufaniu. Na ufności we właściwe zrozumienie własnej wolności, zaufaniu do dojrzałego jej zrozumienia, do właściwego z niej użytku.

Sądzę, że w tym założeniu ruchu widać głęboki ślad pedagogicznego powołania don Giussaniego. Nie ma innej drogi, żeby człowiek dorósł do swej godności, żeby dojrzał, niż okazanie mu zaufania. Czyż zresztą cały plan Zbawienia nie jest oparty na takim zaufaniu? Mimo, że ryzyko porażki istnieje w każdym pojedynczy przypadku, a dzieje ruchu, mały fragment dziejów rodzaju ludzkiego, nie mógłby tego nie potwierdzić, innej drogi nie ma.

[Dla ścisłości trzeba jeszcze przypomnieć, że „Zmysł religijny” jest zaledwie zapisem punktu wyjścia myśli don Giussaniego. Określa on w nim miejsce elementu transcendentalnego w umyśle ludzkim i jego konsekwencje dla człowieka. Autor doprowadza czytelnika do progu tajemnicy Objawienia, ustala obecność pierwiastka religijnego w życiu każdego człowieka i racjonalność jego przeżycia. Świadomie zatrzymuje tok dyskursu przed momentem, w którym Jezus z Nazaretu objawił tajemnicę Boga i się z nią utożsamił. O potwierdzeniu przezeń Objawienia nową i doskonałą mądrością życia ludzkiego (jak mówi o tym we wstępie do książki kard. J. Stafford) opowiada kolejny tom: „U źródeł chrześcijańskiego roszczenia”, zaś o trwającej obecności Chrystusa poprzez Kościół w naszych czasach, w spotkaniu z ludzką rzeczywistością, mówi trzeci z kolei tom - „Dlaczego Kościół”. Wszystkie zostaną przedstawione polskiemu czytelnikowi].

Na koniec trudno oprzeć się jeszcze jednej refleksji. Książki - czyli myśli, dzieło - czyli faktyczne owoce uchu i samo życie księdza Giussaniego prezentują zadziwiającą organiczną jedność. Chciałoby się powiedzieć - monolityczną spójność, jedność i porządek wewnętrzny. Trudno oddzielić od siebie poszczególne elementy. Dlatego właśnie cokolwiek powie się o którymkolwiek z nich, będzie to tylko sygnał, znak tego, czym są one w rzeczywistości, w działaniu. Do tego sprowadza się wspomniana na wstępie trudność.

Można nawet uznać, że wybór tych znaków więcej nam mówi o wybierającym, niż o tym co wybrane. W refleksji nad zmysłem religijnym odbijają się umysły, upodobania, osobowości czytelników. Ta książka jest w gruncie rzeczy zaproszeniem do dialogu, scenariuszem dialogu o rzeczach ostatecznych i trudnych do nazwania. Ksiądz Giussani, katecheta, stawia je naszej klasie. Kto się zgłosi? Kto odpowie? Jakie będą odpowiedzi? Zależą tylko od nas. Książka jest rodzajem zwierciadła, w którym ukazuje się nasze oblicze.

 

Poszukiwać tropów prawdy w życiu

prof. Stanisław Rodziński

 

Moja wypowiedź nie będzie tak uporządkowana, będzie raczej refleksją, zresztą jeszcze kilka dni temu myślałem, że powiem tutaj zupełnie co innego, ale nawiązując do tego, co na początku powiedział pan doktor, ja również zacznę od szkoły, tym razem od wiadomości, jaka od kilku dni nieustannie jest powtarzana w radiu.

Otóż katechetka w Nowym Sączu przekazała dzieciom w klasie szóstej spis zespołów rockowych, których nie należy słuchać, ponieważ treści przekazywane przez te zespoły są satanistyczne. Radio posłało tam swojego przedstawiciela, który najpierw nagrał rozmowę z dziećmi z klasy szóstej pytając co sądzą o zespołach rockowych, których słuchają. Dzieci, w języku angielskim recytowały nazwy zespołów, o których ludzie na śmietniku historii, a więc w wieku, który reprezentuję, nie mają zielonego pojęcia. W każdym razie widać było, że dzieci znakomicie operują zarówno nazwami zespołów jak i językiem angielskim. Następnie poszukujący prawdy reporter poszedł do dyrektora szkoły i zapytuje, czy wie o tym, że świecka katechetka przekazuje dzieciom wykaz (tajny zresztą, nie opublikowany), który zawiera nazwy zespołów rockowych przekazujących treści satanistyczne. Pan dyrektor powiedział, że nie jest o tym poinformowany, ale że porozumie się z panią katechetką, ażeby uzyskać jakąś szczegółową informację. Następnie redaktor poszedł do księdza, który w Nowym Sączu odpowiada za pracę katechetek świeckich. Ksiądz powiedział, że nie jest poinformowany o takim spisie, ale porozmawia z panią katechetką i wyjaśni, o co chodzi.

Pan redaktor zaproponował, ażeby słuchacze dzwonili do radia, co też na ten temat sądzą. I oto w Polsce, w kraju katolickim w 99% zacząłem słuchać wypowiedzi osób, które dzwoniły, sądząc po głosie - panie i panowie w wieku od lat dwudziestu do, powiedzmy sobie, osiemdziesięciu. Wszyscy uważali, że jest to skandal, żeby katechetka, w sposób ograniczający wolność, wracała do metod cenzury, że jest to klasyczny przykład głupoty, ciemnogrodu i wszelkiego złego, jakie może spaść na dzieci w szkole podstawowej.

Ponieważ dzisiaj o godzinie szesnastej trzeci już dzień z kolei radio o tej sprawie mówiło, sądzę że jest to klasyczny przykład sytuacji, w której w kraju uchodzącym za katolicki, który najprawdopodobniej jest krajem katolickim, powstaje sztuczna sytuacja, w której katechetka jest poddawana krytyce za podanie jakichś, rzeczywiście może dziwnych, a może uzasadnionych z jej punktu widzenia przyczyn. Żadna z osób telefonujących do radia nie wzięła nie tyle w obronę katechetki, tylko nie zadała pytania zasadniczego: dlaczego ten rodzaj słuchania, takiej właśnie, a nie innej muzyki, jest czymś mogącym niepokoić? Dlaczego w klasie szóstej mówi się o takiej muzyce, a może by warto tym dzieciom powiedzieć, że można słuchać innej muzyki. Nie pojawiła się w tych telefonach ani razu sprawa dobra dzieci, sprawa bądź obrony, bądź konstruktywnego i negatywnego ocenienia katechetki. Były tylko powierzchowne, banalne przezwiska, głupie, bardzo prymitywne oceny i właściwie smutno, ponieważ - jak powiadam - rzecz trwa już kilka dni i ciągle się do niej wraca.

Dlaczego ja właściwie o tym teraz mówię? Ponieważ jesteśmy świadkami w Polsce, a mówię o Polsce dlatego, bo książkę Giussaniego przeczytałem po polsku, u nas w Krakowie. Aczkolwiek pierwszy raz z ruchem Comunione e Liberazione zetknąłem się jako oglądający inaugurację pontyfikatu Jana Pawła II, gdzie wśród licznych transparentów na placu św. Piotra było kilka informujących o funkcjonowaniu tego ruchu. Otóż obserwujemy od dłuższego czasu w Polsce ewolucje naszego myślenia, która idzie od solidarnego oporu wobec totalitaryzmu poprzez odzyskaną wolność, ale równocześnie zmierza ku zagubieniu zarówno sensu solidarności jak i sensu wolności. W książce ks. Giussaniego odnajdujemy wskazówki, ażeby poszukiwać tropów prawdy w życiu, ażeby definiować otaczającą nas rzeczywistość i zestawiając ją nieustannie i żywo z rzeczywistością własnej, przeżywanej przez siebie wiary. Dlatego może właśnie ta książka jest tak bardzo w tej chwili w Polsce potrzebna. Dlatego, że coraz częściej zaczynamy używać religii, naszej wiary bądź jako okopów, tylko skonstruowanych trochę inaczej niż przez kilkunastu czy kilkudziesięciu lat, bądź też jako czegoś, co ma garnirować nasze życie, ma je ozdabiać. Ma stwarzać sytuację, w której dobrze się czujemy, a przecież tyle bierzemy wraz z wiarą na siebie spraw, tyle odpowiedzialności. Zresztą ostrzega ks. Giussani, ostrzega przed tym płytkim, sentymentalnym estetyzowaniem, gdy chodzi o traktowanie swojej wiary i jej przeżywanie. Ale też ostrzega by nie traktować życia jako właśnie sentymentalnej i estetycznej przygody, w której pojęcia wartości można w zależności od sytuacji zmieniać, poszerzać, negować, relatywizować.

Nie wolno uciekać od pytań i odpowiedzi zasadniczych - zaleca ks. Giussani. I to jest - wydaje mi się - pomimo oczywistości tych sformułowań rzecz szalenie ważna. Wspomnę tutaj tylko list Jana Pawła II do artystów, list, o którym, niestety, i sami artyści, i ci, którzy być może powinni, specjalnie o tym liście ani nie dyskutowali, ani nie rozmawiali. Mam nadzieję, że przynajmniej przeczytali. Otóż można by powiedzieć, że jest w tym liście również kilka oczywistości, ale oczywistości wstrząsających, jak na przykład ta, że historia sztuki jest nie tylko historią dzieła ale i historią ludzi, jak na przykład ta, że dzieło sztuki najbardziej dramatyczne, najbardziej rozpaczliwe w swoim tonie i charakterze, i najbardziej beznadziejne w swojej treści i przesłaniu, świadczy przede wszystkim o wołaniu o światło odkupienia. A przecież jeszcze 30 lat temu Paweł VI patrząc na dzieła sztuki współczesnej mówił: „krwawi moje serce, kiedy patrzę na niezrozumiałe dla mnie dzieła sztuki”. Minęło 30 lat i z tego samego miejsca kolejny papież mówi wyraźnie: „Dzieje człowieka, dzieje ludzi są w tej chwili takie, że należy je pojąć i próbować zrozumieć, nawet jeżeli wydają się krzykiem rozpaczy”.

A zatem kwestia nie uciekania od pytań i odpowiedzi zasadniczych, ale zaraz potem druga ważna uwaga ks. Giussaniego - nie negować możliwości udzielania odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie, przecież negowanie możliwości odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie to specjalność naszego współczesnego życia społecznego. Ja już nie mówię o tym, że prasa nie podaje dementi rzeczy, które pisała jeszcze przez kilku dniami, a które okazały się nieprawdą, a jeżeli coś się rzeczywiście okazało prawdą lub nieprawdą, to podaje się te informacje petitem w najmniej korzystnym dla czytelnika, dla bohatera danej wiadomości miejscu. Ale zasada nieudzielania odpowiedzi na pytania, ewentualnie udawanie, że odpowiada się, a w istocie się nie odpowiada, jest niestety cechą naszego życia społecznego. Czyżby tak ewoluowało nasze życie wewnętrzne i tak w tym wszystkim nieporadna była nasza wiara i tak była mętna wtedy, kiedy trzeba podjąć odpowiedzi zasadnicze? Tak, jak to ktoś powiedział, że dyskutant zachowuje się jak budyń przyciskany do ściany. I tak często przecież słyszy się u nas odpowiedzi zadawane na pytania zasadnicze. Otóż ta skłonność do nieudzielania odpowiedzi idzie z drugą skłonnością do spłycania życia, do spłycania wiary, do spłycania odpowiedzialności bądź uciekania od tej odpowiedzialności. A kwestia odpowiedzialności jest jedną z podstawowych nut katechezy ks. Giussaniego. Tej katechezy i tej książki trudnej, do której warto wracać raz czy drugi, której nie da się przeczytać - jak to się ładnie  mówi - jak kryminał.

To jest książka, w której obok wspomnianych już tutaj polskich poetów, pojawia się i Jewtuszenko, Dante, pojawiają się poeci amerykańscy i pisarze francuscy, jest to żywiołowo, świetnie pisana spowiedź człowieka, który obserwuje życie współczesne.

Test, który kończy Wielki Jubileusz Roku 2000, a otwiera lata następne, który napisał papież, zawiera dwie myśli, dwa motywy najbardziej zasadnicze w moim przekonaniu, najbardziej przekonujące. Jednym z tych motywów jest oblicze Chrystusa, który jest punktem odniesienia dla papieża w jego rozważaniach o sprawach podobnych, zresztą do tych, o których rozważa ks. Giussani. Druga sprawa to te słowa, które możemy czytać, jeżeli jesteśmy słuchaczami koncertów w naszej filharmonii. Tam nad miejscem dla orkiestry jest płaskorzeźba z zarzucającym sieci Piotrem i słowa: „Zejdź na głębię”. To jest to zalecenie Chrystusa, a może właściwie rozkaz Chrystusa, a zalecenie papieża. Ale równocześnie, jak sądzę, jest to litera przewodnia, gdzieś tam podskórnie nurtująca księdza Giussaniego. Stąd też ta niełatwa w czytaniu książka, książka właściwie o przyszłości, jest bardzo ważną właśnie w tym momencie w Polsce.

 

Tadeusz Bradecki

To było lato roku 1984, 17 lat temu. Jakieś późne resztki stanu wojennego - jego tak prawie nie było, ale ciągle jeszcze był i taka Polska była, jaka była. I ktoś gdzieś, jacyś wspólni znajomi - nieoczekiwanie znalazłem się w przepięknych Włoszech. Miałem podjąć pracę z takim niedużym, studenckim - powiedziano mi - teatrzykiem, ale bardzo ambitnym i znanym w całych Włoszech.

Nie miałem wtedy bladego pojęcia ani o Comunione e Liberazione, ani w ogóle o istnieniu i dziele księdza Giussaniego. Powiedziano mi wcześniej, że wszyscy będą znać angielski, co oczywiście okazało się nieprawdą, więc tym szybciej musiałem zacząć mówić z nimi po włosku. Ale największe moje zdumienie, kiedy zaraz pierwszego dnia okazało się, że osoba prowadząca ów teatr, bardzo atrakcyjna, w średnim wieku, pięknie umalowana, szykownie odziana, naprawdę mądra, świetnie wykształcona pani, dziewczyna - to zakonnica. Ku mojemu zdumieniu, w ciągu najbliższych paru tygodni poznałem nauczycielkę, jeszcze lepiej ubraną i ogromnie atrakcyjną - zakonnicę, a następnie lekarki - zakonnice. Ja miałem jakieś blade pojęcie o istnieniu czegoś takiego jak zakon świecki, jednak - o tym się wie, ale jakoś tego za bardzo nie widać u nas w Polsce, tej w 99% katolickiej, gdzie katolicyzm wypisany jest na narodowych sztandarach.

 

Trudne, uczciwe, głębokie wezwanie

W ciągu kolejnych lat, właściwie dziesięciu, z owym teatrem zrobiliśmy kilkanaście wspólnych przedsięwzięć, to znaczy ja występowałem w roli reżysera, a aktorzy, bardzo znakomici i fantastyczni ludzie z CL - grali. Zaczynaliśmy od Dostojewskiego, przechodziliśmy przez Szekspira, przez wiele włoskich tekstów. Dzisiaj jest to teatr na dużą skalę, nie mającą już nic wspólnego ze studenckimi początkami, w pełni rozwinięta, zawodowa sieć teatralna.

W ciągu tych lat mogłem powoli poznawać ruch - zaczynając od ludzi. Myślę, że tutaj pan Reszczyński ma absolutną rację: największym dziełem ks. Giussaniego i ruchu są ludzie, to jest rzeczywiście wyczuwalne przy każdym z nimi spotkaniu. To są ludzie młodzi, ale w jakiś dziwny sposób wiecznie młodzi, a ci trochę starsi nie przestają być młodzi, to są ludzie bardzo twardo stojąco na konkretnym gruncie tu i teraz życia codziennego. To są ludzie bardzo głęboko zaangażowani w rzeczywistość konkretną: rodzinną, społeczną, lokalną, ogólnokrajową. To są ludzie niewiarygodnie aktywni i niewiarygodnie pracowici, mają niezwykły napęd w sobie i ci ludzie nie są zajęci jakimś samobiczowaniem się czy bardzo zamkniętymi gdzieś medytacjami, to są ludzie aktywnie istniejący w społeczeństwie, ludzie, którzy zakładają zakłady pracy, księgarnie, teatry i galerie, fabryki. To są kapitaliści, którzy stwarzają miejsca pracy, bo wiedzą, że trzeba znaleźć pracę dla tych ludzi, którzy jej sami znaleźć nie mogą - zadanie bardzo aktualne dla polskich katolików, tych którzy mają takie możliwości. To są ludzie znakomicie wykształceni, świetnie przygotowani, ludzie głęboko, w sposób często mnie osobiście zawstydzający, znający zasady, podstawy tej wiary, która jest chrześcijańską, katolicką, w którą my tu w Polsce podobno w 99% jesteśmy zanurzeni, a przecież zderzając tę nowoczesną, dynamiczną, mądrą, rzeczywistą, realną aktywność, mocną, mądrą radość działania tamtych ludzi z tą najbardziej powszechną twarzą naszego życia religijnego w kraju, to przyznaję, odczuwa się często pewne zawstydzenie. I chociaż spotykamy się przy okazji promocji książki, dla mnie ta książka jest sygnałem do zdania sobie sprawy z pewnej zasadniczej różnicy między powszechnością tamtej młodej, fantastycznej, inteligentnej, rozumiejącej i otwartej postawy i jakże często słabej, powierzchownej, pozornej, pompatycznej i strasznie jakoś dalekiej od istoty zmysłu religijnego formy polskiego katolicyzmu,

Z Comunione e Liberazione jest jeszcze bardziej złożona sprawa, bo i ks. Giussani - kiedy powstawał ruch i te tysiące ludzi młodych (już kolejnych pokoleń) żyło w kraju, przez te 50 lat powojennych, poddanych chyba najmocniej z wszystkich zachodnich krajów, pewnemu sporowi ideologicznemu. To kraj, w którym działała włoska partia komunistyczna, ta największa partia w Europie, przez całe dziesięciolecia, w którym zagrożenie ideologiczne ze strony nurtów marksistowskich było straszliwie odczuwalne. Lęk i drżenie z obawy: co to będzie, jak komuniści w kapitalistycznych Włoszech zdobędą wreszcie władzę.

Kościół przez te dziesięciolecia we Włoszech poddany był (podobnie, jak tutaj u nas), niejako siłą rzeczy skazany był na pewien rodzaj konfrontacji, walki o rząd dusz. To z takiej pasji przekonywania brała się działalność ks. Giussaniego. To z tej pasji obronienia młodych głównie ludzi przed pokusami ideologii powierzchownych, płytkich, głupich, brała się chęć wyjścia do i pracy wśród realnych, konkretnych żywych ludzi.

To było zresztą dość urocze, bo kiedy w 1984 roku zdałem sobie sprawę, jak olbrzymim uwielbieniem darzą ludzie z CL naszą polską Solidarność, to było coś niezwykłego. Tam wszystkie prace polskich filozofów, poetów, literatów były przekładane i wydawane natychmiast, coś w rodzaju takiego spontanicznego odruchu, cudownego, takiego braterskiego sięgania ręką do Polski. Duża pomoc przecież, materialna i konkretna, nadchodziła w tych ciężkich latach od nich. Z drugiej strony, straszliwa jakaś idealizacja polskiej Solidarności. Nie zdawali sobie sprawy, że przecież w tej fantastycznej, polskiej Solidarności, która dla mnie i dla ludzi mojego pokolenia była najważniejszym wydarzeniem w życiu społecznym, oprócz Matki Boskiej, powieszonej na bramie Stoczni, sił składowych było znacznie, ale to znacznie więcej, takich syndykalistycznych, anarcho-syndykalistycznych - skutki tego mamy w życiu społecznym i politycznym w Polsce do dzisiaj. Z pewnym trudem moim przyjaciołom z CL przychodziło zdanie sobie sprawy, że rzeczywistość bywa bardziej złożona niż powierzchowny, pierwszy obraz. Ale tak, i w takim kontekście chciałbym mówić o tej książce, nie od jej doskonałościach.

To trudne, uczciwe, głębokie wezwanie, przede wszystkim do młodego człowieka 15,16, 17-letniego, który waha się, który narażony jest na pokusy łatwych odpowiedzi. Ks. Giussani nie odpowiada łatwo, odpowiada głęboko i odpowiada prawdziwie. Ta książka jest potrzebna i wierzę, że przekona, że trafi do setek, daj Boże tysięcy ludzi, zwłaszcza młodych w Polsce, którzy zechcą podjąć trud odpowiedzi na pytania stawiane przez ks. Giussaniego. Ale również ta książka wydaje się ważna z wcześniej wymienionych przez prelegentów powodów, żeby zacząć pracę nad bardziej dynamicznym, bardziej nowoczesnym, bardziej otwartym, bardziej zaangażowanym w konkretną działalność polskim kształtem życia katolickiego. Jakże często sprowadza się to do parafii, gdzie urządzenie mikrofonu i naśladowanie różnych telewizyjnych procedur to jest, niestety, spora część działalności i aktywności. Jakże często nasze katolickie powinności sprowadzają się do „odbębnienia” Mszy Św., do dania na ofiarę. Jak mało rzeczywistej aktywności społecznej wśród ludzi i dla ludzi.

Ks. Giussani pokazuje, z jakich pytań, z jakich zadań może i powinno składać się życie współczesnego katolika i sądzę, że my, Polacy, powinniśmy z jego książki i z owoców jego pracy, czyli z ruchu wspaniałych ludzi, których jego myśl wychowała, brać przykład. Dlatego gorąco zachęcam wszystkich do przeczytania Zmysłu religijnego księdza Luigi Giussaniego.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją