Ślady
>
Archiwum
>
2002
>
wrzesień / październik
|
||
Ślady, numer 1 / 2002 (wrzesień / październik) Słowo wśród nas Ciało jest fundamentem zbawienia Notatki z wystąpienia ks. Luigi Giussaniego do Rady międzynarodowej ruchu Comunione e Liberazione, La Thuile, 27 sierpień 2002 Bardzo się cieszę, że Pan w półmroku panującym w tych czasach, postawił mnie w tym miejscu pełnym światła, gdyż to, co ukazaliście dzisiaj naszym oczom i naszym sercom jest właśnie takim świetlistym punktem. Szczególnie jednak chciałbym powiedzieć wam o tym, na co powinniśmy zwrócić uwagę w naszym mówieniu i działaniu, chciałbym więc podać rację tego wszystkiego. Czy problem dotyczy słów? Problem ten nie jest związany z żadnym słowem! Gdyż jakieś słowo staje się przedmiotem dyskusji, kiedy stanowi propozycję, kiedy spotkanie z tym słowem jest jednocześnie spotkaniem z czymś, co nie jest tym słowem, co jest od niego większe. Mam nadzieję, że Pan pozwoli mi także codziennie doświadczać, bardziej niż do tej pory, co znaczą pewne słowa. Ale – teraz mówię tak jak jestem w stanie to wyrazić – słuchając tego co mówiliście, wydaje mi się, że dla nas problemem jest jakieś jedno lub drugie słowo, że naszym problemem są po prostu słowa. W ten sposób stajemy w jednym szeregu z tymi, także z wyznawcami innych religii, dla których słowo wkracza w życie świata i społeczeństwa, w psychologiczną rzeczywistość ducha, dlatego że jest słowem. Patrząc z tego punktu widzenia może – a nawet nie „może” – śmierć, która się zbliża, jest czymś bardzo mocno prowokującym, czymś w najwyższym stopniu zdolnym do zmiany perspektywy, zmiany podejścia do problemu. O co chodzi? Jeśli nie chodzi o słowa, jeśli nie chodzi o momenty jakiegoś szczególnego światła, to o co chodzi? Chodzi o wydarzenie – jak mówi tytuł jednej z naszych książek (L`avvenimento cristiano [Wydarzenie chrześcijańskie], Bur, Mediolan 1993). Jest to jedna z tych książek, których ponowną, uważna lekturę polecam wam w tym roku. Jest to wydarzenie, chodzi o wydarzenie: o coś, czego nie było, a jest. Jasne, że nie było chrześcijańskich słów, nie było ich, a teraz są; niemniej jednak myślę, że nie byłbym w stanie rozwiązać tego węzła, który mnie dotąd czyni „więźniem” owych słów. To jest wydarzenie! Wydarzenie to coś, całkowicie zdeterminowanego, zależnego od tego, co jest i czego niemożna z niczym porównać: jeśli jest ono porównywalne z czymś, co już się wydarzyło, to traci charakterystyczną dla siebie wagę. Najłatwiej jest chyba powiedzieć: to jest „coś”. Prawda, że to przybliża nas, pozwala nam stanąć blisko za plecami owego „czegoś”, pozwala odczuć jego promieniowanie na przeszłość. Ale jest to „coś”, co nie ma odpowiednika, do czego nic nie jest podobne, nie rodzi się z niczego. Niemożliwe jest nawiązanie z tym „czymś” łączności, która by nam pozwoliła pojąć je! Z tego powodu pozwalam sobie zwrócić waszą uwagę także na skutek jaki powinno to przynieść w sercu każdego z nas, jak i w sercu tego doświadczenia sprawiającego, że jesteśmy jedno. A zatem pozwolę sobie polecić wam od razu, abyście w tym roku zaczęli od tego, aby to pojąć i odczuć i abyście prosili Boga, żeby pozwolił nam zrozumieć, że serce owego „czegoś”, serce doświadczenia jest nieporównywalne z niczym, co zostało do tej pory określone albo wcześniej przez was usłyszane. Byłem dzieckiem, gdy moja świętej pamięci mama czytała nam, rodzeństwu – poczynając ode mnie, najstarszego z czwórki – książkę Serce: imiona jej bohaterów mocno wryły mi się w pamięć. Na przykład powieść Od Apeninów do Andów stała się przysłowiową nie tylko dla mnie ale dla wielu, żyjących w obrębie cywilizacji różnej od tej, w której żyli inni. Ale stwierdzić, że istniał ktoś taki jak Hitler, że był ktoś taki jak Stalin, powiedzieć, że istnieje ktoś taki jak Bush, to coś zupełnie innego niż wskazać na istnienie jakiejś osoby. Osoba, to, kim ktoś jest, to „coś” z czym nie można niczego porównać, to rzecz nieskończenie, nieskończenie różna i dużo głębsza od tego, jak odbieraliśmy owo „coś”, zanim odkryliśmy je jako wydarzenie. Może wyrażam się niejasno, bo nie miałem zamiaru wygłaszać do was przemówienia; jednak poczułem potrzebę powiedzenia wam – po to, żeby nasza postawa nie była nigdy oczywistą „pobłażliwością”, brakiem powagi wobec tego, co pozwala nam przenikać do serca wieczności – że nie chodzi o zmianę słownictwa, ani też o przemianę naszego „ja”: w zestawieniu z tym, co się wydarzyło (z wydarzeniem), każde porównanie z rzeczami, które miały miejsce w naszym życiu, zmniejsza znaczenie problemu. Proszę was zatem, abyście od zaraz zwrócili szczególną uwagę, abyście medytowali nad tym, co Pan pozwolił mi powiedzieć w Rimini (gdyż ostatnia myśl tamtego wystąpienia, to było to, co powinienem wam powiedzieć) i to nie tylko ze względu na decyzję, żeby szczególną treścią naszego wspólnego życia uczynić Hymn Dantego o Dziewicy Maryi, w którym znajduje się najpiękniejszy werset w całej literaturze światowej ( i wcale nie jest konieczne, żeby nasi najlepsi czytelnicy albo – jak to powiedzieć?- „rachmistrze słowa”, to znaczy dziennikarze, uznali tę opinię); proszę was, żebyście uznali za najważniejszą rzecz w tym roku, za pierwszy krok, za pierwsze słowo, na którym można się oprzeć, postawić stopę, aby móc iść dalej oraz jako zastosowanie tego, co pozwoliłem sobie powiedzieć dzisiaj rano, abyście uznali za takie właśnie słowa, które Pan podsunął mi w Rimini, nie tylko i nie przede wszystkim ze względu na piękno poezji Dantego, ale z powodu rzeczy jakby nie do końca „jasnej”. Teoretycznie bowiem, wszyscy jesteśmy gotowi stwierdzić: te trzy słowa są ważne: „wiara, nadzieja i miłość” – wiara, nadzieja i miłość! Lecz gdy potem ktoś po przejściu pewnej drogi, jest dotknięty od środka – a jest to jak świst lecącego w powietrzu kamienia, tajemniczego kamienia – może powiedzieć ze zrozumieniem: wiara, nadzieja i miłość. Wiara, nadzieja i miłość. Ale zagadnienie pozostaje wciąż nietknięte w swoich granicach: „wiara, nadzieja i miłość” nie są tylko słowami, w tej mierze, że wiara, nadzieja i miłość to trzy słowa, w których zawarte jest całe wydarzenie, słowa, które je obejmują i dobrze „ukazują”. Proszę was szczególnie, abyście zwrócili uwagę na aspekt tego wydarzenia, który tłumaczy, który chce w sposób pewny ocalić wyjątkową naturę tego, czym owo wydarzenie jest, relację z rzeczywistością, z Bytem, który nas stwarza i w którym mamy udział: jest to słowo „nadzieja”. Wiara odkrywa coś, co jest, co istnieje. Miłość stwarza coś nowego w obszarze działania Boga, w miejscu należącym do wieczności. „Nadzieja jest najbardziej znaczącym spośród trzech słów, jest ona najbliższa sposobowi używania i korzystania z rzeczy, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Słowo „nadzieja” jest najbardziej odpowiednie abyśmy mogli odczuć, zauważyć – mimo, że przelatuje on bardzo szybko, na podobieństwo odgłosu satelity – Najwyższy Byt: słowo „nadzieja” przybliża, definiuje Byt. Cesana: Dziękujemy księże Giussani! Ks. Giussani: W każdym razie, chciałem tylko was pozdrowić, z wielkim szacunkiem i zdumieniem kogoś, kto idąc drogą, widzi drugiego, komu coś się przydarza: bo on umiera, żyje, bo on się rodzi, bo w niedzielę rano idzie na przechadzkę z dzieciakami (jak to robił mój tato, mój świętej pamięci tato, który zabierał mnie na uroczyste Msze święte, śpiewane przez chóry parafialne, w tym lub innym miasteczku lombardzkim – pozostawałem wciąż w Lombardii). Ale mam nadzieję, że przynajmniej jakiś uścisk czegoś dziwnego może się okazać dla nas interesujący, dzięki naszemu aniołowi stróżowi. Wybaczcie jeżeli zabrałem wam zbyt wiele czasu, ale chciałem wam właśnie przekazać jak ważna jest wskazówka przeze mnie wypowiedziana. Dziękuję wam wszystkim! O której macie obiad? Cesana: O w pół do drugiej; teraz mamy lekką przekąskę. Ks. Giussani: No kochani, życzę wam szczęścia! Cesana: Tobie także, księże Giussani, życzymy smacznego. Ks. Giussani: Dziękuję ci, Cesana, do zobaczenia wkrótce. Cesana: Tak, kiedy przyjadę do domu. Ks. Giussani: Tutaj już sam fakt zastępuje słowo! |