Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2005 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2005 (lipiec / sierpień)

Pierwszy plan. Pragnienia

Dyktatura pragnień i doświadczenie prawdy

Forum: Albacete i Wieler


Dyktatura pragnień i doświadczenie prawdy s. 11

 

Rozmowa prałata Lorenzo Albacete i profesora Josepha Weilera o relatywizmie i sceptycyzmie, wierze i tolerancji. W Ameryce i w Europie. Poszukiwanie drogi do oswobodzenia serca współczesnego człowieka i wyjścia ze zniewolenia.

 

Lorenzo Albacete: W czasie kiedy pracowałem dla CNN komentując śmierć Jana Pawła II i wybór Benedykta XVI, jednym z aspektów budzących największe zainteresowanie była przestroga kard. Ratzingera dotycząca „dyktatury relatywizmu”, zawarta w homilii rozpoczynającej konklawe. W Europie wywołała ona trwającą wciąż dyskusję, tymczasem, według mnie, w Stanach Zjednoczonych sytuacja jest inna i chętnie podjąłbym ten temat. W Europie referuje się go w duchu postmodernistycznym, przyjmując, że Kościół uczestniczy w życiu społecznym promując abstrakcyjne wartości jako źródło inspiracji dla osoby, ale nie jako źródło prawdy. Potwierdzenie poznania prawdy uważane jest za antydemokratyczne i sprzeczne z zasadą pluralizmu. Mam wrażenie, że w Stanach Zjednoczonych, dyskusja nie osiągnęła jeszcze tego punktu, wydaje się jakby „relatywizm” był tam brany pod uwagę tylko w ramach konkretnych moralnych osądów, a nie w odniesieniu do samej zdolności poznawania prawdy. Czy Pan potwierdza istnienie takiej różnicy między Stanami Zjednoczonymi a Europą, a jeśli mamy z nią do czynienia, to dlaczego?

 

Joseph Weiler: Jednym z powodów występowania opisanej sytuacji jest fakt, że w Ameryce istnieje większa rozbieżność zapatrywań między światem intelektualnym, czy elitami mediów (środowiska te bardzo przypominają ich europejskie odpowiedniki), a dużą częścią ludności, wśród której relatywizm moralny i sceptycyzm epistemologiczny są zdecydowanie mniejsze. Poza tym, społeczeństwo amerykańskie jest znacznie mniej zsekularyzowane. W pewnych aspektach omawiana różnica odpowiada różnicy między religijnością a sekularyzmem. Intelektualiści panujący nad środkami informacji, dążą do świeckości, ale amerykańska prowincja (zaczynająca się 15 km od New York City!) jest dużo bardziej religijna niż większość Europy Zachodniej.

 

Albacete: Jak wyjaśnić historycznie, że w Stanach Zjednoczonych religijność zdołała opierać się sekularyzmowi stosunkowo dłużej niż w Europie?

 

Weiler: Mówiąc o religijności, zarówno w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych jak i Europy, mówimy o chrześcijaństwie. Nie jestem chrześcijaninem, dlatego staram się wypowiadać ostrożnie. Moim zdaniem wyjaśnienie znajduje się w złożeniu dwóch czynników. Pierwszym jest to, że Europa przeżyła II wojnę światową zupełnie inaczej niż Stany Zjednoczone. Ameryka nie doświadczyła zniszczenia, holokaustu, destrukcji. Dlatego też Europa znalazła się wobec nieznanego w Ameryce wyzwania teologicznego wyrażonego w pytaniu „gdzie był Bóg?”. Teraz właśnie zbliża się punkt drugi, delikatny, muszę więc być bardzo ostrożny. W książce Europa chrześcijańska dyskretnie nadmieniłem fakt, że w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Kościół, szczególnie Kościół Katolicki, nie całkiem stanął na wysokości wyzwania. Nie udzielił duchowej odpowiedzi na zadawane przez świat pytanie, co więcej, zdawał się być nade wszystko pochłonięty przesłaniem politycznym: „nie głosujcie na komunistów”, zamiast odpowiadać na duchowy kryzys, z którym zmagała się Europa. Kościół daje z siebie to, co najlepsze, kiedy jest „prorokiem w drzwiach”, kiedy przeciwstawia się społeczeństwu i będącym u władzy establishmentowi, jak Syjon, jak prorok Amos. Po II wojnie światowej odniósł on sukces w krajach Europy Wschodniej, na przykład w Polsce, dlatego właśnie, że tam był „prorokiem”. Kościół nie odpowiedział na potrzeby duchowe osób.

W rezultacie stracił dwa pokolenia. Ludzie mogący przyjąć orędzie duchowe zwrócili się ku jedynej duchowości, którą znaleźli w kontrkulturze politycznej lewicy. Wydawało się, że Kościół jest „niedzielnym sektorem” partii chrześcijańsko-demokratycznych w Europie Zachodniej. W Stanach Zjednoczonych nie doszło do takiej sytuacji.

 

Albacete: W Stanach Zjednoczonych Kościół Protestancki miał większy zasięg i wpływ niż Kościół Katolicki. Zdaje się, że ci, którzy nie stanęli w jednym szeregu ze światem intelektualnym, o czym Pan wspomniał, wywierają większy wpływ na osoby. Czy są to elementy istotne dla wyjaśnienia różnicy między Ameryką a Europą?

 

Weiler: Mówimy o amerykańskiej rzeczywistości religijnej. Nie odnosimy się tu do jakiegoś jednorodnego obrazu, „sukcesu” nie mierzy się zapisanymi do Kościoła, różnica dotyczy praktyki religijnej. Główne Kościoły Protestanckie, stare i tradycyjne, podupadają, podczas gdy Kościołami rozkwitającymi, cieszącymi się powodzeniem, są wspólnoty chrześcijańsko-ewangelickie. Należy dodać, ze w ujęciu statystycznym, Kościołem najszybciej wzrastającym w Stanach Zjednoczonych jest Kościół Katolicki (to efekt napływu emigrantów z krajów hiszpańskojęzycznych). Co zatem stanowi sekret powodzenia ewangelików i wymienionego, jednego sektora Kościoła Katolickiego, nie Kościoła w starym stylu irlandzkim czy włoskim, ale katolicyzmu hiszpańskiego? Oba nurty obejmują określony rodzaj religijności, o której inni jakby zapomnieli. otóż nie popełniają oni błędu redukowania chrześcijaństwa do moralności. Dla wielu bycie chrześcijaninem stało się po prostu byciem dobrym człowiekiem, chrześcijaństwo zostało zredukowane do podtrzymywania dobrych procesów, pomagania ubogim, dobroczynności. Ale my, ludzie religijni, nie mamy monopolu na moralność. Możesz być ateistą i równocześnie osobą całkowicie etyczną i moralną. Czy istnieje jakieś wyrażenie religijności nie posiadające równoważników świeckich? Jest nim świętość. Kościoły cieszące się powodzeniem mówią: „Jesteśmy ludźmi ze swej natury poszukującymi świętości”. Nie czują się zakłopotane, czy też, nie pomniejszają znaczenia przedmiotów świętości, jak chociażby sakramenty w waszym Kościele. Nie redukują religii do moralności. Nie chodzi o twierdzenie, ze religia nie wzywa do moralności, ale ten aspekt nie jest jedyny. Na przykład ewangelicy, kiedy idą do kościoła nie tylko słuchają kazania o tym, co jest dobrze, a co nie jest dobrze czynić,. Przede wszystkim żyją doświadczeniem, w którym mogą czuć się blisko Boga i świętości. W Kościele Katolickim powodzenie mają ci, dla których wciąż realna jest Eucharystia. Innymi słowy, nie chodzi o przyjście do kościoła i słuchanie księdza mówiącego: „Jezus wzywa nas do bycia bardziej ludzkimi”, lecz o życie Eucharystią rozumianą jako doświadczenie religijne o ogromnym znaczeniu.

 

Albacete: Chodzi zatem o sprawę doświadczenia? Czy to znaczy, że w Stanach Zjednoczonych bycie chrześcijaninem jest jeszcze dla wielu doświadczeniem a nie dyskursem?

 

Weiler: Tak, i jeśli tego doświadczenia nie będą podtrzymywać Kościoły, będą je realizowały poszczególne osoby. Politycy rozumieją to lepiej niż elity intelektualne i media. Co prawda, można wątpić w szczerość wielu zaczynających chodzić do kościoła wraz z podjęciem decyzji o kandydowaniu. Patrząc jednak na Kongres, zauważam osoby, które postrzegam jako autentycznie religijne, a nie tylko manipulujące religijnością. W Europie bardzo trudno znaleźć liderów politycznych okazujących otwarcie swoją religijność, jest ona bowiem uważana za sprawę osobistą i prywatną. Spotkałem różnych ministrów europejskich, a szczególnie myślę tu o jednym, gdyż powiedział mi: „Czytałem Pana książkę, cieszę się, że pan ją napisała i zgadzam się z zawartą w niej tezą”. Odpowiedziałem mu: „Dobrze, ale jeśli tak jest, Panie Pierwszy Ministrze, dlaczego nie powiedział Pan tego publicznie?”. Odpowiedź: „To byłoby nieakceptowane w mojej partii”. W Stanach Zjednoczonych, nawet jeśli istnieje wiele hipokryzji wśród elit politycznych, co trzeba szczerze powiedzieć, klimat polityczny nie jest aż taki, by bać się otwartego wyznania własnej religijności.

 

Albacete: Utrzymując, że właśnie świętość i doświadczenie, o których mówimy, są tajemnicą problemu „dyktatury relatywizmu”, chciałbym o tym mówić w kategoriach pragnienia, o doświadczeniu pragnienia i o „dyktaturze pragnienia”. Amerykanie czują słowo „pragnienie”, szczególnie, jeśli chodzi o „pragnienie szczęścia” odnotowane nawet w naszej Deklaracji Niepodległości. Stwierdził Pan, że istota ludzka jest w swojej strukturze stworzona do świętości. Mówiąc inaczej, prawdziwe spełnienie zawartego w ludzkim sercu pragnienia szczęścia jest możliwe jedynie w relacji z Bogiem. Jesteśmy stworzeni do pełni i wszystkie nasze pragnienia mają na celu tę właśnie pełnię, Tajemnicę, w której znajdziemy wszystko, czego szuka ludzkie serce. Co się stanie jeśli zniknie taka perspektywa? Poszukiwanie zaspokojenia pragnienia stanie się czymś, co należy zrobić, jakimś etycznym programem, a ostatecznie programem politycznym poszukiwaniem zaspokojenia wielu, często sprzecznych pragnień. Ponieważ nie wszystkie ludzkie pragnienia mogą znaleźć zaspokojenie (poza świętością jest to niemożliwe),potwierdzona zostaje redukcja pragnienia, a na dodatek intensyfikacja pragnień szczegółowych, które pozostają. Żyjemy obecnie tym, co Heschel określił „tyranią potrzeb” w poszukiwaniu satysfakcji politycznych – niektóre spośród pragnień szczegółowych pretendują do statusu praw politycznych. Co Pan o tym myśli, biorąc szczególnie pod uwagę Pana pochodzenie z kultury hebrajskiej?

 

Weiler: Dla zrozumienia, co na ten temat myślą Żydzi zaprosiłbym czytelników Śladów do bardzo uważnego przestudiowania 19 rozdziału Księgi Kapłańskiej, można powiedzieć głównego rozdziału Biblii. Przede wszystkim rozpoczyna się on nakazem: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!”. Następnie, w wierszu 18, znajdujemy kolejny nakaz: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”. Oto jest poszukiwanie świętości i sposób jej osiągnięcia. Dalej, w kolejnym wersecie 19 czytamy: „Nie będziesz łączył dwóch gatunków bydląt. Nie będziesz obsiewał pola dwoma rodzajami ziarna. Nie będziesz nosił ubrania utkanego z dwóch rodzajów nici”. Typową reakcją moich przyjaciół chrześcijan jest w tym momencie stwierdzenie: „Uznaję werset 18, ale następnego nie podzielam... to jest problem żydów, trzymają się wszystkich szczegółów”. Rzeczywiście czytając cały rozdział 19 nieustannie spotyka się podobne znaczenie. Z aspektami rytualnymi zawartymi w kodeksie prawa żydowskiego nie jest tak, jak to sobie wielu wyobraża. Traktując je niczym skórkę owocu, mówią, że prawdziwym owocem jest miłować bliźniego jak siebie samego. My jednak nie robimy takiego rozgraniczenia! Nie ma tam fragmentów uprzywilejowanych. Szacunek dla szabatu i odrzucenie cudzołóstwa są tak samo ważne. Teksty o miłowaniu bliźniego jak siebie samego i nie mieszaniu wełny mają ten sam status. Jak to możliwe? W rytualnym prawie żydowskim pierwszym z trzech najważniejszych elementów jest to, co jemy, kasher. Drugi element to podstawa żydowskiego prawa seksualnego, czyli czystość (dlatego nie można odbywać stosunków seksualnych z żoną podczas menstruacji i w ciągu następnych siedmiu dni). Sprawa trzecia to sobota.

W piątek wieczorem zostają przerwane wszelkie prace, nie zapala się światła, nie pisze, nie pracuje, jest to dzień całkowitego odpoczynku. Widzimy zatem, że zostały tu ujęte sposoby wyrażania trzech wielkich pragnień: pożywienie, seks, kariera. Jeśli nie idę za porządkiem świętości, będę jadł, co chcę, współżył seksualnie ile chcę i tak dalej. Dal wielu to właśnie jest wolność. Dla zrobienia kariery pracuj ile chcesz, to również jest wolność, jednak ostatecznie forma zniewolenia. Wszystko to, charakteryzuje zwierzęta, pewna forma zniewolenia wobec własnej natury. Przeciwnie, praktyka prawa żydowskiego ma dwa, łączące znaczenia. Pierwsze, ze we wszystkich aspektach konkretnego życia, od momentu przebudzenia, nawet bez myślenia, pierwszymi wypowiadanymi słowami są: „Zawsze stawiam sobie Boga przede oczy”. Takie jest prawo i zawsze rano musisz to powtórzyć. Teraz popatrzmy na trzy przykłady z mojego doświadczenia. Siadając do stołu, czy jedząc, za każdym razem muszę pytać czy to jest kasher, czy nie, nie mogę jeść wszystkiego, co chcę. W czynności jedzenia zatem respektuję polecenie Boga. W akcie miłości, współżyjąc z moją żoną, respektuję polecenie Boga. Następnie muszę zaplanować tydzień, i dobrze wiem dlaczego nie mogę pracować, nie mogę podróżować w sobotę. Kiedyś odmówiłem przyjęcia honorowego tytułu naukowego jednego z europejskich uniwersytetów, ponieważ powiedziano mi, że ceremonia nadania odbywa się zawsze w sobotę i tytuł nie może zostać przyznany pod moja nieobecność. Planowanie tygodnia w taki sposób jest jednak aktem wolności, ponieważ podporządkowanie się czemuś, co jest nie z tego świata wyzwala cię, również wówczas, gdy nie wiąże się z jakąś regułą ascetyczną. Masz polecone by jeść, bawić się, żyć pełnią życia, rozmnażać się, mieć dzieci. Cieszysz się życiem, nie jest to jakaś ascetyczna dyscyplina, ale sposób, by panować nad pragnieniami, aby stawić opór temu, co Giussani nazwał „dyktaturą pragnień”. Program potwierdzający, że nie musisz być niewolnikiem swoich pożądań. Przeżywając życie, nie osiągniesz świętości dzięki spędzeniu w Świątyni jednej godziny tygodniowo, kiedy wszystko jest wyciszone i ty masz swoją godzinę świętości. Życiem jest to, czym żyjesz. Życie, w którym stapia się moralność i obrzędowość, a tym, co łączy moralność z obrzędowością jest właśnie koncepcja świętości, koncepcja, która nie jest klerykalna. Zgodnie z nią wszyscy jesteście wspólnotą.

 

Albacete: Jaki jest zatem najlepszy sposób opierania się owej dyktaturze pragnienia, która wywiera tak wielki wpływ?

 

Weiler: Przede wszystkim to sprawa skromności. Dlatego właśnie, w mojej książce na temat Europy chrześcijańskiej przytoczyłem słowa proroka Micheasza: „I czegóż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim?” i inne, wręcz onieśmielające słowa: „Mamy prawdę, poznaliśmy prawdę”, ale to nie jest prawo, lecz chodzi o przypomnienie cnoty skromności. Po drugie – przykład. We wspólnocie żydowskiej mamy ten sam rodzaj walki: 85% jej członków nie praktykuje, nie stosuje prawa. Wielu młodych mówi mi: „Jest zbyt trudne i twarde. Jak mogę tak żyć?”. Tak, żyjąc w ten sposób ukazujesz tę możliwość innym: „Ja robię karierę, mam piękny dom, mogę być przykładem”. Zobacz, w judaizmie ascetyzm nie jest w żaden sposób uprzywilejowany. Wciąż wypominam moim przyjaciołom chrześcijanom, że kiedy idą do pracy, nie potrafią się niczym wyróżnić. Nie sposób ich odróżnić od reszty. Rozpoznaje się tych, którzy są nieprzeciętni. Ostatecznie wszyscy musimy protestować przeciwko tolerancji budowanej na niepewności gdy idzie o prawdę i na relatywizmie moralnym, a głosić prawdziwą tolerancję, która nie stara się narzucać własnej prawdy. Musimy stawić czoła dyktaturze relatywizmu ukazując fałsz mitu, że jeśli negujesz sceptycyzm epistemologiczny i relatywizm moralny to jesteś osobą nietolerancyjną. Wielka uroczystość pogrzebowa Jana Pawła II ukazała, że można głosić i praktykować tolerancję, a jednocześnie negować sceptycyzm i relatywizm. Prawdziwą miarą tolerancji jest zasada: wierz w posiadanie prawdy, bądź pewny, że masz prawdę, tym niemniej, unikaj narzucania jej innym.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją